W pracy zacytowali Rudkowi słynne zdanie, które w jakimś eseju umieścił odkrywczo Octavio Paz, że “architektura jest nieprzekupnym świadkiem historii”, ale Rudek nie miał jeszcze okazji wybrać się na spacer po Hawanie. Miał zamiar teraz, po miesiącu pobytu na Kubie gruntownie zwiedzić Hawanę pojechawszy do Starej Hawany rano guagłą w niedzielę, kiedy całe miasto bawiło się na ulicach Hawany jakby nakręcając się przed czekającym ich karnawałem mającym się w tym roku odbyć między 28 lutego a 22 marca.
Rudek jadąc pół godziny guaguą te 13 km odległe od centrum Hawany przez tunel Bay rozmyślał o wszystkim, co go tutaj dotychczas spotkało. Nie miał jeszcze odpowiedzi z Polski, czy Krystyna z dziećmi przyjadą. Z Alamaru do Prado jechał do ostatniego przystanku, gdyż autobus zatrzymywał się tylko na żądanie i ostatecznie stawał na końcowej stacji, by czekających tam pasażerów zabrać z powrotem na Alamar, jadąc w kółko bez żadnych godzin i harmonogramu. Siedząc niemal w pustym autobusie zbierającym po drodze stare kobiety w czarnych koronkowych przybraniach na głowach udających się do kościoła na mszę, Rudek rozmyślał o Fidelu Castro, którego zobaczył z bardzo bliska na Placu Rewolucji 5 stycznia 1964 roku w piątą rocznicę Kubańskiej Rewolucji. Pracownicy ich biura, które miało polecenie, by wszyscy zatrudnieni stawili się w wyznaczonej kwaterze tuż przy pomniku José Martiego oglądali swój gmach w oddali zasłonięty gigantyczną płachtą z kilkumetrowymi napisami: VIVA EL MARXISMO LENINISMO, VIVA EL PARTIDO LINDO DE LA REVOLUCION SOCIALISTA, Al llamado de la patria PRESENTE.
Fidel w berecie i żołnierskim uniformie, o zdumiewającej pamięci, wygłaszał bez kartki, przy niebotycznym aplauzie mrowia Kubańczyków zgromadzonych na Placu wielogodzinne przemówienie, które za każdym oddechem Fidela rezonowało aplauzem wśród tłumu nie zmęczonego trwaniem. Było to chyba o wiele bardziej spontaniczne i energetyczne, niż przemówienie Władysława Gomułki w 1956 na Placu Defilad w Warszawie. Jak zauważyli potem jego koledzy w pracy, Fidel w przemówieniu zadeklarował totalną służbę Chruszczowowi, czego w poprzednich jego przemówieniach nie było. Po wizycie w ZSRR wiosną ubiegłego roku na osobiste zaproszenie Chruszczowa, koncertując się na zwiedzaniu miast sowieckich, Placu Czerwonego i Mauzoleum Lenina, zamienił swobodny język na nowomowę i wyrecytował, że “przyjaźń między Związkiem Radzieckim, a Kubą jest wspaniałym przykładem stosunków miedzy narodami, które kierują się zasadami marksizmu-leninizmu i proletariackiego internacjonalizmu”.
Dostał tam zarówno Order Lenina jak i honorowy doktorat Uniwersytetu Moskiewskiego i kiedy wrócił, zradykalizował ustawy wprowadzając obowiązkową służbę wojskową i nie wypuszczając z wyspy chłopców między 15 a 26 rokiem równocześnie pozwalając wszystkim kto chce, opuścić Kubę pod warunkiem, że zostawią cały majątek i dorobek życia. Po tym przemówieniu, na którym Rudek był obecny, jeszcze w styczniu 1964 roku Castro powrócił do Moskwy. Dziewięciodniowy pobyt Fidela w ZSRR szczegółowo opisywała prasa kubańska bogato ilustrując zdjęciami. Trzy dni negocjował pod Kaliningradem ceny cukru przetykając to bankietami w podmiejskiej willi Chruszczowa. Szczególnie zdjęcia z polowań utkwiły Rudkowi w pamięci: ogromna futrzana czapa Fidela siedzącego w saniach, oraz ustrzelone przez niego trzy dziki. Zwiedzał też stadninę koni rasowych pod Moskwą, poznawał bezglebową uprawę warzyw w sowchozie „Biełaja dacza”, oraz wielką mleczarnię, spotykał się z kosmonautami, zjadł obiad z Dolores Ibarruri, wypił kawę w kawiarni „Rakieta”, przy ulicy Gorkiego w Moskwie, a za miastem jeździł na nartach i te fotografie były najśmieszniejsze.
Wystosowano wspólny komunikat, gdzie deklarowano, że Związek Radziecki i Kuba w swojej polityce zagranicznej opierała się na leninowskiej zasadzie pokojowego współistnienia państw o różnych ustrojach społecznych. Związek Radziecki ponownie potwierdza, że udzieli Kubie pomocy “wszystkimi znajdującymi się w jego dyspozycji środkami”, jeśli na Kubę, wbrew przyjętym przez Stany Zjednoczone zobowiązaniom, dokonana zostanie inwazja. Postawiony został ważny cel — do 1970 podnieść produkcję cukru na Kubie do 10 milionów ton.
Rudek wysiadał na końcowym przystanku guagły. Niedzielne przedpołudnie było, jak co dzień, bezwzględnie upalne, ale zacienione Prado – po zajęciu Kuby przez Amerykanów na początku XX wieku nazwane Paseo de Marti, by nie kojarzyło się z madryckim Prado – dawało kojące wytchnienie. Prado było przepiękne, zaprojektowane przez francuskiego architekta, który po zagospodarowaniu przestrzeni pod wieżą Eiffela projektował też na Kubie. Wzdłuż pasażu postawiono hotele, kina, teatry i liczne burżuazyjne rezydencje. Dzięki bezkrwawej Rewolucji Castro wszystko stało w nienaruszonym stanie i Rudek nie mógł się napodziwiać i nacieszyć tak cudownym miastem.
Wszedł do małej księgarni, gdzie kupił amerykański przewodnik z ceną 1 dolara i pięciu centów, zapłacił tyle w kubańskich pesach. Usiadł na marmurowej ławeczce w cieniu rozłożystych platanów. Przewodnik w języku angielskim wydany w 1956 roku adresowany był dla turysty amerykańskiego, głównie zachwalając mu oszałamiającą mnogość klubów nocnych, kasyn i pól golfowych, które Fidel w większości pozamykał. „Havana – the Paris of America”- przeczytał na okładce. Rudek nigdy nie był w Paryżu, ale nie wierzył, by było na świecie miasto piękniejsze od Hawany, ani jej równe. Przewodnik miał przestrzenną mapę Hawany i Rudek chciwie się w niej zagłębił. Poszedł w kierunku białego Capitolu, którego budowa, jak przeczytał, miała dać pracę bezrobotnym, ale też i zaznaczyć amerykańską dominację. Jak czytał dalej, „Najbardziej imponujący nowoczesny budynek w Hawanie, El Capitolio Nacional, nie ma sobie równego w Ameryce Łacińskiej, a jego przepych i luksus kosztował więcej niż $ 20000000.”
Kapitol zbudowano na ostatnim odcinku przepięknego Prado wycinając platany i zrywają piękną, marmurową nawierzchnię. Rudek szedł “Champs Elysees” Hawany nie w kierunku morza, ale przeciwnym. Minął czarne, mosiężne lwy wyrzeźbione przez francuskiego rzeźbiarza w latach dwudziestych i rozkoszując się widokami przecinających się z bulwarem starożytnych uliczek wszedł w dzielnicę Habana Vieja. Bogata architektura w stylu barokowym plątała się z liniowymi, trzeźwymi i prostymi elewacjami neoklasycznych domów. Dotarł do dziewiętnastowiecznej fontanny – La Fuente de la India – która, jak przeczytał na tabliczce, przedstawiała Indiankę o imieniu Habana, żonę władcy wyspy przed przybyciem Kolumba. Fontannę przywieziono z Włoch z marmuru z Carrary. Kobieta siedziała na piedestale otoczonym czterema delfinami mając na głowie koronę piór, w lewej ręce trzymała kubańskie owoce, a w prawej tarczę ocalającą miasto. Rudek posiedział trochę przy fontannie która nie miała wody, ale zaraz poszedł, gdyż tabuny chłopaków obsiadły go prosząc o gumę do żucia. Rudek nigdy nie żuł gumy do żucia i nawet nie wiedział, czy w Polsce można ją kupić, jednak na wszelki wypadek zapamiętał, by napisać Krysi, by gumę przywiozła.
Z fontanny było już niedaleko do Katedry, którą przewodnik polecał jako arcydzieło barokowego stylu. Wszedł na Plac Katedralny, na które wysypała się z kościoła garstka kobiet. Młode miały na głowach białe koronki, a stare czarne. Msza się widocznie skończyła i Plac opustoszał. Rudek wszedł do barokowego wnętrza przez bogaty, zwieńczony muszlą portal, gdzie na ołtarzu paliły się jeszcze świece i posiedział w ławce. Wbrew barokowemu szaleństwu, trzynawowy kościół był oszczędny w ozdobach, wręcz ascetyczny. Wyszedł na Plac Katedralny i schronił się przed słońcem w podcieniach sąsiadującego pałacu. Dwie wieże – jedna cieńsza, a druga grubsza miała dwa dzwony – ze złota i srebra, a całość była w kolorze wybrzeża Alamaru, czyli wykuta w morskim koralu. Na Placu leżało dużo nie uprzątniętego gruzu, widocznie po przeprowadzonych tu jeszcze przed Rewolucją pracach remontowych. Rudek zajrzał do przewodnika. Wiek Oświecenia, wpływy plantatorów i właścicieli ziemskich spowodowały rozkwit wyspy. Przywieziono kulturę, architekturę, nowinki rolnicze i doświadczenia w handlu. Okupacja hiszpańska upiększyła Hawanę promenadami, ogrodami i fontannami. Domy stały się wygodniejsze, okazalsze, zaczęto budować w nich patio. Używano szlachetniejszych materiałów budowlanych, płytki z terakoty, mieszano style, mauretańskie, hiszpańskie, umieszczano w oknach o równych wykwintnych kształtach perskie żaluzje lub zakratowane okna z Andaluzji, budowano kamienne lub ażurowe, żeliwne balkony. Powiększano hole dla lepszego transportu, okna i balkony budowano ogromne, od sufitu po podłogę. Bogatego światłocienia dekoracji wokół okien i drzwi, kolorowych szkieł, gładkich ścian płaskich podkreślających wspaniałość dekoracji nie uzyskano już nigdy potem.
Rudek wszedł w wąską uliczkę Obispo pełną markiz nad małymi sklepikami. Mieściły się tutaj antykwariaty, księgarnie i dziwne wnętrza ze wszystkim, co wyjeżdżający na emigrację Kubańczycy pozostawiali: obrazy w złotych ramach, kosztowne meble, biżuterię, futra, zastawy stołowe, luksusowe i w najlepszym gatunku. Po ulicy przechodziło dużo przechodniów i było tutaj wyjątkowo tłoczno. Mężczyźni w kapeluszach i obowiązkowo długich spodniach, kobiety w obowiązkowych pończochach na nogach stanowili jakiś relikt minionej epoki.
Rudek szedł uliczkami w stronę Maleconu po drodze rejestrując odgłosy toczącego się na piętrach niskich kamienic tętniącego życia. Przed nim otworzył się przepiękny widok na przeciwległą, wyłaniającą się za kanałem twierdzę Morro z białą latarnią morską. Minął kamienną fortecę zbudowaną w XVI wieku przez niewolników i jeńców francuskich wzniesioną w celu obronienia wyspy przed piratami i podążył na zachód, w stronę najbogatszej dzielnicy Hawany, Vedado. Malecon ciągnął się wzdłuż oceanu od Prado do rzeki Almendares i łączył Hawanę z Mariano. Kamienny mur miał chronić ulicę od sztormów, ale fale bijące o brzeg często przeskakiwały zaporę mocząc przechodniów i samochody.
Doszedł do Maceo Park i już zmęczony popatrzył na gigantyczny czarny pomnik. Na piedestale stał Antonio Maceo, kubański wojskowy, bohater wojny o niepodległość przeciwko Hiszpanii w XIX wieku. Koń, na którym siedział stał na tylnych nogach. Antonio Maceo w ręku trzymał maczetę. Rzeźba odlana z brązu przez włoskiego artystę stała tu już pół wieku i mimo, że zapoczątkowała czteroletnią okupację amerykańską, nie została przez Rewolucję rozebrana.
Tak dotarł do Maine Monument, jak pisano w przewodniku, miejsca pielgrzymek amerykańskich turystów przed Rewolucją. Poświęcony marynarzom, którzy zginęli w wybuchu USS Maine w 1898 roku którzy posłużyli jako pretekst dla Stanów Zjednoczonych, aby wypowiedzieć wojnę Hiszpanii rozpoczynając w ten sposób wojnę amerykańsko-hiszpańską. W przewodniku dwie jońskie kolumny zwieńczone były czarnym orłem, ale przed Rudkiem stały bez orła którego trzy lata temu „tłum” usunął za “symbol imperializmu”.
Po szosie wzdłuż Maleconu samochody zaczęły zaświecać reflektory, a na horyzoncie ukazał się oczom Rudka najwspanialszy na świecie zachód słońca. Teraz dopiero uzmysłowił sobie Rudek potrzebę budowy Maleconu, kiedy Amerykanie zaczęli sprowadzać tutaj swoje cadillaki i krążowniki szos, a ciasne uliczki starej Hawany tego nie wytrzymywały.
Doszedł do budynku byłej ambasady amerykańskiej, teraz opuszczonej i głuchej. Przed wejściem tu amerykanów nie było secesji, a później Art Deco. Modernizm zerwał z neoklasycyzmem Kapitolu i Pałacu Prezydenckiego. Siatką 400 bloków wytyczono obszar na zachód od Centro. Eklektyczną mieszankę stylu kolonialnego odrzucono jako niepotrzebną. W czasie amerykańskiej okupacji (1898-1902) przeprowadzono potrzebne ulepszenia: wodociągi, oświetlenia ulic, instalacje telefoniczne i gazu, ścieków, wywozu śmieci, wiele ulic wybrukowano po raz pierwszy. Nowe materiały i cementowe płytki zostały wprowadzone i miały ogromny wpływ na estetykę. amerykańscy architekci w tym uniwersalnym stylu wybudowali Hotel National, w stylu z Art Deco. Umieszczono centrum finansowe w stylu amerykańskim w ramach starego miasta: nowoczesne budynki w miejsce architektonicznych arcydzieł epoki kolonialnej, jak klasztory, sierocińce i więzienia. W Vedado postawiono szereg wieżowców. „La Focsa” ma 39 pięter, 373 mieszkań z widokiem na morze i Malecon, podziemny parking, basen i klub nocny.
Było już ciemno, ale Rudek chciał jeszcze zobaczyć panoramę Hawany z jednego wieżowców na Vedado i skręcił na 23 Avenue, by dojść nią do hotelu Habana Libre. Dla extranjero hotele był zawsze otwarte i windziarz ze złotymi guzikami bez wąsów zawiózł go na dwudzieste piąte piętro, gdzie pod samym dachem był nocny klub. Wśród pnącej się zieleni i palm paliły się kolorowe światełka, a przepływająca szemrzącymi strumykami woda je jeszcze zwielokrotniała. W oszklone piętro ze wszystkich czterech stron wciskała się rozżarzona, pulsująca nocnym życiem Hawana.
Ale Rudek był już bardzo zmęczony, wypił coca-colę z lodem i zjechał na dół windą. Na chodniku podniósł rękę i zatrzymał rozpoznawalną wszędzie jego guaguę, którą wrócił, śmiertelnie wyczerpany na Alamar.
W drzwiach zastał wetknięty przez Polaków list od Krysi, w którym pisała, że przyleci z dziećmi w kwietniu.