Z cyklu : Wewnętrzne umieranie „ Rozstanie”

Zanim pierwotne zapomniane wykrzywi się, sczeźnie na amen
nic już nie pohamuje zdarzeń, nie zmieni biegu żaden kamień
jak linie dotąd równoległe, nie skrzyżowane, bieg swój nagle
zmienią w rozwarty kąt, by zatrzeć powinowactwa i w te dale

usunąć się. Ujść i z niebytu jak było wcześniej, jak w cofnięciu
czasu nie dane wejść skąd przyszło w brzucha czeluście niemowlęciu
stawać się, rosnąć w jedną stronę. A jednak jest możliwość inna
gdy przeznaczone jest gładziutkie. Ściana, na której się nie trzyma

nic, żaden zaczep. Powój, pnącze nie znajdzie szpary. Wtedy macki
życia kierują się w tunel boczny. Staje się proletariacki
bastard. Wolność jest tylko w zgubie arystokratycznego domu
a dom był zimny i nieczuły. Był tylko gniazdem żmij. Więc pomoc

w odejściu. W tej banicji złudnej, gdzie wraca się nie tym tęsknieniem
za wartościami, których nie ma. Wybory kaźnią i wiezieniem
w pułapce wsobnej. To też głodu nie ma, jedynie inność prosta
wiodąca w inne. To śmierć piękna. Tak jak Ofelii w wodorostach.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2008, Nie daję ci czytać moich wierszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *