Max Scheler rozwijając nietzscheańską teorię resentymentu, nazywa to negatywne uczucie raczej urazą i zawiścią, powstałą w przeszłości z zewnętrznej, intensywnej presji na człowieka. W pojęciu tym Scheler umieszcza prawie wszystkIe wstydliwe i nieznośne emocje: utajone pragnienia zemsty, mściwości. Resentyment więc będzie duchowym zatruciem, nazywanym dzisiaj toksycznością.
Czytając drugą wydaną w Polsce, po „Brudnej Hawanie” książkę Gutierreza, najlepiej odebrać właśnie w kategoriach resentymentu na literaturze. Słusznie oskarżoną przez kubańskich intelektualistów o zniweczenie kilkuwiekowej, wspaniałej literatury iberoamerykańskiej totalną szmirą, prozę Gutierreza czyta się ponad wszelkie kategorie wartościowania. Zdumiewa zupełną ignorancją i beztroską, pisana rzeczywiście z pozycji zwierzęcia, ale poddanego wszelkim, jak Scheler wylicza, naciskom cywilizacyjnej deprawacji. To zborsuczone, jakby powiedział Witkacy, zdeprawowane i zniszczone zwierzę w ustawicznej rui i kopulacji, uwalnia się z niewoli państwa, łamie wszelkie tabu, by na pozornej wolności hasać i rozpaczliwie udowadniać czytelnikowi, że jest szczęśliwe.
„Brudna trylogia o Hawanie”, która umożliwiła pisarzowi pozyskanie światowego czytelnika zawierała wielkie pytanie o wolność i desperację w kubańskim reżimie, którego obywatele, dzięki urodzie wyspy wydani są jedynie na światową prostytucję: Wszędzie gruzy i cuchnące kałuże, a z kontenerów wysypują się śmieci. Na środku ulicy chłopak i dziewczyna. Dwa piękne okazy, zupełnie nie z tej bajki. Mieli po jakieś osiemnaście lat Biali i jasnowłosi. Sesja zdjęciowa. Pokaz mody. Japońska ekipa pilnie fotografowała. Charakteryzator rozpylał modelom na włosy jakiś błyszczący spray. Kolekcja była prosta: czarująco prosta i rozkosznie droga. Wszystko w bielach, różach i jasnych błękitach. W delikatnym świetle poranka i pośród tego całego brudu pozująca para miała jeszcze większy urok: byli tacy biali, tacy jaśni, tacy niewinni i anielscy. W tle zawsze widać było jakiś zruinowany budynek, wychudłe i sparszywiałe psy albo gromadę murzyńskich bachorów, które gapiły się z rozdziawionymi gębami. Dokoła było mnóstwo ludzi. Patrzyli jak urzeczeni, ale zachowywali pełną szacunku ciszę. Nikt nie podchodził i nie prosił o gumę albo o monety. Było też dwóch policjantów, którzy przyglądali się tej scenie, stojąc w dyskretnym oddaleniu. Trwający w niemym zachwycie tłumek gapiów składał się wyłącznie z Murzynów i Mulatów. Wszyscy byli trochę brudni, dość obdarci i mniej lub bardziej zagłodzeni. Przystanąłem, żeby też popatrzeć. Japończycy uśmiechali się. Byli wyraźnie usatysfakcjonowani. Od czasu do czasu fotograf wchodził na aluminiową drabinkę i pokazywał modelom, że mają się bardziej przysunąć do tych wszystkich śmieci i gruzów. Chłopak i dziewczyna najpierw się krzywili ze wstrętem – to całe rumowisko musiało nieźle cuchnąć. Bohater Tropikalnego zwierzęcia odcina się od polityki, godzi się na pasożytniczą egzystencję. Wbrew anonsowi wydawcy, nie jest to powieść łotrzykowska, ani powieść o trudzie pisania powieści. Jest zwykłą, brukową książką pisaną dla pieniędzy, spełniającą niewybredne oczekiwania czytelnika.
A jednak warto zastanowić się nad rezygnacją pisarza z ambicji literatury wysokiej. Rozpiętość pojęć jest szeroka. Bierdiajew, za Boehmem i Swedenborgiem porównuje zwierzęta raczej do aniołów, ludziom do nich za daleko. Tropikalne zwierzę, tytułowy bohater o imieniu autora, Juan Pedro, to mający już od poprzedniej książki nie przekraczający pięćdziesiątki uwodziciel. Męskość to właściwie jedyna autentyczna wartość, broń, i ozdoba, jaką dysponuje. Przysłowiowe literackie pióro, twórczość, może się spełniać tylko dzięki i za przyczyną tej pierwszej aktywności. Ten budzący współczucie Casanova, godzący się na rolę utrzymanka i terapeutycznego zwalniacza szwedzkiej urzędniczki z rygorów i przesądów mieszczaństwa, dodaje sobie animuszu barwnymi, pornograficznymi opisami rozpaczliwych perwersj, będących zapewne zapłatą za trochę luksusu. Może właśnie najśmieszniejszy jest w powieści brak dystansu do wszelkich operacji męsko – damskich, do rewelacji seksualnych, gdzie kilkudziesięcioletnia rozwódka wchodzi w rolę niewinnej masochistki, a Juan Pedro podnosi temperaturę związku nowymi akcesoriami.
Podobnie jest przed wyjazdem i powrotem do Glorii, do kubańskiej kochanki, która posiada wszystko, by być jego kobietą w każdym możliwym sensie. Gloria pod presją życiową jest jedynie dziwką z Maleconu, kobietą zarabiającą ciałem na matkę, synka i na niego, jej utrzymanka.
Scheler powoli, systematycznie rozwikłuje skutki przyczyn resentymentu, fałszu międzyludzkich zachowań. Pisze o poświęceniu, które niejednokrotnie jest egoistycznym zadośćuczynieniem urazu, satysfakcji z możliwości poniżenia i przewagi. Polemika z obwiniającą chrześcijaństwo filozofią Nietschego z którym się zgadza w kwestii spustoszenia moralnego, rozgrywa się na płaszczyźnie ewangelicznego słowa. Pomoc drugiemu, to pomost rzucony jego wartościom, to wzmożenie jego afirmacji, a nie jak chce Nietsche, destrukcji.
I może tak się powinno czytać kontrowersyjne książki, powstałe z nie sprostania. Bohater Gutierreza zastaje, jak pisze Scheller za Maxem Weberem schedę po kalwińskim rygorze państw skandynawskich. To tutaj przez wieki uprawiano kult pracy dla Boga bez żadnej gratyfikacji rozkoszy. To tutaj ominięto wspaniałe osiągnięcia włoskiego renesansu na korzyść kościelnej manipulacji obietnicy i ascezy. Urzędniczka Agneta, podporządkowana rytuałowi sprzątania, punktualności w pracy, dbania o wybór żywności domniemanym potrzebom systemowi trawiennemu i wydalniczemu, a nie smakowi, opuszczona przez obrzydliwie bogatego męża, którego stać na nową kobietę, otoczona równie martwymi i nudnymi znajomymi, wchodzi z Juanem Pedro, alter ego pisarza w perwersje łatwo i chętnie w sprowadzony sobie z egzotycznych krain tani towar. Ale to właśnie ta kulturowa asceza powoduje wariactwo seksualne Szwedki, która przy wszelkiej dostępności przyjemności w jej kraju, nie może doświadczyć, gdyż, jak zauważa Scheller, praca nad zdobyciem środków do jej przeżywania, zabija umiejętność użycia. Szalejący w bazie dzikus, tańczący na wernisażu swoich obrazów salsę i z umiejętnością prostytutki stręczący bogate klientki do zakupu, doznaje natychmiastowego zmrożenia ze strony Agnety, która się zakochała.
I może nie trzeba już rozmyślać o tych wszystkich oczywistościach, których subtelne rewelacje Scheller pracowicie i proroczo wyjaśnia odnośnie państw sytych ich resentymentu do zniewolonych i w swoim człowieczeństwie sprofanowanych. Kochanka Szwedka, mimo, że zna Umberto Eco i wie, co potrzebuje dla rozwoju pisarz i artysta, zatrzyma się w swoim resentymencie jedynie na poziomie ofiary ze swojej kobiecości, odwracając kierunek prostytucji: Poznałam kiedyś Eco – mówi Agneta i pokazuje książkę na stole.-Tak? Kurczę, ty to masz znajomości! To fajnie. W efekcie wielkiej romantycznej miłości Szwedki Agnety pięćdziesięcioletni pisarz, wyeksploatowany seksualnie, pozbawiony czasu, wraca do swojej ojczyzny z marnymi 200 dolarami i ukradzionym pejczem. Wraca do swojej Glorii, do dostępności ciała kurczącego się wraz z jego taniością, wielością klientów i wzmożonymi kosztami życia na Kubie. Na wieść, że wielką miłość biednej szwedzkiej urzędniczki do spraw kultury stać na fanaberie odwiedzin kochanka Gloria proponuje: Jak tu ściągniesz tę Szwedkę, to jej znajdę czterech czarnuchów z ogromniastymi kutasami. Zerżną ją, a potem ją załatwią. Zabiorą jej wszystko: buty i ostatniego dolara. Wróci do Szwecji goła. I dygocząca z zimna. Ha, ha, ha! Tak, niech przyjedzie. Nie powiedziałeś jej, że czeka już tu na ciebie kobieta i że będziesz mieć z nią rodzinę? – Gloria, daj spokój. Opanuj się trochę. – Znam takich Murzynów, którzy chętnie się nią zajmą. Potem już jej do głowy nie przyjdzie, żeby wracać na Kubę.
Pisarstwo Gutierreza powstałe z zemsty nad wysoką szlachetną literaturą, pozbawione możliwości rozwoju i dostępu do światowej myśli intelektualnej, nie pogłębione, a jednak zawierające energetyczny potencjał twórczy, jest w konsekwencji tym, na co zasługuje: Mój przyjaciel przyznał mi się, że on i jego partner – taki dwumetrowy Murzyn, dżudoka i karateka, który pracował w nie pomnę już jakiej instytucji – często się masturbują, czytając niektóre fragmenty z brazylijskiego wydania „Brudnej trylogii o Hawanie”.- No dobra, ale dlaczego czytacie ją akurat po portugalsku? – Portugalski jest bardziej zmysłowy, to taki bezkostny język, jak powiedział kiedyś Pessoa.
Juan Perdo Gutierrez
Tropikalne zwierzę
ZYSK I S-KA 2005
Max Scheler
Resentyment a moralność
Czytelnik 1997
W “Smutku tropików” Levi – Strauss odpowiadając na pytanie, czym różni się człowiek od zwierzęcia, mimo podkreślenia pokrewieństwa, uważa, że są to opozycje. Człowieczeństwo i zwierzęcość, to kultura i natura, które się mieszczą w każdym człowieku w stanie utajonym.
W związku z tym nie istnieje czyste “ja”, zawsze jest to “my”: str. 447: “Ani jednostka nie jest sama w grupie, ani żadne społeczeństwo nie jest samo wśród innych, ani człowiek nie jest sam we wszechświecie”. Przytacza przykład Adama i Ewy z raju, stworzonych jako nieświadomych dzikich, równych ze zwierzętami. Dopiero przez grzech zdobyli wiedzę, stali się ludźmi, czyli osiągnęli kulturę. Wyłonienie się mowy i przejście od zwierzęcości do człowieczeństwa, od natury do kultury, to przejście od emocjonalizmu do racjonalizmu. Dlatego, za Rousseau, pierwotnie była emocja, czyli poezja.
Gutierrez bardzo emocjonalny, ale i racjonalny. Jakoś sobie radzi na tej Kubie.
~Inżynier Jacek, 2006-02-25 22:29
Czytam właśnie “Pieśni” Ezry Pounda i zastanawiam się, czy nie powstały one z resentymentu, czyli niezgody nad własnym czasem, a nie nad zachwytem antykiem dla jego autentycznej wartości, tak jak zrobił w swoich wierszach Holderlin (wczuł się w Greka), który jest wolny od resentymentu. “Pieśni” są bardzo piękne, ale to zatrucie mogło być przyczyną późniejszych wyborów moralnych (faszyzm) Pounda. Dlatego jest to takie niebezpieczne.
Nietsche uważa, że resentyment dotyczy tylko słabych i niewolników. “Resentyment człowieka dostojnego, jeśli w nim wystąpi, wyraża się i wyczerpuje natychmiastową reakcją dlatego nie zatruwa”. Wyglądałoby na to, że trwanie dłuższy czas w zniewoleniu (duchowym, mentalnym czy fizycznym), musi wywołać u artysty reakcję toksyczności. Stąd tak ważne są dzieła “arystokratyczne” duchowo, wolne od resentymentu. Levi – Strauss był wielki duchem, dzięki marksistowskiemu zabarwieniu mogłam “Smutek tropików” przeczytać na studiach. I te jego nieprawdopodobnie wizjonerskie wnioski (był u jednych plemion dwa tygodnie, potem się przemieszczał do drugiego), na co antropolog potrzebuje lata, by coś właściwego o nich powiedzieć. Polski marksizm narzucony, potrafił zatruć myśl naukową, natomiast z wyboru u Levi – Straussa, nie był toksyczny. Tu też pod resentyment można podciągać humanitaryzm, gdzie uważa się, że być człowiekiem to “brzmi dumnie” i w tym stylu. Zwierzęce cechy człowieka są tu pejoratywne, by uwznioślić nadrzędną ludzkość, usprawiedliwić jej wredność. “Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi”, “błądzenie, rzecz ludzka”.
~EwaBien, 2006-02-26 12:46
U Levi – Straussa bardzo dużo o zwierzętach, są bardzo ważne. Na przykład to, że posiadają taką samą zdolność rozpoznania, swojego gatunku, grupy, płci przeciwnej. Natomiast przyporządkowanie, to już ludzka specjalizacja. I podanie przyporządkowania, bardzo odkrywcze u Anglików w kategoriach społecznych: dzikie zwierzęta = obcy; lisy = wrogowie; zwierzyna łowna = przyjaciele; zwierzęta hodowlane = sąsiedzi; zwierzęta domowe(kot, pies) = towarzysze; szkodniki = przestępcy.
Tak więc u Gutierreza tutułowe “Zwierzę tropikalne”, czyli dzikie, byłoby tym “obcym” w społeczeństwie. Kobiety “zwierzyną łowną”, a sąsiedzi blogowi “zwierzyną hodowlaną”.
Jako człowiek o zdolności grupowania mentalnego, mogę jeszcze subiektywnie przyporządkowaćprzestępczą działalnosć złych literatów żerującej na ciele zdrowej szlachetnej literatury (hieny, bakterie, robaki).
~Inżynier Jacek, 2006-02-26 13:15
Nawiązując do ostatniej myśli Jacka, oraz wcześniejszej o pochodzeniu poezji z natury człowieka, a więc ze zwierzęcości, trzeba sobie uzmysłowić, że tylko rozwój literatury jest możliwy, gdy połączy się nowy wymiar losu ludzkiego z jego mitem i pierwotnym istnieniem człowieka. Kontakt z przeszłością odbywa się za pomocą metafory, która jest spoiwem czasu i miejsca. Ale nie chodzi tu o kontakt z przeszłością kulturową tylko właśnie tą zamazaną, zamaskowaną, pierwszą. Jak zła książka Gutierreza, to jednak ten element kontaktu z duchami wyspy w celebrze pierwotnej tam religii i murzyńsko – indiańskich rytów, czy nawet rożne praktyki magiczne w mieszkaniu Szwedki, praktykowane przez Juana Pedro, jest bardziej zwierzęce i tropikalne, niż uprawiany przez niego seks.
~Wanda Niechciała, 2006-02-26 13:52
Mimo braków literackich z pewnością poprowadzona jest psychologicznie prawidłowo, w odróżnieniu od polskich tego typu produktów, jak tu przedstawionego np. Millera czy Kornagi. Kubańczyk intuicyjnie wie rzeczy naukowo przez studia gender nad seksualnością, dowiedzione. Na przykład to, że społeczeństwo przeznaczyło kobietę do podległości, a więc do uczuciowości i dla której rozmowa, dotyk, przytulenie jest doświadczeniem erotycznym, podczas gdy dla mężczyzny ważne dla własnego przeżycia jest doświadczenie tego przeżycia w kobiecie, dzięki kulturowej funkcji dominacji. Stąd tak częste zjawisko symulacji orgazmu (faking orgazm) u kobiety.
Macho w powieści bardzo przerysowany, opozycje dominacji i pasywności – właściwe, co zreszta też literatura pornograficzna wie.
~gender, 2006-02-28 13:29
Wszystkie te dominacje i feministyczne upominania się, stonowałaby i rozwiązała autentyczna międzyludzka miłość, która przecież jest autonomiczna, poza społeczna i poza urzędowa. Jak “sztuka dla sztuki”. Na Kubie niemożliwa, skoro z każdym autentycznym uczuciem miłości pojawia się zaraz zazdrość. A przy zdaje się jedynej w tej chwili możliwości zarobku, prostytucji, jest to niemożliwe.
Czytam waśnie teorie dzisiejsze. Levi – Straussa teoria o tabu kazirodztwa, która według niego była gwarantem posiadania przez mężczyzn kobiet, jako narzędzia reprodukcji, obalona. Odczytana dzisiaj jako kapitał posiadania, a zachowanie wartości (czystości, nie skalania) jedynie w kategoriach posiadania nie uszkodzonego przedmiotu. Mężczyzna jako podmiot, kobieta jako przedmiot umożliwia wywyższenie w społeczeństwach prac męskich i ich nadrzędność. Zapłodnienie kobiety liczy się bardziej, niż urodzenie i wychowanie. Mężczyźni zabijają zwierzęta w pięć minut, kobiety godzinami je przetwarzają. Wszelkie prace pospolite – mycie naczyń, prace w ogrodzie, dyshonor.
Podział ról na męską ryzykowność, nadzwyczajność; kobiecą na monotonność, niewolniczość.
~EwaBien, 2006-02-28 19:04