27 maja 2016, czwartek. Nad licznikiem był zaciek, widocznie przez zimę dachówka się obluzowała wpuszczając do domu wodę. Marek sprawdził próbnikiem i nie było napięcia. Ponieważ zamierzałam zostać tu trzy dni, by usunąć jesienne bobki mysie z kuchni i wyplewić chwasty w ogrodzie, Marek bał się pozostawić mnie samą narażoną na pożar i zadzwonił do Tauronu.
Tymczasem naprzeciwko umajona białymi wstążkami przypiętymi do ogrodzenia posesja świadczyła, że właśnie odbywa się wesele. Przed domami braci bliźniaków, ubrani w garnitury i garsonki, weselni goście czekali na przyjazd pary nowożeńców, skąd tutejszym zwyczajem zostaną z rodzinnego domu wyprowadzeni. Zjawiła się już orkiestra w czarnych garniturach i białych koszulach z bębnem, akordeonem i gitarą. Przy dźwiękach orkiestry czarnowłosa Karolina, której robiłam portret kiedy miała dziesięć lat, w rozkloszowanej sukni jak z Disneya, przeszła z narzeczonym z domu do umajonego samochodu fotografowana i żegnana przez krewnych kwiatami.
Po powrocie z kościoła przyszła tu cała odświętnie ubrana wieś i ludzie w kolejce składali parze nowożeńców życzenia, wręczając kupione u Krysi Kwiaciarki wiązanki kwiatów. Wkrótce wszyscy pojechali do najbliższego zamku, gdzie w restauracji miało odbyć się wesele, a ja zostałam z kupami mysimi bez prądu.
Znudzony strażnik siedzący na ławce pilnujący dwóch domów bliźniaków na czas wesela leniwie wpatrywał się w wóz elektryków z drabiną na dachu.
Elektrycy popatrzyli na dach i stuletni maszt, powiedzieli, że tak nie może być. Wtrąciłam nieśmiało, że Lenin elektryfikował wieś w o wiele gorszym stanie, gdyż carskie wsie były kryte słomą i z pewnością mniej spełniały warunki p-poż, niż mój z solidnego, modrzewiowego mostu. Zbyli tę uwagę milczeniem, wspięli się na słup i odcięli prąd. Powiedzieli na odchodnym, że jak będzie nowa instalacja, to natychmiast przyjadą i podłączą. Bezradna, spytałam, kto to może zrobić. Nawet mąż – powiedzieli, byleby było dobrze zrobione, sprawdzimy i podłączymy.
– A panowie by nie zrobili?
– Nie, ale przecież za kościołem mieszka strażak Wacław, on jest elektrykiem, na pewno zrobi.
Już na drugi dzień, siedząc o zmroku w absolutnych ciemnościach wyczerpałam laptop wczytując się w pyskówki na portalu Liternet łamiąc zakaz jego uczestniczki Elm inCrudo, która zabroniła mi go czytać i komentować, ponieważ nie jestem tam zarejestrowana. Chciałam napisać osobny post na blogu o ohydnym zwyczaju łamania tajemnicy prywatnej korespondencji na portalach literackich, w proteście przeciwko spodleniu obyczajów, kiedy kultura osobista schodzi tak haniebnie na psy. Ale wkrótce wyczerpałam i laptop, i komórkę, i w dwudziestym pierwszym wieku rozpoczęłam żywot bez prądu.