Trzepać dywany w sypkim śniegu
to jak pieczątki stawiać brudne,
popołudniowe biele niebyt
wchłania panującego ciągu
przestrzeni i czasu współrzędne.
I kiedy słońce się pochyli
róż się przesieje badylami,
to brud jest swojski. Ale jeśli
to miraż – sen i nieczystości
będą śnieżycą zasypani.
Pamięci nie ma śnieg w sezonie
mielą się warstwy w mrozie, słocie,
gdy na landszafcie zorza płonie
zastyga w trwaniu. Przyjdzie koniec
jedynie spojrzeń z prostych uciech.
Zimową porą świat się bieli
zakrywa wstyd łagodząc kształty
w trwaniuśmy ku nim przybieżeli
bezładem czasu. Uśmiechnięty
księżyc jest w bieli. Księżyc w chwili.