Bernando Soares, jeden z heteronimów Ferdynanda Pessoi napisał: Literatura, która jest sztuką związaną z myśleniem i realizacją niesplamioną rzeczywistością, wydaje mi się celem, do jakiego zmierzać powinien cały wysiłek ludzki, jeśli jest naprawdę ludzki, a nie marnością zwierzęcą. Sądzę, że opisać jakąś rzecz to zachować jej zalety i odebrać jej wady. Pola są bardziej zielone, gdy się o tym pisze, niż w ich zieloności. Kwiaty, gdyby je opisać zdaniami pełnymi wyobraźni, zachowałyby na zawsze kolory, a na to życie komórek nie pozwała. Poruszać się to żyć, wypowiadać się to przeżyć. Nie ma nic bardziej rzeczywistego w życiu niż to, co zostało dobrze opisane. Krytycy małostkowi mają zwyczaj wskazywać, że jakiś poemat, długi i rytmiczny, nie mówi w końcu nic poza tym, że dzień jest przyjemny. Lecz powiedzieć, że dzień jest przyjemny, to rzecz trudna, a przyjemny dzień mija. Musimy więc zachować przyjemny dzień w pamięci kwietnej i bujnej, i w ten sposób obsypać nowymi kwiatami czy nowymi gwiazdami pola lub nieba na ich zewnętrznej powierzchni pustej i zmiennej.
Może Fernando Pessoa zbudowałby swoją kosmologię zapełnioną “heteronimami” w Internecie, a wszystkie stworzone postacie, nawet i ten poeta, Alberto Caeiro, mieszkający na wsi z babcią, mieliby swoje dozgonne sieciowe nicki. Tylko zwykły człowiek żyje jedną osobowością, wegetatywnym życiem, biorąc jego pozór za cel. Tylko geniusz potrafi żyć wieloma osobowościami, czyli tą samą, ale lekko zniekształconą, żeby móc zobaczyć życie z wielu punktów widzenia.
Astrolog Pessoa wiedział, że nie będzie żył długo, wiedział, że wobec tego każdą minutę swojej egzystencji trzeba zamieniać na sztukę, że trzeba się spieszyć, jeśli ma niedługo umrzeć, czyli stać się naprawdę wolnym. Wiedział, ten były student niemieckiej filozofii uniwersytetu lizbońskiego, że książki to jedynie kartki pobrudzone farbą. Sztuka jest zupełnie gdzie indziej. Pessoa wiedział wszystko, bo był geniuszem. Maszyna do pisania lizbońskiej spółki akcyjnej, na własną nie było go stać, papier pakowy pocięty w kartki, dużo kartek, kilkaset stron poezji, to jedynie lekarstwo na depresję, na samotność. Twórczość gromadził w kufrze. Niechlujnie i bałaganiarsko. Porządek boski, artystyczny, jest zupełnie gdzie indziej. Wiedział, że lizboński tramwaj jest ważniejszy od innych wspaniałych środków lokomocji. Miłość dziewiętnastoletniej Ofelii, powtarzając gest Kierkegaarda i Kafki, to jedynie przeszkoda w pisaniu poezji.
Człowiek odchodzi i tylko żyje w tym, co pozostawił. Zamknięta w kufrze twórczość artysty jest wciąż wydawana i śpiewana w pieśniach fado. Wiedzieli o tych sprawach i ci, którzy zachwycili się Amalią Rodirigues: Eliade, Cioran, Ortega y Gasset. Amalia Rodrigues włączając w swój repertuar wiersze Pessoi wiedziała to wszystko. Wiedzieli też bohaterowie pieśni fado, przebywający w wymiarze, który od wieków chronił ich przed zniszczeniem.
Syreni głos fado to obszar między spotkaniem, a rozłąką. Przestrzeń ta, rozpoznana już w początku XIX wieku przez Hegla, nazwana popędem (Trieb), a przez Simone Weil miłością erotyczną, to paradoks przyciągania oddalonych od siebie kochanków, przyjaciół, którzy za cenę bólu i wzajemnej troski decydują się na zerwanie. Tortura cierpienia jest słodka. Tę słodycz odrzucenia, rozczarowania, upokorzenia, zerwania ufności, obopólna zgoda na zawsze niemożliwe, zawsze odległe, zawsze nieosiągalne, jest w pieśni fado. Jest w nim radość z siły duszy, zwycięstwa jedynego, możliwego dobra. Może to być dom, utracone dzieciństwo, kochanka, miasto, trud życia, mający zawsze strukturę drogi między narodzinami a śmiercią. A śmierć obiecuje wolność. Obiecuje „Kwiaty przepaści, czarne róże, goździki białe jak światło księżyca, maki lśniące czerwienią.”
JEŹDZIEC EREMITA
Dolinami po góry
Górami aż do wzgórza
Konia cieniem dąży
Jeździec eremita
domami, parkami
źródłem, łąką zakwita
Wspólnymi drogami
Dolinami po góry
Górami aż do wzgórza
Konia cieniem dąży
Jeździec eremita.
Czarnymi skałami
Przed sobą zanika
Tajnymi drogami
Dolinami po góry
Góry aż do wzgórza
Konia cieniem dąży
Jeździec eremita.
Pustymi ścieżkami
Horyzont umyka
Wolności drogami
Dolinami po góry
Od góry do wzgórza
Konia cieniem dąży
Jeździec eremita.
Niczyja wiedzie noga
Bez mostów umyka
Samotna twa droga.
Dolinami po góry
Od góry do wzgórza
Konia cieniem dąży
Jeździec eremita
Podróży kres nikogo
W niewiedzy nie pyta
Ty jesteś drogą
Fernando Pessoa
Fado
z angielskiego przełożyła Ewa Bieńczycka
W Polsce ktoś śpiewał fado, ale to chyba były próby nieudane. I nie wiadomo, dlaczego turystycznym opisem kwadratowe kafelki azulejo pokrywające lizbońskie domy, są kiczowate. Pessoa w Przewodniku o nich z nabożeństwem. Wszystko w tym Przewodniku pasuje do siebie, instytucje, kościoły, klasztory, domy użyteczności publicznej, pomniki, place, z różnych epok i estetyki. Tak jak turystyczne wioski nie mają nic wspólnego z wsią, widokówki z prawdziwym miastem. Sztuczność jest w literaturze. Jeśli fado zaśpiewa się bez dystansu, to i Pessoa nie pomoże.
~306_Piniol, 2005-12-10 22:27
Nie ktoś, a sama Marzena Nieczuja-Urbańska i nie próby, ale pełną parą koncert za koncertem spolczonego fado. Są nawet zachwycone głosy, ale serce tej muzyki jest portugalskie i przeszczep nie może się udać.To muzyka zbyt charakterystyczna wyrosła z portugalskiego światła, pejzażu, klimatu, historii, mentalności, duszy portugalskiej, no i rzecz jasna języka. Bo to jest właśnie muzyka losu odrębnego, izolowanego, niepodobnego do żadnego innego
Niestety Polak potrafi i swoje fado już ma, a będzie mieć jeszcze więcej za sprawą Nieczuji i jej rychłych naśladowców. Swoją drogą ta muzyka powinna być chroniona patentem jak każdy produkt wysokiej marki.
~Przechodzień, 2005-12-11 02:03
Powracając do “Przewodnika po Lizbonie”, zasygnalizowanego przez Piniola, warto zwrócić uwagę na architekturę, która jest przecież kluczem do modernizmu i potem do postmodernizmu. Może to, że twórca internetowego pisma “Puzdro”, Zalibarek, jest architektem i niesie jakąś nadzieję w odbiorze dzisiejszej sztuki, jeśli wcześniej nie zasypią go śmieci z sieci. “Przewodnik po Lizbonie” jest pisany po angielsku, język portugalski poeta chronił dla uczuć. W filmie “Lizbon story” Wima Wendersa dobrze pokazany problem klucza, lub raczej jego brak. Człowiek z zewnątrz, artysta, przywołany sentymentem przyjaciela wchodzi w Lizbonę, w przestrzeń otwartą (mieszkanie nie jest zamknięte, nie ma klucza), niezrozumiałą, tajemniczą i wciągającą. Nawigacją są zmysły, a nie informacja, komunikacja. I tak jest z tym “Przewodnikiem”, gdzie sucha, beznamiętna informacja to jedynie pozór. Pessoa zwracał uwagę, że w słowie jest tylko ratunek:
“W prozie zawiera się cała sztuka – po części dlatego, że w słowie zawiera się cały świat, a częściowo dlatego, że w wolnym słowie zawiera się wszelka możliwość wypowiedzenia się. W prozie wszystko oddajemy za pomocą transpozycji: kolor i formę, co malarstwo może dać jedynie bezpośrednio, posługując się nimi samymi, bez żadnego wymiaru intymnego; rytm, który muzyka może dać tylko bezpośrednio, będąc nim sama, bez tego drugiego czynnika, którym jest idea; strukturę, którą architekt musi stworzyć z rzeczy twardych, zewnętrznych, narzuconych mu, gdy my budujemy rytmami, niezdecydowaniem, w swobodnym tworzeniu; rzeczywistość, którą rzeźbiarz musi pozostawić światu, bez polotu ani przeistoczenia; poezję wreszcie, w której poeta jako wtajemniczony członek tajnego zakonu jest dobrowolnym sługą swego stopnia wtajemniczenia i rytuału.”
EwaBien, 2005-12-11 09:48
Przeglądałam w Internecie kafle azulejo, o czym są: to ciepły komentarz do domów i mieszkań.
Pessoa pisał w ubiegłym wieku, przed degradacją pejzażu, ale już go przeczuwał i wszystko jest pisane jakby w czasie przeszłym, mimo, że znał awangardowych futurystów. Jednak niepokój Pessoi nie dotyczył tych wielu tożsamości, które z przyjemnością obsługiwał. Jak czytam w Nieszufladzie, że ktoś się podszywa pod poetę Jacka Dehnela i pisze za niego bardzo sprawnie pedofilskie wiersze, to terroryzm w sztuce ma jeszcze jakiś inny smak. Nie wiadomo, czy fakt popsucia, dekonstrukcja, to jedynie kontestacja, czy raczej nieudolność. Pound powiedział, że sobie tych wszystkich Owidiuszów i Katullusów napisze od nowa. Jest niebezpieczeństwo w tym, o czym pisze Piniol, w kiczu. I w tym, o czym pisze Przechodzień, w złym zaśpiewaniu fado.
A jednak wielkie rzeczy zawsze mają swoje źródła.
Wanda Niechciała, 2005-12-11 13:42
Wiem, że to ryzykowne rzeczy. Też oglądałam te kilkaset płytek azulejo w Internecie. Ilustrując fado, chciałabym jednak zrobić ilustracje nowe i własne. Może uda mi się przyciągnąć absolwentkę iberystyki do projektu i będzie z portugalskiego. Wierzę jednak, że pejzaż duszy jest u wszystkich artystów ten sam, a jak pisał Pessoa, heteronimy to zawsze on, tylko lekko zniekształcony. Dwa dni temu byłam na otwarciu kolejnej edycji biennale sztuki chrześcijańskiej, to są zawsze bardzo ambitne wystawy. Malarstwo reprezentował Jarosław Modzelewski wielkimi płótnami na kilka metrów, przedstawiające w realistyczny sposób sceny miasta. Malowane brzydko, bo wiadomo, miasta są brzydkie. Jest wielkie pytanie dzisiejszej sztuki o piękno i uczucie, którego tak domagają się przecież masy (serial “Lekarz alpejskiej wioski”, “Ich Troje”). Strach przed śmiesznością i kiczem powoduje ucieczkę w brzydotę. Czy nie jest to tylko awes i rewers tego samego? Pessoa przestrzega przed pozorem: “Należę do tych dusz, które kobiety lubią, ale których nigdy nie rozpoznają, gdy je spotykają; do tych, których by nie rozpoznały, nawet gdyby je poznały. Cierpię z powodu delikatności moich uczuć. Mam wszystkie zalety, dla których podziwia się poetów romantycznych, nawet ten brak owych zalet, który powoduje, że się jest naprawdę poetą romantycznym. Znajduję siebie (częściowo) opisanego w wielu powieściach jako protagonistę wielu wątków; ale rzeczą zasadniczą dla mojego życia i mojej duszy jest nigdy nie być protagonistą.
Nie mam idei na swój temat; nawet tej, która byłaby brakiem idei na mój temat. Jestem nomadą mego sumienia. (Uciekły pasterzowi na samym początku stada mojego wewnętrznego bogactwa.)
Jedyną tragedią jest to, że nie możemy siebie brać tragicznie. Zawsze wyraźnie widziałem, jak współżyję ze światem. Nigdy nie odczułem wyraźnie braku tego z nim współżycia, dlatego nigdy nie byłem człowiekiem normalnym.”
~EwaBien, 2005-12-11 14:25
Nie odzywałam się wczoraj, uległam jednak gorącemu zaproszeniu ZaDużo i pojechałam do Krakowa wysłuchać dyskusji czterech osób o dzisiejszych czasopismach. Dużo studentów i młodych ludzi, zadawali pytania i bardzo się interesowali. Dyskusja dotyczyła między innymi tekstów tej samej osoby w różnych czasopismach. Wróciłam zadowolona.
Pamela, 2005-12-12 09:25
E, ja tam bym nie była tak ufna w złudę grzeczności zaproszenia. Dałam się uwieść miłemu zaproszeniu w piśmie sieciowym Puzdro “Masz ciekawą wiadomość? napisz do nas!” I podzieliłam się wrażeniami z otwarcia prestiżowej wystawy w naszym BWA “W stronę Innego” w ramach X Biennale Sztuki “Wobec Wartości”.
I co? I nic. Redaktor Naczelny Zalibarek nie tylko nie odpisał, nie umieścił, przemilczał, ale dostatecznie mnie zniechęcił do jakiegokolwiek wspierania pisma. Po co dyskusje, panele, zebrania? A tu przecież podstawowa powinność niedotrzymana. Wiosną ubiegłego roku przechodziłam ulicą Dietla w Krakowie i sfotografowałam pożar kamienicy. Przesłaliśmy zdjęcia do Gazety Wyborczej, a ta natychmiast nam odpisała. A przeciecz cóż to jest pożar, wobec sztuki?
EwaBien, 2005-12-12 09:52
Ewo, Zalibarek mówił mi o Twoich mailach. Nie zniechęcaj się tak od razu, bo akurat Tobie nie odpisał. Nie odpisał pewnie wielu osobom, bo dziennie otrzymuje, nie żartuję, ze sto maili, w tym prowadzi ożywione korespondencje w sprawie przeróżnych projektów, niekoniecznie puzdrowych. Przy takim zaangażowaniu w Puzdro, doprawdy nie podejrzewam go, by kogolwiek ignorował. Trzeba jednak zrozumieć, iż czasem nie ma po prostu czasu. Niestety. Puzdro robi za friko i dla siebie oraz innych narwańców. Nic z tego nie ma, więc musi jakoś też pobocznie zarabiać. Ja na przyszłość proszę wszystkich ewentualnych Puzdrowańców, by słali maile do niżej podpisanego. Tak teraz sobie teraz sekretarz przypomina, że sam często nie odpisuje, bo internetu nie ma albo nie wie, co odpisać. Ale piszcie ludzie, puzdrujcie się.
~Za Dużo, 2005-12-12 17:26
Porażające, jednak ktoś widział na żywca dukającego sekretarza, który nie tylko miał problemy z aparaturą pojęciową, ale też nie potrafił z siebie wygenerować żadnej sensownej myśli, poza pretensjami do pism, że nie są profilowane. Cóż, wypada wszystkich świadków tej kompromitacji przeprosić i zaznaczyć, iż Za Dużo bardziej się zdarza niż kimś jest. Akurat na spotkaniu było go niewiele, zamiast niego zjawił się jakiś gmatwający zeznania podmiot, z którego wychodzi brak obycia i nieporadność intelektualna. Po złożeniu samokrytyki aktyw partyjny wraca do mozołów liternactwa. Niestety, o fado nie będzie ani słowa, bo po wczorajszych doświadczeniach, sekretarz woli nie wypowiadać się na temat, o którym nie ma zielonego pojęcia. Szacunek dla Pameli.
~Za Dużo, 2005-12-12 17:18
Miło mi wiedzieć, że moje miłosne liściki do Naczelnego Redaktora Puzdra, wśród 300 (napisałam 3 dni temu, po sto dziennie), zostały jednak przeczytane. Cóż, jestem z epoki, kiedy zwykły obywatel był nigdy nie czytany przez żadnego Redaktora, natomiast telefon Pierwszego Sekretarza Partii powodował natychmiastowy druk. Dzisiejsze czasy widocznie takie, że ani Obywatel nie ma szans, ani Pierwszy Sekretarz Partii. Nie wiem, jaka jest treść pozostałych 299 listów do Redakcji, mnie przyświecał wyłącznie interes Puzdra, a nie żaden autolans. Już tu pisałam, ze surrealiści zawsze kobiety mieli za nic i nie wierzę, by dzisiaj się coś zmieniło. Nawet, jeśli tam są jakieś kobiety, to kto tę płeć sprawdza?
Rozmawiałam przez telefon z Pamelą, ma mi przysłać nagranie magnetofonowe z wczorajszego spotkania, więc wysłucham, co Pierwszy Sekretarz powiedział. Pamela była zachwycona.
~EwaBien, 2005-12-12 18:57
Zostawmy już w spokoju Puzdro i dywagacje, czy surrealiści poważnie traktowali kobiety czy też nie. Pozwólmy również Zalibarkowi prowadzić pismo według jego wyobrażeń, tak jak sobie planuje, bo to jego pomysł, a nie jakiś wielki magazyn z panami redaktorami, gdzie przyjmuje się petycje. Pierwszy sekretarz nie wie nomen omen za dużo w kwestii mailowych nagabywań Ewy, ale ponawia swój apel, by Ewa dała spokój personalnym zaczepkom i insynuacjom, które do niczego nie prowadzą, poza faktem, iż co najmniej jednej osobie zrobiło się przykro. Z wszelkimi uwagami co do Puzdra proszę kierować się na tamtejsze forum, tutaj jest Liternacka, byt całkowicie osobny i suwerenny. Oj, dziewczyny, rozbrykałyście się tu zanadto, trzeba będzie dać Wam jakiś odpór, bo inaczej za chwilę i głowa sekretarza znajdzie się pod gilotynką napastliwości. Natomiast w kwestii nagrania z feralnej imprezy, proszę niezwłocznie wysłać kopię na adres redakcji Liternackiej, a oryginał spalić czym prędzej, bo jeszcze dostanie się w niepowołane ręce, a proszę wierzyc, jest tam na tyle kompromitujących wypowiedzi (tj, prób czegoś, co wypowiedź ma przypominać), że może stać się bronią gorszą od niejednej teczki z IPN. Nawiasem mówiąc, co u licha, za gorąca linia między Ewą a Pamelą. Rozbrykałyście się dziewczyny, rozbrykałyście…
Za Dużo, 2005-12-12 23:11
Ciekawe, komu to się zrobiło przykro? I kogo jest zadużo? I gdzie ten tekst Lecha o Heglu i Kierkgaardzie, co to dzisiaj miał być wklejony?
~EwaBien, 2005-12-13 00:34
Skoro ZaDużo nie życzy sobie dyskusji na blogu o bardzo udanym spotkaniu Roberta Ostaszewskiego, Marcina Barana, Wojciecha Rusinka i Łukasza Baduli w krakowski wieczór 11 grudnia 2005roku na ulicy św. Jana, to pozwolę sobie na adres Redakcji Per-Jodyk wysłać materiał, który przywiozłam, by sam się przekonał, że było bardzo udane.
A swoją drogą, to ciekawy jest ten motyw ognia na blogu: Ewa fotografuje pożar, Za Dużo chce się oblać benzyną i podpalić. A ja mam spalić taśmy prawdy.
~Pamela, 2005-12-13 10:53
I jeszcze ta “Płonąca Żyrafa” Puzdra. Ale o Puzdrze to jest ostatni wpis.
EwaBien, 2005-12-13 11:05
Nie dokazuj miła, nie dokazuj, tekst Lecha jutro, najpóźniej w czwartek…
~Za Dużo, 2005-12-13 12:36