Zdawało się, że Rudek odlotu dzieci i Krystyny nawet nie zauważył. Pochłonięty był problemami kubańskimi tak bardzo, że nie zauważył nawet, że codziennie kiedy wracał z pracy, zjawiał się przed jego domkiem opuszczony pies Czechów, którzy wyjechali z wyspy, były narzeczony Miki, Puntik. Był to bardzo piękny kundel o kasztanowej, przechodzącej w złote pasemka grubej sierści i trudno go było nie zauważyć. Dlatego Rudek go jednak w końcu zauważył i zaczął codziennie wynosić Puntikowi zupę, którą zawsze po pracy sobie gotował. Jak szedł do sąsiednich domków w odwiedziny, Puntik mu towarzyszył, siadał przed domkiem i czekał, aż Rudek z niego wyjdzie i odprowadzał go do domu, potem znikał, by o godzinie 17 następnego dnia pojawić się przed domem Rudka na zupę.
Ale na Kubie były ważniejsze sprawy, niż bezdomne psy. Ogniskiem zapalnym było Guantanamo, zwane przez Kubańczyków Caimanera, oddane Amerykanom mocą ustawy na wieczyste użytkowanie. Tę bazę wojską, za którą Amerykanie płacili Kubie czynsz i zatrudniali w niej miejscowych Kubańczyków dobrze im płacąc, pod naciskiem Chruszczowa Fidel chciał oddać Związkowi Radzieckiemu, by mógł tam sprowadzić sprzęt wojskowy. W związku z tym odbywały się ciągle próby wybębniania jankesów z wyspy na wiele sposobów. Już 13 stycznia 1964 roku spędzono pod pusty budynek amerykańskiej ambasady w Hawanie tłum, skandowano przez megafony Pim para fuera – abajo Caimanera!. Zawieszono na balkonie karnawałową kukłę Wuja Sama i podpalono flagę amerykańską. Rudek te godziny nienawiści omawiał w biurze skarżąc się, że nie może się porozumieć ze swoim bratem mieszkającym w stanie Ohio i musi słać do niego listy przez Polskę, gdzie je dopiero odsyłają na amerykański kontynent, przez co korespondencja idzie kilka miesięcy.
Guantanamo było ogniskiem zimnej wojny, ale też wojny na wodę. Fidel zakręcał bazie wojskowej wodę i humanitarnie otwierał wodociąg na godzinę na dobę „dla kobiet i dzieci”. 10 lutego w bazie zapadła decyzja rozpoczęcia budowy urządzeń do odsalania wody morskiej, która miała kosztować dziesięć milionów dolarów i uniezależnić Guantanamo od Kuby. Przedsięwzięcie było drogie i trudne, materiały i urządzenia przywożono ze Stanów, ale wytwórnia słodkiej wody ruszyła w kilka miesięcy później, dokładnie w dniu wielkiego święta kubańskiego ustanowionego na cześć Ruchu 26 Lipca. W odpowiedzi na to Castro zwołał konferencję dla dziennikarzy w Varadero w hotelu International, gdzie siedząc w fotelu z zapalonym cygarem w obscenicznych słowach straszył Amerykanów radzieckimi rakietami. Potem radzieckie spychacze ścięły kaktusy pod budowę bunkrów w szerokim na trzysta metrów pasie ziemi i trzydziestoośmiokilometrowej linii granicznej przy bazie Guantanamo. Zbudowano 400 kubańskich bunkrów wojskowych, na które jankesi skierowali swoje działa i reflektory, oświetlali je nocami także z powietrza helikopterami. Amerykanie obliczyli, jak podało radio Cuba Libre w Miami, że kosztowało to co najmniej piętnaście milionów dolarów. Kubańczycy w Guantanamo rzucali kamieniami i obraźliwymi słowami, nękali i straszyli marines.
Sowietyzacja na Kubie się zaostrzała. Sprowadzeni z ZSRR agenci pomagali w tworzeniu sieci donosicieli znanej pod nazwą Comites para la Defensa de la Revolucion.
Mimo to w pracy Rudka otwarcie rozmawiano o emigracji i ucieczkach, szczególnie, kiedy Fidel pozwolił przez port Camarioca w pobliżu Matanzas opuszczać Kubę w ramach łączenia rodzin. I tak wcześniej nielegalnie przez Camariocę uciekało na pontonach i łódkach mnóstwo zdesperowanych Kubańczyków, ich tragedie były w pracy Rudka omawiane. Ale najboleśniejsza była akcja Piotruś Pan, gdzie dzieciom obiecywano baśniowe przygody na emigracji. W latach od 1960 do 1962 poprzez katolicką organizację wykorzystującą fakt, że dzieci nie muszą mieć wiz do Stanów Zjednoczonych, przeprowadzono „Operación Peter Pan”. Przez dwa lata wygnano z wyspy 14 tysięcy dzieci w wieku szkolnym, którym obiecano, że rodzice zaraz do nich dołączą. Stało się to niemożliwe, czego nie przewidziano, gdyż porażka kubańskich rebeliantów w Zatoce Świn, a także kryzys rakietowy uniemożliwił matkom dołączenie do dzieci, nie dostały zezwolenia na wyjazd. Dzieci czekały na nie w domach dziecka lub rodzinach zastępczych i kreślarki w pracy Rudka o tym z płaczem opowiadały.
Jesienią 1964 roku Kuba stała się już państwem policyjnym. W organizacji Comites para la Defensa de la Revolucion, na czele której stanął minister spraw wewnętrznych Ramiro Valdes, legendarny rewolucjonista z ataku na koszary Moncada u boku Fidela było już trzy tysięcy agentów inwigilujących wszystkich i wszystko. Reformy rewolucyjne zakazały zmiany miejsc zamieszkania, dlatego chiuato mieli ułatwioną pracę. Zsyłano do obozów pracy katolików, Świadków Jehowy, Adwentystów Dnia Siódmego, Badaczy Pisma Świętego, baptystów, uchylających się od pracy, mówiących źle o Castro, anty castrowskich partyzantów i bojowników zsyłano do kubańskich kołchozów.
Teraz Rudek dowiedział się, że wydarzenia z 2 lutego 1964 roku miały inny przedbieg, niż podała prasa kubańska i agencja PAP, której notkę Piotra Ikonowicza Rudek przeczytał w „Trybunie Ludu” w polskiej ambasadzie. Pisano słowami Fidela o „głupiej prowokacji ze strony jankeskich imperialistów i agresji, której żadną miarą nie wolno tolerować!”. Cytowano moskiewską „Prawdę” nawołującą do przywołania amerykańskich piratów do porządku. A było tak, że kuter amerykańskiej Straży Wybrzeża spotkał cztery łodzie rybackie które przekroczyły pięciokilometrowy pas amerykańskich wód terytorialnych. Na łodzi wykryto nadajnik, trzydziestu ośmiu rybaków na czterech łodziach w mundurach kubańskich rewolucjonistów. Przyholowano ich na Key West i zaaresztowano.
Tymczasem Związek Radziecki słał Kubie mocą porozumień handlowych wyposażenie radiostacji, dok pływający, materiały i dokumentację techniczną dwóch elektrowni, portu rybackiego, zakładów metalurgicznych oraz zakładu remontu samochodów. Dzięki radzieckim ładowaczom zafra nie była tak ciężka. W przyszłym roku miały nadejść radzieckie kombajny radzieckie typu KCT-1. Przemysł rodzimy i import pozwalały też Kubie na dalsze postępy w mechanizacji. Przy kubańskiej zafrze zaczęły pracować też kombajny australijskie firmy „Massey-Ferguson”.
Wielka Brytania sprzedała też Kubie 16 autobusów Leylands.
W lipcu 1964 stany Zjednoczone spowodowały zerwanie z Kubą stosunków dyplomatycznych i handlowych państw Ameryki Łacińskiej. Johnson od roku był nowym prezydentem w Stanach i nagle nastąpiły też zmiany w ZSRR. W październiku 1964 Rudek przeczytał, że nagle Chruszczow ustąpił, a moskiewska „Prawda” wypomniała mu nieudolność kryzysu rakietowego na Kubie: „ugodził w prestiż Związku Radzieckiego”. Chruszczow kochał Kubę całym sercem, płakał, jak ją będąc na delegacji opuszczał i wszyscy spodziewali się po Breżniewie jeszcze czegoś gorszego, niż wyspę spotkało do tej pory.
Jeszcze w czerwcu 1964 władze kubańskie wystąpiły o przedłużenie pobytu przed urlopem Rudka i objęcie stanowiska doradcy technicznego. Zlecono mu projekt technologiczny zakładu prefabrykacji elementów konstrukcyjnych dla budowy fabryki lin w Bayamo na zlecenie Wiceministra Materiałów Budowlanych inżyniera Euzebio Ezenarro. Równocześnie projektował dźwig przenośny dla budowy domów osiedla mieszkaniowego, dla Dyrektora Departamentu Osiedli architekta Gabriela Zerguera. Do obu tych prac Rudkowi przydzielono dwóch nie w pełni wykwalifikowanych konstruktorów pracujących na poziomie polskich kreślarzy. Rudek za nich obliczał, poprawiał rysunki, często zaczynał od nowa źle wykonane prace. Zaraz po powrocie z pracy pracował w domu, by rano zanieść pracownikom rozwiązania. Z końcem listopada miał wykorzystać urlop zeszłoroczny i polecieć do Polski, ale prace były nie skończone i Rudek domagał się od swoich kubańskich przełożonych zwiększenia ilości konstruktorów o odpowiednich kwalifikacjach. W drugiej połowie grudnia zgłosiło się dwóch konstruktorów, podobno studentów uniwersyteckich, którym objaśnił projekt i zadania dla nich, ustalając termin rozpoczęcia przez nich pracy. Do pracy jednak nigdy się nie zgłosili. Rozpoczętą pracę w tej sytuacji kończył sam, Kubańczykom pozostawiając na czas swojego urlopu wyciąganie rysunków w tuszu, które cały czas poprawiał. Wtedy też odbywał się proces wdrażania i realizacja projektu, niekończące się konferencje, rady techniczne i dyskusje już w trakcie rozpoczętej budowy.
Rudkowi w styczniu 1965 roku dokwaterowano świeżo przybyłego warszawiaka, grafika Bogdana Zieleńca, który był tylko o rok od niego młodszy i okazał się wspaniałym człowiekiem, na dodatek urodził się w Sosnowcu i zaraz poczuli się ze sobą swojsko. Zieleniec wniósł w dom Rudka filozoficzny spokój i te wszystkie lęki związane z pracą i sytuacją polityczną, potrafił swoją zrównoważoną osobowością uśmierzyć, wprowadzić w ich życie dowcip i ironię. Rudek, nie znający się na sztuce współczesnej komentował liczne prace graficzne Zieleńca i obaj zarykiwali się ze śmiechu.
– To kogut – mówił Rudek, podczas gdy rysunek piórkiem przedstawił zupełnie coś innego. Zieleniec nabijał się z wyglądu betonowej szkoły Instituto Superior de Arte, do której jeździł codzienne gauaguą prawie 30 kilometrów na zachód wybrzeżem przez Miramar aż do rzeki Quibú. Szkoła w której uczył była największą chlubą architektury rewolucyjnej. Podlegała Ministerstwu Przemysłu Kuby, czyli ministrowi Che-Gueverze. Zadaniem Zieleńca było utworzyć tam „Wyższą Szkołę Wzornictwa Przemysłowego” jako część większego organizmu, czyli „Szkoły Sztuki Narodowej” . Ponieważ przyszło mu pracować w okrągłej kopule, gdzie nie było kątów prostych, psioczył na te niedogodności, szczególnie, że jego uczniowie przychodzili na zajęcia głodni i z biegiem czasu jego pracownia zamieniła się i w kuchnię, gotowali w niej jego przydziałowy ryż.
Po ukończeniu przez Rudka obu prac, departament “Asistencia tecnica” zarezerwował mu miejsce w samolocie na drugiego lutego 1965. Dwa dni wcześniej, 30 stycznia powiadomiono go, że równocześnie otrzymuje bilet na drogę powrotną dla siebie i dla małżonki. Krystyna nie zgodziła się na wyjazd dzieci, co łączyłoby się z utratą roku w szkole. Miały zostać w Katowicach z babcią.
W kilka dni przed odlotem skierowano go, w towarzystwie kubańskiego inżyniera Brezosa do Instituto de Los Reciersos Hiddraulico, gdzie dyrektor przedstawił mu prace, jakich powinien się podjąć po powrocie, i na których podjęcie się zgodził. Polecono pracownikowi wystąpić z pismem w tej sprawie do Ministerstwa Pracy z równoczesnym powiadomieniem Biura Radcy Handlowego przy Ambasadzie PRL i Rudek podał nazwisko obywatela Anatola Koreca.
Już 6 lutego w czasie nieobecności Rudka, a także Bogdana Zieleńca który wyjechał na wieś by przygotować ilustracje do swojej książki, obywatel Korec, by móc umieścić na Kubie swojego człowieka, rozgłosił, że Rudek już nie powróci. Polecił wyrwać zamek, usunął rzeczy Rudka i zakwaterował tam inżyniera Dubińskiego. Wszelkie rzeczy osobiste usunął z jego pokoju do innego pomieszczenia. Ponieważ przed wyjazdem do kraju strona kubańska wysłała rezerwację biletów dla Rudka i Krystyny, co zostało w parę dni po przylocie do Polski potwierdzone przez PLL “LOT”, obywatel Anatol Korec wstrzymał wyjazd Rudka i żony Rudka na Kubę.