Pisarz polski

Czesław Miłosz przed śmiercią nie tylko mianował Manuelę Gretkowską na pisarkę i Jacka Dehnela na poetę, ale Bolesława Prusa na największego polskiego artystę zaklinając się, że autor „Kronik” nigdy by nic złego nie napisał, bo był człowiekiem dobrodusznym i umiarkowanym, zawsze gotowym bronić słabszego, organicznie niezdolnym do nienawiści.

Tak pisał Prus w „Kronikach” z 1892 popierając rosyjską akcję barona Hirscha wysiedlenia rosyjskich Żydów do Argentyny: tam dopiero Żydzi wydoskonalą się, uszlachetnią i może staną się niezmiernie ważnym czynnikiem wszechludzkiej cywilizacji. Jest to według Prusa dobry pomysł na zdjęcie “niepotrzebnego ciężaru” z piersi ludów słowiańskich.

Prawdziwi, czyści rasowo Polacy mogą swobodnie oddawać się swojej ziemi skąd ich ród, najlepiej czują się bowiem w klimatach depresyjnych, wilgotnych i zimnych. Jesień to czas, w których Polacy przypominali sobie najintensywniej o wolności. Powstania, kibitki, zsyłki, więzienia, egzekucje nasilały się w najbardziej ponurych miesiącach roku. Dekonstrukcje Kazimiery Szczuki imputującej Rzeckiemu pederastię, a Olgi Tokarczuk porównywanie gnostyczne Izabeli Łęckiej do perły nic nie pomogą. Pozostaniemy na zawsze w zgrzebnej poetyce warszawskiego Powiśla, gdzie jedynie Wojciech Has odnalazł odrealnione śmieci w postaci zdechłych koni i ludzi.

Co się wtedy działo, gdy Prus pisał „Kamizelkę”? W Chicago powstaje pierwszy drapacz chmur, Cezanne maluje swój najcudowniejszy cykl obrazów Mont Sainte – Victoire na południu Francji, Rimbaud wydaje „Iluminacje”, Nietzsche kończy „Zaratustrę”, a Van Gogh wysyła kochance ucho. Polaków, którzy opuścili kraj, się nie znosi. Orzeszkowa potępia Conrada, za pisanie po angielsku. Czachórskiego w Monachium malującego portrety arystokratek i wytracającego polskie plemniki, oskarża się o trwonienie talentu.

Wydane niedawno „Małe narracje Prusa” przy użyciu najnowszych narzędzi rozwikłują trudne, formalne przedsięwzięcia literackie Prusa. Mamy tam wszystko, co do takiego chirurgicznego zabiegu jest potrzebne: analizy porównawcze, powoływanie się na naukowców polskich i zagranicznych, prowadzących podobne badania. Prus, wyprany, przeliczony do ostatniego włosa, do ostatniej litery, wisi już na sznurkach naukowej dekonstrukcji i się suszy. Wiadomo, że tak potraktowana literatura pozostanie jedynie łysa. Co my czytelnicy poczniemy? W zimnym listopadzie? Literatura jest jak ten biedny skin z piosenki zespołu Big Cyc: Mamusia na drutach czapkę z wełny robi/Nałożysz ją skinie, gdy się chłodniej zrobi/Wełna w główkę grzeje, ciepło jest pod czaszką/I komórki szare wówczas nie zamarzną.

Tak skin, jak i literatura, nie ma szans na diadem, ani na koronę. Dlatego wiadomo, że może być jedynie włochata.

Barbara Bobrowska
Małe narracje Prusa
słowo/obraz/terytoria 2004

spiacy.jpg

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

26 odpowiedzi na Pisarz polski

  1. Wanda Niechciała pisze:

    Jest coś niedobrego w zbiorowej sugestii, chociaż wygodne są opinie osób zaufanych i z autorytetem. Ostatnio słuchałam w radiu nieprawdopodobne informacje o kulisach przyznawania polskich nagród. Podobno, skoro w jury zasiadają ludzie sławni medialnie, czasowo rozrywani, a ich opinie są ważne, często są wyroczniami, zachowują się jak uczniowie przed klasówką: wysłuchują streszczeń kolegów, opinii, są zupełnie nie przygotowani do wydania werdyktu. Czasami jest tak, że opinie powielane w recenzjach, gazetach, telewizji, nie są nigdy weryfikowane, książki nieprzeczytane, Czyta je, oprócz autora, dopiero przypadkowy czytelnik. I się dziwi.
    ~Wanda Niechciała, 2005-11-19 09:13

  2. Pamela pisze:

    Z pewnością literatura nie może iść w kierunku obsceny i dawno już przerabianej rewolucji seksualnej, a jedynie w wartości humanitarne. Prus był pisarzem mieszczańskim, we Francji wszyscy pisarze tej generacji byli antysemitami: Flaubert, bracia Goncourt, a przede wszystkim Verne. Trudno zarzucić Prusowi, że nie był wielki, miał ewidentny talent typu Tołstoj, czy nawet Gogol i chyba nie mógł być większy, bo Polska była prowincjonalna i mała. Ale chyba teraz, dla badania dzisiejszych chorób, warto przyjrzeć się Prusowi ze względu na jego przyswajanie masowe. Zdaje się, że literaturoznawcy robią to całkiem osobno, a szkoły jadą na stereotypach.
    A z tymi nagrodami to rzeczywiście jest źle. Przeczytałam “Człowieka w cieniu” Eustachego Rylskiego, który nie spodobał mi się, potem we “Wprost”, że nudna powieść sensacyjna i nagle Nagoda Józefa Mackiewicza. A to wyjątkowo książka nieudana, każdemu pisarzowi może się taka przydarzyć.
    ~Pamela, 2005-11-19 15:45

  3. Ewa pisze:

    Oczywiście, że spłycam i prowokuję, myślę jednak, że literatura powinna być dla ludzi, a nie dla naukowców. Barbara Bobrowska podkreśla, że się pisało szyfrem, bo cenzura była wpisana i w szkołę i w dom, a te szyfry dla naszych pokoleń mają być zrozumiałe. I jeśli kod porozumienia jest taki jak Prousta z czytelnikiem, to jest on uniwersalny, duchowy. Natomiast u Prusa jest polityczny, urzędowy. To tak, jak żona chce zdradzić męża, i porozumiewa się kodem miłosnym dla oszukania męża, a nie dla deklaracji miłosnej kochankowi. Ostatnio na plenerze malarka ze Lwowa mówiła mi, że jej matka do dzisiaj jest przekonana, że telefon jest na podsłuchu i nie da się z nią po ludzku przez ten telefon gadać. Podobnie chyba jest z tym spadkiem literackim. Nie wiem, czy to coś, co w lekturach szkolnych jest największą naszą wartością, nie jest największym balastem. Przesłuchałam Rylskiego, jest na kasetach, to jest problem inteligencji polskiej z Rosji, która ze szlachetności ziemiańskiej stacza się w komunistycznej degradacji w Polsce. I wadą tej książki jest brak siły pisarza, który wraz z bohaterem stacza się w literacki marazm. Może dzisiejszych badaczy literackich trawi ten nadmiarowy proces utożsamiania się z badaczem, zapominają, że pracują nad dziełem sztuki, a nie nad przedmiotem naukowym. Gdyby byli artystami, staliby ponad. Bo tak naprawdę, to nic nie jest ważne oprócz wartości artystycznych. To one dadzą przekaz, komunikację, to ten jak tu napisano wcześniej (buk), styl. I można się mnie czepiać, że się czepiam. Ale, jak napisała Wanda, to książki zdaje się czytam tylko ja.
    ~EwaBien, 2005-11-19 16:42

  4. Przechodzień pisze:

    Strony http://www.niniwa.cad.pl (to ta tropiąca polski antysemityzm) są, jak się wydaje już trwale usunięte (usuwane), ale dzięki mechanizmom Googli daje się jeszcze, nie wiadomo jak długo, otworzyć kopię tekstu Andrzeja Krzemińskiego pt. Antysemityzm Bolesława Prusa. Rzecz dotyczy głównie Lalki. Tekst ten pokazuje jak wszyscy dobrowolnie i przymusowo (w szkole) wypijamy z “mlekiem matki” jad antysemityzmu i na dobrą sprawę nie zdajemy sobie z tego sprawy. Czego dowodem jest choćby błędna ocena Miłosza.
    LEKTURA OBOWIĄZKOWA!
    http://64.233.183.104/search?q=cache:Ld1ftWHE7psJ:www.niniwa.cad.pl/PRU S.HTM+antysemityzm+boles%C5%82aw a+prusa&hl=pl&lr=lang_en|lang_pl
    ~Przechodzień, 2005-11-19 23:55

  5. Ewa pisze:

    Barbara Bobrowska nie podejmuje kwestii antysemityzmu w swojej pracy (nie można pisać o wszystkim równocześnie), bardziej skupia się na mistycyzmie Prusa wywodząc jego twórczość bezpośrednio z pism Norwida i Słowackiego. Podobnie robi, jak patrzę dzisiaj, przy niedzieli, tajna polska w “Nieszufladzie”, wywodząc twórczość Jasia Kapeli z Mickiewicza. Szkoda, że tajna polska natychmiast został skopany przez resztę użytkowników forum.
    A, tak przy niedzieli, jak GW donosi o coraz szerszym wykorzystaniu Radia Maryja do prac naszego nowego rządu, warto popatrzeć jak kwestie kościelne rozwiązuje piękny transwestyta, Cris Korta, założyciel Kościoła Eutanazji. Link do wideoklipu podaje w “Puzdrze” ZaDużo
    ~EwaBien, 2005-11-20 12:12

  6. Wanda Niechciała pisze:

    Wtedy, gdy wychodzi “Kamizelka”, w latach osiemdziesiątych IXX wieku, Zola wydaje “Germinal”. Pisarze ci, jak wiadomo, stoją po stronie skrzywdzonych i poniżonych.
    U Prusa bohaterowie oddają się, według autora, ze skutkiem filantropi: np. Wokulski skutecznie przerabia prostytutkę na krawcową. U Zoli dziewczynka wysłana przez właścicieli kopalni do nędzujących górników z koszem jadła, zostaje po prostu uduszona za ten filantropijny gest i czytelnik solidaryzuje się z mordercą. I taka jest różnica tych literatur.
    ~Wanda Niechciała, 2005-11-20 16:51

  7. Za Dużo pisze:

    No, moi szanowni literacjusze, najwyższy czas na intelektualne czystki w obrębie prowadzonych na blogu dyskusji, pierwszy sekretarz musi wreszcie zabrać głos, bo inaczej partyjny blog zamieni się w instytut pamięci o narodowych występkach, zamiast kranu z bieżącą wodą krytyczną. Bardzo dobrze, iż Ewa potrafi tak przytomnie reagować na funkcjonujące w społecznym odbiorze literatury mity, dotyczące prominentnych autorów lektur szkolnych. Nie bardzo dobrze natomiast, że pojawiła się tu tonacja hiszpańskiej inkwizycji, której nikt nigdy się nie spodziewa, ale jeśli już wkroczy, to gubi się w wyliczankach. W związku z tym niżej podpisany pragnie zwrócić uwagę na jeden ważny aspekt dyskusji okołoliterackiej. Mianowicie, proszę raz na zawsze skończyć z wpojonym jeszcze w dzieciństwie wyobrażeniem, iż pisarze poprzez powołanie własnej profesji są jakimiś kryształowymi wzorcami moralności publicznej, stąd ich biografie mają rzekomo cudowną moc uzdrawiającą nasze myślenie o humanizmie. Szczerze mówiąc, kogoś parającego się pisarstwem raczej nie interesują smaczki egzystencjalne z życia autora, gdyż z własnego doświadczenia wie, iż tworzenie jest prędzej bólem niż ulgą, bardziej przekleństwem niż zaszczytem, więcej walką z ułomnością wewnętrzną niż manifestacją siły zewnętrznej. Taki Prus cierpiał na rozmaite fobie, jego podróże ograniczały się właściwie do dwóch ulic stolicy, zaś czy był antysemitą? Antysemityzm to paskudztwo wyjątkowe, bo niestety, wbrew potocznym opiniom, nie wynikające tylko z głupoty, lecz również z przeintelektualizowanego zacietrzewienia politycznego, tudzież skrzywionego myślenia historiozoficznego. Nie tylko Prus mógł zaniemóc na tym polu. Problem leży gdzie indziej. Leży na ołtarzu kontekstuologii doraźnej, uprzedmiatawiającej książki, sprawiającej, iż dajmy na to “Lalki” nie można czytać bez świadomości okoliczności obciążających. To nic, że “Lalka” to najwybitniejsze pisarsko osiągnięcie powieści mieszczańskiej na rodzimym obszarze, ważne, że dłubać można bez końca, aż się człowiek dodłubie i nareszcie będzie wolno “Lalki” po prostu nie czytać, jako dzieła trującego. Był sobie kiedyś taki Jan Walc. No i ten Walc przejechał się po spuściźnie Mickiewicza. Lepiej nie przytaczać, kim naprawdę był wieszcz Adam według jego ustaleń. I co w takim razie? Należy odwołać “Dziady”? A przecież wystarczy tylko uświadomić sobie prostą prawdę, iż arcydzieła się zdarzają, a nie są emanacją arcydzieła w postaci osoby autora. Tylko kogo tak naprawdę interesuje samo pisarstwo? Rozkoszniej babrać się w ustaleniach, jakim kto człowiekiem i co go determinuje w tej, a nie innej kwestii. W ten sposób czytelnictwo schodzi do poziomu poszukiwań autorytetów i obalania fałszywych proroków. Chociaż z naczelnika Liternackiej żaden znawca tematu, niech wolno mu będzie uspokoić przypadkowych obserwatorów toczonej tu dyskusji. Prus w dalszym ciągu pozostaje jednym z mistrzów polskiej prozy, zaś jego wpływ widać nawet w młodej literaturze nowego wieku. Dlatego właśnie powstają takie prace, jak omawiana przez Ewę książka Bobrowskiej. Kto chce przekonywać, iż Prusa trza usuwać z kanonu, bo na Żydów gdzieś psioczył i nie pisał o tym, co naprawdę kogo boli, gdyż nieczuła świnia z niego, jest chyba na straconej pozycji. Dziwne, że w ogóle trzeba o tym pisać. A może nie? Jeśli nie, no to ja przepraszam bardzo. Ale dowcipu o gąsce Balbinie i tak nie opowiem.
    ~Za Dużo, 2005-11-20 20:11

  8. Przechodzień pisze:

    W 68 już po wypadkach marcowych przerabialiśmy “Lalkę”. Wezwany do odpowiedzi, powiedziałem, że to dobry kawałek prozy, ale antysemickiej. Profesorka W., już bardzo wrogo, zapytała czy ja Żydek jaki, że mnie to boli?! mimo iż w klasie siedział mój kolega, prawdziwy i zdeklarowany Żyd z Kiszyniowa Bolek E. Jego brat już wówczas wyjechał do Szwecji, Bolek zamierzał, ale jakoś nie wyjechał. Może później, nie wiem nic o jego dalszych, pomaturalnych losach.
    I ja wówczas odpowiedziałem, że w tych potwornych, moczarowskich czasach zupełnie niepojętej i absurdalnej nienawiści, powinnością moralną i obywatelską jest być Żydem i wszyscy na znak solidarności powinniśmy nimi zostać. Rzecz jasna nikt nie chciał i zostałem wyrzucony za drzwi z życzeniem oby to były jedyne drzwi jakie się za mną zamykają. Tak wyglądała szkolna dyskusja nad Lalką prawie 40 lat temu.
    Dziś przychodzi Pimko i żąda od Pylaszczkiewicza aby uznał i zrozumiał wielkość i geniusz Prusa, który powinien zachwycać i wzruszać bo, wielkim pisarzem był.
    Oby zaDużo nie był zmuszony nigdy do posługiwania się taką kontekstuologią doraźną w swoich podróżach literackich i życiowych. Choć wcale się nie zanosi aby było mu to oszczędzone.

    PS. Jan Walc (48-93) dostał nagrodę Kijowskiego w 90 roku, której laureatami byli również Adam Michnik, Adam Zagajewski, Włodzimierz Bolecki, Anna Bojarska, Krzysztof Dorosz. Doborowe towarzystwo. To całkiem dobre i ostro polemiczne pióro, choć kontrowersyjne.
    Dowcipu o Balbince nie znam, ale chętnie posłucham
    ~Przechodzień, 2005-11-21 13:29

  9. Za Dużo pisze:

    Urazom przeszłości i w dodatku naznaczonym osobistą traumą nic się nie zaradzi. Choćby tysiąc atletów literackiego rozbioru sprężyło się, by przekonać, iż Prus był wybitnym stylistą o biegłym talencie narracyjnym i nie zgorszym felietonistą, zawsze do akcji wkroczy lokomotywa dziejów, bo książkami krzywdzono, krzywdzi się i będzie krzywdzić. Nie tylko taką, paskudnie antysemicką jak widać “Lalką” (paskudną parszywie, bo niżej podpisany omawiając Lalkę na potrzeby pewnego słownika literatury, nie dojrzał w swej ignorancji tej zakamuflowanej nienawiści rasowej, co tylko świadczy o jego niekompetencji), ale wieloma innymi tomiszczami ze skarbnicy literatury polskiej, gdzie pisze się tendencyjnie bez poszanowania sprawiedliwości społecznej. Spadek po lewackiej opcji intelektualnej, szukającej w literaturze solidaryzmu różnych warstw społeczeństwa, chcącej, aby pisarz był jednostką uczciwą, kryształową, nomen omen siłaczkową, jest chyba nie do wyplenienia. Przyszłe pokolenia będą zatem czytać tych, którzy wykazali się poczciwością i nikomu nie bruździli. Co gorsza, spuścizna drugiej opcji, tj. prawicowej opresji, zachęca do eskalacji rewizjonizmu, zgodnie ze spiskową teorią dziejów. Chyba rzeczywiście, Prus zakleszczony w takie dwa obrotowe sidła krytycyzmu, nie wybroni się. Tak więc, proszę się przygotować na to, iż niebawem do czytania zostanie jedynie Jan Kochanowski. Bo Rej rzecz jasna odpada. A byli już tacy naiwni, którzy sądzili, że postmodernizm wyzwolił czytelników z myślenia osobowościowego! Tymczasem postmodernizm się skończył, a personalne czytanie, jak było, tak będzie. Walców ci u nas będzie jeszcze dostatek.
    ~Za Dużo, 2005-11-21 15:32

  10. Przechodzień pisze:

    Nikt tu nie kwestionuje świetności stylu Prusa i nie trzeba wcale tysiąca atletów literackiego rozbioru, aby o tej wybitności przekonać.
    Przytoczony przeze mnie incydent pokazuje jedynie jak ukryte, ale nie tak aż bardzo aby tego nie zauważyć, za błyszcząca formą stylu, treści, zaczynają nieprzyjemnie rezonować z morderczym gwizdem lokomotywy dziejów. Ale to nie owe dziejowe lokomotywy powołują do życia trujące książki jak chce ZaDużo, przeciwnie, to właśnie książki są spirytus movens takich lokomotyw. Książki nie są niewinnymi i bezbronnymi dziewicami w łapach satrapów. Zanim idee zostaną wykonane muszą wpierw zostać powołane do życia i jak to tylko możliwe najświetniejszymi piórami.
    Dlatego styl i talent nie może być żadnym usprawiedliwieniem. Przeciwnie, bardziej obciąża jako rzecz o większej sile rażenia. Czy gwałt i krzywda są mniejsze, bo zrobione z maestrią? Słowa nie są niewinne, słowa mają moc unicestwiania. Sztuka nie bierze się znikąd i nie działa w próżni i nie jest dla smaku jedynie. Dlatego nie może być innego czytania niż personalne właśnie. Pisarze, którzy nadali sobie samozwańczo status bogów zdolnych ulepszyć świat, działając na rzecz zbrodniczych ideologii, musieli w końcu zapłacić, mniej lub bardziej dotkliwie za całkiem wymierne szkody. Ciekawe jakby się zapatrywał Prus na kwestię żydowską, gdyby przyszło mu pisać podczas II wojny, w czasie antysemityzmu państwowego z Endlosung?
    Póki co nikogo nie trzeba zachęcać do Lalki, to nadal lektura obowiązkowa w 3 klasie licealnej. Choć i tych poczciwców (Rej, Kochanowski) nie brakuje w spisie.
    Nie oczekuję od pisarza aby był jednostką kryształowo uczciwą, przeciwnie, artysta musi zejść na samo dno piekła, ale nie może stać się Diabłem, ani Bogiem.
    ~Przechodzień, 2005-11-22 02:51

