Mój brat Andrzej porażony dziecięcymi lekturami Verne’a, zaczął podróżować naprawdę.
Nie wrócił już z wyprawy w Himalaje, mimo, że wszystkie powieści Verne’a kończą się dobrze.
W „Rozbitkach z “Chancellora” pojawiają się jednak kobiety i to aż dwie: dobra i zła. Dobra pozostanie z czytelnikiem do końca. To Miss Herbey, anielska dobroć: skrzyżowanie pielęgniarki z damą zachowującą pełnię form małej społeczności: mieszanki załogi-marynarzy z pasażerami-gentelmanami.
Czytając „Rozbitków”, tego literackiego odpowiednika obrazu „Tratwa Meduzy” Theodora Gericault, gdzie ekstremalna egzystencja nie różni się wiele od holokaustowych opisów ludzkich zachowań (konsumpcja ręki towarzysza niedoli, otwieranie własnych żył dla pozyskania jakiegokolwiek płynu w pragnieniu, brutalność dominacji silniejszych), trudno się nie wzuszać.
Anioł podróżuje z kobiecym przeciwieństwem, panią Kear, żoną bogatego nafciarza:
...jest kobietą pospolitą, bez pretensji, obojętną, której czterdziestka już minęła, bez wykształcenia i wciąż milcząca. Patrzy, ale nie widzi; słucha, ale nie słyszy. Czy myśli?… Nie ręczyłbym za to.
Dla kontrastu tego ciemnego charakteru, miss Herbey pozostanie do końca powieści, zgodnie z zasadą, że miłość zwycięża śmierć:
Jedynym zajęciem tej pani, jest posługiwanie się, co chwila swoją panną do towarzystwa, miss Herbey, łagodną i spokojną Angielką, nie bez upokorzeń zarabiającą te kilka funtów, które jej daje handlarz nafty. Ta młoda osoba jest bardzo ładną blondynką z ciemnoszafirowymi oczami. Wyraz jej twarzy nie jest bezmyślnym, jaki częstokrotnie spotkać można u Angielek. Usta jej byłyby prześliczne gdyby miała czas lub okazję uśmiechnąć się. Ale, do kogo i czego miałaby się uśmiechnąć biedna dziewczyna, będąca celem nieustannego dokuczania i dziwacznych kaprysów? Pomimo to, miss Herbey, choć cierpi, z rezygnacją poddaje się swojemu losowi.
Panna Herbey Angielka, dama do towarzystwa do końca powieści stanowi najważniejszy filar wiary w Boga:
– Alboż to Bóg jest na okręcie? Zapytał Falsten.
– Jest panie, odezwała się miss Herbey.
To ona będzie inspirować modlitwy:
W tej chwili, głos miss Herbey wzniósł się ku niebu w pieśni dziękczynnej, do której i my przyłączyliśmy nasze błagania.
Podczas gdy pozostałej przy życiu czwórce pasażerów biologiczna strona życia nie daje wytchnienia w cierpieniu, kobieta cierpi inaczej:
Co się zrobiło z miss Herbey, trudno powiedzieć. Pozostała już tylko dusza, ale silna jeszcze, życie zaś całe zbiegło się w oczach błyszczących silnie. Ona już należy do nieba, ale nie do ziemi.
Wierzy też w człowieka:
Miss Herbey pomimo tego, że sama część swojego napoju oddaje choremu, potrafiła uzyskać u kapitana powiększenie porcji wody i co kwadrans zwilża nią usta porucznika.
Udaje się jej, dzięki:
Zawsze poczucie obowiązku kieruje tą młodą dziewczyną! Wychudzona i wybladła przez pragnienie i głód, w podartych sukniach, ale ani jedna skarga z ust jej nie wyjdzie; tyle nędzy nie może jej pognębić!
Dlatego jej jest dane widzieć pierwszej ocalenie:
Może być, że w jednemu z tych widzeń nadziemskich, jakie Bóg pozwala widzieć swoim wybranym, miss Herbey zobaczyła ląd lub statek mający nas ocalić!
Dlatego autor powieści nie unicestwia jej, jak w „Justynie, czyli nieszczęściach cnoty” D.A.F. de Sade nakazuje Bogu gromem z jasnego nieba trafić w Justynę, swoją nieskazitelną bohaterkę. Ale wspaniałomyślnie Jules Gabriel Verne ofiarowuje swojej bohaterce szczęście: pozwala jej być siostrą Andrzeja-kaleki i dozgonnie się nim opiekować.
Miss Herbey chciała usunąć się od świata i poświęcić życie pielęgnowaniu tych, którzy cierpią,
– Przecież i mój syn jest chory, rzekł do niej p. Letourneur.
Miss Herbey w tej chwili ma ojca w panu Letourneur, a brata w Andrzeju. Niezadługo jednak w nowej rodzinie ta dzielna i piękna kobieta znajdzie szczęście, na które zasługuje i którego serdeczne życzenie przesyłamy jej z daleka.