KOMUNIKACJA
Może już nigdy nie przebiję
osnowy. W niej porozumienie
więzione, staje się niczyje.
Dom rozsypuje się w kamienie,
szatkują deszcze zimne chwile.
Destrukcja zawsze w zewnętrzności
niedbałym ruchem koła losu,
nie dość bałagan zmiótł, nie dość ci
szubienic, tortur, ognia stosów,
by scalić znów przekaz ze słów?
Moknie listopad w śnieżnej mżawce
wnętrze zewnętrzem w spód wywraca
nikt nie usiądzie dziś na ławce
bo tylko praca, praca, praca
przełykiem zwraca treść żołądka.
Mówiłeś, że jesteśmy razem –
– nikt się jedności nie opiera.
Kiedy narodzisz się pisarzem,
każda wspólnota będzie szczera
jak z brzemienności nowa era.