KERTÉSZ

Dzisiaj zmarł 86 letni Imre Kertész. Miał chorobę Parkinsona i rzadko opuszczał swój dom w Budapeszcie. Nie mógł już korzystać z komputera, ani też pisać ręcznie. W ostatnim udzielonym wywiadzie powiedział, że napisał już właściwie wszystko co miał do napisania. Powody bycia pisarzem wyjaśniał w swoich powieściach i rozmowach wydanych w formie książek. Według niego pisarz to ktoś, kto ma w sobie jeszcze jeden tajemniczy byt, który za niego pisze. Traktował pisarstwo jako wewnętrzny przymus konieczny i tylko wierność takiej właśnie aktywności życiowej ocaliła go przed podzieleniem losu Tadeusza Borowskiego, czy Jeana Améry, którzy popełnili samobójstwo.
Kertész, jak uzasadniali sędziowie Nagrody Nobla przede wszystkim, podobnie jak Primo Levi zaświadczał, jak nisko może upaść człowiek w sytuacjach ekstremalnych w nazistowskich obozach.
Fikcja literacka, jaką uprawiał w powieściach jest według pisarza o wiele skuteczniejszym sposobem przedstawienia niemożliwego, niż spisywany dokument. Niemniej, proces pisania zawsze dla Kertésza jest aktem niezwykłej odwagi, gdyż wszystko, co przeżył w akcie twórczym, powtarza raz jeszcze uczciwie spotykając się z bolesnymi przeżyciami.
Kertész zadebiutował na Węgrzech w 1975 roku, ale nie zdobył w węgierskim reżimie uznania, tym bardziej w polskim. W Polsce udało się go czytać dopiero od 2002 roku. Po przyznanej Nagrodzie Nobla Kertésza zaczęto spolszczać.
W miarę ukazywania się książek, chłonęliśmy wszystkie zachwycając się jego delikatną prozą wydobywającą się jak gdyby z raz na zawsze zlikwidowanej przeszłości. Bardziej rezonowała jako wykopalisko, przeżycia 15 letniego chłopca stawały się doświadczeniem ogólnoludzkim, ocalałym dla świadectwa.

Kertész całe swoje życie żył z Holokaustem, nie omieszkał przyrównywać do obozów zagłady wszystkiego, co po ocaleniu go w życiu spotkało. Badał skutki pęknięcia cywilizacji, mówił, że “Auschwitz” jest wszędzie.
Pisanie dla Kertésza było wymiarem egzystencjalnym zmieniającym życie. Przebudzenie do artystycznej introspekcji następuje nagle, mówił, bez woli i wyboru.

 

 

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *