Lata sześćdziesiąte. Ewa (11)

Wprawdzie byli bardzo zmęczeni po wczorajszym zwiedzaniu Pragi, ale zaraz po obiedzie pojechali tramwajem na Hradczany. Ewa nie mogła doczekać się zobaczenia wzgórza z dwiema gotyckimi wieżami widocznego niemal z każdego miejsca Pragi, a przede wszystkim wczorajszego najpiękniejszego widoku z mostu Karola.
Nie musieli przekraczać Wełtawy, gdyż spali na lewobrzeżnej części Pragi i przejechali tylko kilka przystanków, by przecinając arterię Obránců míru wejść na U Prašného mostu, ulicę wiodącą do Zamku od strony północnej. Przekroczyli Mariánské hradby, ulicę biegnącą wzdłuż barokowych, potężnych fortyfikacji wzniesionych w czasie wojny trzydziestoletniej i zobaczyli szare, porośnięte mchem i pnączami kamienne bloki wzmocnione na rogach basztami, które strzegły Pragę przed Szwedami. Dzisiaj częściowo rozebrane chroniły nasyp przed osuwaniem się ziemi stromego zbocza dawnego wąwozu oddzielającego dzielnicę Letna od centrum Pragi, teraz ulicy, po której jeździł tramwaj. Od imienia siedemnastowiecznego szlachcica Karela Chotka nazwano tu park Chotkovy Sady, pierwszy publiczny park miejski stworzony dla ludu obok zamkniętych królewskich parków i ogrodów. Burgrabia Chotek obsługiwał w najważniejszych ceremoniach dwór królewski dowodząc weselami i pogrzebami w Katedrze świętego Wita, ale zasłynął głównie jako dobroczyńca miasta brukując ulice i place Pragi, wprowadzając kanalizację, zakładając parki, sadząc drzewa i wznosząc przytułki i szpitale.
Ewa pamiętała ze szkolnych czytanek, że Czech z Lechem byli braćmi, trzecim bratem był Rus, ale podobno żadna kronika Kadłubka czegoś podobnego nie zadokumentowała, niemniej słowiańskie powinowactwa narodów były silnie podkreślane w szkole, mimo przetaczających się przez wieki sąsiedzkich wojen. Nie wiadomo czemu mężczyźni innych państw Bloku Wschodniego jak Bułgaria, Jugosławia, Słowacja, Ukraina nie byli dla Polaków braćmi, a Węgier zaledwie bratankiem.
Tak rozmyślając Ewa patrzyła na rekomendowane na planie Pragi z 1964 roku, który dostali w hotelu, ciekawostki turystyczne. Po lewej miała być renesansowa rezydencja letnia Anny Jagiellonki, ale nie tej polskiej, tylko czeskiej, królowej Czech, matki piętnaściorga królewiczów i królewien, pokaźnego zastrzyku błękitnej krwi na dwory europejskie. Całe północne okolice Pragi były letniskiem dla arystokracji i dworu królewskiego, a rozebrane fortyfikacje jeszcze bardziej podkreśliły tereny łowne i zabawowe. Po prawej rozciągały się barokowe zabudowania Jízdárna pražského hradu, gdzie trzymano psy i konie, a teraz zrobiono z nich magazyny.
Rezydencja Przemyślidów, dawniej warowna twierdza w Levým Hradců biegnąca rozrzutnymi zabudowaniami od wschodu do zachodu na wielkiej przestrzeni bez dbałości o ścieśnianie się wyłaniała się stopniowo piaskową tonacją ścian Zamku i czernią sterczących zawsze nad dachami zabudowań zamkowych dwóch gotyckich wież Katedry, jakby z jednej strony Katedra roztaczała opiekę, a z drugiej strony inwigilowała. Wieże sygnalizowały wbrew obowiązującym przepisom, że władza duchowna i świecka, czyli biskup i król, podobnie jak na Wawelu w Krakowie są w jednym miejscu i są nie do rozdzielenia. Byli w niej na mszach świętych po drugiej wojnie światowej tylko dwaj prezydenci, Emil Hácha i Klement Gottwald z małżonką, ale od 1954 roku Katedrę znacjonalizowano biorąc ją w posiadanie wraz ze wszystkimi zabudowaniami hradczańskiego wzgórza jako obszar chroniony i jako ważny zabytek należący do wszystkich Czechosłowaków.
Wchodzili od Hradčanskich náměstí wielką jak łuk triumfalny bramą Matyášovą poprzedzoną rokokowym ogrodzeniem wiodącym poprzez ażurową bramę do pierwszego dziedzińca. Przy wejściu stali nieruchomo dwaj strażnicy w ciemnych okularach słonecznych ubrani w takie same mundury jak strażnicy Pałacu Kultury w Warszawie. Trzymali oparte na ramieniu karabiny skierowane lufami w niebo i Ewa instynktownie popatrzyła w górę. Na symetrycznych cokołach, przy których stali strażnicy, gigantyczne kamienne rzeźby umięśnionych nagich mężczyzn ujęto w zastygłych, agresywnych momentach mordowania podobnych im mężczyzn. Ten po lewej robił to nożem, a drugi po prawej, maczugą. Wsród niezrozumiałych symboli austriackiego cesarstwa i królestwa czeskiego, siedzących lwów i orłów nie zabrakło frywolnych rokokowych amorków i kamiennych wazonów z kwiatami. Cokoły łączyła ozdobna w ornamenty kuta w brązie krata połyskująca złoto w słońcu. Tu zaraz za bramą przy dziedzińcu honorowym rezydowała głowa państwa z małżonka Bożenką. Zamku zwiedzać nie było można ze względu na Kancelarię Prezydenta Czechosłowacji i tajemnice państwowe. Ewa znała z telewizji prezydenta i równocześnie I sekretarza KC KPCz Antonína Novotnego, który niewiele się różnił od reszty dostojników państwowych przyjeżdżających na Śląsk wraz z Gomułką z delegacją partyjno-rządową, by w przemówieniu – jak donosiła Wolna Europa za Radiem Swoboda pisano mu przemówienia fonetycznie i miał problem z wymową czeskich słów – poddać krytyce militarystyczną i odwetową politykę rządu bońskiego.
Prezydent Antonín Novotný miał wąskie usta, które spotykały się często z mięsistymi ustami Chruszczowa i Ewa obserwowała te nie pasujące do siebie twarze pokazywane w telewizji nagle, kiedy nikt się tego nie spodziewał, czekając na zapowiedziany w programie film lub program dla dzieci. Niemniej jakoś w szarości męskich garniturów i płaszczy, brzydkich podstarzałych mężczyzn, gdzie nigdy nie było kobiet i nigdy nie pokazali Bożenki, wszystko nagle stawało się jednością i monolitem, a niezrozumiałe monotonne przemówienia przetykane urzędowymi oklaskami wlokły się w nieskończoność tak, że zapowiedziany program telewizyjny przepadał, ale uprzejmie obiecywano, że będzie wyemitowany w innym terminie.
Wiadomo było, że dwa lata temu prezydent Antonín Novotný przeforsował na spotkaniu CPC Komitetu Centralnego zatwierdzenie nowej Konstytucji Socjalistycznej Czechosłowacji i zmianę nazwy państwa na Czechosłowacką Republikę Socjalistyczną oraz wprowadził nowe godło narodowe: lwa pozbawiono korony i dano mu nad głowę pięcioramienną gwiazdę. Ewa nie orientowała się, jakie było godło wcześniej i teraz, po raz pierwszy zobaczyła flagę czeską w kolorze, powiewającą na maszcie nad budynkami z prawej strony bramy wejściowej. Pod nią widniał napis: „PRAVDA ZVÍTĚZÍ”.
Barama Macieja którym przeszli do drugiego, równoległego dziedzińca była barokowym łukiem triumfalnym z dwoma mniejszymi wejściami i kwadratowymi oknami nad nimi. Zdobiona cesarskimi herbami od początku 17 wieku widziła niejedno. Przejeżdżali tędy czescy książęta, czescy królowie, Habsburgowie, prezydenci wolnej Czechosłowacji, potem Hitler, prezydent Emil Hácha, o którym w szkole krążył wierszyk „Hitler Háchę wziął pod pachę zabrał na kiełbachę a Hácha z tej uciechy oddał mu całe Czechy”, potem prezydenci komunistyczni, Chruszczow i dygnitarze ZSRR. Budynki na pałacowym dziedzińcu były w nudnej manierze klasycystycznej i po burzliwych gestach mięśniaków z ogrodzenia panował tu spokój i wytchnienie. Symetrycznie podziały budynków, płaskie struktury elewacji, jednolita konstrukcja przebudowanych w epoce oświecenia trzech nowych reprezentacyjnych skrzydeł Zamku tworzyły poziomą harmonijną linię.
Były tu trzy studnie i kaplica Krzyża Świętego z osiemnastego wieku, w której przechowywano eksponaty ze skarbca katedralnego. Pośrodku drugiego dziedzińca stała kamienna barokowa fontanna. Za drugim dziedzińcem zamkowym był trzeci dziedziniec z przepiękną katedrą Św. Wita.
Katedra robiła niezwykłe wrażenie swoją wielkością. Ewa, przyzwyczajona do kościoła Mariackiego w Krakowie jako szczytu świątynnej doskonałości i wielkości, katedrą czeska była wręcz przerażona. Na słupach stali wszyscy święci czescy, a w posadzce spoczywały relikwie ciała zamordowanego siekierą świętego Wojciecha. Gotyckie sklepienia trzech naw sprawiały wrażenie ciężkiej, podniebnej pajęczyny.
Przed Katedrą wisiały plakaty odbywających się tu imprez i festiwali muzycznych.
Wrócili przez wszystkie dziedzińce z powrotem na plac hradczański otoczony ze wszystkich stron wytwornymi pałacami, w których mieściły się urzędy, a w renesansowym pałacu Schwarzenbergów Wojskowe Muzeum Historyczne. Pałace były piękne z ozdobnymi oknami, fasadami i zwieńczeniami dachów. Ale najpiękniejszy był widok z hradczańskiego wzgórza na czerwone dachy Pragi, szmaragdowe kopuły barokowych kościołów, wąskie uliczki i kwitnące wiosennie zielone sąsiednie wzniesienia.
Kiedy schodzili w dół do Malej Strany, Staré zámecké schody ciągnące się wzdłuż muru przez 150 metrów potęgowały magię Hradczanów. Wzdłuż nich przy kamiennych ogrodzeniach i fasadach domów wisiały gazowe lampy. Brukowa kostka między często wąskimi przesmykami przy starożytnych domach na szerokich wygodnych stopniach pamiętała stąpające po niej przez wieki stopy i Ewa nie mogła przeboleć, że właśnie po nich schodzą, a nie wchodzą na Zamek. Nie było tu ani jednego brzydkiego zakątka.
W środku Malej Strany gęsta sieć starożytnych uliczek kończyła swój bieg na placu Małostrańskim. Na jasnożółtych fasadach, czerwonych dachach i popielatych klatkach schodowych barokowych domów kłębiły się rzeźby lub bogate dekoracje malarskie, takie jak na Domu Pod Czarnym Orłem zdobionym sgraffitem o tematyce narodowej. Plac Malej Strany zdominował kościół Sv. Mikuláša z zieloną kopułą, w którym koncertował Mozart. Ewa pamiętała ją z widoku z Hradczańskiego Placu, wyłaniającego się wśród czerwonych dachówek otaczających domów.
Szli ulicą Valdštejnską okalająca północną część przepięknego pałacu Waldsteina, minęli też pałac Furstenbergów, gdzie była ambasada polska i pałac Ledeburski. Wszystkie pałace tonęły w wiosennych ogrodach buzującymi za ogrodzeniami.
Z pałacu Waldsteina przeszli ulicę Sněmovní wzdłuż dawnego sejmu. Potem weszli na ulicę Nerudovą pełną renesansowych i barokowych kamienic. Bogate portale kamienic sygnalizowały swoją tematyką i herbami do kogo należały.
Krążyli tak po Malej Stranie, aż doszli do stóp wzgórza Petřín na granicy Małej Strany i Smíchova, do placu Czołgistów Radzieckich. Pośrodku placu na na 5-metrowym kamiennym prostopadłościanie stał radziecki czołg z 23 Gwardyjskiej Dywizji Pancernej 10 batalionu Koniewa Pierwszego Frontu Ukraińskiego, który pierwszy o 9 rano 9 maja 1945 roku wjechał do Pragi.
Ze wszystkich czterech stron mosiężne tablice na cokole informowały o tym.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii lata sześćdziesiąte i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *