BENJAMIN

Wysyp spolszczeń Waltera Benjamina ostatnimi laty cieszy, bo przybliża nie tylko europejskie miasta tak mu bliskie, ale także jego samego zamkniętego w wykwintnej prozie.

Kiedy czytałam opasłe „Pasaże” o dziewiętnastowiecznym Paryżu spolszczone niemal dziesięć lat temu, to zapamiętałam zdanie – zdaje się, od tłumacza – że czyta się to z rozkoszą, do ostatniego komentarza, do ostatniej litery, do ostatniej kruszynki i czuje się niedosyt. I tak właśnie jest.
Benjamin po latach, po półwieczu od jego śmierci jest czytelnikowi jednakowo bliski poprzez sposób pisania – ni to naukowca, ni to artysty – jednak zawsze powściągliwie i z dbałością o selekcję tego, co ważne w natłoku spostrzeżeń. Odczuwa się tę pisarską dyscyplinę rugującą rzeczy zbędne, pisane jednak zawsze w nadmiarze spostrzeżeń, przemyśleń, jakby autor nie nadążał wszystkiego w trakcie pisania złapać i przenieść na papier. Zawsze czuje się te nie napisane jeszcze obszary, nie zdążone, podskórne, każda rzecz jest jak gdyby nieskończona, ledwo napoczęta, a konkluzje, do których dochodzi są otwarte i zadziwiają finałem samego autora.

Mnie najbardziej interesują portrety miast Waltera Benjamina. Zarówno Berlin z „Berlińskiego dzieciństwo na przełomie wieków” (1938), Paryż z „Pasaży” (1927- 1940) i Moskwa z „Dziennika moskiewskiego”(1927) mają jednego obserwatora patrzącego na nie własnym, jednakowym sposobem.

W każdym z tych miast Benjamin ogarnia zmysłowo zapachy, kolory, hałasy i obok architektury z epoki pojawia się to, co nazwałabym „mchem miasta”. Ten niewidoczny dla oka, dla turysty, smak nakładających się na siebie warstw z ludzkim brudem i elegancką czystością. Warstwy, które Benjamin na oczach czytelnika zdejmuje bez końca wchodząc w głąb Czasu nie mają charakteru retro, ani nawet historycznych badań. Nie kieruje nim ciekawość przyczyn i skutków. Jest jedynie poszukiwanie człowieka w celu oddania istoty jego egzystencji. Ani socjologicznie, ani politycznie, ani też poetycznie. Stwarza go na nowo na kartach utworów swoim precyzyjnym aparatem poznawczym i odnajdujemy go utrwalonego na zawsze naszego borykającego się z życiem przodka, rzuconego na pastwę bezwzględnie rozwijającej się, jakby wyjętej z proroczego poematu Blake’a stalowej, a zarazem pięknej nowoczesnej cywilizacji.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *