Jaga była dwunastoletnią, chudą blondynką z Warszawy, ale w odróżnieniu od warszawiaków Kasi i Tomka, nie zadzierała nosa, nie gardziła Ślązakami i była bardzo żywa, pełna inwencji w wyborze zabaw na Alamarze i Andrzej z Ewą lubili Jagę. Wpadała do nich zawsze niespodziewanie z psem Miką i tak samo nagle znikała. Z biegiem czasu nie mogli już bez siebie żyć i przebywali stale, szczególnie, że pani Pydymowska i Krystyna ciągle niedomagały, tak że dzieci po jakimś czasie same woziły zakupy do domu sklepowymi wózkami z Jagą i Miką. Mika posłusznie siedziała przed sklepem wiedząc, że Jaga kupi dla niej radziecką świńską tuszonkę. Chodzili też razem na wybrzeże pływać i to Jaga pouczyła Rudka, gdzie ma swoim dzieciom kupić na kartki maskę i fajkę do nurkowania. Ewa nie umiała pływać, a Jaga dopiero niedawno się nauczyła. Kiedy wyruszali na wschód, na odległą o 6 kilometrów plażę, idąc dwie godziny wzdłuż brzegu morza czerwoną ścieżką w skwarze ze swoimi matkami, które cały czas umierały pod chińskimi parasolkami, zabierając ze sobą Pilar i jej siostrę, mimo trudu i wysiłku było to dla nich wielkie święto. Na plaży Bacuranao w 35 st. Celsjusza wchodzili natychmiast do wody bez polskiej celebry grajdołków i wiatrochronów. Zasolenie było tak duże, że ciepłe fale unosiły na swojej powierzchni nawet największych nieudaczników pływania, toteż można było pływać już w pierwszy dzień po spotkaniu z wodami Zatoki Meksykańskiej. Ewa jako jedyna miała dwuczęściowy kostium kąpielowy uszyty przez Krystynę z różowej kratki z falbanką pod stanikiem i taką samą falbanką wszytą w gumkę tylnej części majtek. Marzyła o kostiumie takim jaki miała Pilar, też kretonowym, ale jednoczęściowym i marszczonym na całej powierzchni gumkami z zapinanym na plecach zamkiem błyskawicznym. Na białym piasku opalali się wszyscy z osiedla Alamar i Habana del Este, i była to piękna plaża, otoczona iglastymi drzewami dającymi cień i ukojenie. Gdzieniegdzie w piasku rosły karłowate palmy, pod którymi Krystyna z Pydymowską rozłożyły prześcieradła i wyjęły z koszyków kupionych w hotelu Habana Libre przyniesione napoje i owoce. Ponieważ obowiązywała trwała ondulacja i żadna kobieta nie mogła pokazać się w prostych włosach, założyły gumowe czepki na głowę, by jej nie zamoczyć słoną, szkodliwą dla ich włosów wodą. Nim Rudek kupił maski i fajki, dzieci nurkowały z otwartymi oczami i sól morska nie szkodziła ich oczom. Woda była turkusowa i krystaliczna, pływały w niej tylko meduzy i glony.
Plaże przed rewolucją były prywatne, zajmowane przez kluby jachtowe i prywatnych właścicieli wykupionych gruntów pod wille. Ich upublicznienie nastąpiło rewolucyjnym dekretem w 1959 roku, a raczej przywrócenie praw z 1880 roku zezwalających kąpać się i podróżować po wybrzeżu Kuby. I pierwszą z plaż uwłaszczonych była właśnie plaża Bacuranao zwana Plażą Ludową.
Jednak szli tam nieczęsto, raczej kąpali się za sklepem na Alamarze w wodach nieprzychylnych i niebezpiecznych ze względu na jeżowce. Po pierwszych niepowodzeniach, kiedy czarnych igieł największych okazów poruszających się w wodzie nie dało się uniknąć i ból ukąszeń był tak wielki, że drętwiały nogi, a kolce wychodziły dopiero po posmarowaniu ukąszenia jodyną pozostawiając krew i opuchliznę, nauczyli się je omijać. Wystarczyło po prostu z brzegu rzucać się na taflę wody nie dotykając dna i uważając, by jeżowce nie dosięgły kolan. Wszystko, czego doznawali i czym ryzykowali warte było tego, co oddychając fajką zobaczyli przez szklaną szybkę maski. Dno o tej samej, fioletowo rdzawej barwie co wybrzeże, pełne dołów o ostrych, koralowych krawędziach zastygłej lawy i porosłej dodatkowo zwapnionymi naroślami, zaludnione było wciśniętymi w jamy skorupiakami, nad którymi przepływały kolorowe jak w akwarium rybki. Ale był to świat czarowny, nigdzie nie spotykany, a współuczestnictwo w nim było narkotyczne i uwodzicielskie, Zajrzawszy raz pod taflę morską nie wdziało się już nic ponad to, nie chciało się już stamtąd wychodzić. Ewa mogła zrozumieć fascynację Tamary „Diabłem morskim”, ale czy ten ruski diabeł widział chociaż raz w życiu tak piękny świat podwodny w morzach Gruzji? Tu było dosłownie wszystko, czego pewnie nie wdziała ani Mała Syrenka Andersena, ani kapitan Nemo, ani Robinson Crusoe, nikt, kto dobrowolnie chciał to opuścić i żyć w mieście. Szmaragdowe, purpurowe, szafirowe, cytrynowe i pomarańczowe, złote i srebrne rybki przepływały swobodnie po kwitnących na dnie morskim ogrodach, pełnych ażurowych sztywnych liści kołyszących się od ruchów pływającego. Wystawały śnieżnobiałe budowle rozgałęzionych korali, wyzierały omszałe kamienie, a wszystko to zalewało słońce bijące w taflę wody.
Tak kąpać się mogli codziennie po obiedzie przychodząc tu z Jagą i Miką, i kiedy zapadał już zmierzch wracali do domu, huśtając się po drodze na huśtawkach osiedlowych, które w odróżnieniu od polskich sztywnych, miały długie łańcuchy i tylko drewnianą nie osłoniętą niczym deseczkę siedzenia. Zaglądali przez okno do domku Tomka i Kaśki gdzie trwała ich niekończąca się wojna. Kaśka z jakimś ciężkim przedmiotem biegała po całym domu demolując sprzęty i goniąc Tomka, a potem role się odwracały. Nieobecność rodziców rodzeństwa wzmagała nie wygasającą w nich furię, a krzyki i ryki ich walki rozlegały się na całym osiedlu.
Ewa wypity owoc kokosa zdążyła umocować na kiju przed domem i z braku giry zrobiła z niego murzyńską maskę. Nasiona zebrane na wybrzeżu dzięki przywiezionym przez lekarza wenerologa narzędziom z torebki Ewy zamieniła na cały świat ludzików, niektóre podarowała, nawet Kaśce. Matka Kaśki wyniosła wtedy z domu kretonowe gałganki i piękną włóczkę idealnie nadającą się na włosy lalek, dała je Ewie i powiedziała, że Ewa robi tak przepiękne rzeczy, że szkoda ich dla Kaśki, na którą popatrzyła z wyraźną pogardą. Ewa robiła też obrazki z muszelek i koralu, układała je w całe opowieści i podmalowywała plakatówkami.
W chwilach wolnych Ewa z Andrzejem długo walczyli z mrówkami i ta wojna zakończyła się ich przegraną. Kiedy wyszli na dach domu który składał się z betonowego walca przeciętego wzdłuż tworząc dwa półkoliste zwieńczenie i stamtąd oblewali terpentyną z butelek, idący miarowo jak żołnierze pochód dwu centymetrowych mrówek, niosących na plecach ukochany flamboyan Rudka, widzieli z lotu ptaka, że są pokonani. Smętny kikut sterczący przed domem obgryzionego młodego drzewka byłby do uratowania, gdyby mrówki nie wracały jeszcze po pozostawioną resztę. Kiedy już ogołociły całe drzewko, nagle, jak ręką odjął, zniknęły. Zrozpaczony Rudek pocieszał się wysianymi, przywiezionymi przez Krystynę z Polski nasionami i zdołał wyhodować pnący wilec, który powoli zastępował pustkę po flamboyanie. Inni Polacy hodowali w wydzielonych, osłoniętych od słońca grządkach pietruszkę i szczypiorek, podobno nie do dostania na Kubie, ale Krystyna ich nie potrzebowała, jak i nie potrzebowała niczego sadzić.
Rudek z Krystyną wieczorami, kiedy już było chłodniej, jechali najczęściej z Pydymowskimi do Hawany guagłą do jednego z licznych klubów mocnych, gdzie pili koktajle alkoholowe przy śpiewie, muzyce i tańcu. Dzieci w tym czasie leżały pod jedną moskitierą Andrzeja i opowiadały sobie to co na Kubie widziały. Jaga, mająca gdzieś dostęp do telewizora, jeżdżąc do ojca do pracy i wizytując znajomych mu Kubańczyków opowiadała, co oglądała w kubańskim telewizorze i w kubańskich kinach. Oprócz tego co w Polsce, czyli Zorro, Flipa i Flapa, Tarzana i Myszki Miki wdziała jeszcze kota Feliksa, psa Rin Tin Tina, Supermana i filmy oraz seriale: „Mighty Mouse”, „I Love Lucy”, , „Woody Woodpecker”, „Betty Boop”, „Buck Rogers”, „Hopalong Cassidy”, „Gunsmoke”, „Bat Masteston”, „Flash Gordon”, „Sea Hunt”, „Perry Mason”.
Tymczasem ich rodzice próbowali zaliczyć większość klubów nocnej Hawany, których było mnóstwo. Przed rewolucją w Hawanie było ponad 100 klubów nocnych, ale Fidel nie zdołał ich pozamykać. W trzech spotkaniach z artystami i intelektualistami w Bibliotece Narodowej 30 czerwca 1961 premier Fidel Castro wygłosił przemówienie “w rewolucji wszystko, przeciwko rewolucji nic” uznając, że zmącą kryształ rewolucji długie włosy u mężczyzn i noszone przez nich dżinsy kwalifikując je jako akt dywersji. W marcu 1963 roku, w przemówieniu na Uniwersytecie w Hawanie Castro potępił „dzieci burżuazji” chodzące w zbyt wąskich lub krótkich spodniach. Takich “enfermitos” za karę wysyłano do obozów pracy i nigdzie na ulicach Hawany nie widywało się ani krótkich spodni, ani dżinsów. Nie udało się jednak zdławić, mimo radzieckiej propagandy, wrodzonego temperamentu Kubańczyków i ich potrzeb. Działały pokoje na godziny, kluby gdzie w zupełnej ciemności przy muzyce i kolorowych punkcikach świateł pary pieściły się wzajemnie, a kobiety w mini spódniczkach nie nosiły nic pod spodem. Większość pozamykano w Mariano, ale dużo pozostało w okolicach Prado, gdzie autobus z Alamaru ich dowoził. Dzieciom przywozili plastikowe mieszadełka do koktajli alkoholowych z których Ewa się bardzo cieszyła i miała już ich całą kolekcje. Z przeźroczystego, barwionego, fosforyzującego polistyrenu plastikowe kijki zakończone kulką miały zawsze u szczytu albo panienkę przypominającą disnejowskiego Dzwoneczka, albo egzotyczny owoc lub wiatraczek. Toteż wielkim szczęściem było dla Ewy pójście z rodzicami do kabaretu „Tropicana”, skąd przywiozła mieszadełko w kształcie baletnicy.
„Tropicana” była najpiękniejszym kabaretem nocnym na całych Karaibach, powstała jeszcze przed drugą wojną światową, rozbudowana w latach pięćdziesiątych w modernistycznym stylu stała się też po rewolucji najważniejszą rozrywką komunistycznych urzędników. Przywożono tutaj wszystkie delegacje radzieckie, od głowy państwa po ministrów do najniższego szczebla urzędnika. Mimo, że Tropicana miała 1700 miejsc, to Rudek czekał długo na zakup biletów dla rodziny. Przedstawienia Tropicany odbywały się w każdą noc przez cały tydzień oprócz poniedziałków od dziewiątej. Przed rewolucją specjalny samolot z barkiem i koktajlami woził z Miami Amerykanów codziennie do Tropicany i o 4 nad ranem odwoził, by zdążyli do pracy.
Młody Max Borges Recio, potem kubański architekt światowej sławy przebudował obiekt będący pierwotnie willą w tropikalnym, obsadzonym cennymi okazami drzew lesie.
Na prawie czterdziestu tysiącach metrów kwadratowych obok postawionego kasyna zbudowano półkoliste powłoki betonowe połączone szklanymi ścianami otaczające istniejący tam dom kolonialny 8,5 metrów nad ziemią zastępujący scenę w najniższym miejscu mającą 3,8 metra. Łuki stanowią wspaniały baldachim nieba. W ich otworach rosnące pnie palm i drzew sięgają ziemi, a ich korony są poza zadaszeniem.
Ponieważ do Tropicany wchodzili zupełnie nieświadomi co ich czeka przez mocno zarośniętą bramę w absolutnych ciemnościach, to, co Ewa zobaczyła potem, przeszło jej najśmielsze marzenia. Zawsze tęskniła za brokatowymi księżniczkami i całą disnejowską szmirą, tak potępianą w Polsce, której przeciwstawiano szlachetne kształty bohaterów dobranocki jak „Jacek i Agatka”. Tutaj, kiedy niczym rodzinę z wyższych sfer poprowadzono do stolika oświetlonego stojącą na blacie niską lampką nocną z białym jedwabnym abażurem, tak że sąsiednich stolików w ciemności nie było widać, wydawało jej się, że cały czekający ją spektakl jest tylko dla niej, księżniczki ubranej w swoją najlepszą, różową nylonową sukienkę amerykańską ze sztywną halką i białym kołnierzykiem. Pachniało kwiatami i wilgotną roślinnością rosnącą wśród szeleszczących źródełek umieszczonych w podświetlanych klombach i francuskimi perfumami gości. Wysokie drzewa rosnące nad stołami przebijające dach sprawiały magiczne wrażenie przebywania w innym, nierealnym świecie. Goście ciągle jeszcze się schodzili i muzyka dolatująca z nie wiadomo skąd, była usypiająca i szemrząca.
Kelner przyniósł dzieciom kielichy różowej grenadyny i lody, rodzicom alkoholowe drinki z lodem i plastikowymi mieszadełkami z tancerką.
Nagle łuki sklepienia zostały oświetlone reflektorami i pojawili się na nich tancerze w najbardziej zaskakujących miejscach. Wśród gałęzi palm i filodendronów wyglądali jak magiczne demony voodoo, najczęściej ubrani tylko w przepaski wokół bioder i słomiane obręcze na rękach i nogach, lub w przebogate barwne pióra i cekiny. Głowy w maskach afrykańskich przybrane półmetrowymi stożkami też ze słomy trzęsły się w takt murzyńskich dźwięków, a głowy tancerek i ich piersi otoczone subtelnymi koliami drogich kamieni i kosztownych piór i futer zwiewnie ulatywały w powietrze. Bębny wystukiwały złowrogie, dramatyczne rytmy, a tancerzy przybywało. Pojawiali się nagle, nie wiadomo skąd, na różnych poziomach sceny sięgającej nieba i nie wiadomo było gdzie się wpatrywać i kosztować przyjemności patrzenia.
Pogorszający się wzrok nie wykryty przez szkolnego okulistę, a także spowodowany brakiem okularów słonecznych, Ewa wspomagała małą lornetka radziecką kupioną na ciuchach w Przemyślu, którą Krystyna przezornie zabrała.
Spektakl opowiadał o plemieniu Siboney, Indian wyrżniętych brutalnie, w ciągu zaledwie jednego wieku. Po przybyciu Europejczyków na wyspę wszyscy Siboneyowie wyginęli. Tańcem pokazano ich łapanie, znęcanie się i zabijane, gwałcenie kobiet, ucieczki i ponowne pojmania. Najpiękniejsza Sibonejka będąca córką arystokratycznego rodu Siboneyów miała rude włosy do ziemi, bardzo gęste. Ubrana jedynie w cielesny trykot z małymi kupkami cekinów między nogami i na sutkach pokaźnych piersi, była najgrubszą tancerką, ale nie tak otyłą, by było to nieprzyjemne. Najwięcej tańczyła i najwięcej z siebie dawała, koło reflektora śledziło ją nieustannie i widać było, że leje się z niej pot. Kiedy zamiatała włosami ciągle inne piętra łukowatych konstrukcji, a Murzyni ocierali się o nią w różnych konfiguracjach, Ewa stwierdziła że jest o wiele piękniejsza od Blaszanego Dzwoneczka. I to ona na końcu zaśpiewała smutną arię Siboney, słynny przebój Ernesto Lecuona.
O Ewie
Ewa Bienczyckalistopad 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki