Lata sześćdziesiąte. Rudek (9)

Inżynier Stanisławski, ojciec Tamary, był Ukraińcem z Kijowa i kiedy było już ciemno wypuszczał się z Rudkiem na wybrzeże, gdzie nikt ich nie mógł podsłuchać – mimo, że mówili tylko po niemiecku to i tak się bali – i obserwować na horyzoncie stojący amerykański okręt szpiegowski „Oxford”. Był wdowcem i przyjechał na Kubę ze swoją matką i piętnastoletnią Tamarą, wyróżniony spośród wielu kandydatów tym, że mógł pracować w Hawanie i dać córkę do bardzo prestiżowego liceum radzieckiego na Miramarze. Reszta jego kolegów została skierowana do Moa we wschodniej prowincji, gdzie kontynuowali prace techników i inżynierów amerykańskich. Amerykanie zbudowali w Moa najnowocześniejszą na świecie wytwórnię niklu, zabierając ze sobą wszystkie plany tuż przed oddaniem przedsiębiorstwa do eksploatacji. W przeddzień rewolucji planowano zatrudnić tam 1000 pracowników. Teraz nikiel wydobywany w olbrzymim kombinacie im. Ernesto Che Guevary jest oczkiem w głowie ministra przemysłu i zatrudniona jest tam cała wioska inżynierów, głównie radzieckich.
Przeszli przez osiedle jarzące się światłami patiów i ogródków przydomowych, karłowate palmy rzucały długie cienie od stojących lamp. Minęli rzęsiście oświetlony sklep, przed którym już od miesiąca kwitł płomienną czerwienią kilkumetrowy flamboyan, ukochane drzewo Rudka, ale posadzone przed jego domkiem, ani nie chciało kwitnąć, ani rosnąć, regularnie zżerane przez gigantyczne mrówki.
Kiedy asfalt się skończył weszli na czerwoną ścieżkę pokrytą tierra roja, fale spokojnie rozpryskiwały się o brzeg z czerwonej lawy, przynosząc bardzo przyjemny zapach gnijących wodorostów.
Chcieli porozmawiać o tym, czego dowiedzieli się z radiostacji zagranicznych, gdyż każde histeryczne, wielogodzinne przemówienie Fidela sygnalizowało, że dzieje się, ale tak naprawdę nikt nie wiedział co. Po kryzysie rakietowym sprzed dwóch lat wszystko się mogło wydarzyć, a ciągłe zatargi na wodach terytorialnych z rybakami łowiącymi nocą ryby było natychmiast, nawet przez warszawską „Trybunę Ludu” rozdmuchiwane. Wiedzieli, że buntujące się oddziały powstańców rekrutujących się z dawnych żołnierzy Batisty, okolicznych chłopów i byłych partyzantów, którzy walczyli u boku Castro przeciwko Batiście podczas rewolucji kubańskiej od momentu zwycięstwa Castro w 1959 ukrywają się do teraz w Górach Escambray – prowincji Las Villas. Rebelianci przeciwni sojuszowi z ZSRR, a chłopi wywłaszczeniu i zrobieniu z ich pól sowieckich kołchozów, walczyli ofiarnie, ale byli sukcesywnie wyłapywani, osadzani w więzieniach, torturowani i rozstrzeliwani. CIA dostarczało im pomoc, jednak niewystarczającą i wykrwawiali się tam stopniowo, osaczeni przez milicję, do której mógł się zaciągnąć każdy.
Źródła zachodnie wyceniło liczbę rebeliantów na ok. 3500, a niedawno Raúl Castro wyznał w wywiadzie, że z ich rąk zginęło już 6000 żołnierzy Fidela. Jednak rebelianci antykomunistyczni byli coraz wścieklej dławieni przez zaciskający się pierścień wojsk reżimowych. Więźniowie polityczni traktowani byli nieludzko, umieszczani w metrowych komórkach bez okien “celdas tapiadas” , w więzieniach Combinado del Este, Boniato, Prision del Manguito, Nuevo Amanecer, Manto Negro (dla kobiet) i w makabrycznych lochach kolonialnych twierdz hiszpańskich, takich jak zamek El Morro, Castillo del Príncipe i Fortaleza de San Carlos de la Cabaña.
Ludność cywilna zaraz po rewolucji została rozbrojona, szukano broni po domach, natomiast milicja mogła rekrutować się z każdego kto chciał wspomóc reżimowe wojsko (lub wystąpić przeciwko sąsiadom) i dostawał pozwolenie na noszenie broni.
W dalszym ciągu ginęli ludzie usiłujący uciec z wyspy na tratwach i pontonach.
Lonia i Rudek wpatrywali się w światełko „Oxfordu”. Krążył on niedaleko wybrzeży Hawany, by podsłuchiwać kubańską tajną policję, kubańską marynarkę, obronę powietrzną i lotnictwo cywilne. Systemy nasłuchowe założone jeszcze za Batisty w 1962 roku, wykrywały sygnały radarowe z sowieckich rakiet atomowych montowanych na Kubie.
Tegoroczna kwietniowe defilada wojskowa, która odbyła się w Hawanie z okazji pięciolecia rewolucji kubańskiej była wielki popisem imponujących zasobów broni na wyspie mających na celu zaprowadzić na świecie upragniony pokój. Rakiety „woda—woda” i „ziemia—powietrze”, helikoptery i amfibie, odrzutowce przelatujące nad głowami budziły zachwyt zgromadzonych na placu Kubańczyków. Fidel Castro jak zwykle mówił długo wskazując, że mają czym walczyć z jednostkami armii imperialistycznej. Imperialiści wiedzą ponadto, iż naród kubański nie jest sam. Powołując się na swoją wizytę w Moskwie zapewnił, że otrzymał „wspaniałą, szczerą, internacjonalistyczną pomoc od obozu socjalistycznego”. Mimo blokady gospodarczej wartość kubańskiego eksportu w roku 1964 będzie o 200 mln pesos większa niż w roku ubiegłym.
Rudek poczęstował Lonię „Zefirem”, papierosami przywiezionymi przez Krystynę z Polski.
Razem zgodzili się, że chodząc ulicami Hawany i jadąc w delegację na prowincję, zmiany na Kubie są imponujące i oprócz rebeliantów po górach i w więzieniach oraz wściekłych emigrantach w Miami wszyscy bezkrytycznie Fidela kochają i trudno przypuszczać, by udawali.
– Przyznaj Lonia – czy u was w Kijowie każdy jeździ własnym samochodem, tak jak jest tutaj? Właścicielami samochodów są nawet zupełnie młodzi ludzie i to nie byle czego, to amerykańskie krążowniki szos z klimatyzacją, radiem i automatyczną skrzynią biegów! Cadillac, Chevrolet, Ford! I można sobie kupić za dwie pensje używany amerykański samochód! I ta powszechna edukacja, uczniowie nigdy nie głodni i ubrani w pastelowe, takie same stroje zależnie od szkoły! Czyż to nie piękne? Można się nawet pogodzić z uzbrojoną milicją na ulicach, o ile to są wysmukłe Kreolki ubrane w szmaragdowe mini spódniczki i filcowe botki.
Tak, życie na Kubie było cały czas nieustającym rajem. W zaroślach nabrzeża chóry cykad w połączeniu z miarowym odgłosem uderzanych o skały fal przypominały, że jest jeszcze, oprócz skomplikowanych i niepewnych posunięć Fidela, Jankesów i Chruszczowa Kosmos z Ziemią – oddychającą, olśniewającą i magiczną.

Kiedy pożegnał się z Lonią Stanisławskim i wszedł do domu, Krystyna siedziała na patio z postawnym Polakiem, który przedstawił się jako ktoś, kto ku swojemu nieszczęściu przywiózł im przesyłkę z Polski.
Był autentycznie rozżalony i po rozmowie z Krystyną trudno mu było wyrzucić z siebie wszystkie pretensje, ale widać było, że tamuje wybuch i że przychodzi mu to z dużym trudem.
– Ja mili państwo – zaczerpnął powietrze, by nie powiedzieć czegoś niestosownego – ja jestem tylko lekarzem, od chorób, jak to się mówi – skórnych i obskurnych – tu zarechotał.
– Ale widzą państwo, jak można było przesyłać coś podobnego? I wyciągnął torebkę Ewy, którą nazywała „Kuką”, wypełnioną oprócz bardzo podejrzanych narzędzi i różnych fiolek, nie wiadomo jakimi substancjami, stosem notesów i notesików z zaszyfrowanymi notatkami.
– Co to miało być? – mężczyzna, dość już otyły nagle poczerwieniał i wyjął z kieszeni ogromną chustkę którą wytarł pot.
Skonsternowana Krystyna podsuwała mu szklankę z coca colą, kiedy wszyscy nagle wrogo popatrzyli na wychodzącą właśnie ze swojego pokoju Ewę.
– Nie chcieli mnie wypuścić z Okęcia! Telefony, pytania, rewizja osobista, służby wewnętrzne i zewnętrze, nawet jacyś oficerowie. Nie wiedzieli co ze mną zrobić!
– Ale nie zorientowali się, że to dziecka? – niedowierzająco wtrąciła Krystyna. Przecież poznać, że to dziecięce.
– Nie! – mężczyzna był bliski płaczu przypomniawszy sobie, co przeszedł.
Ewa zasmucona zabrała torebkę i szybko ukryła się w pokoju. Nawet nie miała śmiałości wyjąć z torebki tak długo wyczekiwanych narzędzi i kleju w perełkach. A było jej to wszystko tak potrzebne, tak niezbędne… przyniesione z wybrzeża materiały, którymi wypełniła pokój czekały na obróbkę…

Nazajutrz Rudek jadąc do pracy z Pydymowskim dowiedział się, że jego żona zaszła w ciążę i nie chce rodzić na Kubie. Pojedzie po pracy zabukować jej wyjazd powrotny, co potrwa pewnie kilka miesięcy, nim dostanie miejsce w samolocie. Był jakiś smutny, bo Pydymowska od jakiegoś czasu chudła i nie miała zupełnie siły, więc musieli zatrudnić czarną muchachę, która bardziej brudziła dom, niż sprzątała.
– Wiesz Rudek, ona wylewa całą wodę z wiadra na posadzkę i tak myje podłogę!
Rudek mieszkał z Pydymowskim i wiedząc jakim jest pedantem, uśmiechnął się.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii lata sześćdziesiąte i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *