Moje szkolne lektury obowiązkowe: Arkady Gajdar “Timur i jego drużyna”

Najprawdopodobniej tę cienką książeczkę w twardej okładce z pionierami na okładce malowanymi akwarelą w manierze realistycznej przeczytałam po rosyjsku dopiero w liceum i wiem, że przeczytałam ją tam po raz pierwszy i ostatni jako lekturę obowiązkową na lekcjach języka rosyjskiego.
Prosta fabuła pełna dialogów nie sprawiała żadnych trudności językowych, nie sprawiała też problemów mentalnych, gdyż byliśmy przyzwyczajeni do perswazji języka propagandy i jednocześnie znieczuleni. Na dodatek cała młodzieżowa lektura tego okresu – ta drukowana w Świecie Młodych w odcinkach takich pisarzy jak Niziurski i Bahdaj, te wszystkie “Pany samochodziki” w książkach i filmowane, te seriale telewizyjne o Tolku Bananie i Karioce, to wszystko zdawało się klonami niedościgłego wzoru radzieckiego stylu młodzieżowych zabaw polegających na śledzeniu i donoszeniu na MO.
Książka z jej nachalną propagandą prześmiewczo została rozbrojona w dowcipie o Żeni, którą Timur ze swoją drużyną goni, ale tylko po to aby zdjąć jej majtki i nazajutrz oddać wyprane z meldunkiem: „były brudne są czyste – Timur i jego drużyna”.
Co oczywiście nie znaczy, że książka miała złą recepcję.
Przeczytałam ją ja, przeczytało ją wielu, przeczytać musieli wszyscy. Zatruci Timurem są także dzisiejsi nauczyciele i wychowawcy kolejnych pokoleń, o zgrozo wspominający lekturę z łezką w oku jako najukochańszej książki swojego dzieciństwa. Do dzisiaj w Rosji “Timur i jewo kamanda” jest jedną ze 100 książek obowiązkowych lektur.
Wprowadzenie w prywatne życie inwigilacji, “opieki” nad rodzinami pozbawionymi mężczyzn walczących na różnych frontach w szeregach Armii Czerwonej, strzegących duchów mających na celu całodobową obserwację osady jest podsuwaniem czytelnikowi orwellowskiej wizji dobrze funkcjonującego społeczeństwa jako jedynego rozwiązania w walce ze Złem. Bez tego koza by się nie odnalazła, wroga banda chłopaków kradła by jabłka w sadach, a Żenia nie spotkałaby się z ojcem jadącym właśnie na front rozpoczynający inwazję ZSRR na Polskę w 1920. Te zdawałoby się, fundamentalne dla trzynastoletnich bohaterów problemy w czasie wakacji letnich rozwiązuje Timur wraz z grupą oddanych mu pionierów, na których wzór tworzono po wydaniu książki podobne formacje timurowców w całym Związku Radzieckim.
Sam Gajdar uciekł z domu mając trzynaście lat i przedostał się do Armii Czerwonej podając swój zawyżony o trzy lata wiek, by go przyjęto. Zaraz sprawdziłam, czy film Andrieja Tarkowskiego “Dziecko wojny” nie jest oparty na prozie Gajdara, ale nie. Tarkowski mimo wszystko próbuje pokazać zło wojny pochłaniające najmłodsze ofiary, pozostanie chłopca w wojsku jest tam smutną koniecznością, a nie wersją Czerwonego Khmera.
Proza Gajdara, obficie wydawana w latach pięćdziesiątych w tłumaczeniu Aleksandra Wata apoteozuje wojnę mimo, szczerych choć z konieczności strasznych opisów walk z Białymi zaraz po Rewolucji Październikowej, w których Gajdar gorliwie uczestniczył. Po załamaniu nerwowym i leczeniu w zakładach zamkniętych, Gajdar wraca na łono społeczeństwa radzieckiego w 1924 w charakterze tym razem bojownika piórem. Otoczony wianuszkiem dzieci, najczęściej pisząc w domach pracy twórczej w pionierskim obozie “Artek” na Krymie, błękitnooki młody blondyn drukuje niemal co rok kolejne utwory zgodnie z wytycznymi Lenina o “literaturze socjalistycznej powołanej do służenia… milionom i dziesiątkom milionów ludzi pracy, którzy są kwiatem kraju, jest jego siłą i jego przyszłością”. Są to „R.W.S.” 1926, „Szkoła” 1930, „Schron nr 4″ 1931, „Dalekie kraje” 1933, „Niech świeci” 1933, „Tajemnica wojskowa” 1935, „Błękitna filiżanka” 1936, „Los dobosza” 1938, „Dym w lesie”, „Czuk i Hek” 1939 „Timur i jego drużyna” 1940, „Gorący kamień” i „Przysięga Timura” 1941. Tę szczęśliwą dla czytnika radzieckiego passę twórczą przerywa jego śmierć od niemieckiej kuli w czasie II wojny światowej.
Stwarzając na kartach swoich powieści i opowiadań sentymentalny, szczęśliwy kraj pełen ufności w Dobro wstępującego właśnie nowego człowieka, człowieka radzieckiego formowanego jego utworami, czytelnicy, jak dorosną, doczekają realizacji roztaczanych przez niego wizji zgodnie ze słowami Lenina:

“(…) Ale to pokolenie, które obecnie liczy piętnaście lat, ono właśnie zobaczy społeczeństwo komunistyczne i samo będzie budowało to społeczeństwo. I ono powinno wiedzieć, że całym zadaniem jego życia jest budowanie tego społeczeństwa komunistycznego(…)”

Internetowe fora rosyjskie pełne są teraz sprzeciwu wobec napisanej na początku lat dziewięćdziesiątych książki Władimira Sołouchina “Солёное озеро” (wydanej 20 lat temu, nie spolszczonej). Tam został Gajdar przedstawiony – późniejszy dobrotliwy przyjaciel dzieci – w czasie wojny domowej jako dowódca 58 pułku znany z niezwykłego okrucieństwa czerwony demon bestialsko tłumiący powstanie chłopskie w prowincji Tambov, a następnie podczas walk na czele sił specjalnych z grupą białych partyzantów Ivana Sołowjowa w Chakasji.
Z książki Władimira Solouhina wyłania się Gajdar przewlekły alkoholik o ciężkich zaburzeniach psychicznych żądny mordu i przemocy. Solouhin powołuje się w wywiadach na archiwalne zdjęcia fotografowanych dzieci, osób starszych, więźniów tortur, studni po brzegi wypełnione trupami cywilów, khakassianskich chłopów. Każdego dnia na rozkaz Gajdara wrzucano do jeziora całe rodziny sympatyzujące z Białymi. Pisarz przedstawia noc, podczas której 16 zakładników podejrzanych o sprzyjanie partyzantom Sołowiowa trzymano w zimnej wodzie w jeziorze, by rano osobiście Gajdar zabijał ich strzałem w głowę. Potem spędzano na brzeg jeziora kobiety, starców i dzieci w jednej linii i wszyscy zastrzeleni wpadali do jeziora barwiąc je na czerwono. W ten sposób naliczono, według zachowanych archiwów 134 ofiar.
W ciągu sześciu miesiącach zabito kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców skutkiem rozkazów Gajdara.

Obrońcy Gajdara kwestionują prawdziwość książki Solouhina dowodząc, że zbrodnie zostały popełnione przed przybyciem Arkadego Gajdara przez lokalnych urzędników. Nie da się jednak zaprzeczyć że cała biograficzna literatura, jaką Gajdar wydał na świat nie mówi nic o tych wydarzeniach, nawet jako świadka przecież wstrząsających dla każdego normalnego człowieka.
Jego książki dla dzieci nigdy nie zapominają podkreślić komu zawdzięczają swoje szczęśliwe dzieciństwo:

“(…) Timur jest wzruszony, ale stara się opanować.
— Ano, więc — odezwał się trochę zmienionym głosem — teraz to i ja zostałem sam.
— Ale natychmiast się wyprostował i dodał: — Zresztą jutro przyjeżdża tu moja mama.
— A ja?! — zawołała Żenia. — A oni? — wskazała na chłopców. — A to? — dotknęła palcem czerwonej gwiazdy.(…)”

Warto przy okazji Timura napomknąć o, jak donoszą rosyjscy czytelnicy, radzieckim arcydziele Gajdara “Czuk i Hek”. Jest to opowieść o dwóch malcach, którzy z matką jadą z Moskwy pociągiem w głąb tajgi i skutkiem zagubienia telegramu od ich ojca muszą wynająć sanie by dotrzeć do opuszczonej stacji badawczej odległej od ostatniej stacji kolejowej o sto kilometrów przez śnieżną tajgę. Tam ich trójka czeka na powrót taty z wyprawy jeszcze tydzień. Kiedy wraca z towarzyszami jest już Nowy Rok i wszyscy natychmiast – zamiast nacieszyć się sobą i szczęśliwym spotkaniem – siadają do odsłuchania moskiewskiego radia:

“(…) Czuk i Hek spojrzeli po sobie. Odgadli od razu, co to było. To w dalekiej Moskwie, pod czerwoną gwiazdą na Wieży Spasskiej, dzwonił złoty zegar kremlowski.
I głosu tego zegara w godzinie przyjścia Nowego Roku słuchali ludzie w miastach, w górach, w stepach, w tajdze i na dalekim morzu.
Słyszał go także zamyślony dowódca pociągu pancernego, który bezustannie oczekiwał rozkazu od Woroszyłowa, aby otworzyć ogień do nieprzyjaciela.
Wtedy wszyscy wstali i zaczęli życzyć sobie nawzajem szczęścia z okazji
Nowego Roku.
I chociaż szczęście to każdy pojmował inaczej, wszyscy razem wiedzieli i rozumieli, że trzeba żyć uczciwie, dobrze pracować i mocno kochać, i strzec tej wielkiej pięknej ziemi, która zwie się Krajem Rad.(…)”

Polski czytelnik dzisiaj bez trudu może się dowiedzieć w Wikipedii, kim był Woroszyłow:
“Klimient Woroszyłow. Podejmował decyzje o rozstrzelaniu łącznie 25700 osób spośród grupy polskich wojskowych i cywilów znajdujących się w obiektach NKWD. Decyzję podjęli członkowie Biura: Ławrientij Beria, Józef Stalin, Klimient Woroszyłow, Wiaczesław Mołotow, Anastas Mikojan, Michaił Kalinin, Łazar Kaganowicz. Zgodnie z nią wiosną 1940 zamordowano 21857 osób. Patrz: zbrodnia katyńska.”

Ale my, czytając obowiązkowo Gajdara w latach sześćdziesiątych wiedzieliśmy tylko, że Armia Czerwona walczyła jedynie z Niemcami, aplikowano nam te zakłamane historie całkiem nie tak dawno jeszcze na wszystkich szczeblach edukacji, mimo istnienia żyjących i pamiętających świadków tych przerażających zbrodni.

[Fragmenty Lenina i Timura w tłumaczeniu Aleksandra Wata, Czuka i Heka w przekładzie Danuty Wawiłow]

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do Moje szkolne lektury obowiązkowe: Arkady Gajdar “Timur i jego drużyna”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *