Krzysztof Varga w felietonie „Gazety Wyborczej” powątpiewa, by z grona znanych polskich pisarzy można byłoby kogoś wybrać do podobnego porwania. Szczegółowo wymienia powody, dlaczego byłoby to niemożliwe. Według mnie po prostu nie ma w Polsce pisarza współczesnego o takim stosunku do swojego zawodu, jaki reprezentuje światowej sławy pisarz francuski Michel Houellebecq.
Film zresztą to pokazał: pisarz, jak u pierwszych chrześcijan, należy do kasty ubogiej, jest ostatnim ogniwem w łańcuchu chętnych do dziobania dóbr tego świata, najwyżej może być jeszcze bardziej zepchnięty na margines i zadziobany.
Artysta – a Houellebecq wypowiada tam wiele cennych uwag nie tylko o pisarzach i poetach – to byt duchowy pojawia się na świecie z nieprzystosowaniem i trudem życia w tak niesprzyjającym dla niego obcym środowisku, jakim jest świat zwyczajnych zjadaczy chleba.
Esej o Lovecrafcie przywołany jest już na początku filmu: porywacze chcą się jakoś do zlecenia, jakie otrzymali – porwanie sławnego pisarza – przygotować. Porywacz – ogromny Cygan o imieniu Luc zdobywa nawet książkę Houellebecqa „H. P. Lovecraft. Przeciw światu, przeciw życiu” i jako jedyny z szajki, który zapoznał się z twórczością porwanego, stara się tym pochwalić, ale nie potrafi nawet zapamiętać nazwiska pisarza, o którym Houellebecq napisał książkę. Jednak to z tej książki pochodzi zdanie o geniuszu Lovecrafta: “Ów człowiek, któremu nie udało się żyć, zdołał w końcu pisać”. Ono jest odpowiedzią na pytanie, po co komu artyści: artyści potrzebni są przede wszystkim sobie.
Film jest o ludziach i dla ludzi, o tym, że jakoś można się na tym świecie pomieścić bez bólu i niepotrzebnych cierpień.
Trudno powiedzieć, że film przywołuje dwa antagonistyczne światy, gdyż tak nie jest. Świat porywaczy – mięśniaków, kulturystów i reprezentantów siły na sprzedaż, przeciwstawiony kruchemu światowi Ducha i Intelektu w zamkniętej przestrzeni „bezguścia”, jaką jawi się pisarzowi posesja na francuskiej prowincji, do której w zielonej skrzyni zniewolonego pisarza przewieziono, paradoksalnie dopełnia świat pisarza i nie jest mu wrogi. Pisarz z opresji i przemocy nie wychodzi ani wzbogacony, ani zubożony. Jego egzystencja pozostaje nienaruszona, nawet honorarium za udział w porwaniu jest bonusem mimochodem, niczego nie wnoszącym, może być i może nie być. Wiadomo, według tezy, że artysta przychodzi z zewnątrz z określoną już formacją, że nie zmienia się i może najwyżej przypatrywać się uważnie środowisku, w które wpadł poprzez porwanie, ze szczyptą zdziwienia i zaniepokojenia.
Porywacze wykonują swój zawód jak najlepiej potrafią, nie rezygnując z własnych potrzeb, nie przewartościowując swoich dotychczasowych poglądów, nie dowiadując się niczego ponad to, co już wiedzą. Ta stagnacja jest bardzo pożądana w chwilach zasiadania do wspólnego stołu, gdzie rodzina dzieli się z porywaczami i porwanym wszystkim, co ma najcenniejszego, a przede wszystkim ciepłem domowego ogniska.
Rodzą się dyskusje z pozoru znajdujące wspólną płaszczyznę tematyczną dla nich wszystkich. Porywacze dowiadują się od porwanego pisarza przy suto zastawionym stole smakołykami sporządzonymi przez gospodynię domu o tych samych problemach, o których dyskutowano z Sokratesem na „Uczcie” Platona, czyli sprawach im niepotrzebnych. Również dla polskiego widza diagnoza polskości – czyli stwierdzenie przez Houellebecqa, że Polska nie istniała ani za zaborami, ani w międzywojniu, ani za żelazną kurtyną i tak naprawdę to jej nigdy nie było, jedynie istniała w języku i to tylko na uchodźctwie – bardzo nie w smak. Ponieważ Polakiem jest jeden z porywaczy, dom goszczący porwanego jest jego rodzinnym domem, a jego ojciec to Polak i na dodatek w przyczepie przechowują jako tanią siłę roboczą Polaka przebywającego we Francji nielegalnie, a więc akcentów polskich w filmie nie brakuje, choć nie są jakoś znaczące.
Film obala też teorię narcystycznej osobowości pisarza. Nawet gdyby ją posiadał, przed egocentrykami nie będącymi pisarzami nie dałby rady własnej osobowości wyartykułować. Pisarz zostaje natychmiast zagospodarowany przez pilnujących go porywaczy, jak i domowników. Wszyscy prześcigają się w opowiadaniu mu własnych historii przekonani, że są one ważne i cenne.
Trudno trafnie podsumować rezultat porwania dla pisarza.
Bezsprzecznie kontakt fizyczny z 21 letnią Fatimą, Arabką mieszkającą w miasteczku nieopodal, dorabiającą sobie sporadycznie miłością płatną, jest dla Houellebecqa tą nowością. Zdziwieniem, że takie piękne istoty jeszcze są na świecie i to w zasięgu jego możliwości.
Houellebecq, który na planie filmu tak źle wyraził się o paryskim środowisku literackim oskarżając je o pedofilię, odżegnywał się w wywiadach od jakiegokolwiek powinowactwa z bohaterem, którego zagrał jako siebie samego. Tak też można.