Herbert R. Lottman, którego biografia Verne’a jest polskiemu czytelnikowi udostępniona, wyraźnie Verne’a nie lubi.
Nic nie wiadomo o lubieniu Verne’a przez Sienkiewicza, Świętochowskiego czy Prusa. Nie poświecili mu ani jednego drukowanego słowa, konsekwentnie milcząc. Współcześni im Gebethner i Wolff drukowali go jak szaleni przy uwielbieniu polskiego czytelnika, nasycanego zresztą niemal natychmiastowymi tłumaczeniami w odcinkach warszawskich i krakowskich gazet w miarę, jak powieści Verne’a we Francji się ukazywały.
Czytając „Michała Strogowa” – odyseję tatarską dziejącą się na Syberii – mamy w niej już kobiety, z którymi tytułowy trzydziestoletni bohater jest uczuciowo związany.
Strogow jadąc z polecenia cara spotyka Nadię, którą się opiekuje, nazywając dla bezpieczeństwa siostrą.
Spotyka też w rodzinnych stronach matkę, Marfę Strogow. Nim młodzi wezmą ślub w kościele, przejdą przez elementy powieści przygodowej: podróż wszelkimi możliwymi środkami po ziemi i wodzie (nawet na krze lodowej), zabicie niedźwiedzia, walka z Tatarami którzy wezmą ich w jasyr. Carskiego kuriera Strogowa oślepią, ale dzięki łzom wylanym podczas biczowania matki, egzekucja publiczna oślepienia gorącym żelazem będzie nieskuteczna za przyczyną zjawiska wytłumaczonego naukowo:
Przypominamy sobie, że w chwili wykonania wyroku Marfa Strogoff wyciągała ręce do syna. Michał spoglądał na nią wzrokiem syna widzącego po raz ostatni. Łzy tłumione dumą zgromadziły się pod powieką, a ulatując w gorącu, wzrok mu ocaliły. Pokład pary utworzony z łez unicestwiał działanie gorąca.
Happy end w postaci ocalałej siatkówki Michała, błony dziewiczej Nadii i skóry Marfy poddanej torturze troskliwie opisanemu przez pisarza tatarskiego knuta, stawia Tatarów w podejrzanej historycznie sytuacji nieudaczników i fuszerów.
Lottman w biografii pisze, że Paryż oszalał na punkcie dzielnego Strogowa i powieść ta zaliczana jest do najlepszych, do dzisiaj zresztą nieustannie ekranizowanych.
Lottman donosi, że Verne miał wredny „analny charakter” (pedant, skąpiec i twardziel). Cierpiał na manię prześladowczą ze strony żydowskiej finansjery, jak i paryskiego światka literackiego ( z Flaubertem nigdy się nie spotkał, mieszkając niedaleko).
Verne jest doceniony w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku przez Michela Butora, Georgesa Perec’a Raymonda Queneau’a i Italo Calvino – eksperymentalną Grupę OuLiPo (Warsztat Literatury Potencjalnej) za osiągnięcia stylistyczne. Za prostotę, a zarazem pisarski kunszt i wykwint.
Ja, która tropię przede wszystkim uczuciowość i osobiste w nim podróżowanie, przyłapuję się na magnetycznym fenomenie łączności z czytelnikiem, niemającym chyba nic wspólnego z dzisiejszym serialowym uzależnieniem.
Verne uwielbiał swojego czytelnika, robiąc w jego kierunku wszelkie ukłony i ustępstwa zgodnie z sugestiami wydawcy, a miłość ta była odwzajemniona.