Przychodzą do mnie wiersze czarne
w porze, gdy słońce złoci klony.
Monstrualnymi punkty karne
w rozgrywce życia są miliony
starć bez osłony i obrony.
W czasach, gdy jeszcze sen dziewczynki
poecie nie pozwalał zasnąć,
Bellmera lalek złe uczynki
sublimowały jego własność,
śniłam jedynie mą współczesność.
Kto zmieniał życie na dekady?
Kto się przebierał w płaszcze zdarte?
Komu potrzebne defilady,
godziny z założenia martwe?
Kto po co strwonił ukradzione?
Kiedy przychodzą wiersze czarne,
w nie złej godzinie, nic takiego,
kiedy przychodzą, stać mnie na nie
jak negowanie mieszczańskiego
niezaistnienia. Tak przekornie.