Lata sześćdziesiąte. Rudek (10)

Mimo, że w Hawanie było najwięcej samochodów przypadających na jednego mieszkańca w porównaniu z innymi miastami Karaibów, Rudek nie mógł wynająć żadnego samochodu, by zabrać rodzinę na wycieczkę po wyspie. Nie tylko dlatego, że nie miał prawa jazdy, ale też i nikt samochodu by mu nie dał. Chociaż transportowano statkami Warszawy i Syrenki dla Polaków, to jednak Rudek nie był w hierarchii tak ważnym Polakiem, by przydzielono mu służbowy samochód. Korzystał tylko z pomocy kierowcy Ministerstwa Budownictwa wożącego inżynierów na place budowy, który za pieniądze, kawę i upominki zgodził się pojechać z Rudkiem w dniu wolnym od pracy.
Krystyna, ani dzieci, nigdy nie wiedzieli, kiedy to nastąpi, a dzieci bardzo chciały gdzieś wyjechać i zobaczyć prócz Hawany jeszcze inny kawałek Kuby.
Nim to nastąpiło, wybierali się razem idąc brzegiem morza na zachód do Cojímaru sławnego z tego, że jakiś mały chłopak pomagał Hemingwayowi na jego jachcie Pilar, a potem Hemingway to opisał i dostał za to Nagrodę Nobla. Chodziły słuchy u Rudka w pracy, że Hemingway był skąpy i chłopca wykorzystał, ale tak naprawdę, nikt nic o tym wszystkim nie wiedział. Czułe fotografie Fidela z noblistą Hemingwayem o niczym nie świadczyły, nim się pisarz zastrzelił to i tak kubańska willa została uwłaszczona i mu odebrana bez względu na to, że miał dla Rewolucji entuzjazm i miłość. Rudek obiecał dzieciom, że pojadą do muzeum Hemingwaya, do miejscowości San Francisco de Paula, do posiadłości Finca Vigia. Było to tylko 17 kilometrów z Alamaru samochodem, ale nie miał pojęcia jak tam się dostaną. Był tam już, ale było zamknięte dla zwiedzających, zobaczył tylko trzynaście akrów drzew bananowych, tropikalne krzewy i zadbany ogród z basenem. Żona Hemingwaya opuściła go w 1960 roku i wróciła do Stanów Zjednoczonych kiedy przejął ją kubański rząd.
Zbliżali się do najstarszej bazy rybackiej w Hawanie, do której Ernest Hemingway przypływał z małymi rybkami z połowu i karmił nimi pelikany. Ujście rzeki Cojímar pod względem roślinności miało już inny charakter niż wybrzeże na Alamarze, była tu masa dziwnych owadów, mrówek, termitów, karaluchów, mszyc, chrząszczy, motyli i skorpionów. W chaszczach żerowały jaszczurki i ptaki owadożerne, a w wodzie w większej ilości, oprócz ryb, były ośmiornice, jeżowce i glony. Wyjątkowo bujna roślinność przy ujściu rzeki, na której przycumowane z obu stron kutry rybackie tworzyły barwną na jej tle mozaikę, przetykaną jaskrawymi kwiatami flamboyana, co ze szlachetnymi, spatynowanymi wodą burtami kutrów tworzyła malowniczy obraz.
– To stąd uciekają do Stanów Zjednoczonych na tratwach i oponach – myślał Rudek, pamiętając niedawne ostrzeliwania wojsk granicznych bezbronnych ludzi.
Z wybrzeża zatoki Cojímar widzieli po prawej stronie Alamar, skąd przyszli, a po lewej fortyfikacje twierdzy, która podobno kiedyś była połączona z El Morro szczelnym murem w obronie przed piratami.
Było tu dużo ludzi, dzieci i starcy szli z wędkami ku wodzie, całe rodziny brodziły po mieliznach kolczastego wybrzeża.
Weszli do parku, gdzie stał, wysokości najwyżej jednego metra castillito z wieżami z blankami i Ewa już nie chciała opuścić tego zamku, ani całego parku. Przy wybetonowanych ścieżkach były zadaszone, niskie lampy, w nocy musiało tu być magicznie. Między parasolami pokrytymi liśćmi palmy królewskiej rosły barwne krzewy bugenwilli, delikatne mimozy, których trącone przez Ewę listki natychmiast nawiązywały z nią kontakt ruszając się, gigantyczne asparagusy, paprocie i oleandry. Były skalniaki z mnóstwem kwitnących gatunków kaktusów i czerwonych krotonów. Pole do mini golfa było puste i przez nikogo nie obsługiwane.
W nowo zbudowanej restauracji „El Golfito” z betonowych płyt, z betonowymi kolumnami w stylu modernistycznym le Corbusiera sprzedawano sandwicze. Do niklowanej, wielkiej amerykańskiej maszyny czarnoskóry barman wkładał biały chleb tostowy z mnóstwem warstw szynki, pomidorów, papryki, zalany ketchupem, na tę dziesięciocentymetrowej grubości kanapkę nakładał drugą, podobnej wielkości. Całość zmniejszała niklowana maszyna pod wpływem gorąca i nacisku. Rudek kupił dla dzieci helado – lody w szklance, które się piło i które było ich ulubionym przysmakiem – a dla siebie i Krystyny piwo.
Andrzej wrzucił do szafy grającej 5 centavos i wielka, czarna dźwignia podniosła się zza szybki i wydobyła czarny krążek płyty, który umieściła na adapterze. Rozległa się kubańska taneczna muzyka.

Nie wiadomo było, czy El Golfito należy do Alamaru, czy już do Cojímar, podobno rzeka Cojímar oddzielała te dwie dzielnice. Dlatego, by definitywnie się odciąć od miejsca skąd przyszli, weszli na most przerzucony przez ciemne wody niezbyt szerokiej rzeki i przeszli brzegiem zatoki. Weszli na główną arterię wioski, via Marti Real, przy której stały parterowe domki tonące w bananowcach i bugenwillach z charakterystycznymi dla krajów tropikalnych podcieniami wspartymi drewnianymi słupami. Podobnie, ale bardziej okazale prezentował się piętrowy dom z kolumnami, w którym na parterze mieściła się słynna restauracja La Terraza z tarasem na morze, szczegółowo opisana przez Hemingwaya w powieściach.
Szli dwa kilometry w skwarze popołudnia i bali się, że przed zmrokiem nie zobaczą polecanego w pracy Rudka sztandarowego dzieła architektów Rewolucji, Reparto Camilo Cinfuegos.
Weszli na Carretera Del Morro łączącej zamek z osiedlem i sylwetka białej części fortyfikacji w Cojímarze z białym, okrągłym pawilonem podobnym do świątyni greckiej zniknęły im z oczu.
Plan przedrewolucyjny architektów Batisty, do którego zaprosił największych i najsławniejszych budowniczych tamtych lat przewidywał dla odcinka między Castillo del Morro, a Cojímar dzielnicę mieszkaniową dla bogatych. W celu promowania sprzedaży gruntów wydawano broszury dowodzące, że budowany właśnie tunel Bay łącząc się pod wodą z Hawaną del Este i budowa Via Monumental, największej autostrady na świecie o szerokości 100 lub 150 metrów umożliwi dotarcie z centrum Hawany, do planowanych tam domów dla 200000 mieszkańców w kilka minut. Zdążono ukończyć Tunel, cud inżynierii kubańskiej – 733 metrów długości z czterema pasami ruchu o szerokości 3,35 metrów każdy – 31 maja 1958 roku. Reklamowano, by kupować działki w Cojímar i Alamar zwany lazurowym wybrzeżem Hawany, mającym być piękniejszym od Nicei. Do inwestycji włączyli się mafiosi tacy jak Meyer Lansky i Santos Trafficante chcących dodatkowo zrobić z Hawany Las Vegas Karaibów.
Od 1 stycznia 1959 z trybuny grzmiał już Castro w zupełnie innym tonie. Reforma miejska uchwaliła redukcję płatności czynszów o połowę i ich uwłaszczenie. Milion kubańskich rodzin stało się posiadaczami domów, w których mieszkali. Obiecano mieszkania dla wszystkich wchodzących w dorosłe życie Kubańczyków.
Fidel Castro zarzucił architekturze przedrewolucyjnej, że jest przestarzała, burżuazyjna i brzydka. Nowa, która powstanie, będzie przewyższać standardy amerykańskie, ponieważ tam się produkuje bomby (energia ludzka jest tam marnowana), a na Kubie nie. Ta wyspa, wyspa Kuba nie ma ani problemów religijnych, ani rasowych i może być rajem. Architekci mają nie budować poszczególnych budowli, ale nowe, w rewolucyjnym duchu miasta.
I tak powstało Reparto Camilo Cinfuegos
Budownictwo rewolucyjne cechowała prostota formy i konstrukcji. Szukano rozwiązań technicznych umożliwiających jej lekkość. Wpływy radzieckie dyktowały symetrię, oszczędność miejsca i preferowały prefabrykaty. Zgodnie z panującą modą integracji sztuki z architekturą powstawały na elewacjach domów i przed domami betonowe rzeźby abstrakcyjne. Badania i eksperymenty w zakresie technologii budowlanych stawiały sobie za cel budowania szybkiego, masowego, taniego z dostępnych na wyspie zasobów. Wytwarzano betonowe elementy świetlne, prefabrykowane łuki z cementu azbestowego, które były lekkie. Wszystko to w pierwszych latach po rewolucji miało znamiona wysokich kwalifikacji budowniczych. Brutalizm w architekturze surowy i ascetyczny wspomagany przyjaznym ciepłym, wolnym od zim klimatem zaowocował niezwykłym pięknem. Le Corbusier w wydaniu karaibskim to białe, gładkie ściany z loggiami i sypialniami na zewnątrz, z ażurowymi ścianami między budynkami.
W miasteczku Camilo Cinfuegos powstało wszystko potrzebne do życia wspólnoty: centrum handlowe, placówki służby zdrowia, ośrodki społeczne, szkoły, żłobki, przedszkola, place zabaw, drogi dla aut i pieszych. Osiedle zostało otoczone szerokimi alejami, w którym był tylko ruch kołowy i drogi serwisowe typu “Cul de Sac”. Miejska przestrzeń w całości dla pieszych, została utworzona z budynków o różnych wzorach i wysokościach: trzy rodzaje czterokondygnacyjne i dwa rodzaje jedenastopiętrowców. Domy stworzone i finansowane przez państwo były bardzo tanie, 60 dolarów za m2 wysokiej jakości wykonania.

Krystyna z dziećmi usiadła na betonowej, zwężającej się ku dołowi ławeczce i z zachwytem chłonęła to osiedle wykonane starannie z pierwszorzędnych materiałów, nie takich tandetnych, jak Koszutka. Dzieciom też ten nowy wspaniały świat się podobał, szczególnie, że wszędzie rosły bananowce, owocujące palmy i kwitły krzewy, a zza budynków prześwitywała tafla szafirowego morza.
Słonce zaczynało już świecić na czerwono i podniesieniem ręki złapali guagułę, która zawiozła ich na Alamar.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii lata sześćdziesiąte i oznaczony tagami , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *