W Katowicach, podobnie jak w Przemyślu, było zimno i nie dało się nic poradzić, bo kaloryfery grzały tylko jak nie było awarii w koszutkowej kotłowni, a każda zima była zabójcza dla ich delikatnych urządzeń. Wanda z Krysią dużo gotowały i piekły na gazowej kuchni i małe mieszkanie szybko się nagrzewało i przynajmniej za dnia było ciepło. Wanda znowu zaczęła wyciskać sok z buraków “dobry” na krew, przerażona anemicznością dzieci, które piły go niechętnie. Natomiast z entuzjazmem powitały orzechowy tort wigilijny z masą migdałową, którą Wanda ubijała na parze z dużą ilością jaj i cukru, czego Krystyna nigdy nie robiła. Wypieki Krystyny były zazwyczaj oparte na drożdżach z jednym jajkiem i mało słodkie.
Na księdza po kolędzie czekało się cały dzień, bo mieszkanie było ostatnie i ksiądz przychodził do nich na samym końcu, po zaliczeniu popisów operowych u Hechlińskich i grze na skrzypcach Małgosi. Po rozdaniu czterech obrazków i podpisaniu, który jest dla kogo – a i tak wszystkie znalazły się potem w książeczce do nabożeństwa Ewy, Ewa uwielbiała święte obrazki – Wanda zatrzymywała księdza opowieściami o tym, jak to jej zięć jest na Kubie. Mimo, że nie znosiła swojego zięcia, Ewa z zdumieniem słuchała, jak się nim chwali i opisuje wszystko to, co wspólnie wyczytali z kubańskich pocztówek. Powiedziała też, że cała rodzina jedzie tam na wakacje, ksiądz słuchał grzecznie, ale wiedział, że papież ekskomunikował Fidela i że tam kościoły opustoszały, jednak nic nie powiedział.
Wanda znowu zaczęła czytać powieści z Dziennika Zachodniego, z którego wycinała każdy odcinek powieści dla Leśki, a resztę dzieci dostawały na makulaturę.
Doniesienia w gazecie codziennej stawały się coraz ciekawsze, i można było przeczytać sporo krytycznych artykułów, z których wynikało, że się dzieje coraz gorzej, mimo równoległej propagandy, że jest przeciwnie. I tak Wanda dowiedziała się, że liczba pijanych zatrzymanych katowickiej Izby Wytrzeźwień wzrosła o 800 w porównaniu z rokiem ubiegłym. Że kobiety stanowią 13% wszystkich pijanych, którzy muszą za dobę zapłacić 215 złotych, a jak nie mają, płaci za nich zakład pracy. Z powodu dużej ilości pijaków z drewnianego baraku przeniesiono Izbę Wytrzeźwień do murowanego budynku z większą liczbą miejsc.
W styczniu pokazano w telewizji występ w Pałacu Kultury 62 letniej Marleny Dietrich, która była tylko o rok starsza od Wandy, a mimo to miała wspaniałą figurę. Wanda przy Frag’ nicht warum Ich gehe się rozpłakała. Dietrich miała długą, błyszczącą suknię z lamy i gronostaje. Makijaż maskował jej lata, a głos stał się jeszcze bardziej oschły i dramatyczny. Wanda gdzieś wyczytała, że Marlena Dietrich myje klatkę schodową bloku gdzie mieszka na najwyższym piętrze. Myje bardzo dużo schodów, stąd jest taka szczupła. Ale Wanda nie miała zamiaru nigdy się nawet schylić, by zeszczupleć. Ewa zawsze usłużnie podnosiła wszystko, co babci spadało na podłogę, a nawet podsuwała jej pantofle.
Przez cały niemal rok prasa podawała, jak Polacy próbują zwiększyć swoje dochody, chociaż i tak trudno było wydać pieniądze, bo ani nie można było nigdzie wyjechać, ani niczego kupić. Wandę zdumiewała wielkość kwot i pomysłowość Polaków w okradaniu państwa ludowego. Brak towarów w sklepach wynikał także ze złej dystrybucji. Sklepy nie mogły zaopatrywać się w pobliskich fabrykach samodzielnie. Produkowane towary trafiały do centralnych magazynów i dopiero stamtąd rozwożono towar do poszczególnych placówek według rozdzielnika. Bo planowanie było centralne. Był to kosztowny i niszczący gospodarkę absurd, rodzący olbrzymią przestępczość gospodarczą.
Prasa pękała od doniesień o ciągle wykrywanych przestępstwach gospodarczych, co wydawało się jedynym sukcesem gospodarki planowej. I tak Wanda czytała, że złodziej Antoni Sobota wraz z trzema siostrami (jednej przyrodniej) i dwoma braćmi włamał się do kasy huty „Florian” w Świętochłowicach i ukradł półtora miliona złotych. Skazany został na 15 lat więzienia, a rodzeństwo dostało po trzy lata.
W Bielsku-Białej złodziej Stanisław Konior, referent zaopatrzenia zakładów, przy współudziale dwóch magazynierów i kierownika produkcji ukradł 5 tysięcy kilogramów kleju kostnego w perełkach, 482 kilogramów kwasu mrówkowego, 305 kilogramów trójchloroetylenu oraz 200 kg dwuchromianu sodu łącznej wartości ponad 103 tysięcy złotych. Dostał dziewięć lat, reszta po pięć.
Wanda zastanawiała się, w jaki sposób złodzieje potrafili sprzedać w tajemnicy pięć tysięcy kilogramów kleju. Pracując dla Franka w jego firmie architektonicznej, jak i potem w tartaku, wiedziała, ile potrzeba materiałów na budowy. A tu – takie ilości!
Z powodzeniem kradziono cukier, jednak sprawców nie wykrywano. Przez nieszczelne torebki w drodze do sklepu z hurtowni ubywało za każdym razem po kilkanaście kilogramów cukru, a cukier był drogi, kilogram kosztował 10 złotych.
Albo takie szybko psujące się śledzie. Z gorzowskiej hurtowni „Centrali Rybnej” kierownik Jerzy Gawroński ukradł fałszując faktury 300 kilogramów śledzi! Liczna grupa pracowników pośrednicząca w kradzieży dostawała po pięć lat, w sprawie głównego oskarżonego jeszcze wyrok nie zapadł.
Krystyna szykowała się do wyjazdu na Kubę i ciągle jej nie było w domu. Kilka razy jeździła do Warszawy, załatwiła paszporty i książeczki zdrowia. Przynosiła też kupione w sklepie PeKaO na Klary Zetkin kupony materiałów i obie obmyślały, jak sukienki uszyć. Krystyna niewiele pojęła z kursu krawieckiego, na który chodziły z Zosią, a jak zaczęły się drobiazgowe wykreślania siatek wykrojów, po prostu przestała tam chodzić. Szczerbowa, zajęta szyciem sukienek komunijnych nie mogła w ciągu tak krótkiego czasu uszyć Krystynie sukienek. Wieczorami szyły więc same, Wanda wpinała szpilki, upinając na córce kawałki materiału.
Tymczasem gazety anonsowały wejście na rynek nowej wełny syntetycznej, z której robiono „bliźniaki”, czyli sweterek z krótkimi rękawami i drugi taki sam z długimi w pastelowych kolorach, dostępne w PeKaO. Ten ostatni krzyk mody był dla Krystyny wymarzony, ale zadecydowała, że na Kubie jest ciepło i nie wyda tak astronomicznych pieniędzy na ciuchy.
Wielkanoc wypadła w ostatnich dniach marca, Wanda upiekła baby i ukręciła majonez z jaj na twardo. Krystyna, mimo, że prześwietlała jajka w sklepowych „rentgenach” – co długo trwało, bo do urządzenia można było załadować tylko 10 jaj, wskutek czego powstawały kolejne kolejki – mimo tej przezorności zawsze trafiały jej się jajka zepsute.
Przedświąteczna niedziela, kiedy sklepy były otwarte i „rzucano” więcej towarów, była dżdżysta i ponura. Po ulicach, mimo ulewnego deszczu przetaczały się tłumy przyjezdnych z okolicznych miast i wsi cisnąc się do sklepów, głównie spożywczych. Do sklepów na Koszutce nie było łatwo się dostać, gdyż cała Koszutka, w związku z pozaczynanymi budowami tonęła w błocie. Krystynie udało się przedrzeć do nowo otwartego pawilonu „Argedu” i kupić nowość – auto-syfon z Węgier. Miała nadzieję, że to rozwiąże problem ciągłego braku w domu wody sodowej. Niestety, natychmiast pojawił się problem z brakiem nabojów na wymianę ze sprężonym gazem.
Krystyna próbowała skorzystać z okazji i kupić jakieś tańsze upominki z Polski dla Kubańczyków, których Rudek za każdym razem w listach się domagał – gdyż w Cepelii było wszystko piekielnie drogie. Na 3 Maja po dwuletnim remoncie mieli otworzyć sklep „Orient”, jednak teraz też okazał się zamknięty.
Tymczasem w “Supersamie”, nazywanym pieszczotliwie Supersamcem, kierownik w trzy tygodnie po jego hucznym otwarciu zdążył zrobić manko na 10 tysięcy złotych wespół z kasjerkami złodziejkami.
Mimo tych wszystkich trudności i złych wieści sklepowych, Wandzie udało się zrobić wystawne jedzenie wielkanocne, a nawet na śniadanie w Wielką Niedzielę była, oprócz malowanych przez Ewę pisanek, szynka z sosem tatarskim.
Zaraz po świętach Krystyna z dziećmi pakowali walizy. Było dużo nerwów i gorączkowych przygotowań. Wanda świtem odprowadziła ich na dworzec i zemocjonowana, wracała Rynkiem do domu. Po drodze na rogu Armii Czerwonej kupiła czerwone jabłka po 16 zł za kilogram. Weszła na Mickiewicza i zaglądnęła do Łaźni Miejskiej. Przeczytała , że są tam lecznicze kąpiele elektryczne, polegające na naświetlaniu żarówkami węglowymi. Leczą ischias i reumatyzm, ale tylko 15 osób dziennie, w związku z czym jest długa kolejka oczekujących i trzeba mieć skierowanie, więc i tak się nie dostanie.
Zaglądając do papierowej torebki zauważyła, że straganiarka dała jej drugi gatunek jabłek po 7 złotych jako pierwszy, na dodatek cześć była zepsuta. Jak ona to zrobiła? – zastanawiała się Wanda, która patrzyła na sprzedawczynię, jak wkładała jabłka do torebki.
Dotarcie na Koszutkę było bardzo wyczerpujące, chodniki właściwie zniknęły, pokryte grubą warstwa błota, a do tego kałuże, które trzeba było przeskakiwać. Wanda przyszła do domu wyczerpana i myślała, że zaraz umrze na zawał.
Ale po powrocie trochę odpoczęła, napiła się herbaty i włączyła radio. Zaczęła sprzątać po zostawionym w gorączce podróżnej błaganie. „Zgaduj – Zgadula” obchodziła dziesięciolecie swojego istnienia. Występowali „Niebiesko – Czarni”, śpiewali Helena Majdaniec, Michaj Burano, Czesław Niemen-Wydrzycki i Wojciech Korda, skecze mówiła Hanka Bielicka. Jak podano w Katowicach na konkursach „Zgaduj – Zgaduli” nikt nie potrafił odpowiedzieć prawidłowo na żadne pytanie.
Wanda musiała teraz sama chodzić na zakupy. W Przemyślu wszystko przynosił Emil, tutaj Krysia, a teraz Wanda została na gospodarstwie sama. Brnąc po rozkopanej Armii Czerwonej, Czerwińskiego Liebknechta i Dzierżyńskiego, czytała brzydkie napisy na sklepach i ponure szyldy. Pełne bezguścia i złego smaku wystawy straszyły brzydotą. Na placu Wolności w sklepie „Upominek” tandeta i szmira. W kwiaciarniach upiorne ikebany na okropnych talerzach. W sklepie „Ortopedia” na wystawie mrożące krew w żyłach protezy. Na wystawach z bielizną wisiały brudne halki, zgodnie z zasadą, że towar z wystawy nie może być sprzedawany, wisiały, wisiały i się zabrudziły. W „Galluksie” zamiast eleganckich, luksusowych strojów na wieszakach płaszcze z zerówki. Wszędzie okna wystawowe brudne, mimo wiosennych porządków.
Wanda kupiła ostatni w kiosku ruchu Dziennik Zachodni, po który będzie musiała iść wcześnie rano – wszystko wykupywano – by przeczytać kolejny odcinek i wyciąć go dla Leśki.
Wróciwszy do domu, zrobiła sobie herbatę i otworzyła na stole w kuchni gazetę. O, jest kolejna sprawa. Kazimierz Walek, prezes Spółdzielni Inwalidów Wojennych w Katowicach przywłaszczył sobie 273 kg plastiku, z którego wykonał 10 tysięcy znaczków i je sprzedał. Jak on sprzedał 10 tysięcy znaczków? – zastanawiała się Wanda. A tu: Antoni Torbus sprzedał Zakładom Mięsnym 880 ręczników po cenie 17,50 za sztukę zamiast po 14,40 złotych zarabiając na tym 50 tysięcy złotych.
Wanda zastanawiała się, dlaczego piszą o tych aferach w gazetach, skoro, jak donosi Wolna Europa i tak wszystko ukrywają. Jednak, jak donosiła gazeta, każdy artykuł zawiera w sobie czytelną prawdę ukazującą jak sprawnie działa aparat administracji państwowej, co przyczynia się do wzrostu autorytetu władzy ludowej w społeczeństwie.
Tymczasem przyszedł list wysłany przez Polaków wracających z Kuby od Krystyny, by Wanda wysłała torebkę Ewy nazwaną przez nią „Kuka”, którą Ewa troskliwie pakowała, a na końcu zapomniała zabrać, a są w niej konieczne przedmioty dla niej, i płacze, że ich nie zabrała. Wanda, nawet nie zaglądając do Kuki w tym samym dniu jeszcze, brnąc przez błota dotarła na ulicę Klary Zetkin na pocztę i Kukę do Warszawy w paczce wysłała, skąd Polacy lecący do Hawany ją mieli zabrać.
W gazecie wyczytała że są skargi na żyletki firmy „Gerlach”, a zdaje się takie Krystyna zabrała na prezenty dla Kubańczyków. Włożyła więc do paczki list z zapytaniem, czy ma szukać żyletek filmy firmy „Extra — Łódź”, które są podobno w porządku.
Nadeszło lato i Wanda postanowiła pomalować mieszkanie na powrót Krysi z dziećmi z Kuby i zrobić im niespodziankę. Ekipa malarzy, których zgodziła do pomalowania farbą klejową mieszkania w pastelowych kolorach domagali się od Wandy ciągłej dostawy piwa, i Wanda posłusznie codziennie chodziła na ulicę Klary Zetkin po piwo. Przynajmniej nie musiała nosić ciężkiego syfonu. Na mieście uruchomiono 12 maszyn do wyrobu lodów i 18 saturatorów, co i tak powodowało przy nich gigantyczne kolejki.
Mimo upałów, błoto nie wysychało i dopiero kiedy wysypano kilka wywrotek żużlu udawało się przejść z ul. Armii Czerwonej do tamtejszych pawilonów handlowych. Wanda wychodziła na krótko, bała się, że malarze okradną dom. Przeczytała, że skazany na 15 lat więzienia 32-letni Zygmunt Dratwiński przy współudziale dwóch paserek 27-letnią Anielę Bińciuk i 14-letnią Elżbietę Drong dokonali 7 włamań do sklepów, kiosków spożywczych i mieszkań prywatnych, gdzie kradli towary spożywcze za 33 tysiące złotych. Znowu zastanawiała się Wanda, gdzie oni to sprzedawali?
Wieczorem włączyła telewizor, ale zaraz się popsuł. Włączyła więc Wolną Europę, gdzie dowiedziała się, że korespondent »Time’a został wydalony z ZSRR, który publikował antyradzieckie artykuły, według „Prawdy”, oszczercze.
Wanda zgłosiła telewizor do ZURiT-u, ale w kolejce do naprawy musiałaby czekać kilka miesięcy. Dowiedziała się, że dla klientów, którzy czekają więcej niż dziesięć dni należy się zastępczy telewizor. Jednak ZURiT miał na stanie 530 telewizorów i wszystkie były wypożyczone. Pozostawał tylko pan Florian, który mieszkał nad Zosią i Wanda poszła po niego. Pan Florian przyszedł i naprawił telewizor. Zobaczyła Agnieszkę Osiecką, która poinformowała, że napisała konferansjerkę dla Elżbiety Czyżewskiej prowadzącej recital piosenkarski Bogdana Łazuki. Wanda znała ją tylko z piosenki „Okularnicy”. Wystawiła – jak mówiła przed kamerą – niedawno „Operę spod Ciemnej Gwiazdy” ze śpiewem Anny Prucnal. Wywiad przeprowadzony był nad jeziorem. Osiecka mówiła o swoim etacie w Polskim Radio, gdzie prowadzi cykl audycji „Radiowa Piosenka”. Na zakończenie wywiadu Osiecka wskoczyła do wody.
Codzienne wiadomości Dziennika Zachodniego przynosiły kolejne sensacje. Skazany na 10 lat więzienia kasjer Rudolf Nachlik wraz z księgowym w hucie “Baildon” w ciągu dwóch miesięcy zdefraudowali 240 tys. zł.
22 osoby ze Spółdzielni Ogrodniczej „Ogrodnik” i Śląskiej Wytwórni Wódek Gatunkowych w Bielsku-Białej, Państwowego Przedsiębiorstwa Produkcji Niedrzewnej „Las” w Żywcu oraz Wytwórni Win w Hałcnowie zagarnęły pół miliona złotych. Samochody z wiśniami, truskawkami, porzeczkami i śliwkami z całej Polski zjeżdżały do Wytwórni Wódek gdzie fałszowano dostawy zmniejszając ich faktyczną ilość.
Źle się też działo w restauracjach. W Zabrzańskich Zakładach Gastronomicznych bufetowe oszukiwały klientów na alkoholu dając łapówki kierownikom w wysokości 97 tysięcy złotych w restauracjach: „Zakopianka”, “Patria” i „Przodownik -Fregata”, „Czarny Diament” i w „Astorii. Anastazja Suczyńska przywłaszczyła sobie 23 tysiące złotych, Zofia Wieszczyk zagarnęła 24 tysięcy złotych, Józefa Kaupas 17 tysięcy, a Helena Kuszewska 28 tysięcy złotych.
Wanda nie mogła spać nocami, gdyż już o trzeciej w nocy hałasowały maszyny, jeździły śmieciarki, a dozorcy śmieci wymiatali na jezdnię. Natomiast gruz z budowy pozostawiano na chodnikach.
Rano „Dziennik Zachodni” przyniósł kolejne wiadomości: 40-letnia Maria Stysz, mieszkanka Piotrowic przy ul. Fredry 37 spotykała się w sklepie spożywczym przy ulicy Gliwickiej z ludźmi, których naciągała, oszukiwała i obiecywała dobrobyt, co skończyło się mankiem. Tu gazeta podała nazwiska i dokładne adresy oszukanych osób i Wanda nie mogła zrozumieć, w jaki celu jest w gazecie ta notatka i dla kogo.
Prasa donosiła też o corocznych problemach z wodą sodową. Domaganie się większej produkcji syfonów, a raczej główek syfonowych spowodowało, że wydziały przemysłu rad narodowych spowodowały, że wytwórnie przemysłu terenowego uruchomiły produkcję główek syfonowych z plastiku. Natomiast nie dało się uruchomić produkcji wody gazowanej i syfony pozostały puste, gdyż mała ich ilość była natychmiast wykupywana.
Wytwórnia wody sodowej była bardzo blisko Katowic, ale scentralizowany transport nie pozwalał na dostawy syfonów wprost z fabryki. Wdrożono więc pomysł specjalnych punktów syfonowych, gdzie na miejscu można nabić syfon. Jeden z nich uruchomiono w kawiarni „Santos” na Koszutce. Wanda gasiła pragnienie herbatą i nie chodziła po żaden syfon.
Malarze ukończyli malowanie mieszkania, a Wanda pomyła po nich podłogi jak Marlena Dietrich. Postanowiła pojechać do Przemyśla. W połowie czerwca w przeddzień IV Zjazdu partii został otwarty nowy pawilon dworcowy w Katowicach. Jak wdziała w telewizji, przecięcia wstęgi dokonał tow. Jerzy Ziętek, a pierwszym klientem przy kasie był tow. Edward Gierek. Budowa nowego dworca przy ulicy Młyńskiej miała się rozpocząć w przyszłym roku. Wanda była przywiązana do swojego zabytkowego dworca w Przemyślu mimo, że był teraz zasikany i odrapany, to przecież dawniej, przed wojną, taki nie był. Dlatego, jadąc do domu do Przemyśla, lekceważąco rzuciła okiem na kalendarz kwietny przed dworcem PKP na ulicy Andrzeja. Na rabatach z kwiatów zrobiono napis: Dworzec Główny — Katowice 1964. Weszła do pawilonu przypominającego jej barak. Był z aluminium i szkła. Posadzki wyłożono granitem, marmurem i trawertynem. Recepcja ozdobiona była mozaiką ze szklanych, kolorowych płytek oraz odpadów marmuru, granitu i piaskowca. Na budynku neon z nazwą stacji. Były cztery kasy biletowe i 12 automatów do sprzedaży biletów, gabloty z planem Katowic i rozkładem jazdy. W hallu dolnym stała budka telefoniczna i kiosk Ruchu. Z podziemnego przejścia prowadziły schody do oświetlonej hali, skąd wchodziło się na perony 13, 12 i 11.
Wanda pozałatwiała w Przemyślu wszystkie formalności związane z administracją kamienicy. Dzięki lokalnym układom w Prezydium Wanda przyniosła bez kary zaległe czynsze i dokumenty. Sprawa i tak była beznadzieja i wszyscy o tym wiedzieli. Wiadomo, stare budynki niszczeją i należy je konserwować i remontować. Regulowały to skomplikowane przepisy ministra gospodarki komunalnej niewykonalne i nie realizowane. Nakazywały przynajmniej raz w roku na wiosnę dokonywać przeglądów domów. Przeglądów powinny dokonywać służby techniczne administracji budynków mieszkalnych. Ze szczupłych kwot czynszów – część lokatorów wcale nie płaciła – Wanda nie była w stanie przeprowadzić żadnego remontu, tym bardziej kapitalnego. Czasami Emil wchodził na dach i coś łatał papą. Zresztą, i tak był brak materiałów budowlanych, które były reglamentowane.
Posłuchali z Emilem Wolnej Europy. Właśnie w połowie czerwca z żoną i trójką dzieci, przybył do Polski z prywatną wizytą Robert Kennedy by odwiedzić swoich polskich krewnych z rodziny Radziwiłłów. Wolna Europa szeroko ten fakt komentowała O tym, że były nieprzebrane tłumy witające go, prasa codzienna i telewizja milczały. Zaprzeczały oficjalnej propagandzie wmawiającej, że Stany Zjednoczone są siedliskiem pornografii, narkotyków i rozboju. Wolna Europa donosiła, że służby SB inwigilują i śledzą każdy ruch Kennedy’ego w Polsce. Prasa nie pisała o tym nic, albo w krótkiej notce napomknęła nad zachwytem Roberta Kennedy’ego Planem Rapackiego.
Emil zaopatrzył Wandę w konserwy i słodycze niedostępne w Katowicach, by miała na powrót Krysi z dziećmi z Kuby i odprowadził na pociąg.
Plac Andrzeja zdążył już zmienić wygląd. Pokryto go asfaltem, zrobiono oświetlenie z lamp rtęciowych. Otwarto w postawionym gmachu pocztę, odrestaurowano sąsiadujące domy. Jak zapowiadały tablice informacyjne, wkrótce nastąpi budowa budowa peronu 14, tunelu środkowego, i głównego gmachu dworca o 150 m długości, pomostu prowadzącego na ul. 3 Maja oraz tunelu ul. Kościuszki – Pocztowa i potem najwyższego wieżowca 60 metrowej wysokości – gmachu dyrekcji PKP przy Rondzie.
W lipcu Wanda musiała otworzyć okna. Między ulicami Armii Czerwonej, Dzierżyńskiego, Liebknechta oraz rzeką Rawą miał powstać “Blok-zachód”. Cały czas wyburzano domy, także w niedziele. Róg Liebknechta i Dzierżyńskiego wyburzano między 4.00 a 4.30, a w drugiej fazie od 7.00 do 8.00.
W sierpniu zaczęły się wykopy pod budowę 18 kondygnacyjną „superjednostkę”, największego budynku Katowic, która stanie równolegle do ul. Armii Czerwonej i znowu okolica pokryła się błotem.
Wprawdzie dzieci miały przyjechać pod koniec października, to jednak Wanda postanowiła już kupić im zeszyty do szkoły, póki nie ma w sklepach kolejek i gorączki przed rozpoczęciem roku. Jak się dowiedziała, Ministerstwo Oświaty i Ministerstwo Handlu Zagranicznego obliczyło, że uczeń szkoły podstawowej zapisuje w ciągu roku 730 kartek, uczeń liceum ogólnokształcącego 5401. Dlatego postanowiono zmniejszyć ilość zmniejszyć zeszytów 16-kartkowych, a podwoić ilość 32-kartkowych. Zamiast 100 kartkowych wyprodukowano milion 80 kartkowych zeszytów. Zwiększono też w porównaniu do roku ubiegłego ilość bibuły, ołówków, obsadek, stalówek, atramentu i pędzelków i farb szkolnych. Zwiększono ilości papieru do okładania zeszytów i książek. Zamiast bloków rysunkowych nr 1 wyprodukowano zeszyty rysunkowe. Zwiększono też ilość zeszytów z lepszego papieru, tzw. bezdrzewnych. W konsekwencji, Wanda i tak nie wiedziała, co wnukom kupić i kupiła wszystkiego po trochu. Zauważyła też, że w Delikatesach na Warszawskiej rzucili herbatę w torebkach, którą można było dostać tylko w kawiarniach i restauracjach. Posłała by ją nawet Krysi, bo na Kubie herbaty nie było, ale już nie było jak, paczka szłaby kilka miesięcy, a nie chciała znowu prosić biura w Warszawie o pośrednictwo.