Michał Wysocki „Osaczony : w sprawie śmierci Grzegorza Przemyka” (1997)

Niewielką książeczkę, wydaną powtórnie w 2000 roku z fotografiami i dokumentami z odtajnionych akt MSW, Michał Wysocki wydał 13 lat po wyjściu z więzienia, po tym jak nie mógł znaleźć pracy, jako osoba o nieczystej przeszłości, po rozstaniu z żoną, po 10 operacjach i dwóch zawałach, po bezskutecznym upominaniu się o odszkodowanie, po tym, jak prawdziwi sprawcy mordu na 18 letnim chłopcu Grzegorzu Przemyku nie zostali ukarani. Książkę wysłał podobno generałowi Jaruzelskiemu i wstąpił do zakonu franciszkanów.

Kiedy sanitariuszowi Michałowi Wysockiemu z Pogotowia Ratunkowego przydarzył się „nieszczęśliwy wypadek” i trafiło na niego przewiezienie karetką, perfekcyjnie pobitego – bez śladów pobicia – na śmierć, Grzegorza Przemyka – świeżo upieczonego maturzysty, syna znanej opozycjonistki i poetki Barbary Sadowskiej – z komisariatu na ul. Jezuickiej do szpitala na Hożej, miał wówczas 34 lat, był wysokim, dorodnym mężczyzną. Poddany praniu mózgu, zagrożony krzywdą rodziny i widząc co potrafi MO zrobić z chłopcem, w strachu o sześcioletniego syna Piotra, przyznał się do zbrodni, której nie popełnił. Protestował więziennymi głodówkami, co osłabiło doszczętnie jego wolę walki o prawdę i zniszczyło jego zdrowie.
Cała książka jest właściwie dokładnym opisem rocznego dręczenia niewinnego człowieka i towarzyszącemu mu w zdarzeniu sanitariusza Jacka. Krzywda nie jest spektakularna, nikt go tam nie bije, nie poddaje torturom fizycznym, jednak jednostajnie, z każdą chwilą przebywania w celach aresztu, więzieniu, na sali rozpraw degraduje i niszczy jego, matkę, która przeżyła, walcząc w Powstaniu Warszawskim, rodzeństwo, krewnych, rodzinę żony i osamotnionego synka. Niszczy dobre imię Pogotowia Ratunkowego, szerząc w mediach strach przed rzekomo znikczemniałymi pracownikami służby zdrowia, odbierając im godność i wiarygodność zawodową.
Mistyfikacja, polegająca na ocaleniu dobrego imienia Milicji Obywatelskiej, przez zwalenie winy pobicia i śmierci Przemyka na innych, na udowodnieniu, że winien jest zamordowany, przetrzymywanie w piwnicach Pałacu Mostowskich ofiar zastępczych w urągających, nieludzkich warunkach, jest kosztowna, zatacza coraz szersze kręgi, angażuje tajne służby wojskowe, wprowadza tysiące danych do akt, angażuje pracę skorumpowanych pracowników wymiaru sprawiedliwości.
Książka ogranicza się jedynie do opisów stanu ducha skrzywdzonego, cierpienia z powodu zmanipulowanych zeznań przyjaciela Jacka, ciągłych przesłuchań i nieustannych zmian, wycofywania się z wcześniejszych zeznań. Ta huśtawka zaszczutego, odciętego od elementarnej sprawiedliwości, młodego człowieka pogrążającego się coraz głębiej w jedyny według niego słuszny obszar ratunkowy, czyli w dewocję, jest dowodem nie tyle bezsiły jednostki wobec wszechogarniającego ją Zła, ile na nieuchronność zwycięstwa Zła. Nadzieja, sztucznie pompowana przez rodzinę jak i nigdy nie nadeszła pomoc od generała Jaruzelskiego, ani prymasa Glempa, rozpryskuje się w momencie zapadnięcia wyroku skazującego, ogłoszenia go winnym i ukaraniu dwoma latami więzienia. Wybawia go coś zupełnie niezależnego, zewnętrznego i przypadkowego. Amnestia z 21 lipca 1984 uchwalona ku czci czterdziestej rocznicy powstania Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej objęła więźnia Mariana Wysockiego, który na jej mocy wyszedł w tym samym miesiącu i roku na wolność, po 14 miesiącach odsiadki, jako ludzki wrak, odchudzony o 24 kg, z przetrąconym kręgosłupem, niezdolny już do życia jakim ono było przed uwięzieniem.

Książka mówi o momentach historycznych, kiedy destabilizacji ulegają najczulsze punkty życia społecznego godząc w zwykłego obywatela. Zniszczeniu ulega nieodwracalnie tkanka społeczna, gdyż najwyższe instancje sprawiedliwości, do których obywatel państwa mógłby się odwołać stoją po stronie Zła, a inne są podporządkowane i bezsilne.
Cenne są w niej opisy zwykłego więziennego dnia i sadystycznej opresji dodatkowej, nikomu niepotrzebnej i niczemu nie służącej, a stanowiącej istotę przemocy:

„(…) W areszcie Komendy Stołecznej MO była biblioteczka dla więźniów, czyli dla tzw. zatrzymanych. Na korytarzu obok kranu stało stare rozwalające się biurko, a na nim wyświechtane książki. Wybrałem sobie parę, kiedy szliśmy do łaźni. Na wszystkich były pieczątki „Urząd Bezpieczeństwa Publicznego m. St. Warszawy”. Przejrzałem je. Prawie wszystkie były autorstwa pisarzy radzieckich. Autorem jednej książki był Józef Stalin. A tytuł brzmiał: „Jak zaprojektowałem traktor”, lub coś w tym rodzaju.(…)”

„(…)Wyprowadzano nas na spacerniak i zamykano go na klucz. Spacer trwał około 20 minut w dużej „klatce” ogrodzonej na wysokość około 6 metrów gęstą siatką.(…)”

„(…)1 stycznia zostałem przeniesiony na oddział damski do celi nr 3. Maleńka cela, trzyosobowa i ciasna. Podest-łoże, wmurowana ława i kibel. Żarówka zakratowana nad drzwiami paląca się przez cały czas, w dzień i w nocy.(…)”

Szczęśliwy żywot Michała Wysockiego – reportaż

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *