Ogród zamknięty. W swej przestrzeni dziwaczy.
Czeka na decyzje. Już wiosna szaleje,
prze porodowo synem.
To nie CzeKa. Tu Terror
Zielony, zdeterminowany Darwinem.
Tu dzieci się rodzą tylko z rolnej pracy
bez zbędnych płceń, horror
dżdżownic w ziemi jedynie.
Nie ma patosu
ziemi rycie, ot co
ta robota jest nawet wstydem…
Tak samo kopią i grabią
groby kończące życie,
a tu przecież chodzi o sezon,
o habitat, miłość do przyrody,
o to, by pielęgnować ogrody,
by się nie zmarnowało
piękno wypracowane,
którego w roku za mało
dostanego od losu.
Plon, plon, plon.
Kiedy minie wiosenne grzebanie
zachwyci, zapachnie, zawieje,
przyjdzie obcość tropiku,
popiół przenikanie knieje. Na sianie
trawników stopami wyczekiwanie
zmierzchu jesieni, trudu końca,
cyklu uwięzienia w ciele
Świata. W jego miesiącach.