Lata sześćdziesiąte Rudek (6)

Ministerio de la Construcción (MICONS) po rewolucji mieściło się na Placu Rewolucji i miało strukturę rewolucyjną. Oparte na podstawowym budulcu – cemencie – projektowało, zgodnie z wytycznymi Rewolucji – gdzie priorytetami była edukacja, zdrowie, nauka, turystyka i rozwój gospodarczy – budynki przemysłowe i rolne, mieszkalne, szkoły, mosty, drogi, tunele i groble. Systemy budowlane oparte na sowieckiej technologii fabryki domów miały na celu szybkie budowanie osiedli mieszkaniowych wokół Hawany i w odległych prowincjach Kuby. Rozwijający się przemysł cementowy dostarczał budownictwu kubański Portland z dodatkami wapno-pucolanowymi i żużlem wraz z rodzimymi dodatkami roślinnymi. Beton, odporny na huragany i morską wodę stał się podstawowym materiałem budowlanym okresu, w którym Rudkowi przyszło na Kubie projektować i nadzorować budowy. Niebawem miano wysłać Rudka do Songo w odległej prowincji Oriente, gdzie drążono tunel.

Rudek po powrocie z pracy poszedł z Pydymowskim do sąsiedniego domku casa 19 przywitać się z dwoma inżynierami z Warszawy. Na werandzie w fotelach bujanych odpoczywając po pracy siedział Hibner w białym podkoszulku na szelkach. Miał rudą brodę jak Hemingway i wraz z siedzącym obok kolegą nie wykazywali żadnego zainteresowania Rudkiem. Rudek wrócił więc do domu i ugotowawszy sobie zupę poszedł zwiedzać Alamar.
Kierował się odgłosami morza i tam podążał oczekując urozmaicenia, gdyż całą przestrzeń zajmowały podobne sobie białe, betonowe, jednopiętrowe domki z dachami krytymi półkolistymi betonowymi prefabrykatami, bądź płaskimi płytami z betonu. Osiedle, złożone z 400 domków robiło wrażenie optymistyczne, a swoją bielą fasad i gdzieniegdzie lekko zabarwionymi pastelowo ścianami, sprawiało widok wręcz odświętny. W mocno grzejącym jeszcze słońcu wszystko wydawało się białe i suche, ale nieustająca wilgoć przylepiająca koszule do podkoszulka – Rudek przekonał się na własnej skórze, że warto tak jak Kubańczycy nosić pod koszulą podkoszulek – kontrastowała z oschłym widokiem ulicy. Było pusto, mieszkańcy pochowani przed słońcem w domkach nie siedzieli nawet na werandach i patiach. Wzdłuż ulicy ciągnął się szpaler niskich palm kwitnących i owocujących równocześnie, duże owoce zwisały u nasady liści i Rudek pomyślał o ich smaku, ale bał się je zerwać. W pracy wyjaśnili mu, że Alamar miał być wielką, nowoczesną dzielnicą dla wzrastającej klasy średniej od momentu, kiedy przekopano tunel pod zatoką i połączono wschodnią Hawanę z centrum. Tunel, zbudowany przez firmę francuską, był arcydziełem inżynierskiej myśli. Powstały między 1957 a 1958 zaledwie podczas trzydziestu miesięcy, stał się wielkim osiągnięciem budowlanym dwudziestego wieku. Rudek przejechał go już dwukrotnie „guaguą” i nadal nie mógł wyjść z podziwu, choć podróż nie trwała dłużej niż jedną minutę.
Zaczęto w latach pięćdziesiątych inwestować w Alamarze, kupować działki budowlane. Wielkie plany architektoniczne powstałe za rządów Batisty zostały przerwane Rewolucją. Urzędnicy bankowi, przedsiębiorcy, inżynierowie, lekarze i prawnicy wyjechali z Kuby pozostawiając swoje majątki. Rewolucyjny rząd porzucił modernistyczne koncepcje zaszczepione przez genialnych architektów epoki kapitalizmu. Wpływy Europy Wschodniej spustoszyły ambitne plany architektoniczne. Po 1959 roku, we wczesnym okresie rewolucyjnym, projektanci ze smakiem nadal importowali nowoczesne pomysły Le Corbusiera, ale więzy polityczne z Europą Wschodnią, a zwłaszcza z ZSRR bardzo te wpływy ograniczyły. Obok powstało sztandarowe osiedle architektury rewolucyjnej w dzielnicy Habana del Este gdzie zbudowano tanie betonowe piętrowe bloki bez wrażliwości na realia tropików, miejscowej kultury i ochrony środowiska. Rewolucyjna ustawa mieszkaniowa zmniejszała czynsze o połowę, ujednoliciła ceny mieszkań i zakazała posiadania więcej niż jedno mieszkanie oraz wynajmu mieszkań. Upaństwowienie mieszkań spowodowało, że właściciele domów nie dostawali żadnego wynagrodzenia. Kubański rząd przejął domy i zasiedlił je rodzinami, które okazały poparcie dla Rewolucji.
Projekty importowane z ZSRR były brzydkie i obce duchowi wyspy. Przekonywano, że smak, uroda i luksus są zbędnym balastem epoki kapitalizmu. Budowano nowe gmachy nie konserwując starych.
Rudek minął sklep, obok którego stało mnóstwo skrzyń z pustymi butelkami coca-coli i Bacardi. Spojrzał na jego pofalowany dach, budowany tak ze względu na nieustający wiatr od bliskiego już oceanu. Budynek zdawał się lekki lecz przypominał wieki barak.
Było już widać granatowy kolor wody przetykany gdzieniegdzie białymi nitkami fal. Teraz asfalt się skończył i Rudek szedł drogą po czerwonej ziemi ścieżką ku oceanowi. Sprzed nóg uciekały jaszczurki. Po obu stronach ścieżka była ogrodzona kolczastym drutem zza którego wysuwały się olbrzymie kaktusy i kolczaste krzewy o barwnych liściach i jaskrawych owocach. Dotarł do wybrzeża. Było pokryte koralowymi skałami pełne jam i ostrych brzegów. Miały kolor buraczkowy, były oblepione wyplutymi przez morze wodnymi roślinami. Fale obijające się o brzeg co i rusz wypełniały wodą szczeliny, która po odpływie fali też uciekała, pozostawiając biegnące bokiem kraby. Całe wybrzeże było okolone kolczastym drutem z tabliczką ZONA MILITAR, ale Rudek bez problemu mieścił się pod drutami i przekraczał ogrodzenia. Na horyzoncie stały nieruchomo okręty amerykańskie.

15 grudnia 1963 pojechali Fordem rocznik 58 prowadzonym przez kubańskiego szofera z inżynierem z Ekwadoru do Santiago de Cuba. Inżynier miał ciemne okulary i wąsy. Szofer kubański z nie wyjmowanym papierosem w ustach, też był w okularach i z wąsami. Na głowie miał słomkowy kapelusz. Biała koszula jak i u wszystkich na wyspie, była wyłożona na wierzch spodni.
Jechali czteropasmową szosą Via Bianca, którą Rudek się zachwycił. Środkowym pas zieleni obsadzony kwitnącymi krzewami i palmami i inną, ciągle się zmieniającą, egzotyczną roślinnością nadawał podróży baśniowy wymiar. Mijali nadmorskie Tarara, Guanabo, minęli pola naftowe w Boca de Jaruco, miasto Santa Cruz del Norte, plażę Jibacoa i w miradorze w Bacunayagua zrobili postój. Na dole rozciągał się niesamowity widok na najwyższy most na Kubie, ten sam, jaki widział Rudek na ścianie w gabinecie dyrektora. Szofer objaśnił mu, że ten most zbudowano w 1947, czyli przed Rewolucją i ich szef być może był jako student w zespole budujących, ale na pewno nie był projektantem mostu. Pod nimi przelatywały ptaki, a pod mostem wiła się rzeka Bacunayagua zarośnięta drzewami i krzakami. Przepiękna dolina rozpościerała się z jednej strony, a po przeciwnej stronie Ocean Atlantycki. Mirador był pięknie zagospodarowany, można było z niego zejść aż na dół do przęseł mostu. Skalny ogródek pełen agaw, kaktusów, crotonów i kwitnących begonii oraz czerwonolistnej ludwigi zbudowany był na skarpie, poza którą była przepaść.
Dojechali do Matanzas i skręcili na mniej komfortowe drogi na południe wyspy kierując się na wschód, na jej kraniec, gdzie zobaczył ją Kolumb i gdzie była pierwsza jej stolica. Do Santiago de Cuba dotarli późnym wieczorem, ale miasto było rozświetlone i panował tu całonocny ruch. Dojechali do hotelu Casa Granda, pięknego, czteropiętrowego budynku z początku dwudziestego wieku zbudowanego w mieszance stylów kolonialnego i barokowego. Na elewacji wiele ozdobnych elementów w umiarkowanej ilości świadczyło o smaku i elegancji. Mieścił się w centrum miasta, tuż obok parku Céspedes i można było oglądać z balkonu hotelu zarówno przechodniów, jak i katedrę i otaczające góry.
Jak Rudek dowiedział się w recepcji, hotel zbudowano w ciągu sześciu miesięcy, a dziesięć dni potem oddano go do użytku dla bogatej klienteli. Zachował swoją świetność też po Rewolucji.
Wstali wcześnie rano i po śniadaniu złożonego z galletas dulces i maleńkiej filiżanki kawy pojechali do Songo Alto. Jechali 45 kilometrów na północ od Santiago de Cuba pustą drogą pnąc się w górę. Czasami mijały ich wozy o dwóch kołach z zaprzęgniętymi wołami. Po obu stronach szosy rozciągały się pola kukurydzy, rosły flamboyanty z których zwisały długie, niemal metrowe mieczowate strąki.
Zastali już brygadę robotników przy pracy. Tunel był drążony w skale góry 274 metrów nad poziomem morza. Był to pierwszy tunel zbudowany już „rewolucyjnej” Kubie i gazety pisały o tym śmiałym przedsięwzięciu i o tym, że jego wnętrze będzie powlekane specjalną powłoką wodoodporną wg. oryginalnego pomysłu polskiego ingeniero Rodolfo Hartman. Rudek długo przygotowywał się do tej podróży robiąc w swoim domku na Alamarze obliczenia na suwaku. Tunel był wiercony w skale na stromym zboczu, mierzył 215 metrów i 7 i pół metra wysokości. Wgłębienia między skałą a ścianami, według projektu Rudka, zostaną wypełnione cementem wtryskiwanym pod ciśnieniem z góry. Drążono skałę przy pomocy dynamitu, by uniknąć usuwania się ziemi zainstalowano tymczasowe łuki ochronne. Dla ułatwienia pracy robotnikom wykonano wentylację, która odnawiała atmosferę wewnątrz tunelu.
Przy okazji Rudek dowiedział się, że pobliskie miasto La Maya ma nazwę nie od Majów, ale od krzewu o nazwie maya bardzo popularne w tej okolicy, ale od Majów też, bo istniały tu osady Majów. Do komunikacji z Guantanamo i Santiago de Cuba używano mułów i koni. Było tu dużo emigrantów z Francji w wyniku rewolucji na Haiti, czarnych Afrykanów, przywiezionych z Afryki do pracy na plantacjach w przemyśle cukrowniczym. Dużo chińskich imigrantów, oraz Maurów z Maroka. Panował tu zawsze rasizm, w gminie Songo była największa rzeź na Karaibach, w 1912 wyrżnięto sześć tysięcy czarnych strajkujących pracowników rękami sprowadzonych w celu stłumienia rebelii Amerykanów i przede wszystkim José Miguela Gomeza, któremu wybudowano gigantyczny pomnik w Havanie na Avenida de los Presidentes. W Alto Songo i La Maya zamieszki były największe, miasteczko La Maya spalono w tym pocztę i stację kolejową, a z braku wody nie udawało się gasić pożarów.
José Francisco Marti y Zayas-Bazán, syn poety, który był kapitanem w armii Mambi, zdradził swoich towarzyszy i poprowadził straż obywatelską “ochotników” przeciwko rebeliantom. Ruch rebeliantów został stłumiony w ciągu trzech miesięcy.
Po rzezi odbył się uroczysty bankiet w Central Park w Hawanie, któremu przewodniczył José Francisco Martí tuż pod pomnikiem ojca.

Po objaśnieniu ekipie budowlanej planów Rudka, pojechali do krewnych szofera. Rodzina mieszkająca w chacie krytej liśćmi palmowymi ugościła ich talerzem fasoli z ryżem. Cały dom był biedny, zbudowany z desek, na zewnątrz na ściętej na wysokość metra palmie gospodarz zrobił półki z naczyniami kuchennymi.
Pojechali drogą w góry Sierra Maestra. Wyszli z samochodu w gąszcz dżungli. Rosło tam wszystko: palmy, bananowce, kakaowce, paprocie drzewiaste, mahoniowce, hebanowce, figowce, filodendrony. Zwisały liany i liczne pnącza. W koronach drzew hałasowały kolorowe ptaki jakich Rudek nigdy w życiu nie oglądał.
Tu ukrywał się Fidel Castro wraz z rebeliantami po nieudanym ataku na koszary Moncada. Nic dziwnego, że nie mogli ich znaleźć żandarmi Batisty.
Wrócili do Santiago, by zobaczyć przed wyjazdem miasto za dnia. Jechali ulicami, po bokach których stały ogromne tablice z napisami “26 de Julio”, portretami Fidela, Guevary i uzbrojonych partyzantów.
Wyszli do Cespedes Parque. Kwadratowy plac z bujną roślinnością w środku zajmowały grupki grajków ulicznych siedzących na murkach, bądź tańczących z grzechotkami zrobionymi z tykwy i marakasami ze strąków flamboyanta. Obok bieliły się wieże barokowej katedry. Podeszli do białego budynku ratusza szeregiem kolumn podcieni. Balkon, z którego Fidel Castro po raz pierwszy wygłosił przemówienie do narodu kubańskiego w dniu 1 stycznia 1959 roku był jakby stworzony do tego celu. Rudkowi przypominał balkon papieski w Watykanie.
Pojechali bardzo wąskimi uliczkami pełnymi przechodniów, gdzie widoczne były jeszcze szyny tramwajowe, chociaż tramwajów już nie było. Wyjechali z miasta i skierowali się osiem kilometrów w kierunku Oceanu, by zwiedzić zamek Castillo del Moro San Pedro de la Roca. Na brzegu zatoki Bahia de Santiago wykuto w skale kilka tarasów gdzie zbudowano cytadelę, budynki pomieszczenia dla artylerii i magazyny na żywność. Twierdzę budowano w obronie przed piratami i wrogimi okrętami w siedemnastym wieku i budowano sześćdziesiąt lat.
Stanęli wśród archaicznych armat i patrzyli na rozpościerające się wody i góry.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii lata sześćdziesiąte i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *