Topnieje śnieg jak ludzie ciepli
którzy odchodzą pierwsi w niebyt.
Przeźroczystość deszczowej kropli
mrocznego grudnia nie rozjaśni,
nie wchłonie bieli dnia koloryt.
Puch malowniczy jest na niby,
szarzyzna na dłuższą metę mdli,
bezdomnych nie zachwycą szyby
kwitnące mrozem. Ten, kto przybył
chce ogrzać się w cieple osiedli.
Przeczekać mróz w stagnacji roku
szkoda. Świat cały w karnawale,
chociaż na permanentny pokój
ostrzą już zęby ludzie mroku
by człowiek znów był sam jak palec.
Przeminą niegdysiejsze śniegi,
zostaną po nich ślady w słowach,
choć im daleko do elegii,
wieczny powrót uwierzytelni
i padać będą wciąż od nowa.