Śnieg gór jest wieczny. Sen Andrzeja
wciąż w hibernacji w Himalajach.
Andrzejki rok w rok ma w śnieżycach
tam, gdzie nie dotrze już nadzieja,
ciepło moszczona w boskich mitach.
Wiatr hula w miastach i zadymka
rozdmuchuje śnieżny z dachów pył.
Wosk leją w domach, wróżą w bramach,
a każda wróżba, to pomyłka,
choć po to jest, by ktoś w nią wierzył.
Zima kroczy jak panna młoda,
ucieleśniona jest lirycznie,
oswoi żywioł, cukru doda
do tej radości, której prawda
wspólnoty obnaży złudzenie.
Białe jak śnieg się snują włosy
anielskie, boskie, Mikołaja.
Starość maluje farbą. Bosych
nie ma dziewczynek w śnieżnej nocy,
gdzieś się ukryły w innych krajach.
Śpij – powie Brodski – usypianie
umarłych poetów… Dawno śpią.
Zimowy sen nie zbudzi ranem,
niech śpią, nie czeka ich spotkanie
pod zapomnienia śnieżną kołdrą.