Doris Lessing Nobel 2007

Na przykładzie nagrody Nobla można prześledzić łatwość manipulowania medialnego artystyczną twórczością.

Jeśli artysta jest tak stary, jak tegoroczna laureatka, jeśli przejdzie przez wszelkie fazy artystycznego rozwoju wraz z wpisanymi w życie różnorodnymi drogami poszukiwań, znajdą pożywkę niemal wszyscy, by się zgodnie z własnymi potrzebami ustosunkować.
A więc młodzi grymaszą że babcia; lewica – że wystąpiła z partii komunistycznej; prawica – że feministka; Marcel Reich-Ranicki – że nie Philip Roth.
Kogo tak naprawdę obchodzi twórczość artysty?

Tylko ja jestem zadowolona. Na zeszłoroczny Śnieg Pamuka w naszej jedynej fili bibliotecznej czekałam do ubiegłego tygodnia, aż jakiś zaprzyjaźniony z biblioteką czytelnik przez 10 miesięcy pokona 500 stron jedynej spolszczonej książki (w momencie ogłoszenia) ubiegłorocznego noblisty.
A dzisiaj? Dzięki marksistowskiemu epizodowi Doris Lessing, mogę sięgnąć do mojej szczupłej biblioteki domowej i wyjąć z półki zbiór opowiadań pokój nr 19 (polski wybór opowiadań pod tym tytułem wydanej w ambitnej serii „Jednorożca”), który gorliwa polityka kulturalna Gomułki dopuściła do spolszczenia.

Doris Lessin ma trzydzieści lat, gdy wydaje A Man and Two Women. W wywiadach wbrew deklaracjom innych artystów o heroicznym trudzie i męce tworzenia, Lessing przyznaje się do najwyższej przyjemności, jakiej pisanie jej dostarcza.
Wystarczy przeczytać piękne opowiadanie o psach Jocke i Billu, by próbkę tej błyszczącej prozy i wielki literacki talent dostrzec. Nie liczy się wtedy nic, owładnięci jego pięknem, wdzięczni, chłoniemy niedostępne nam inną drogą światy.
To na wskroś autobiograficzne studium o wolności, przypominające kafkowskie Dociekania psa.
Powiązane ze sobą uczuciem wyższym, krystaliczną przyjaźnią psy – jeden z nich pozyskany i wychowany przez autorkę w dzieciństwie – poddane są doświadczeniu absolutnej wolności w egzystencji rozdartej między afrykańskim buszem a podwórzem białych farmerów.
Obserwacje są podane zimno, pozbawione cienia sentymentalizmu (Virginia Woolf nie ustrzegła się tej pułapki pisząc o zwierzętach), a jednak, przy całej drastyczności – ciepło zespalają świat zwierzęcy z ludzkim. Zacierają się światy, pozostaje nieobcy żadnej ziemskiej istocie ból równocześny z hymnem na cześć przeżycia w radości i afirmacji. I o jego kosztach:

Położył pysk na mojej ręce i zaskomlał, a raczej zapłakał. A potem uniósł łeb i zawył…
– Och, Bill przestań, nie rob tego, proszę…
Ale on wył i wył, aż nagle skoczył jakby nie mogąc znieść nadmiaru bólu, potem obwąchał mnie niby chcąc powiedzieć: ”Ach, to ty, no dobrze, dowidzenia” – i pobiegł truchtem w busz.
Bardzo niedługo potem zastrzelono go, kiedy wychodził z kurzej zagrody z jajkiem w pysku.
( Przełożył Wacław Niepokólczycki)

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *