Lata sześćdziesiąte. Wiesław (1)

Dusza Wiesława była zawsze komunistyczna i nie było to kwestią wyboru. Wiesław urodził się z taką właśnie duszą, zdeterminowaną wiarą w komunizm i nawet ateistyczne zaprzeczenie jej istnienia nic by nie zmieniło. Jak po amputacji nogi odczuwa się fantomowo jej istnienie na zmianę pogody, a nawet bóle reumatyczne, tak dusza Wiesława pokonywała wszelkie wątpliwości i wahania zdrowego rozsądku, po prostu istniejąc niezależnie i zawsze.
Nie nadawała się już do religijnych zakazów i nakazów w czasach, gdy tygodnik „Po prostu” rozwydrzył młodzież do rozmiarów niebywałych jak na niewielkie możliwości percepcyjne duszy Wiesława. Jednak, jak każda dusza potrzebuje wiary, tak i komunistyczna dusza Wiesława potrzebowała bezwzględnie ortodoksyjnej wiary w komunistyczne państwo radzieckie.
Krośnieńskie błoto z dzieciństwa Wiesława zapadło mu na zawsze w pamięci. Galicyjska nędza nie przezwyciężona w wolnej Polsce będzie zawsze odnośnikiem zarówno do sytuacji wygranych, jak i przegranych. Robotnikom na wiecach będzie zachwalał ich stan posiadania kilku koszul do sytuacji sprzed wieku, gdy chłop galicyjski miał tylko jedną. Galicyjskie błoto będzie wypomniane rządowi sanacyjnemu i argumentem za nieskuteczną obronę w kampanii wrześniowej.
Szlachetna praca społeczna wsparta domowym patriotyzmem kończyła się przed wojną zazwyczaj w sanacyjnych więzieniach, gdzie ugruntowała się jego pozycja zawodowego rewolucjonisty, pogrążonego w problemach prawdy społecznej i sprawiedliwości.
Wiesław w latach sześćdziesiątych miał już za sobą trudny okres wykluczenia z Partii, uwięzienia, procesu i triumfalnego powrotu. Był u szczytu powodzenia. Lata powojenne intensywnej pracy partyjnej w Warszawie i Moskwie nie poszły na marne. Ani ten wysiłek, gdy w końcu listopada 1948 pojechał do Stalina konsultować zjednoczenie PPR i PPS. Tłukł się pociągiem niemal dwa dni. Zawieziono go samochodem do daczy Stalina pod Moskwą. Rozmawiał ze Stalinem, Berią i Mołotowem całą noc…
Jednak Wiesław nigdy nie był romantykiem. Nie znosił rewolucjonistów z ich marzeniami i mrzonkami, z ich dyskusjami i ogniem w oczach. Uznawał jedynie stabilną pracę w gabinetach biura politycznego i najlepiej czuł się w ogromnych gmachach warszawskich, gdzie na biurku mógł zgromadzić morze dokumentów i pochylać się nad nimi całymi nocami. Jako I sekretarz KC PPR pracował w swoim gabinecie w budynku przy al. Ujazdowskich między al. Róż i ul. Szopena. Jego gabinet mieścił się na pierwszym piętrze, gdzie przyjmował raz w tygodniu interesantów i prowadził rozmowy. W siedzibie Urzędu Rady Ministrów na Krakowskim Przedmieściu przyjmował interesantów, przygotowywał się do przemówień publicznych. Stamtąd też kierował Ministerstwem Ziem Odzyskanych, któremu poświęcał dużo czasu i uwagi. W Ministerstwie, przy ul. Litewskiej, jako minister Ziem Odzyskanych miał gabinet i sekretarkę. Gdy w 1949 roku Ministerstwo Ziem Odzyskanych likwidowano, oddając urząd, sporządził pięćsetstronicowe sprawozdanie.
Wiesław należał do inteligencji. Awans ze ślusarza, na którego epizodycznie kształcił się w Cechu Rzemiosł Różnych w Krośnie po ukończeniu 4 lat szkoły podstawowej i 3 klas szkoły wydziałowej, był trwały. Nabyta tam poprawność pisowni, podstawy stylu, czytelne, kaligraficzne pisanie ołówkiem i wycieranie błędów gumką, pozwoliły mu zająć się przede wszystkim pracą literacką. Jako literat, jako osoba pisząca, nienawidził innych piszących i piszących w sposób dla niego niezrozumiały.
Postawił sobie jako główny cel życiowy zrealizowanie socjalizmu w Polsce, mimo wrogich sił reakcjonistów, zamachów na jego życie i skłóceniu z samym sobą wobec ewidentnej prawdy o Katyniu.
Ponieważ doktryna zakładała istnienie wrogów klasowych, rewizjonistów i kontrrewolucjonistów, Wiesław musiał stać się także despotą, co przyszło mu niezwykle łatwo, bo najprawdopodobniej był nim wcześniej. Był człowiekiem państwa, uznawał jedynie obywatela jako jego cząstkę, bez uznania w nim indywidualnych potrzeb. I to tylko Państwa Radzieckiego. Nigdy przez myśl mu nie przeszła możliwość samodzielnego bytu państwowego Polski, bez ZSRR. Uważał, że Polska musi mieć parasol ochronny w postaci przyjaźni polsko radzieckiej, wytykając przy byle okazji przedwojenne przyjaźnie międzynarodowe i to, czym się one skończyły. Jako minister Ziem Odzyskanych jak nikt inny zdawał sobie sprawę z zagrożeń niemieckich i skutków zimnej wojny.
Jednak teraz, jako głowa państwa, jako jedyny decydent w sprawach najistotniejszych, łączył w sobie polityczną elastyczność i oportunizm. Pozorna prostota jego decyzji łączyła się z chytrością prostego człowieka. Zdyscyplinowanie społeczeństwa uważał za jedyny sposób na ograniczenie jego potrzeb, które były nieustanie podsycane przez zdemoralizowane, wyuzdane i pornograficzne prądy z Zachodu. Lubił porządek i życie rodzinne, uważał, że nadmiar potrzeb życiowych, których nie rozumiał, jest zgubny i niepotrzebny.
Nie miał nic z anarchisty. Jako samouk wykształcony na bardzo specyficznym i ograniczonym zestawie lektur, Wiesław nie był w stanie zrozumieć ani meandrów wyrafinowanej myśli, ani wymiarów życia duchowego. Jego prostolinijność i bezpośredniość spłaszczała i zubożała problemy i nie wydobywała ich esencji. Z programowych, nieustannie powtarzanych obietnic zniesienia bezrobocia, wybudowania mieszkań, podniesienia dobrobytu, czy nawet doścignięcia Zachodu, zostały jedynie obietnice. Dla każdego było jasne, że plan Gomułki to wielka utopia.
Sezonowe obliczanie ceny plonów rolnych obowiązujące dla całego kraju bez uwzględniania specyfiki regionu, zakazy i nakazy dla lokalnych władz miały za każdym razem zły skutek, gdyż ani nie ograniczały korupcji i malwersacji, a mnożyły koszty biurokracji.
Moralność Wiesława, przejawiająca się w prostym, nobliwym życiu nie wykluczała okrucieństwa służb specjalnych. Jego zwyrodniały, a od początku niezwykle ograniczony światopogląd ulegał nieustannej atrofii.
Nie znoszący wulgarności, Wiesław zamieniał Polskę z roku na rok na coraz bardziej wulgarne w swojej siermiężnej prostocie i zaniedbaniu obszary pijackiego zamroczenia i bezprawia. Z roku na rok coraz mniej liczył się z doradcami i coraz więcej spraw, na których się nie znał, choć uważał przeciwnie, brał na swoje barki. Jego biurko uginało się od sprawozdań, dokumentów i nierzadko zupełnie nieważnych spraw, które pieczołowicie czytał i opiniował, bo wiedział, że tylko on potrafi je właściwie zinterpretować.
Świat spoza Bloku pędził na przód, wynalazki i wysoka technologia połowy dwudziestego wieku pozwoliły całkiem innymi drogami na realizację marzeń Lenina co do proletariatu i chłopstwa powojennej Europy. Praca tam stawała się lżejsza, opłacalna, krótsza i przyjemniejsza.
Wiesław był odporny na wszelkie wrogie komunizmowi nurty filozoficzne, a marksizmu nie rozumiał. Dlatego tak bronił totalnego światopoglądu dialektycznego materialisty. Dyktatura proletariatu, dyktatura mniejszości w państwie nie była demokracją. Stworzenie silnej jednej Partii miało za celu narzucić rządy mniejszości nad większością, były z konieczności ortodoksją. Wszelkie odchylenia i wahania automatycznie stawały się zamachem na Partię. Dyktatura proletariatu wmawiająca wyższość proletariusza nad innymi warstwami społecznymi wymuszała wrogi i podejrzliwy stosunek do elit intelektualnych i kultury wysokiej.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii lata sześćdziesiąte i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na Lata sześćdziesiąte. Wiesław (1)

  1. ElminCrudo pisze:

    Cytat, który zamieściła Pani pod poprzednim wątkiem, zapowiadający ten tekst – pochodzi z komentarzy pod artykułem “Prof. Anita Prażmowska dla WP.PL: Władysław Gomułka groził Rosjanom użyciem broni”
    http://historia.wp.pl/opage,3,title,Prof-Anita-Prazmowska-dla-WPPL-Wladyslaw-Gomulka-grozil-Rosjanom-uzyciem-broni,wid,16730970,wiadomosc.html?ticaid=1148a0

    Pozwolę sobie na powtórzenie, przytoczenie komentarza do wywiadu:
    “~kristell47 2014-07-10 (10:45)

    nie bronię Gomułki byłam wtedy dzieckiem i z tej perspektywy patrząc miałam szczęśliwe dzieciństwo.Moi rodzice byli zwykłymi robotnikami w domu się nie przelewało zresztą tak jak u 99% rodzin.Chodziłam z kluczem na szyi ale byłam na koloniach ,moi rodzice mieli pracę nie martwili się że nie będą mieli pieniędzy na chleb dla dzieci na książki do szkoły.Wieczorem mogłam spokojnie wyjść na miasto bez obawy że mnie ktoś okradnie. ..Małe dzieci w wózku zostawiało się przed sklepem a matka robiła w tym czasie zakupy. Zbrodnie ,gwałty,rozboje, teraz są na porządku dziennym.Dawniej to były przypadki 1 na tysiąc.Ludzie byli przyjaźnie do siebie nastawieni nikt nikomu nie zazdrościł. Może dlatego ze każdy miał to samo.Stało się w kolejkach za mięsem ,papierem toaletowym,pomarańcze były tylko na święta ale mimo wszystko żyło się o wiele lepiej.”

    Tak wypowiada się jedna z czytelniczek.

    Problemem jest nie to, że jakaś Pani lat czterdzieści parę, która za Gomułki zaledwie zdążyła przyjść na świat, którą za Gomułki wozili w wózeczku i robiła jeszcze w pieluchy, więc okres gomułkowski ledwo pamięta, albo zna z rodzinnych opowiadań, że jakiś człowiek mający dzisiaj lat pięćdziesiąt, który wówczas cały świat widział z piaskownicy i zza matczynej spódnicy, że tacy ludzie znajdują coś dobrego w swoim dzieciństwie, w którym doświadczali miłości od bliskich i dzięki staraniom rodziców zachowali ładne wspomnienia z rodzinnego podwórka.

    Dla mnie problemem są słowa autorki książki o Gomułce:
    “Ale jest już jego biografia.

    – I to całkiem niezła. Są też wydane drukiem pamiętniki “Wiesława”. Natomiast, tak jak wspomniałam wcześniej, ja chciałam mu się przyjrzeć pod innym kątem – interesował mnie nie jako polityk, chodziło mi o jego uczłowieczenie.”

    Dla mnie problemem jest cel wyznaczony sobie przez autorkę jeszcze jednej biografii Gomułki. Ponieważ uważam, że zdarzają się takie żywoty, tacy ludzie, których życiorysy nie powinny być pisane w oderwaniu od losów ofiar tych person.
    Nie ma sensu zastanawianie się ile ludzkiego jest w despocie i oprawcy, bo to raz na zawsze rozwiązała Nałkowska pisząc:”Ludzie ludziom zgotowali ten los.”
    Człowiek zabija człowieka, człowiek niszczy człowieka. Człowiek zamierza się na innych ludzi, zniewala, osacza, działa z premedytacją, okrada na szans na normalne życie, świadomie wprowadza w życie zbrodnicze idee, jest gotów iść po trupach, by zrealizować swoje lub cudze plany.

    Jeśli wynikiem czynów konkretnych ludzi są ofiary, to czas najwyższy przerwać ten zaklęty krąg niemocy wobec sprawców i w ich barwnych biografiach komunistów z wyboru obowiązkowo podawać nazwiska ofiar, a jeśli nie można ofiar wymieniać z nazwiska, bo ofiar jest tak wiele, wówczas podawać liczby ofiar – bo takie są dokonania, taki jest życiorys niektórych jednostek – ich życie jest nierozerwalnie związane z ofiarami, z tymi, których pozbywali się, którym zgotowali paskudny los, których traktowali jak stado w klatce, masę doświadczalną.
    Inaczej jako ludzkość nigdy nie poradzimy sobie z przerażającym zdaniem:
    “Jedna śmierć to tragedia, milion to statystyka. Autor: Józef Stalin”

    Nie czekam na biografie, w których oprawców stopniowo odrywa się od ich ofiar, od ofiar wciąż nie policzonych, nadal pochowanych nie wiadomo gdzie.
    Nie czekam na biografie, w których sprawców stopniowo odrywa się od ich czynów, od czynów, które przysporzyły cierpień.
    Biografie, w których oprawców odrywa się od ofiar, w których sprawców odrywa się od czynów – przyczyniają się do fałszowania obrazu, bo z oprawców i sprawców czynią podmiot szlachetnych rozważań, naukowych opracowań, a ofiary odsyłają w niebyt, do statystyki, w kąt, na wieczne niepoznanie.
    Proszę się na mnie nie gniewać, ale nie interesuje mnie w jakich biurach urzędował Gomułka, jakimi samochodami przemieszczał się po miastach, jakie skończył szkoły, z dobrym czy z kiepskim wynikiem, czy był synem prostego ślusarza, czy inżyniera z elity, bo nie jestem zainteresowana odkrywaniem w Gomułce “uczłowieczeń”. Nie dam Gomułce pośmiertnej satysfakcji, nie dam mu szansy na jakiekolwiek inne istnienie, niż życie, które sam sobie wybrał: życie partyjnego okupanta, wodza zbrodniczej partii; niż życiorys z listą nazwisk ofiar i osób poszkodowanych.

    Nic dziwnego, że pod artykułem z wywiadem, w którym jest mowa o woli szukania dobra w despocie, pojawiają się komentarze tego typu
    cyt. :”Stało się w kolejkach za mięsem ,papierem toaletowym,pomarańcze były tylko na święta ale mimo wszystko żyło się o wiele lepiej.”.

    Jeśli ludzie nadal nie przyjmują do świadomości nienormalności własnego ówczesnego położenia w realiach zaprogramowanych przez partię okupującą i wyniszczającą ich kraj, to trzeba pytać: dlaczego?

    Może dlatego, że nie pojawiają się opracowania, które pomogą im zrozumieć, że nie Gomułce i nie gomułkowskim pomagierom zawdzięczali swoje spokojne dzieciństwo, a własnym rodzicom, którzy w każdych warunkach z miłości do dziecka zrobią wszystko, by najmłodszym oszczędzić przykrych doświadczeń.
    Ciekawe co napisaliby dziadkowie i rodzice “~kristell47″? W końcu to oni pracowali równie wydajnie, jak pracowali wówczas robotnicy na zachodzie, ale wynagradzano ich tak marnie, jak złodziejsko wynagradzano w PRL, bo traktowano ich jak tak, jak traktowano ludzi pracujących w PRL, bez szacunku do pracownika, bez doceniania wartości ich, jak masę roboczą obowiązaną dostarczać pożytków, dóbr, masę roboczą, w której ubytek jednostki nie miał żadnego znaczenia, więc niewygodne jednostki ubywały. Rodzice i dziadkowie tej Pani żyli za grosze, to oni martwili o utrzymanie rodziny, oni stali w tych kolejkach za artykułami pierwszej potrzeby bez gwarancji, że zaopatrzą się w artykuły pierwszej potrzeby, i oni czuli najbardziej czym jest upodlanie ludzi do tego stopnia, by rolkę szarego papieru toaletowego człowiek traktował jak cenną zdobycz, jak skarb. Ale nie mogli na ten temat wymienić z innymi swoich poglądów, bo posiadanie poglądów nawet w sprawie durnej rolki papieru toaletowego mogło ich kosztować, mogli przez to wpaść w tarapaty. Dlatego ludzie stale uważali na swoje słowa, a bali się nie tylko wścibskich sąsiadów, stąd mało mówili i przy własnych dzieciach. W normalnych warunkach rodzice rozmawiają z pociechami, opowiadają o przeszłości, uczą historii, tradycji, pomagają dzieciom w wyborach drogi. Ale w PRL jedno słowo mogło zaważyć na losie, bo słowo jak słowo – padnie, dziecko zapamięta, a potem w szkole, na podwórku, przy sąsiedzie też mogło wyrwać się dziecku to samo słowo, i nieszczęście gotowe.

    Jeśli dzisiaj ktoś pisze: ” byłam wtedy dzieckiem i z tej perspektywy patrząc miałam szczęśliwe dzieciństwo” – wierzę, przecież ta osoba była dzieckiem, które dorośli chronili ze wszystkich sił przez każdym złem. Wyznanie komentującej wywiad jest szczere, ograniczone do własnego pępka, do udanej babki z piasku i pobytu na koloniach. Ale głupio, że dojrzała kobieta nadal uważa ówczesną powszechną biedę za sprawiedliwie dobro. I jeszcze głupiej, że pisząc swoje wyznania w 2015 roku nadal nie widzi ówczesnych czystek, życia w lęku, a oceny okresu gomułkowskiego wyprowadza od tego, że skoro sama nie doświadczyła przykrości, to ma prawo twierdzić, iż za Gomułki nie działo się nic niepokojącego i żyło się lepiej.
    Pani “~kristell47” w 2015 roku nie musi uważać na każdym kroku na swoje słowa. Pierwsza, narzucająca się różnica między czasem, jaki tak ciepło wspomina, a dniem dzisiejszym, ale wszystko wskazuje na to, że jeszcze tego nie zauważyła.
    Jej wypowiedź świadczy o skuteczności perfidnych metod partii okupującej, o tym, że ówczesne niszczenie w zarodku każdego najdrobniejszego dążenia do życia w wolnym kraju i w normalnych warunkach – zrobiło swoje, ukształtowało niektórych ludzi na dużo dłużej, niż przeżył rak PZPR.
    Inna sprawa, że aktualne realia życia szarych ludzi są bardzo ciężkie. Przyczyną ucieczek w wspomnienia, po latach składane z urywków “dobrego pamiętania” – mogą być ciężary dnia dzisiejszego, bezrobocie, niskie wynagrodzenia, niepewność jutra, rozłąki z bliskimi, którzy wyjechali szukać lepszych warunków, podział na Polskę A i Polskę B, złe traktowanie ludzi, którym część życia upłynęła w PRL, tworzenie wokół nich aury niechęci, wmawianie, że są przeszkodą w dążeniu do normalności .

    Dzisiaj pojawiają się głosy, że normalnych warunków można spodziewać się dopiero wtedy, gdy świadkowie PRL-u poumierają.
    W którymś momencie ruszyła lawina, pisano na forach, w artykułach prasowych, głoszono z mównic oficjalnie, do wielu odbiorców, i w gronach znajomych, że pokolenie pamiętające PRL musi umrzeć, bo tamten system wykształcił w ludziach paskudne nawyki.

    Tak wymieniają między sobą poglądy ludzie, którym we łbie nie zaświta sprawdzić, dowiedzieć się, najpierw dociekać czym było życie w PRL, a dopiero potem o tym życiu pisać:
    “Na swoim blogu brałem ostatnio udział w internetowym sporze o to, czy Polska zmierza w lepszym kierunku czy w gorszym niż sytuacja, w której III RP znajduje się obecnie. Mój oponent wysuwał tezę, że wystarczy tylko, że wymrze pokolenie komunizmu i Polska będzie już krajem “mlekiem i miodem płynącym”. Mi wydaje się, że gdy odejdzie z tego świata generacja pamiętająca beztroskie czasy PRL-u, będzie jeszcze gorzej. ”
    http://interia360.pl/swiat/europa/artykul/stracone-pokolenie-czy-stracone-spoleczenstwo,55700

    “Oponent” oczekuje śmierci pokolenia komunizmu, bo nie ma pojęcia, że nie było czegoś takiego jak całe pokolenie składające z samych komunistów. Nie wie , że w PRL-u żyli bezpartyjni, ludzie dalecy od zbrodniczej idei, że ponosili konsekwencje za swoją postawę, a podlegali wszystkiemu co władza mogła wymóc na obywatelu.
    A autor artykułu łaskawie godzi się na żyć z “generacją pamiętającą czasy PRL-u”, bo dla niego czasy PRL-u były beztroskie, ludzie wesolutcy, a Gomułkę pewnie uznałaby za dobrego wujcia organizującego ludności fajne imprezki na stadionach z udziałem orkiestr dętych.

    Nie mogło się stać nic bardziej bezradnie głupiego i idącego na rękę tym, którzy zafundowali PRL, niż te głosy wyczekujące śmierci świadków PRL-u.
    Nie mówi się o sprawiedliwym rozliczeniu winnych PRL i czystek w PRL, tylko o śmierci świadków PRL-u.
    To jest wkładanie do jednego wora wszystkich, ofiar i katów.
    Wierzyć się nie chce, że dla myślącego człowieka pożądanym rozwiązaniem może być śmierć tych, którzy są w stanie dać świadectwo wielu nienormalności i zbrodni.
    Jeśli umrze już całe pokolenie ludzi pamiętających tamten ponury świat, to kto wytłumaczy autorowi artykułu “Stracone pokolenie czy stracone społeczeństwo?”, że okres PRL-u to nie capstrzyk, ani pobyt na wczasach w skansenie.

    Rozumiem, że uporządkowanie podejścia do czasu minionego nie jest proste, że wybranie wariantu bezkrwawej rewolucji spowolniło proces otrząsania się z PRL-u, więc oprócz okresu PRL mamy także ciężki czas przejściowy z sitwą byłych partyjniaków na karku i ich manipulacjami, bo w trakcie transformacji masa cwaniaczków zamieniających czerwone książeczki przynależności partyjnej na książeczki do nabożeństwa ustawiała się wygodnie w nowych realiach życia, ale bez podjęcia prób uporządkowania dokona się jedynie wyrwa w tym miejscu, w którym powinna nastąpić wielce opieszała sprawiedliwość.

    Mawia się, że coś zawdzięczamy ówczesnym rządom i PRL-owi, i ci, którzy tak mówią podają za przykład: powojenną odbudowę kraju, rozwój gospodarczy, zlikwidowanie analfabetyzmu.
    Niczego nie zawdzięczamy okupanckiej partii PZPR, która z Polski uczyniła PRL.
    Gdyby nasz kraj po wojnie znalazł się w bloku państw kapitalistycznych dokonałyby się: odbudowa kraju, rozwój gospodarczy, zlikwidowanie analfabetyzmu.
    To nie były osiągnięcia partii, a osiągnięcia Polaków. Polacy podnieśli kraj z ruin, wypracowali majątek, a nie formacja wyniszczająca kraj czystkami i zniewalaniem narodu.
    W imię czego mam w 2015 roku realizować propagandowe założenia PZPR-u i stawiać znak równości między ówczesną Polską, a PZPR???
    Dla mnie i dla wielu ludzi nigdy nie było takiego znaku równości.

    Czas, by do uważających się za myślących, a wyczekujących śmierci świadków PRL-u, dotarło, że ich życzenie jest niczym innym jak czekaniem na ostatnią czystkę, której dokona natura. Manipulantom to wisi, manipulanci czekają , że świadków pochłoną groby, a ludzi już skrzywdzonych życie w aurze wyczekiwania na ich śmierć krzywdzi jeszcze raz.

  2. Ewa pisze:

    Fajnie, że dała Pani link do komentarza, dziękuję Pani Emilio, sobie go skopiowałam kiedyś i trochę zmodyfikowałam usuwając błędy, źle postawione przecinki i myślałam, że już go w takiej postaci nie odnajdę i już potem nie szukałam, by jak trzeba, wkleić źródło i autora komentarza.
    Słuszne Pani oburzenie i gniew, ale ressentiment krąży w narodzie podsycany ignorancją i niewiedzą. Zdobycie wiedzy, mimo dzisiejszej dostępności jest jednak dużym wysiłkiem i wydatkiem czasochłonnym. Jestem po wchłonięciu książek o Józefie Światło (chcę dać dzisiaj krótką notkę) i w takim kontekście Gomuła to diament szlachetny!
    Trzeba jednak pamiętać, że jak Gomułka gromił rząd sanacyjny, że uciekł, że wojny z Hitlerem nie wygrał, to tak my i nasi wnukowie musimy jednak oddać sprawiedliwość czasom, w których przyszło żyć naszym niegramotnym przywódcom. Musiał być taki głupek, Moskwa by się na inny format człowieka nie zgodziła. Cały Blok był w takiej przecież okupacji i władcy krajów komunistycznych byli do siebie podobni.
    Mnie akurat obchodzi, czym Gomułka pisał, jaki miał krawat i co czytał. Najmniej mnie obchodzi polityka, ale jak pisał niedawno Marek Jastrząb na Liternecie, jak mus, to mus:
    http://marek-jastrzab.liternet.pl/tekst/protest-na-jednym-z-zaprzyjaznionych-portali-internetowych-znalazl

Skomentuj Ewa Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *