Na tegoroczne obchody Dnia Kobiet na moim blogu zdecydowałam się napisać o tym obrazie.
Z licznych recenzji sławnego już filmu, gdyż w 2007 roku stał się najważniejszym wydarzeniem artystycznym festiwalu w Cannes i otrzymał Złotą Palmę oraz nagrodą FIPRESCI, najbliższy jest mi głos Anity Piotrowskiej z „Tygodnika Powszechnego”. Może jest to jedyna recenzentka uchylająca się od przyporządkowania go tylko problemowi aborcji i komunizmowi.
Anita Piotrowska przywołuje Ciorana i Kafkę, ja poszłabym jeszcze dalej i oglądając skojarzyłam ten obraz filmowy z „Pustelnią Parmeńską”, ekranizacją z 1947, gdzie ciotka Fabrycego decyduje się z miłości do niego na oddanie swojego ciała mężczyźnie władnemu przywrócić mu wolność.
Podobną cenę żąda w filmie Bebe, fałszywy lekarz, by uzupełnić wysokość żądanej kwoty, gdyż studentki nie zdołały zebrać na czas pieniędzy za usługę usunięcia prawie pięciomiesięcznego płodu. Otilia płaci sobą, by jej przyjaciółka Gabita mogła poddać się aborcji.
„Posiew napoleoński nie poszedł na marne” napisze Boy-Żeleński o „Pustelni Parmeńskiej” gdzie Fabrycy jest już bohaterem, który potrafi wykorzystać przemiany społeczne, działać z księżną Giną de San Severiną przeciwko totalizmowi, poruszać się moralnie w niemoralnym świecie.
I o tym jest ten rumuński moralitet. Najazd kamery na pięciomiesięczny płód leżący w hotelowym brodziku, który ma już główkę i rączkę, nie jest ani sentymentalnym religijnym obrazkiem bojowników o życie poczęte, ani o przetargi w debatach nad zamrożonymi i spuszczanymi do kanału ludzkimi płodami.
W niemal sensacyjnej scenie zaszczuta jak zwierzę Otilia poszukuje nocą w pustce rumuńskiego miasta zsypu w wielopiętrowym bloku, by instrukcji Bebe stało się zadość: płodu nie wolno zakopywać, gdyż rozgrzebią go psy i koty. Płód trzeba wrzucić do zsypu, by lecąc kilka pięter rozprysł się i był nie do zidentyfikowania przez milicję.
Narracja filmu jest nieśpieszna, mozolnie, scena po scenie opowiada właściwie historię tylko jednej kobiety odpowiedzialnej za los swojej współlokatorki pokoju w akademiku.
Otilia rozwiązuje problem jak potrafi, jak się da. Heroizm nie polega tutaj na pojawieniu się uczuć wyższych, nie wiadomo nawet, czy kobiety łączy przyjaźń. Jednak widz odbiera emanację najcenniejszych międzyludzkich zachowań, gdy nic konwencjonalnego, co wiemy, czego nas nauczono, co nam wmówiono, się nie liczy. Odpada cynizm, odpada pragmatyzm, duma. Z przykrością dowiadujemy się, że to oddanie, to wsparcie, ten najcenniejszy dar, jaki człowiek człowiekowi może dać – czyli by nie opuścić go w potrzebie – dzieje się jedynie między kobietami.
Świat męski, reprezentowany przez Bebe i przez chłopaka Otili, jest formalny, urzędowy pozbawiony uczuć. W tym podwójnym mroku – z ekranu padają słowa chłopaka Otili, syna lekarza, że kolega ojca za aborcję dostał wyrok 3 lat więzienia – a więc mroku Państwa i mroku tych, którzy udają miłość, by pozyskać jedynie seks – kobiety są kosmicznie samotne, skazane jedynie na siebie.
Film rozpoczyna scena w akademiku, kamera niedbale, jakby mimochodem ślizga się po jego obskurnych, zimnych pokojach i korytarzach, gdzie kilkunastoletnie studentki politechniki, wybitnie uzdolnione dziewczyny z rumuńskich wsi usiłują biednymi środkami podnieść swoją atrakcyjność, golą nogi, dodają sobie pewności siebie papierosami, a życie płciowe w całkowitym nierozbudzeniu seksualnym uprawiają, gdyż jest to jedyna możliwość by ktoś z nimi był. Bez tej usługi seksualnej żaden chłopak nie zgodzi się z nimi „chodzić”.
Film kończy się happy endem. Podobno, jak mówi w wywiadzie reżyser, zdecydował się na optymistyczny najazd na piękne płatki śniegu w końcowej scenie, jedyne estetyczne ustępstwo, by happy endowi stało się zadość.
Czytam w sieci, że dzisiejsze obchody Dnia Kobiet w Polsce są świętowane właśnie w trakcie kinowych pokazów tego filmu.
Kobiety były zawsze masochistyczne.
Bo przecież ruch feministyczny chyba nie ma z niego wielkiego pożytku.
Może to jest jakieś polskie odreagowanie społeczne na męską obłudę.
W „Katechetach i frustratach” Świetlickiego gdzie wszyscy (a są tam przedstawieni męscy reprezentanci wyśmienitych elit intelektualnych Krakowa), jak jeden mąż:
„(…) Myśleli wyłącznie o wkładaniu Grecie rąk do bielizny.
(…) wszedł z nieodłączną Marleną Jelito, swoją narzeczoną, odznaczającą się niesłychanych rozmiarów pupą, którą uwyraźniała jeszcze bardziej poprzez nader śmiałe dekolty na plecach (…) Nawet na Kongresach Feministycznych czuł się dobrze. Jednak nie zabierał na nie Jelito. Była ona bowiem klasyczną wprost kobietą ciemiężoną przez samca, toteż niewskazane było pokazywanie jej kobietom, które same chciałyby samca ciemiężyć. Jelito sama tak już sobie organizowała życie, aby samiec ją jak najbardziej pociemiężył, a przychodziło jej to tym łatwiej, że podobała się większości Romków przez a) uwyraźnioną pupę, b) infantylizm, c) kompletny brak jakiejkolwiek refleksji, co dawało gwarancję, że można ją sobie bez wyrzutów szczególnych pociemiężyć, wyromkować. Tego ciemiężenia nie przyjmowała jedynie i wyłącznie od rzeczonego Romka Grzyba, dawała się ciemiężyć również innym Romkom, jednak to właśnie ten Romek był ciemiężycielem wybranym przez Jelito, ciemiężycielem niejako głównym, Romkiem Furioso, Otello Romkiem, Romanem VIII. Tak została wychowana, patriarchalnie i słodko.
— Mężczyzna jest od tego, żeby ciemiężył. Ja mam pupę. Jak orzech kokosowy, pełną mleka.
Była reliktem. I nie chciała od życia niczego nadto.
Mężczyźni nie chcieli od niej niczego więcej nad możliwość celebrowania jej pupy.”
Daję te cytaty, by trochę film przy święcie rozjaśnić, a ja na blogu, jako kobieta PRL-u, celebruję właśnie to święto.
Ale w dalszym ciągu jest ciemno.
Smutne, że wchodzimy w jakiś niesłychanie delikatny etap cywilizacyjnego rozwoju, wymagający od obu płci wysiłku, precyzji, współpracy, wzajemnego uzupełniania się, wspierania i podpowiadania, a mija następny wiek i wciąż ciemnogród, nieokiełzana biologia, lenistwo i patologia egocentryczna.
Film wykazał, że kobieta może być inżynierem jak wykona w porę aborcję, natomiast inżynierowie nigdy tej aborcji nie dokonują. Patologiczny egocentryzm mają zapłodniony przez matki i noszą tę ciążę przez całe życie, i ona umiera wraz z ich biologicznym zgonem.
Przerażenie aborcyjne niesie pokorę.
Heroizm nie polega tutaj na pojawieniu się uczuć wyższych, nie wiadomo nawet, czy kobiety łączy przyjaźń. Jednak widz odbiera emanację najcenniejszych międzyludzkich zachowań, gdy nic konwencjonalnego, co wiemy, czego nas nauczono, co nam wmówiono, się nie liczy. Odpada cynizm, odpada pragmatyzm, duma. Z przykrością dowiadujemy się, że to oddanie, to wsparcie, ten najcenniejszy dar, jaki człowiek człowiekowi może dać – czyli by nie opuścić go w potrzebie – dzieje się jedynie między kobietami.
No, nie zgadzam się totalnie. Film jest paradoksalnie nie o piekle aborcji nielegalnej, a o naturze miłości, przyjaźni czy o związkach między ludźmi. A konkretnie o płytkości i pozorze tych związków, o czym boleśnie przekonuje się “pozytywna” bohaterka filmu Otylia. I tak naprawdę to ona zostaje wyabordowana z iluzji o przyjaźni i miłości, to jej świat się wali za sprawą fałszywej przyjaciółki, która ten najcenniejszy dar sprzeniewierzyła przez kłamstwa i matactwa. Niestety nie dzieje się tak tylko między kobietami. Tak się dzieje między wszystkimi możliwymi płciami, o czym wszyscy internauci doskonale wiedzą. No i dyma się; każdy każdego, jak długo się da.
>Ania
Z Świetlickiego wynika, że wszystko, ten cały męski obłudny wysiłek intelektualny jest jedynie męska przykrywką, przeczekiwaniem, by nareszcie przejść do właściwego i jedynego pragnienia ich życia: lulki palić, lampartować się, oglądać mecze piłkarskie i (ha, ha, ha, nekrologi przy Holoubku!) wkładać ręce do cudzej bielizny.
Słabe społecznie jednostki (utalentowane kobiety) nie mają szans. Nie każda przecież rodzi się z pupą takich rozmiarów, jak Jelito, natomiast rodzą się z takim mózgiem.
>Przechodzień
Podtrzymuję jednak moją tezę. Film był o właściwych proporcjach międzyludzkich. Nie o przyjaźni, nie o uczuciach wyższych. Jedynie o międzyludzkiej przyzwoitości w nieprzyzwoitym świecie. Wspaniałe, że właśnie rumuński reżyser, mężczyzna z pokolenia polskiego brulionu pokazał rzecz po ludzku, a nie po kobiecemu, ani po męsku, ani nie po heroicznemu.
Myślę, że poprzeczka wymagań wzajemnych bardzo spadła. Leży sobie na piasku i ludzie się o nią jedynie potykają. To tylko jakiś relikt, albo pretekst, by nie wikłać się w drugiego człowieka. Dawniej męki wyrzutów sumienia były w niepomożeniu, gdyż widziało się w spotykanym potrzebującym Jezusa Chrystusa. Dzisiaj jest to zdumienie, węszenie powodów takiego, a nie innego zachowania (asertywność). Nikomu nie przyjdzie do głowy, że można pomóc w cierpieniu psu, który nas za to pogryzie, albo Żydowi, który po wojnie o sąsiadach napisze jak najgorzej.
Nie opłaca się?
Film pokazał, że się opłaca, jak najbardziej. Przerażenie jest w przejściu, w udziale. Doświadczenie Otili to właśnie ten dar otrzymany jako zapłata. Po traumie aborcyjnej koleżanki z pokoju w akademiku jest do przodu w zrozumieniu swojego życia o 300 lat co najmniej. Najprawdopodobniej to straszne przeżycie, które uczyniło z niej już zupełnie inną osobę, było tak intensywne, że przebudowało ją wewnętrznie, otworzyło. Nie na gorycz pustego poświęcenia, ale na własne życie, które jest właśnie dane po to, by się wikłać.
To może jednak o aborcji?
W końcu film był mimo zaprzeczeń Ewy i jak się okazuje, Piotrowskiej, także i o tym.
Ponieważ jestem z zawodu inżynierem, który nosi w sobie niewyabordowaną ciążę egocentryzmu, chciałbym tutaj przywołać dzisiejsze, stosunkowo nowe, spojrzenie na nieodmienny dylemat, czy jajo kobiece, które łączy się w łazienkowej umywalce z męską spermą jest już człowiekiem.
Jestem inżynierem i mój zawód wymaga precyzji.
To może Jacku o Peterze Singerze?
(niestety, kursywę tutaj potrafi dawać w komentarzach tylko Przechodzień):
„ Psychiatrzy używają tego terminu do określenia osoby, która jest aspołeczna, impulsywna, egocentryczna, bez emocji, nie czuje wyrzutów sumienia, wstydu czy winy i jest wyraźnie niezdolna do nawiązania głębokich i trwałych osobistych relacji”.
Tyle o egocentrykach, których wyraźnie określa terminem „psychopata”, a przecież społecznie są to nasi najlepsi z najlepszych (ha, ha, ha, nekrologi przy Holoubku).
Singer w swojej „Etyce” zajmuje się dzisiejszym sformułowaiem, kiedy człowiek jest człowiekiem, a kiedy kupą nieświadomych siebie komórek (co przecież, szczególnie u mężczyzn, utrzymuje się do końca życia) bardzo intensywnie, nie czuję się tu na blogu, na siłach, o tym wszystkim pisać. Technologia jest już tak posunięta, że jak pisze Singer:
„Teraz sześciomiesięczny płód – trzy miesiące wcześniej – często może zostać utrzymany przy życiu dzięki wyrafinowanym technikom medycznym, a i płody urodzone po tak krótkim czasie rozwoju jak pięć i pół miesiąca również przeżyły. Grozi to osłabieniem zgrabnego podziału ciąży przez Sąd Najwyższy na trzy okresy, z granicą zdolności do przeżycia leżącą pomiędzy drugim i trzecim.”
Ja osobiście jestem zawsze przeciwko aborcji, pewnie nigdy bym się na nią nie zdecydowała, bez względu na warunki życia. Ale to przecież nie ma nic wspólnego z światową debatą i jej kontrowersją lub zupełnie cynicznym wykorzystywaniem problemu przez Kościół i Państwo.
Mam tu dwie przedwojenne książki aprobowane wtedy przez władzę kościelną:
„Cnotliwa dziewica, która wbrew swojej woli została zgwałcona przez młodzieńca, może jak wielu sądzi, usunąć płód przed wstąpieniem weń duszy, iżby nie postradała czci, która jest czymś więcej niż życie.” (Arirault, Propositions dictees au college a Paris, 1644, s. 322).
A w drugiej:
„Kiedy niewiasta zamierza podnieść na siebie rękę, aby ujść hańbie ciąży, czy wolno jej wówczas doradzać poronienie? Kardynał de Lugo powiada: «Tak, jeśli w żaden inny sposób nie da się jej odwieść od zamiaru, gdyż nie znaczy to wówczas przywieść do grzechu, tylko skłonić do wybrania mniejszego zła.»” (Escobar, Liber theologiae moralis, Lyon 1656, s. 155; 46
Więc chyba dzisiejsze stanowisko kościoła katolickiego radykalizuje się jeszcze bardziej, w porównaniu z tym sprzed 300 lat.
Jak piszesz Ewo – bohaterka w filmie zdobywa doświadczenie życiowe z niepotrzebną czasową nadwyżką.
Akcja filmu, jak czytam, to lata 80 w Rumuni. Co się u nas wydarzyło przez te dwadzieścia lat, wiedzą pewnie tylko feministki. Może dzisiejsza krzykliwość jest takim samym skutkiem, jak wczorajsze milczenie?
90 lat temu Tadeusz Boy-Żeleński tak pisał o Polsce:
„(…) Kobiety — zwłaszcza u nas — są w sprawach płci krępowane fałszywym wstydem, boją się. Nawyk obłudy, milczenia o swoich najistotniejszych sprawach, brak solidarności kobiecej. Czytajmy pisma specjalnie kobiece, w chwili gdy toczy się walka o poradnie świadomego macierzyństwa — o czym piszą? O smażeniu konfitur, o „rosole z suma”, o robotach szydełkowych, o wszystkim wreszcie, tylko nie o tym. Ani słowa! Ta abstynencja pism kobiecych — zachowawczych i postępowych, bez różnicy — to prawdziwa osobliwość. Paniusie, które wydają te pisma, umieją sobie widocznie radzić, bo nie widać jakoś ich licznego potomstwa; co im tam biedne kobiety, które giną tysiącami lub wegetują w nędzy, paniusie nie chcą się narażać, wolą siedzieć cicho.(…)”
To jak już jesteśmy o pisaniu o niczym to polecam na zakończenie tej blogowej celebry z okazji Dnia Kobiet wywiad z pisma klimatu tych paniuś, o których pisał Boy – naszego Największego Aktora ról szekspirowskich:
Rozmowa z Magdaleną Zawadzką i Gustawem Holoubkiem
(ha, ha, ha, nekrologi przy Holoubku)
Niestety tego kompendium banałów nie da się przeczytać bez uszczerbku na zdrowiu. Zdumiewa tylko jak łatwo można przenieść swoje akcje z komitetu do kościoła!
A z Ewą się nie zgadzam. Takich uogólnionych ludzi po prawdzie nie ma. Oczywiście w filmie można taką postać wymyśleć, ale ona taka się tam nie wydaje. To kobieta z krwi i kości, która ze swoją współlokatorką nawiązała(jak jej się wydaje) coś więcej niż tylko przyzwoite stosunki i to poświęcenie nie przypomina pomocy “w cierpieniu psu, który nas za to pogryzie, albo Żydowi, który po wojnie o sąsiadach napisze jak najgorzej.”
Padają tam jednak wyrzuty: dlaczego mnie okłamałaś?
Myślę Przechodniu, że taki wieloraki odbiór filmu jest pewnie i jego siłą.
Chociaż, jak czytam teraz na witrynie sieciowej Krytyki Politycznej, że właśnie moje miasto zostało wybrane z pośród wszystkich miast Polski na ogólnopolskie obchody dzisiejszego święta i właśnie w tej chwili sławne polskie kobiety erotycznie wiążą nasz sławny pomnik różową wstążką, to myślę sobie, że nie ma różnych odpowiedzi na postawione pytanie i, że odpowiedź jest zawsze jedna.