Zbliża się nieuchronny koniec,
Afryka śle swe górne dmuchy,
mdleją na słońcu jurne muchy,
spaliny aut wchłaniają wonie,
uchodźców ewidencjonują ruchy
kosmiczne stacje.
Jest taka przerwa w życiorysie
gdy księżyc w pełni już nie śni się,
bo nie ma snu, są same spacje.
Stagnacja, to czy będę wisieć
czy wpełznę w samo dno historii
już się nie liczy, tka się wątek.
Koniec, to jeszcze nie początek,
koniec, to nie są sprawy wątłe
rozplątujące źródła przyczyn.
To hekatomba w kurz goryczy
przemieniająca lata kolor
i słońce zachodzące.