Lata sześćdziesiąte. Andrzej (6)

Kaśka była piegowatą blondynką w wieku Ewy i podczas tego krótkiego odcinka drogi do szkoły cały czas rzucała kamieniami w swojego brata Tomka, a on się jej tym samym odwzajemniał. Nie pytali o nic Andrzeja i Ewę i nic ich oni nie obchodzili.
Tak dotarli do takiego samego jak wszystkie osiedlowe domki, tylko większego, z okrągłym betonowym dachem sięgającym ziemi. Serdecznie powitała nowych uczniów dyrektorka szkoły, szesnastoletnia Conchita. Ewa z racji tego, że w szkole w Polsce chodziła do szóstej klasy, siadła w trzecim rzędzie od ściany, gdzie uczniowie przygotowywali się do escuela secundaria i tym kończyli szkołę podstawową. Ponieważ była zupełnie nie zorientowana i oszołomiona, starała się jak mogła spełniać polecenia przemiłej nauczycielki, która, obsłużywszy młodsze roczniki w sąsiednich rzędach – klasę czwartą i piątą – doskakiwała do Ewy i kazała powtarzać wypowiedziany przez nią wyraz rysując szybko w zeszycie obrazek tłumaczący jego znaczenie. Ewa nie potrafiła ani powtórzyć wyrazu, ani zrozumieć treści obrazka. O wiele lepiej radził sobie Andrzej, którym zaopiekował się jedyny nauczyciel w tej szkole, Ricardo, narzeczony Conchity. Właśnie przyjechał na wakacje z Uniwersytetu Łomonosowa z Moskwy, ale nie znał rosyjskiego. Andrzej po rocznej nauce francuskiego w ogólniaku, najulubieńszej ich lekcji, gdzie wszyscy chłopcy byli zakochani w, jak ją nazywali, Francuzce i się przykładnie uczyli, szybko przyswajał słówka, a przynajmniej rozumiał o co się do niego zwracano.
W szkole nie było wiele dzieci, gdyż Rosjanie mieli własną szkołę prowadzoną przez Rosjan. Także wiele polskich dzieci uczono w szkole przy ambasadzie przez polskich nauczycieli, która mieściła się w jednym z hoteli na Vedado. Ale to wszystko było dla dzieci, które przebywały tu z rodzicami latami, a Andrzej i Ewa przyjechali tylko na wakacje. Krystyna nie zgodziła się na dłuższy pobyt tłumacząc to tym, że dzieci muszą regularnie chodzić do szkoły i przechodzić do następnych klas. Zresztą, najlepiej czuła się bez Rudka w Katowicach i nie wyobrażała sobie dłuższego z nim przebywania, niż te pół roku, które ich czekało. Tu najwięcej było dzieci hiszpańskojęzycznych, dzieci uchodźców z reżimów faszystowskich ameryki łacińskiej, latynoskich komunistów mieszkających na Alamarze z rodzinami. Polskie dzieci niewiele się uczyły i Conchita wykazywała anielską dla nich cierpliwość. Ładna, z krótko obciętymi włosami biała brunetka przypominała strojem i wyglądem bardziej dziewczynkę z „Klubu Myszki” Disneya, niż rewolucyjną Kubankę. Wbrew adnotacjom podręcznikowym, gdzie El Gobierno Revolucionario Republica de Cuba na pierwszych stronach wraz z sylwetką rewolucjonisty – stał tyłem i tylko broda świadczyła o tym, że może to być Fidel – zwracała się do ucznia: „Ta książka czyni cię odpowiedzialnym, dzięki tobie rząd rewolucyjny może działać lepiej w klasie. Rewolucyjna, demokratyczna i socjalista Kuba ufa, że uczniowie dostają do swoich rąk książki takie jak ta, w treści i duchu patriotycznym. Obecnie w szkołach i ośrodkach szkoleniowych, a także wielu krajowych ośrodkach badawczych jest wiele dobrych książek i dużo dobrego materiału. Wszystko to winni jesteśmy tysiącom Kubańczykom, którzy podobnie jak Frak Pais, Jose Antonio Echeverria zginęli przyczyniając się do zwycięstwa obecnego rządu. Dbaj o tę książkę, używaj jej i zachowaj, a uhonorujesz tych patriotów, którzy oddali swoje życie za wolność Kuby”, nie było w szkole prowadzonej przez Conchitę indoktrynacji politycznej. W odróżnieniu od dzieci czeskich, enerdowskich i radzieckich zaludniających Alamar w godzinach po lekcjach, w szkole kubańskiej nikt chusty pioniera na szyi nie nosił.
Andrzej zaczął się intensywnie uczyć w domu hiszpańskiego i po tygodniu już swobodnie porozumiewał się z nauczycielem i dyrektorką. Rudek przyniósł dzieciom książki, z których dzieci jego współpracowników kubańskich wyrosły. Była to encyklopedia po hiszpańsku, nazwały ją Infantylnym Mundkiem. „Mundo infantil: Mil palabras a través de la imagen y el color” była encyklopedią dla dzieci wydaną w 1958 w Barcelonie i przetrwała Rewolucję Kubańską w księgarskich magazynach i po kubańskich domach. Zachwycały jej piękne, barwne obrazki, Ewie szczególnie podobały się rysunki z lotu ptaka miast i wsi najprawdopodobniej niemieckich, gdyż było to tłumaczenie z pierwotnego wydania w Berlinie Zachodnim z 1952 roku. Poszczególne hasła z obrazkami były po hiszpańsku, wyjaśniane i tłumaczenie na polski nie było potrzebne. Podczas gdy Rudek uczył się słówek zaznaczając kropką słówko w swoim kieszonkowym słowniku, dzieci uczyły się oglądając encyklopedię dla dzieci. Dostały też trzy tomy podręczników do geografii. „Viajemos por América” Levi Marrero. Były to książki formatu A4 barwne, przedstawiające wszystkie państwa obu Ameryk. Ewa dostała jeszcze podręcznik do nauki lekcji hiszpańskiego w szkole podstawowej do czwartej klasy podstawówki w sztywnej okładce, drukowany po rewolucji. „Lengua española 4 ” zawierała wprawdzie rysunki przedstawiające Fidela Castro, ale tylko raz, reszta rysunków była w disnejowskim stylu.
Na lekcje dzieci chodziły chętnie, właściwie były to indywidualne prace uczniów, każde miało wyznaczone jakieś zadanie i Conchita pochylała się nad pojedynczym uczniem coś mu objaśniając i tłumacząc, potem przechodziła do innej ławki i tak cały dzień lekcyjny. Nie sprawdzała obecności, nikt nie stawał i nie skandował dzień doby Pani jak działo się to w szkole polskiej i wszyscy taką szkołą byli zachwyceni. Specjalnie dla Andrzeja, który bezradnie przebywał w szkole gdzie zabrakło dla niego klasy, Conchita zaczęła tańczyć i uczyć go kroków salsy, potem i Ewę, ale Ewa nie miała o tańcu pojęcia i szybko zawstydzona uciekała do ławki. Natomiast widząc, że Ewa rysuje w czasie lekcji, dała Ewie kolorowe kredy i poleciła, by coś namalowała na jednej ze ścian patio. Ewa nigdy w życiu nie miała tak pięknej, kolorowej, miękkiej kredy w rękach. Sztyfty były okrągłe i miały prawdziwe barwniki, a nie tak jak w Polsce, z mielonej cegły, palonego drewna i sadzy. Przerysowała miasto z lotu ptaka z Infantylnego Mundka i Conchita była zachwycona. Dzięki temu malowidłu Ewa nie wstydziła się tak bardzo tego, że nie potrafi ani mówić, ani pisać po hiszpańsku.
Ewa nawiązała na Alamarze przyjaźń z Tamarą, córką inżyniera z którym Rudek pracował i często razem wracał z pracy. Rudek z ojcem Tamary, łysym, wysokim mężczyzną porozumiewał się po niemiecku, natomiast Ewa z Tamarą swobodnie po rosyjsku, co Ewę dowartościowało.
Tamara była szalenie miłą, żywą dziewczynką. Niestety, jak ze zdumieniem dowiedziała się Ewa, nie wolno było dzieciom obywateli radzieckich pracujących w Republice Kuby pod groźbą wydalenia z kraju rodziców próbować poruszać się samemu po Hawanie, gdyż, jak tłumaczono, mogą zostać porwani przez Amerykanów. Toteż Ewa nie mogła z Tamarą nigdy wyjechać guagłą. Tamara codziennie jeździła specjalnym autobusem wożącym dzieci radzieckie na Mirmar gdzie miały ogromną szkołę w dawnym klasztorze Urszulanek. Było tam, jak opowiadała Tamara, dwadzieścia pięć klas w dawnych celach zakonnic, specjalistyczne pracownie, Muzeum Rewolucji, biblioteka, gabinet lekarski, kuchnia, bufet, szatnia, sala gimnastyczna, a w środku na dziedzińca specjalną przestrzeń na apele z ławkami i widownią, boisko sportowe i basen. Komitet partyjny zgodził się, by w tropiku chodzili w białych bluzkach, spódnicach i spodniach. Natomiast kiedy Tamara przyniosła Ewie śledzie jako wielki przysmak, gdyż na Kubie śledzi nie było, Ewa się rozczuliła, bo bardzo lubiła śledzie. Tamara na Alamarze mieszkała z babcią i była cały czas zajęta różnymi domowymi obowiązkami i właściwie codziennie prasowała. Mówiła, że musi iść „gładzić”, ale że wieczorem będą pokazywać jej ulubiony film „Diabeł morski” który widziała już kilkanaście razy i chętnie z Ewą i Andrzejem pójdzie. Ale Ewa i Andrzej widzieli już ten film w telewizji. Kino na wolnym powietrzu było we władaniu Rosjan i były tam zazwyczaj filmy wojenne, zawsze radzieckie i nie poszli tam ani razu.
Kiedy rozpoczęły się wakacje, Tamara zniknęła, być może pojechała na obóz pionierski organizowany na Kubie dla dzieci Radzieckich, a być może została upomniana. Dzieci radzieckie nie kontaktowały się z resztą obcokrajowców na Alamarze i Tamara była wyjątkiem.
Andrzej chodził na boisko peloty, gdzie grały dzieci przeważnie latynoskie. Pelota była bardzo trudną grą i wymagała profesjonalnych akcesoriów, ale grupa chłopaków była bardzo otwarta i już po jakimś czasie Andrzej dostał od nich skórzaną rękawicę, w którą łapał piłkę, biegał wokół boiska zbudowanego pewnie jeszcze przed Rewolucją i uderzał kijem bejsbolowym w ciężką, twardą piłkę zrobioną ze sklejonych warstw skóry.
Mimo, że nigdzie nie było milicji i żadnej ochrony, na teren Alamaru nie wolno było wejść Kubańczykom. Wyjątek stanowił Jorge, chłopak który zaczepił Ewę na Prado i spytał o adres, a ona mu go powiedziała. Zjawił się następnego dnia i przyniósł Ewie różaniec, bardzo ładny, z kryształowych paciorków. Zdumiona Krystyna posadziła go w holu na fotelu i poczęstowała piwem, gdyż wydawał się pełnoletni, ale ponieważ Ewa nie potrafiła mówić, całą inicjatywę znajomości z Jorge przejął Andrzej i wkrótce razem wypuszczali się na długie rajzy po Hawanie. To Jorge pokazał Andrzejowi gdzie są amerykańskie magazyny, gdzie bardzo tanio można kupić latarki paluszki z żarówką z soczewką, do których na Kubie nie ma baterii i różne silniczki o których Andrzej marzył w dzieciństwie jak konstruował mechaniczne zabawki.
Tymczasem w szkole, kiedy przyszli rano na lekcję zastali zdewastowaną salę, a na malowidle Ewy jak i na sąsiednich ścianach wypisano „kontrrewolucyjne” hasła, czyli wypisano ruso joder, ruso coño i wszystkie ordynarne wyrazy, których nie mogli przeczytać, bo Conchita zaczęła panicznie zasłaniać im oczy i wszystkim zrobiło się bardzo smutno. Zresztą, powoli zbliżały się wakacje i na razie wstrzymano naukę w szkole i ją zamknięto. Kiedy wznowiono, był już czerwiec i latynoskie koleżanki dostały świadectwo umożliwiające im pójście do secundario. Dziwiły się, dlaczego Ewa i Andrzej nie idą do secundario, zajęte swoją edukacją nie były zorientowane, kto z uczniów jaki reprezentuje poziom. A Ewa zazdrościła im, że idą do secundario.
Po przeciwległej stronie ulicy mieszkali Czesi, którzy grali w ping ponga i Andrzej namówił ojca, by za przydziałowe kartki kupił mu rakiety i piłeczki oraz siatkę. Były to wspaniałe chińskie zestawy, o których w Polsce można było tylko pomarzyć. Ale trzeba było się prosić Czechów, by pożyczyli stół, a oni zawzięcie grali bez ustanku organizując zawody między domami. Z domu naprzeciw wyszedł chłopak czeski, który podszedł do Andrzeja i poprosił go, by mu pozował do rysunku. Przygotowywał się do akademii sztuk pięknych i poszukiwał modela. I tak Andrzej zamiast grać w ping ponga siedział u niego na krześle. Był to jedyny wypadek, podobnie jak z Tamarą, kiedy Czech konsolidował się z inną nacją, niż swoja. Czesi i Niemcy też się z nikim nie bratali w przeciwieństwie do Latynosów. Ewa zaprzyjaźniła się ze szkolną koleżanką Pilar. Była to piękna Kolumbijka o indiańskich rysach z kruczoczarnymi, uciętymi krótko, z grzywką nad czołem, włosami. Przychodziła do nich ze swoja starszą siostrą, jeszcze od niej ładniejszą, grali razem w parchis lub w grę planszową z wgłębieniami, gdzie zamiast pionków były piękne, amerykańskie, szklane kule. Pilar, mimo, że szła do secundario nie wiedziała gdzie jest Polska i dziwiła się, że nie można do Polski pojechać samochodem.
Tymczasem Rudek zapłacił stajennemu i on pewnego popołudnia przyprowadził pod ich dom konia. Ponieważ koń nie miał siodła, tylko złożony poczwórnie koc, Andrzej z trudem przejechał się nim wzdłuż domków galopem, a Ewa poprzestała jedynie na siedzeniu na nim, a Pilar ją asekurowała. Całe szczęście, że była pora sjesty i nikt właściwie nie zorientował się, że po asfaltowych ulicach Alamaru biega koń. Andrzej przyjął to jako kolejną kubańską ciekawostkę, ale Ewa odczuła wykluczenie z klubu jeździeckiego i poczytała to jako naigrawanie się z jej pragnień.
Ale najczęstszym gościem ich domu była Jaga Pydymowska i jej pies Mika.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii lata sześćdziesiąte i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *