Barbara Makowska-Witkowska „Wezwanie” (1988)

Barbara Makowska-Witkowska była w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątym lekarzem warszawskiego Pogotowia Ratunkowego i autorką niewielkiej książeczki, o którą luźno oparł swój scenariusz Maciej Karpiński do filmu Mirosława Dembińskiego pod tym samym tytułem.
Film stara się wydobyć z zapisków lekarki jedynie aspekt polityczny wielkiego skrzywdzenia ofiarnego zespołu pracowników Pogotowia Ratunkowego. Książka ogranicza się do świadectwa czasów, w których lekarce i jej zespołowi przyszło żyć i ratować ludzi. Na kartach zapisków nie odnajdziemy żadnych śladów sprzeciwu wobec istniejącego stanu rzeczy, a tym bardziej buntu wobec komunistycznego reżimu i niezgody na wprowadzenie stanu wojennego. Ten brak skargi zapis czyni jeszcze bardziej i mocniej oskarżeniem.
Ponad połowę książki zajmuje żmudny opis ciężkiej i niewdzięcznej pracy w Pogotowiu Ratunkowym w tych czasach, gdzie sama obecność nieszczęścia ludzkiego w tak ogromnej dawce nie jest łagodzona leżącym w zasięgu pracodawców ułatwieniem, czy złagodzeniem brutalności dnia powszedniego. Pracownicy Pogotowia, lekarze, pielęgniarki i kierowcy dyspozycyjni bez możliwości nawet zjedzenia gorącego posiłku, regeneracji sił, podążający za zleceniami dystrybutora najszybciej jak jest to możliwe, gdyż każde niepowodzenie w ratowaniu życia jest dla nich traumą, z którą z upływem lat nie radzą sobie, pracują źle wyposażeni i źle opłacani. Nysa jest karetką wywrotną, psującą się, nie nadającą się do sprawnego przemieszczania się po mieście, jest samochodem bez ogrzewania, w którym marzną i ludzie z pogotowia, i pacjenci, i dzieci przewożone do tymczasowej Izby Zatrzymań Dzieci na Wiśniowej.
Barbara Makowska-Witkowska cierpliwie opisuje poszczególne wezwania do wypadków drogowych, nieszczęść domowych, chorób pacjentów i stopień pomocy, jaki mogli po przybyciu na miejsce wezwania zastosować z różnym skutkiem dla ofiar. Ten niemal beznamiętny głos osoby, która się niczemu już nie dziwi oprócz niemenowskiej niemal diagnozy, że świat jest delikatnie mówiąc dziwny, doprowadza w końcu do opisu mordu politycznego, z którym zespół doktor Makowskiej nie ma nic wspólnego:

„(…)Nadszedł rok 1983. W maju Pogotowie Ratunkowe otrzymało wezwanie z komendy milicji przy ulicy Jezuickiej, które brzmiało „zaburzenia psychiczne”. W takich przypadkach chory jest przewożony do psychiatry pracującego stacjonarnie w pogotowiu przy ulicy Hożej i tenże specjalista kwalifikuje chorego do umieszczenia w zakładzie psychiatrycznym lub nie. Nie istniała zatem potrzeba wysyłania zespołu z lekarzem do załatwienia tego wezwania. Pojechał zespół tak zwany interwencyjny, w skład którego wchodzi kierowca i dobrze przeszkolony sanitariusz, potrafiący udzielić fachowo pierwszej pomocy.
Zespół przywiózł Przemyka-Sadowskiego do pogotowia i oddał w ręce psychiatry. Psychiatra po zbadaniu chłopca skierował go do oddziału swojej specjalności, ale na umieszczenie nie zgodziła się matka chłopca, która zaalarmowana o zajściu przez jego kolegów zjawiła się w pogotowiu i zabrała syna do domu. Po dwóch dniach chłopiec zmarł, jak wykazała sekcja, wskutek rozległych urazów wewnętrznych. Tak skrótowo wyglądała sytuacja, której epilog znalazł się w sądzie i która przerwała niespodziewanie moją pracę, mimo że nie byłam w żaden sposób zamieszana w tragiczne wydarzenia z maja 1983 roku.
Śmierć młodego chłopca stała się faktem nieodwracalnym w swojej grozie. Wiadomą jest sprawą, że musi znaleźć się winny i zostać ukarany. Ale kto? W owym dniu majowym tylko dwie służby publiczne brały udział w w
ydarzeniach związanych z osobą Przemyka: milicja i pogotowie. Jedna z dwu musi być winna i osądzona. (…)”

Po kafkowsku, doktor Makowska z kierowcą karetki pogotowia i pielęgniarką zostają bezprawnie aresztowani, przetrzymywani w więzieniu na Rakowieckiej, szykanowani, zmuszani do fałszywych zeznań, szantażowani, zastraszani i wreszcie skazani za rzekomą napaść na pacjenta w celach rabunkowych. Równocześnie ich sfingowany czyn zostaje w telewizji i prasie rozgłoszony i potępiony, oraz napiętnowany publicznie, jako dowód na degenerację służby Zdrowia, odpowiedzialnej też za śmierć Grzegorza Przemyka.
Świadectwo literackie Barbary Makowskiej-Witkowska po niemal 30 latach od tragicznych zdarzeń czyta się z jeszcze większą grozą dzisiaj, kiedy wiemy już, że szansa na naprawienie krzywd bezpowrotnie minęła.
Można jedynie rozjaśnić wiedzę o klimacie tamtych dni takim nowinkami jak ta, że rzecznik prasowy, Jerzy Urban piętnując publicznie pogotowie Ratunkowe za śmiertelne pobicie Grzegorza Przemyka podsunął pomysł Czesławowi Kiszczakowi by 30 maja 1983 na spotkaniu w szkole zasugerował dyrekcji i Radzie Pedagogicznej Liceum im. Frycza Modrzewskiego w Warszawie, że zabójstwa dokonali przyjaciele Barbary Sadowskiej, matki Grzegorza Przemyka, by skompromitować PRL.

Doktor Barbara Makowska-Witkowska już nie żyje i nie wiadomo, jak bardzo te 13 miesięcy pobytu w więzieniu, wśród pospolitych przestępców w „nagrodę” za uczciwą i ofiarną pracę skróciło jej życie.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

21 odpowiedzi na Barbara Makowska-Witkowska „Wezwanie” (1988)

  1. Zenobia pisze:

    Jeszcze jest jedna książka o wiele bardziej skrzywdzonego przez MO z tych czasów niż zespół Pogotowia Ratunkowego doktor Makowskiej. Sanitariusz Michał Wysocki przesiedział w więzieniu 3 lata i napisał książkę:
    “Osaczony : w sprawie śmierci Grzegorza Przemyka”

  2. Ewa pisze:

    jest u nas w bibliotece! Dzięki wielkie! Dzisiaj, kiedy odbył się właśnie pogrzeb Borysa Niemcowa, trzeba rozmawiać o skrytobójcach i ich ofiarach, i cierpieniach rodzin, sąsiadów i tych, których wmanewrowano jako kozłów ofiarnych.
    Jutro o tej książce napiszę. Dzięki!

  3. Robert Mrówczyński pisze:

    Bardzo chwalebne to upamiętnienie, tak bez specjalnej okazji (jeśli nie liczyć zastrzelonego pod oknami Kremla Niemcowa), tej pojedynczej ofiary bolszewii. To są bodaj najtragiczniejsze ofiary, bo całkowicie przypadkowe, zniszczone i cierpiące za niewinność, użyte jedynie jako nawóz pod jakiś upiorny zasiew zła. Takich ofiar, anonimowych, nie odnotowanych przez historię przez duże H, ukaranych nie tak spektakularnie, tylko uwięzieniem, wyrzuceniem z pracy, studiów, pozbawionych warsztatów pracy, zniszczeniem karier było w Polsce nie wiedzieć ile, bo nikt ich nie policzył. A jednak to te ofiary, wybierane na chybił trafił ilustrują dobitnie jak mało znaczyło ludzkie życie, jak podli byli ludzi tworzący przez dekady system zniewolenia. Poczucie krzywdy potęguje jeszcze fakt jak mało ofiary znalazły później zadośćuczynienia, przy całkowitej wręcz bezkarności oprawców.
    Niewiele się robi dla pamięci o tych małych zbrodniach, mimo że „poeta” ma pamiętać i spisywać czyny i rozmowy. A to właśnie te „drobiazgi” opisują totalitaryzm o wiele prawdziwiej niż wielcy i powszechnie znani męczennicy.

    • Ewa pisze:

      I dlatego Robercie cieszę się, że dożyłam czasów, że książki wspomnieniowe są dostępne w bibliotekach dla zwykłego, jak ja, śmiertelnika, nikt nie zakazuje ich publikacji, ani czytelnikowi czytania. Że dożyliśmy czasów, że pod strzechy nie tylko trafia Mickiewicz.

  4. ElminCrudo pisze:

    W artykule “Knebel w ustach” padają słowa:”…właściwie cenzura to nie jest nic historycznego, to jest coś co trwa, ma swoje konsekwencje.”
    http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/bogdan-zalewski/blogi/news-knebel-w-ustach,nId,1574413#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=other

    • Ewa pisze:

      Bardzo dziękuję Pani Emilio za przypomnienie na blogu chwalebnej postaci Tomasza Strzyżewskiego! To taki przykład pozytywnego wallenrodyzmu, jak Kukliński.
      Bardzo się nim swego czasu interesowałam, demaskacja sposobów działania cenzury, przerzucenie materiałów na Zachód, to był wielki heroiczny akt odwagi i bohaterstwa, ryzyko było ogromne. Bo materiały były ważne przecież najbardziej wtedy, kiedy system pracował bezkarnie pełną parą.
      Może napiszę o „Księdze” na blogu, tak, trzeba co jakiś czas to wszystko przypominać, a nuż młode pokolenie coś przeczyta…
      Z tą autocenzurą wewnętrzną, to też było tak, że dla zwykłego śmiertelnika, jakim ja byłam, kiedy sporadycznie pisałam wstępy do katalogów, trzeba było przed drukiem je zanieść do Urzędu Cenzury i postarać się o pozwolenie. Żadna drukarnia niczego nie wydrukowała bez takiego dokumentu. I liczyła się ekonomia czasu. Po co pisać coś, co i tak zostanie skreślone, skoro trzeba będzie chodzić tam kilka razy i prosić o pozwolenie, aż do skutku.
      Dlatego z takim entuzjazmem i satysfakcją powitałam blogi! I to, że ja tym razem mogę ocenzurować ruskiego trolla destabilizującego literacką Sieć identycznymi stalinowskimi metodami, co ubecja minionego wieku, jak celnie ostatnio zdemaskowała Naćpaną Światem, Paris Dakotę, Kariokę Lando i Niki Yodynę poetka Rosa. Brawo Rosa!
      I w tym sensie cenzura trwa…

  5. Niki Yodyna 146.185.30.93 pisze:

    komentarz usunięty przez admina.

  6. Niki Yodyna 207.244.89.112 pisze:

    komentarz usunięty przez admina.

  7. Robert Mrówczyński pisze:

    Widzę, że upiory z przeszłości nękają. Jak dobrze, że nie widać co napisali.

    • Ewa pisze:

      Dlatego usuwam.
      Pod artykułem w GW “Żanna Niemcowa: Polityczną odpowiedzialność za śmierć mojego ojca ponosi Władimir Putin” taki komentarz:

      moskwasadowa 15 minut temu
      Przerażające jest to, że putinowscy mordercy Niemcowa sięgają za pomocą swoich sług forów mediów polskich i światowych, kłamiąc i lżąc każdego, kto im się przeciwstawia.
      I te kuriozalne wynurzenia jakichś niedorobionych enkawudzistów wiszą tu miesiącami.

  8. Robert Mrówczyński pisze:

    Był taki film z cyklu “Szerokie tory” Barbary Włodarczyk, gdzie odwiedziła młodzieżówkę rosyjską stworzoną tylko i wyłącznie do tworzenia propagandy proputinowskiej. Na wszelkich możliwych polach medialnych w kraju i za granicą. Czego tam nie było?! Kto ciekawy niech poszuka sobie sam. Pisanie o tych ziejących nienawiścią obrzydliwościach to praca traumatyczna i niezapłacona. To takie “oddolne” biuro propagandy młodych miłośników twardej ręki Putina, inspirowane spuścizną goebbelsowską. Widząc rozmiar i “przepych” owoców tej oddanej pracy, walającej się po całym pomieszczeniu, Włodarczyk nie omieszkała odruchowo spytać kto to finansuje. To oczywiście retoryczne pytanie nie doczekało się odpowiedzi, ale to pieniądze spore.
    Co do tego, że tak się dzieje jak pisze moskwasadowa, nikt już nie ma wątpliwości, a ja od dawna mówiłem, że te nieskończone odmiany naćpanych, landów i jodyn to putlerowskie bojówki w “terenie”. Bo to nie tylko chamska propaganda w kwestii Ukrainy, ale przede wszystkim chodzi dezintegrację wszelkich środowisk, atomizację i skłócenie społeczeństwa, bo wojna hybrydowa ma także i taki wymiar i sieć jest jej kluczowym polem. I jak patrzę na to co się dzieje na takim liternecie czy Nieszufladzie, widzę, że tam towarzystwo, z nielicznymi wyjątkami, spacyfikowane.
    Nawet Wiśniewski i Kohlerowa chcą mnie zdezintegrować i wmówić mi całkiem inną wiedzę niż mam. Ale ja się nie dam.

    • Ewa pisze:

      no nie przesadzaj, nikt Cię tutaj nie gnębi. Powinniśmy jednoczyć się we wspólnej sprawie, a nie dzielić. Wiem że nadrzędnym celem ruskich trolli jest spowodowanie, by się już nic nikomu nie chciało i pozbawienie energii poprzez obrzydzenie Sieci samym ich istnieniem i panoszeniem się. Ale jak piszesz, nie damy się.

  9. Robert Mrówczyński pisze:

    Może przesadziłem, rzeczywiście nie gnębią, ale też i nie sprzyjają. Jasne może być gorzej, mogą przecież znaleźć, przyjść do domu i zajebać, tak pewnie rozpisano scenariusz na później. Oni sami kryją się przy pomocy internetowych kominiarek (takie cebule do generowania fikcyjnych IP), a nas można namierzyć bez problemu. Bo jednak realny terror fizyczny sieje większy strach niż wirtualny, bardziej zastrasza. I to nas w końcu czeka. Ale żeby się łączyć, musi być jakieś wspólne rozpoznanie tego co było i tego co jest. A właśnie o to najtrudniej, tu największe kontrowersje.

  10. @moskwasadowa pisze:

    Przez przypadek natknąłem się na mój nick w komentarzach pod Pani blogiem.
    Zabawne jest, że opisani przeze mnie w poście osobnicy w rezultacie doprowadzili do tego, że wolałem z forum wyborczej oddalić się:)
    (ale tylko na mojego bloga)
    Kłaniam się i pozdrawiam

    • Ewa pisze:

      To fajnie Pan ma, że nie atakują Pańskiego bloga. Ja już nie mam gdzie się oddalić…
      Dzięki za wizytę, również pozdrawiam.

      • @moskwasadowa pisze:

        Och, atakowali, ale mniejsza o to, drobiazg.
        Nie mamy dokąd iść, co przynajmniej determinuje nasze zachowanie, miło, może to niezbyt właściwe słowo, czyta się Pani teksty:)

        Kłaniam się raz jeszcze

        • Ewa pisze:

          Czytam Pana blog i rzeczywiście, pomyliłam się, atakują…
          Mnie też wciągnęły Pana teksty, będę kontynuować, tylko jestem aktualnie na dość plugawej lekturze Józefa Światły i jestem kompletnie zatruta innymi czasami.
          Ale i tak cieszę się że można, że jest dostępne, że przed śmiercią zdążę dowiedzieć się na jakim świecie żyłam i mieć tę satysfakcję, że mimo cenzury i blokad jednak przeczytałam! Ale z Pańskiego bloga wynika, że to może być kruche i chwilowe…

  11. Ewa pisze:

    Latami czytałam Pana celne i śmieszne komentarze na GW i nie wiedziałam, że Pan ma blog. Podlinkowałam sobie go tutaj i będę sukcesywnie naciskać i czytać po kawałku, bo ja blogi czytam zawsze w całości.
    Blogowicze wszystkich krajów, łączcie się!

  12. J.M pisze:

    Odczekali swoje i tak ją dopadli. Raz próbowali ja załatwić, nie wyszło. Tylko wstrząs mózgu w wypadku. Odczekali swoje i sprawę zakończyli po czasie . SB jest firmą która nie zapomina jak wywiad Rosyjski. Nawet po czasie dopnie swojego. Trzeba po prostu trochę poczekać,żeby dziennikarze i opinia publiczna nie po kojarzyła faktów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *