Piekielna kłótnia między rodzicami z chwilą, gdy wściekły Rudek wrócił z lotniska, a Krystyna z dziećmi stała przed casa 192 na Alamarze nie przeszkodziła Ewie wpaść w kolejny zachwyt, mimo, że bardzo je zawsze przeżywała. Już sam przejazd taksówką przez centrum Hawany, białe budowle i królewskie palmy oszołomił ją i zdumiał, nigdy nie wyobrażała sobie, by świat mógł być aż tak piękny. Tropikalna wilgoć oblepiająca ich zaraz po wyjściu z samolotu była tak charakterystyczna, że jako coś dotychczas nieznanego, natychmiast ją polubiła. Teraz, kiedy tafla morza w kolorze indygo widoczna była ze środka ulicy, polubiła natychmiast jego jednostajny, nigdy nie milknący szum. Wpadła do domku, Rudek trochę uspokojony i dumny z zachwytu dzieci pozwolił im wybierać pokoje. Do ich szczęścia doszedł własny, osobny pokój! Ewa zajęła obszerny pokój z oknem ze szklanymi żaluzjami, ale jak się okazało, nie może w nim spać, bo Rudkowi nie wydano jeszcze dodatkowej moskitiery. Nie miał też jeszcze przydziału na mleko, które po litrze dziennie należało się każdemu dziecku do 18 roku życia, ani przecierów owocowych dla niemowląt zgromadzonych w amerykańskich magazynach rozdawanych teraz lepszym mieszkańcom wyspy, a administrator osiedla specjalistów zagranicznych i ich rodzin niezmiennie z uśmiechem mówił mañana.
Krystyna obrażona weszła do pokoju, gdzie miała z Rudkiem spać i mieszkać. Był to główny, największy pokój w bungalowie z wielkim hiszpańskim łożem z baldachimem i łazienką. W całym domu nieliczne meble były każde w innym stylu. Rzeźbione, zakończone złotymi amorkami cztery kolumny podtrzymujące moskitierę łoża rodziców najbardziej podobały się Ewie. Szafy były ukryte w ścianach, w holu stały miękkie nowoczesne fotele z długą, nowoczesną miękką sofą i małym stolikiem. We wszystkich drzwiach zamiast klamek były kuliste pokrętła z zamkami. Kuchnia miała też meble wbudowane w ściany, a wielka lodówka stała między zlewozmywakiem, a kuchenką elektryczną. Rudek otworzył lodówkę, gdzie włożył na półki owoce, które swoją niedostępną w Polsce egzotyką sprawiły natychmiast wrażenie przepychu i bogactwa.
Dzieci wyjęły zimną coca-colę i zaczęły ją łapczywie pić wprost z butelki. Obszerna łazienka z kabiną prysznicową, klozetem i bidetem miała w kranach tylko słoną wodę. W kuchni do zmywania naczyń płynęła też słona woda. Betonowy zbiornik z ciężką pokrywą ze słodką wodą uzupełnianą raz w tygodniu stał przyklejony do tylnej ściany domku i by Krystyna mogła napić się herbaty, którą ze sobą przywiozła, Rudek podszedł z czajnikiem i z kranu zbiornika nalał słodką wodę. Oszklona, z przesuwanym oknem od podłogi do sufitu frontowa ściana domku wychodziła na ulicę, natomiast przeciwległa z oszklonymi jedynie drzwiami na patio, gdzie stały wypoczynkowe fotele z siedzeniami utkanymi z winylowych rurek tych samych jakich Rudek używał do wyplatania swoich stołków spawanych z drutu zbrojeniowego w Polsce. Trawa przy tarasie była nie skoszona i stanowiła metrowej wysokości busz, spoza czubków kwitnących traw wyzierał rząd domków na przeciwko. Kiedy Krystyna wypakowywała rzeczy, dzieci pobiegły w kierunku szumiącego morza.
Osiedle o tej porze było zupełnie wyludnione i nieme. Skwar nie do zniesienia lał się z nieba, po obu stronach ulicy szeregi takich samych betonowych domków czasami zmodyfikowanych kształtem dachu czy geometrycznym wzorem na frontowej ścianie żarzyły się bielą, a nieliczne cienie młodych jeszcze palm, którymi wysadzono całą ulicę do morza, ginęły w powodzi wszechobecnego słońca.
Minęli sklep zwieńczony pofalowanym na okoliczność huraganów dachem z mnóstwem skrzynek z pustymi butelkami po napojach i alkoholach i weszli na czerwoną ścieżkę ku morzu. Asfalt się skończył i czerwona ziemia drogi z rosnącymi po obu jej stronach kaktusami, agawami i kolczastymi krzakami kolorystycznie dodawała pejzażowi nigdzie nie oglądane dotąd zjawisko, gdzie z granatowej w tle wodzie i niebieskiemu niebu nie było nic z niezdecydowania, nic z półcieni i szarości. Wszystko było konkretne, krańcowe i bezwzględne. Nasycone kolory nie miały nic z europejskiej szarzyzny i nijakości.
Od morza wiał wiatr i dzięki temu skwar południa nie był już tak nieznośny. Przy brzegu, który okazał się niegościnną jedną wielką skałą koralową w kolorze zakrzepłej krwi, o którą miarowo rozpryskiwały się nieustannie fale, były druty kolczaste z napisem ZONA MILITAR na białej metalowej tabliczce. Drut kolczasty otaczał wszystkie zarośla w trzech rzędach przy drewnianych słupkach, między którymi swobodnie można było się przecisnąć uważając na kolce zarówno drutu, jak i roślin.
Kiedy wrócili, Krystyna ledwo żywa leżała w ogromnym łożu z włączonym wentylatorem. Rudek dał Ewie pieniądze i pozwiedział, żeby kupiła w sklepie herbatniki i poszedł na autobus, by wrócić do pracy. Ewa idąc ulicą powtarzała w kółko: por favor galletas soda, por favor galletas dulce, by nie zapomnieć.
Sklep, z białą betonową fasadą i kolorowymi zasklepieniami uskoków dachowych, do którego wchodziło się po trzech płaskich schodach miał klimatyzację, był rzęsiście oświetlony sprawił na Ewie wrażenie szczytu osiągnięć w architekturze budowy sklepów. Oczarowana weszła nieśmiało jak do kościoła. Po środku stały piramidy z białym jak śnieg papierem toaletowym i obok chlebem tostowym, który zobaczyła po raz pierwszy w życiu. Na innych piramidach dostrzegła konserwy mięsne i rybne, polską szynkę w trójkątnych puszkach, puszki z owocami, butelki z sokami, proszki do prania i mnóstwo niezbędnych do przyjemnego życia rzeczy. Jednak osią wszystkich budowli na posadzce sklepu był cukier, brązowy z niższą ceną od białego, stał popakowany w kilogramowe papierowe torby, a większe ilości w przeźroczyste, nylonowe worki, przez które widoczny był jego kolor. Były także stoiska z owocami, mięsem i słodyczami. To do tego ostatniego stoiska Ewa podeszła i wyrecytowała formułkę z końcówką soda. Gruba Murzynka z uśmiechem spytała ile, ale ponieważ dostrzegła na twarzy Ewy popłoch, zważyła jej dwadzieścia deko trójkątnych, słonych herbatników. Wtedy Ewa powtórzyła zdanie z końcówką dulce i dostała okrągłe herbatniki posypane cukrem.
Wracając zerwała z niskiej palmy największy owoc, okazało się, że nie są to młode palmy, ale takie właśnie niskie, które cały czas kwitną jak trawa pędami i owocują. W domu po przedziurawieniu wylała sok do szklanki, wylana woda nie była dobra i nie przypomniała mleczka kokosowego znanego z czytanek szkolnych.
Tymczasem Krystyna już zabrała się do obiadu i próżno walczyła z monstrualnym kawałkiem ryby znalezionej w zamrażalniku. Ponieważ Rudek od początku pobytu na Kubie regularnie gotował sobie zupy, jarzyny znalazła w szufladzie na dnie lodówki i ugotowała zupę. Próbowała ugotować ziemniaki, ale bulwy po ugotowaniu były słodkie i niedobre.
Kiedy Rudek wrócił z pracy, powiedział, że rzeczy do ubrania kupione w sklepie wojskowym na Koszutce Kubankom się nie podobały, natomiast przyjęły prezenty kosmetyczne, szczególnie perfumy „Być może”. Pojednawczo zasiedli do okrągłego stołu w kuchni, Rudek powiedział, że tutaj do każdego posiłku pije się wodę i wszystkim nalał przegotowaną wodę z butelki zawsze stojącej na drzwiach lodówki obok kilkudziesięciu butelek coca coli, piwa i canady dry. Krystyna swojej nie tknęła, nie lubiła żadnych zimnych napojów i czekała tylko na herbatę, którą jak się okazało musiała oszczędzać, gdyż herbatę sprzedawano tu tylko w aptekach jako lekarstwo na żołądek, zresztą bardzo podłej jakości.
Rudek obrał ze skórki i pokroił w ćwiartki dojrzałe zielone owoce które nazywał aguacate, polał oliwą, posolił i popieprzył. Postawił na stole butelkę czerwonego sosu z napisem cachúp , pokroił zielone pomidory, które nie były niedojrzałe tylko po prostu zielone i wszyscy, mimo niezrobionej ryby, zabrali się do jedzenia. Okazało się, że i tak rybę oceaniczną trzeba gotować w winie, które jutro mieli kupić, tymczasem Rudek szybko objaśniał im o co pytali i spieszył się, by jeszcze zrobić pewne obliczenia na suwaku. Ponieważ zwyczajem mieszkających tu Polaków każda żona po przyjeździe wydawała przyjęcie z przywiezionych polskich wiktuałów, rodzice Ewy ze względu na wzajemne nadąsanie, ale także i dlatego, że Krystyna właściwie oprócz słodyczy i trójkątnej puszki szynki kupionej w PKO niczego nie przywoziła, co, jak się wyraził Rudek wiązało się z przemyskim skąpstwem, postanowili żadnego przyjęcia nie wydawać. Zaraz zresztą wpadła z sąsiedniego domku Jaga Pydymowska, chuda białowłosa dziewczynka w wieku Ewy i powiedziała, że od dłuższego czasu „chodzą” za nią czekoladki wedlowskie. Po włożeniu do lodówki zaraz po przyjeździe czekoladki znowu się scaliły, jednak nie w pierwotnym kształcie, ale Jadze to nie przeszkadzało. Z Jagą wszedł mały biały szczeniaczek z obrożą, na którą była nanizana polska złotówka.
Kiedy wyszli, Rudek obiecał Ewie, że jak zrobi obliczenia pójdą do Centro Hipico pojeździć na koniach. Ewa cierpliwie czekała na to cudowne wydarzenie, gdyż nigdy nie jeździła na koniu oprócz tego wiejskiego konia w Sidzinie jak miała pięć lat, ale tam przecież tylko siedziała na nim i chłop ją tam posadził i zdjął. Zajęła się rozpakowywaniem swoich rzeczy. Pocięte z ostatniego semestru kartki podręczników szkolnych schowała na dno nocnej szafki, wyjęła krótkie białe spodenki, by łatwo było w nich jeździć na koniu.
Przeszli przez ulice osiedla zaludnione już i pełne gwaru i życia. Chińczycy na swoim patio gotowali śmierdzące potrawy z wnętrzności zwierząt i gadów, Czesi grali na ustawionych między domami stołach w ping ponga, z domków Rosjan rozlegał się płacz i krzyk bitych dzieci. Co jakiś czas przejeżdżał Citroën pary francuskich komunistów za którym biegła ich biała suka.
Minęli kino na wolnym powietrzu z ogromnym ekranem i drewnianymi ławami i gdzie wyświetlali Rosjanie tylko swoje radzieckie filmy i doszli do centrum jeździeckiego, gdzie wszystkie konie były już zajęte przez polskie dzieci i ani jedno mimo wstawiennictwa Rudka nie chciało dać Ewie nawet konia pogłaskać. Ubrane w kaski, długie spodnie, uzbrojone w szpicruty nie zwracały uwagi na Ewę. Rudek chciał Ewę zapisać na kurs jazdy na koniach, ale instruktor powiedział, że mają komplet i jest to niemożliwe. Bardzo chętnie widzieli by Ewę i Rudka na ławkach wokół toru jako podziwiaczy wyczynów polskich dzieci, ale Rudek zabrał Ewę z powrotem i obiecał jej, że konia dla niej specjalnie załatwi i nie będą się prosić.
Ewa jeszcze raz poszła sama nad morze i chodziła długo po wybrzeżu zbierając muszle i białe szkielety jeżowców, wyrzucone na brzeg, wyschnięte gąbki, kawałki śnieżnobiałych korali, turkusowe, dwucentymetrowe szklane kafelki i kawałki wypolerowanego solą morską drewna. Muszle okazywały się zamieszkałe, jak je podnosiła natychmiast pokazywały się groźne kleszcze i krab pustelnik wyrzucony z powrotem na piasek szybko bokiem uciekał do wody. Wracając pozrywała nasiona z krzewów w różnych kolorach i odcieniach czerwieni i brązów i to wszystko zaniosła do swojego pokoju. Teraz czekała z utęsknieniem, kiedy przyjdzie araña peluda i skorpion, dwa śmiertelnie jadowite istoty, przed którymi mieli się oprócz komarów schronić pod moskitierą. Ponieważ w domku były tylko dwie moskitiery, Ewa poszła spać do Andrzeja.
Obudziły ich wołania Kaśki z bratem by poszli z nimi do szkoły. Ewa rozpoznała ich jako wczorajszych nieprzyjemnych jeźdźców na koniach, ale ucieszyła się, że ktoś o nich pamięta.
O Ewie
Ewa Bienczyckalistopad 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki