Lata sześćdziesiąte. Wanda (3)

Zima w Przemyślu ciągnęła się jednostajnie od kilku miesięcy, przeszła na rok 1963 i nie odpuszczała. Piec kaflowy Wandy stawiany przez pracowników budowlanych Franka nigdy nie był remontowany i grzał bardzo słabo. Na dodatek Rebenowa pojechała na całą zimę do Nowej Zelandii i od dołu nikt mieszkania nie grzał. Podobnie ojciec Kiki – jedyny lokator na piętrze, z którego mieszkaniem pokój Wandy dzielił jedną ścianę – zapijał się i nie palił w piecu, a Kika z matką z mieszkania uciekły.
Emil przynosił codziennie Wandzie węgiel w ocynkowanym wiadrze, który musiała oszczędzać bez względu na to, co zadecydowali towarzysze z KC. Wysokie pokoje były nienasycone, a w kuchni wiało jak w psiarni. Wieczorem, kiedy z Leśką i Emilem zasiadali do telewizora i oglądali Cyrankiewicza jak tłumaczy podwyżkę cen na energię elektryczną, węgiel i gaz, pastwili się nad nim bezsilnie.
– A to szubrawiec – mówiła Leśka, która swoją emeryturę wypracowała w urzędach na kolei, kiedy jeszcze lokomotywy jeździły tylko na węgiel. – Mówi, że rząd na tym nie zarabia, a nawet traci! Kto w takim razie zyskuje? Potem włączali radio, by usłyszeć komentarz Wolnej Europy i dowiedzieć się, czy podwyżki nie są powodowane jakimiś innymi względami. Następnie szli szybko do swoich pokoi i łóżek, gdzie mogli się ogrzać przedwojennymi pierzynami. Wanda czytała całą noc, by nazajutrz stos książek zanieść do biblioteki i zabrać następne. Miały obwódki od nocników odciśnięte na szarym papierze okładek i bibliotekarka ani ich nie zmieniała, ani się nimi nie brzydziła, toteż Wanda też przestała się tym przejmować.
– Nakrywają urynały – wyjaśniała bibliotekarka Wandyczowa dając do zrozumienia, że ona nie jest taka delikatna. Opowiadała Wandzie, że jak dawniej szli z mężem do pracy i zostawiali zamkniętą w domu trójkę dzieci, to jak wracali, gówno było wszędzie, cały dom był wymazany. Ale co było robić – Wandyczowa rozkładała ręce – nie było ich z kim zostawić.
Niedługo po podwyżce energii Wolna Europa nadała komunikat o strajku pielęgniarek. O tym, że nastroje po ostatnich podwyżkach są buntownicze, wiedziało się z ulicy. Ludzie pieklili się w sklepowych kolejkach, gdzie i tak niewiele można było kupić. Brakowało jajek, masła i śmietany, a nawet mąki i soli. Emil regularnie przynosił z jeszcze działającej od przedwojnia piekarni Kasjana gorące bajgle zwane przez Wandę bajgeły, ale po resztę zakupów znikał na całe dnie. Jednak Wandzie w okolicy Wielkanocy udało się kupić konserwy z wieprzową mielonką z napisem gulasz. Wysłała je Krzysi w pudle kartonowym wraz z „Przekrojem”, który zawsze dla niej miała odłożony zaprzyjaźniona kioskarka. Zresztą, jako właścicielka kamienicy miała w zaułku Tuwima fory i nie musiała dawać łapówek, ani kupować do „Przekroju” „Kraju Rad”, czy „Żołnierza wolności”. Taka sprzedaż wiązana była nagminnie praktykowana, ale kioskarka nigdy nie ośmieliła się Wandzie czegoś podobnego zaproponować. Potem napisała do wnuczki Ewy pocztówkę, by Krysia zaraz te konserwy zużyła, bo są pogięte, a w jednej zauważyła dziurkę. Ewa jedyna z całej rodziny odpisywała regularnie.
Wiosną wiał zimny wiatr, pogoda zmieniała się błyskawicznie, od słońca, po deszcz. Wolna Europa z całą natarczywością mówiła o jakiś rakietach atomowych, co już było nie do wytrzymania po nastrojach z Berlina i doniesieniach o Murze Berlińskim. Podobno samoloty amerykańskie wykryły broń atomową na Kubie, tuż pod nosem USA wymierzone we Florydę. Od jakiegoś czasu obserwowano dziwne budowle nagle powstające na wyspie oraz konwoje statków wiozących podobno bydło z ZSRR i kombajny do ścinania trzciny cukrowej. Potem podano widomość że szpieg radziecki, Oleg Pienkowski został stracony za zdradę ojczyzny. Jednak te mrożące krew w żyłach wiadomości nie przysłoniły spraw religii, którymi najbardziej interesowała się Leśka. W maju wyglądała w telewizji jakiejś wzmianki o ważnej wizycie w Polsce austriackiego kardynała Franza Königa, anonsowanej w prenumerowanym przez Leśkę „Za i Przeciw”, ale ponieważ przyjechał 1 maja, zagłuszyły ją transmisje z pochodów. W zamian nieustannie spiker obiecywał poprawę w zaopatrzeniu:
… W dziele porządkowania produkcji w zakładach drobnej wytwórczości dokonany został pierwszy zasadniczy krok. Powodzenie zaś tych wysiłków uzależnione jest od energii czynników miejscowych w realizowaniu zamierzeń, od sprawności, kontroli, a także, w dużym stopniu, od dobrych chęci dla zrozumienia przez nadrzędne czynniki administracyjne właściwej roli drobnej wytwórczości. A rola jej, to przede wszystkim zaopatrywanie…
…miejscowego rynku w artykuły bezpośredniego spożycia, uzupełnianie przemysłu kluczowego. Egzekutywa KM czuwać będzie nad wykonaniem tego postulatu…

Szczególnie przed telewizorem psioczyła Leśka, gdyż dokładnie czytała „Za i Przeciw”, gdzie sprawy kościoła katolickiego omawiane były drobiazgowo dając wrażenie, że wszyscy w Polsce nimi żyją. Podobno towarzysze z KC zabronili uczyć dzieci religii zakonnicom. Jednak i w telewizji zaczęły pojawiać się nieśmiało newsy o poważnej chorobie papieża Jana XXIII, którego Leśka z całego serca kochała i podziwiała. I kiedy zmarł w czerwcu, „Za i Przeciw” opublikowało niewyraźne zdjęcie maleńkich zwłok papieża leżącego na katafalku w bazylice, odzianych w złotopurpurowy ornat i złotą trójkątną czapkę biskupią na głowie w otoczeniu kardynałów, Leśka się rozpłakała.
Wanda, żyjąca po nocach sprawami bohaterów swoich powieści, nie miała tak emocjonalnego stosunku do światowych dramatów kościoła katolickiego. Na dodatek dowiedziała się radosnej nowiny, że jej zięć Rudek, w Katowicach stara się o wyjazd na Kubę do Fidela Castro, którego przecież Jan XXIII wyklął i ekskomunikował i że może ta jego śmierć nie jest taka straszna. Wanda wolała swoje pasje religijne realizować w kościele Reformatów, niż na arenie światowej, do którego lubiła chodzić, gdzie znała się ze wszystkimi franciszkanami. Franek przed wojną chodził tylko do katedry i chodziła z nim, ale teraz jej było tu bliżej i przyjemniej być razem ze swoją parafią.
Zaczęła przygotowywać się do przyjazdu na letnie wakacje swojej wnuczki Mirki z Wrocławia. Leszek pewnie trochę pobędzie, nim pojedzie na wczasy z Renią nad morze. Witka pewnie wyślą na kolonie. Dziwne to – myślała – że nie zabierają swoich dzieci na wczasy, ale bardzo cieszyła się, że będzie miała dziesięcioletnią Mirkę przy sobie dwa miesiące, na którą na dodatek cieszyła się Leśka, gdyż Mirka ją uwielbiała. Mirka była niezwykle urodziwą dziewczynką, ludzie oglądali się na ulicach, a pewnie teraz jest jeszcze piękniejsza. Przygotowania zakłócała ciągle wpadająca Ginalska mieszkająca nad Wandą. Przynosiła ciągle dowcipy o Tiereszkowej latającej właśnie w kosmosie. Były najczęściej wulgarne, ale śmiały się z nich z Leśką i częstowały Lenę Ginalską spirytusem zmieszanym z sokiem malinowym. Lena Ginalska wiedziała na pewno, że tam w kosmosie lata wiele trupów radzieckich, nie tylko zwierząt, ale informują jedynie jak już ktoś wylądował.
Latem żyli tylko wrocławskimi gośćmi. Emil wynosił na ogród przedwojenny stolik z parasolem, gdzie grali w karty z Leszkiem w brydża, mając nareszcie czwartego, a Mirka śpiewała i tańczyła. Kiedy Leszek wyjechał, zaraz wybuchła epidemia ospy we Wrocławiu i już nie mogli na wczasy skutkiem blokady miasta z Wrocławia wyjechać. Wanda była szczęśliwa, że chociaż Mirka jest tutaj bezpieczna. Nasłuchiwali codziennie wieści z Wrocławia, ale najwięcej o epidemii, tajonej przez władze miasta mówiła Wolna Europa. Wszyscy poszli się zaszczepić, rana na ręce Mirki długo nie goiła się i nie mogła kąpać się w Sanie, a upały w sierpniu były nie do wytrzymania.
Kiedy Mirka wyjechała, a epidemia została zażegnana, wrócili do oglądania telewizora i słuchania radia. Gomułka na dożynkach znowu przemawiał panicznie, okazało się, że była susza i że nie zebrano tyle zboża ile trzeba, wobec czego trzeba podnieść ceny mleka, zapałek i alkoholu. Zaraz Wolna Europa podała, że utrzymanie jednej dywizji wojska polskiego wynosi 7 miliardów złotych, a manewry wojskowe 100 mln. zł.
We wrześniu Emil w poszukiwaniu lepszych sklepów z zaopatrzeniem trafił na Zasanie, skąd wstrząśnięty wrócił nic nie kupiwszy, po prostu uciekał szybko do domu. Pobiegli do okien: Emil w sypialni, Leśka w środkowym salonie, a Wanda w swoim pokoju, ale nic się nie zobaczyli. Wolna Europa zaraz w nocy podała cały przebieg wydarzeń. Chodziło o likwidację średniej szkoły muzycznej dla organistów na Zasaniu prowadzonej przez klasztor salezjanów, którą założyli pół wieku temu. W obronie tej zasłużonej szkoły, gdzie kształcono organistów na całą Polskę występował poseł Znaku Stefan Kisielewski, ale nic to nie dało. Ponieważ salezjanie nie zgodzili się szkoły zamknąć, oddziały milicji przemyskiej i sprowadzone z Rzeszowa otoczyły budynek. Kiedy ksiądz dyrektor nie chciał kluczy oddać, wyłamali zamki, jednak nie wszystkie. Salezjanie zadekowali się w dzwonnicy, do których nie dało się wyłamać dzięki archaicznym, solidnym zamkom. Zaczęli bić w dzwony zwołując tym do pomocy wiernych. Wierni sformowali procesję ze śpiewami, a milicjanci i esbecy wybijali tymczasem szyby i wkroczyli do budynku. Uczniowie zaczęli śpiewać religijne pieśni, ale także słychać było gwizdy i wrogie okrzyki. Sprowadzono odziały ZOMO, które brutalnie zaczęły rozpędzać tłum. Przywiezieni murarze zaczynają zamurowywać wejście do szkoły. Zostają obrzuceni kamieniami. Rozpoczyna się msza na dziedzińcu szkoły. Wierni jednak próbują przedostać się do szkoły, zaczyna się bójka, z pobliskich okien zrzucane są doniczki. MO i ZOMO rzucają granaty z gazem łzawiącym i szczują psami. Ludność Przemyśla rozpoczyna budować barykady na Grunwaldzkiej na Zasaniu i u wejścia na most. Wieczorem sytuacja została przez milicję opanowana.
Wanda jest zupełnie tym zgnębiona, ale dostała radosną pocztówkę od Ewy, że podróż na Kubę Rudka jest realna i ma jej zięć niedługo wyjechać. Ewa bardzo liczy na jej przyjazd do Katowic. Szybko więc pracuje nad księgami administracji kamienicy. Znowu połowa lokatorów nie zapłaciła czynszu i nie wie, jak ma się rozliczyć z urzędem miasta, gdyż lokatorów – przez niego przydzielonych – wyrzucać nie wolno. Nie może jechać szybko, obiecuje Ewie, że przyjedzie na Boże Narodzenie. Jak się okazało, Rudek wylatywał z kilkoma nieudanymi próbami, kiedy znalazł się w powietrzu nastał już listopad. Wanda uciszyła się, że nie będzie musiała palić w piecu, a zapowiadali ciężką zimę.
Tymczasem w telewizji podali wiadomość o zastrzeleniu Kennedy’ego i wszyscy w pokoju zamarli. Śliczna Jackie Kennedy, którą dwa lata temu Leśka z Wandą porównywały z seduchą Chruszczowową na spotkaniu prezydentów we Wiedniu wyglądała olśniewająco w małej czarnej, jednak było im rozdzierająco żal, nie tylko, że nie ma już młodego prezydenta USA, ale tragedii prezydenckiej rodziny.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii lata sześćdziesiąte. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *