Czytałam w klasie „Sagę rodu Forsythów”. Siedziałam w drugiej ławce i miałam ją położoną na kolanach i mogłam ją czytać bez przerwy. Czytałam więc na organizacji przedsiębiorstw, technologii, higienie, biologii, chemii, matematyce, przysposobieniu wojskowym. Czytałam ją nieprzerwanie na języku polskim.
I byłam już na kolejnym tomie, zupełnie odgrodzona, wyalienowana, nic niewiedząca. Nie zaliczyłam w domu ani jednego odcinka „Czterech pancernych i psa”, nie wiedziałam, o co w tym serialu chodzi, nie dało się na przerwie ze mną pogadać. Nie dlatego, że uwielbiałam „Sagę rodu Forsythów”. Ale idealnie oddzielała.
Bronek wprawdzie uczył mnie palić, ale ja się nie potrafiłam nauczyć. A papierosy zawsze oddzielały, tworzyły ścianę, świat tę ścianę budował z wewnętrznego odurzenia, dlatego wszyscy palili. Palili uczniowie, palili nauczyciele, palono w telewizji i palili czterej pancerni. Tylko ja nie paliłam papierosów.
I kiedy najspokojniej w świecie pogrążyłam się w bezpieczeństwie ludzi z „Sagi”, ktoś z ławki z tyłu podał mi cienką książkę, którą machinalnie wzięłam. Okazało się, że książka czytana i podawana dalej szła już przez drugi rząd dziewczyn i dotarła do naszej drugiej ławki. Była to właśnie wydana „Zapałka na zakręcie”.
Żeby nie być poza grupą, żeby nie powiedzieć, że ja takiej książki czytać nie będę, żeby wreszcie się dowiedzieć, czy aby ta zapałka to nie ksywa Zapałka obcięta na zapałkę, słowem, książkę przeczytałam.
Debiut Krystyny Siesickiej jest skonstruowany według partyjnych wytycznych i jeśli nawet nie miała autorka takiego zamiaru, wszystko, co nas otaczało, czyli to, od czego ja chciałam się literaturą piękną odgrodzić, wlazło nagle we mnie za pośrednictwem jej książki obcesowo i brutalnie.
Książka jest o miłości licealistów z których jedno – chłopak, co matury nie zdał, a drugie to dziewczyna od niego młodsza i z pewnością zda, bo jest to dziewczyna uczciwa.
Marcin też jest uczciwy, ale daje się uwieść złemu towarzystwu chłopców i dziewczyny. Chłopcy namawiają go do picia pomarańczówki, a Mariola namawia go do pożyczenia stojącego przed sklepem skutera. Natychmiast przy pierwszym okrążeniu zostaje zatrzymany przez milicję, gdyż milicja zawsze działa sprawnie i szybko. Po wyroku roku z zawieszeniem na dwa lata może kontynuować naukę w liceum i stawiać się u kuratora raz w tygodniu w poniedziałek na komendzie.
Kurator, kapitan Ligota nakreślony jest kreską prawdziwą, jest najsympatyczniejszą postacią powieści i jednoznacznie pozytywną. Jest też nośnikiem wyśmienitego materiału genetycznego. Syn Ligoty, Ligota junior chodzi ze skazanym do jednej klasy, z nim się koleguje i przyjaźni. Jak Marcin – bo tak ma na imię złodziej skutera – zostaje wybrany na szeryfa klasy, Ligota junior milczy jak grób i nie demaskuje przyjaciela.
Ale kryminalna przeszłość nie może ujść na sucho. Wychodzi szydło z worka. Uczniowie zdemaskują Marcina na jakiejś szkolnej egzekutywie, napiętnują i odbiorą mu funkcję przewodniczącego klasy. Mada, gdyż tak na imię ma zakochana w Marcinie druga postać tego romansu, gniewa się na niego, gdyż jego funkcja szkolna jest jej miłą, jest z niej dumna i na dodatek dowiaduje się, że sam zrezygnował z drogiej jej społecznie funkcji – znaczy – nie kocha!
Akcja zapętla się coraz bardziej, gdyż Marcin, by nie utracić miłości dziewczyny zakochanej w jego społecznym wizerunku, czyli tak, jak trzeba w państwach, gdzie społeczeństwo jest przed jednostką – wszystko przed nią zataja i walczy jak lew, by w jej błękitnych oczach wypaść jak najlepiej.
Ponieważ Mada jest dziewczyną uczciwą, nie może sobie na takie matactwa pozwolić i mimo, że bezgranicznie Marcina kocha, to jednak musi odejść. Zdesperowany Marcin jedzie więc do małego domku Babci Mady – Babci Emilii, i w rozbrajająco szczerej spowiedzi wyjawia jej wszystkie świństwa związane z pożyczeniem skutera i przewiezieniem złego ducha – Marioli, przez którą doszło do tylu nieszczęść. Nie tylko zniszczył miłość do Mady swoją przeszłością, której nie wyjawił, ale zmartwił mamusię, która już była u mamy Mady i przestrzegła ją przed swoim synem kryminalistą. Na dodatek teraz jest podejrzany o kradzież następnego skutera, którego nie ukradł.
Książka kończy się dobrze. Babcia Emilia rozumie wszystko. Wybacza Marcinowi niczym kapitan milicji Ligota i wierzy, że jej wnuczka Mada zrobi to samo.
Jednak książka kończy się w zawieszeniu. Nie wiadomo, co Mada zrobiła. Przebaczyła?
Ja do dzisiaj, po czterdziestu latach, nie mogę przebaczyć autorce.
I co Ty Ewo tutaj napisałaś?
Nie czytasz, co się w necie dzieje? To jest ulubiona książka wszystkich kobiet w Polsce. Czytają ją jeszcze babcie, polecają ją swoim córkom matki i nastolatki pokrywają szczelnie zachwytami wszystkie fora.
W Biblionetce jest kilka gloryfikujących recenzji. Chcesz ściągnąć na ten blog gniew Polskich Kobiet? A na dodatek sprawa nie wygasła, dzieje Mady i Marcina kontynuują się w niedawno wydanym „Pejzażu sentymentalnym”.
Dałam, gdyż napisałam tekst specjalnie na nk, tam założyłam klasowy wątek: „co czytaliśmy” i tu też wkleiłam, w końcu to blog literacki.
Założę tam jeszcze dwa: „co słuchaliśmy?, „co jedliśmy?”, to już nie będę tu dawać i uniknę powtórzeń.
Wiesz, ten niedawny nasz gość o niku szymon, który, jak deklarował, przybył z bagien wyobraźni, też nie wyobraża sobie, by nowe pokolenie mogło być czyste:
„a wiesz skąd wiem? bo te młode tkanki się degenerują, są wchłaniane przez stare struktury, nasiąkają zwyczajami, rytuałami i już po nich”.
Bardzo jest fajna ta książka,tylko szkoda że nie ma zakończenia.
– ja tez jestem z tego pokolenia, ktore wychowalo sie na siesickiej i w wieku lat 14 zachwycalam sie “zapalka” wraz z kolezankami. ale potem dojrzalam i mi przeszlo . zgadzam sie calkowicie z komentarzem pani ewy. ksiazka jest slaba i lizusowska az do bolu. nie moglam sobie jednak odpuscic i kupilam oba “ciagi dalsze”, “pejzaz sentymentalny” i “zatrzymaj echo”. tez slabe, ale inaczej. po kapitanie l. ani sladu, gdzies zaginal w wichrach historii 🙂 pani siesicka poszla z duchem czasu.
I jeszcze przy okazji śmierci Siesickiej dowiaduję się, że przez wiele lat współpracowała z SB. Nic dziwnego, że w jej książkach milicjant jest zawsze postacią pozytywną i chwalebną.
Ale ludzie kochają taki chłam, kochali wtedy i kochają dzisiejszy, ponieważ Siesicka, jak czytam w pośmiertnych komentarzach, nauczyła ich kochać.
Problemem nie jest to, że PRL promował taki kicz, ale to, że blokował wybór wartościowej lektury. I dzisiaj mamy to co mamy, spsienie literatury popularnej, gdyż wzorcem dla przyszłych pisarek była właśnie Siesicka.