  11. Przechodzień pisze:

    W Nieszfladzie 4 tysiące poetów, niczym konie rzeźne, trzymanych w nieludzkich warunkach, na jednej stronie, sytuacja napięta do granic wytrzymałośći, przestrzeń życiowa z każdym nowym wierszem zmiejsza się z godziny na godzinę, do rozmiarów pomijalnych (10 s/10cm kw. na poetę) Pojawienie się “nowego” wywołuje zawsze wściekłą reakcję już i tak zwierzęco ścieśnionych poetów. I choć “tajna” tam z kagankiem wazeliny przyszła, nic nie pomogło. Sflekowali.
    Co do Bobrowskiej nie wiadomo dlaczego babrze się w mistycyzmach, który dobry na utratę niepodległości, teraz ważne antysemickie palcówki a la Rydzyk na wypadek kiedy pozytywistyczny plan pracy od podstaw Kaczorów się zawali i na gwałt potrzebny będzie kozioł ofiarny. I wtedy dobra stara PRUSka szkoła się przyda
    ~Przechodzień, 2005-11-20 22:29

  12. Ewa pisze:

    Cieszę się, że Pierwszy Sekretarz się odezwał i przywrócił prymat tekstu nad pisarzem. Może wreszcie pojawi się tu jakiś (podobno Pierwszy Sekretarz przetrzymuje 10 tekstów buka i utrudnia ich druk na Literackiej) tekst, który wymagania spełni. Bo inaczej wszystko ulegnie degeneracji, tak jak aktywność Prusa, ograniczonej do dwóch ulic.
    ~EwaBien, 2005-11-20 23:34

  13. Za Dużo pisze:

    Niestety, pierwszy sekretarz nie posiada w rezerwie ani jednego tekstu Buka, więc nie ma czego przetrzymywać, co najwyżej wstrzymuje się od komentowania co poniektórych wypowiedzi, jak i wytrzymuje presję na nim ciążącą. Może jakiś przewrót mu szykują?
    ~Za Dużo, 2005-11-21 00:31

  14. Ewa pisze:

    Przepraszam Pierwszego Skretarza za insynuację, widocznie uległam jakiejś wirtualnej plotce. Ale szkoda, że 10 tekstów buka nie istnieje.
    ~EwaBien, 2005-11-21 16:26

  15. buk pisze:

    Oczywiście, że antysemityzm wykoleja umysły, ale niekoniecznie czyjś geniusz. Jeśli można być szalonym (Holderlin, Nietzsche) i z wnętrza szaleństwa pisać jeszcze przez pewien czas jasno, dlaczego nie można być stale zapiekłym antysemitą, a mimo to od czasu do czasu pisać rzeczy interesujące? Potworny Celine będzie czytany mimo proponowania, by bagnetami załatwić sprawę Żydów. Junger gardził jego zwierzęcym antysemityzmem, ale nigdy nie powiedział, że Celine był złym pisarzem. Caravaggio był mordercą, a przecież nikt nie oprotestował publicznego wystawiania w Warszawie “Zdjęcia Chrystusa z Krzyża”.

    Zastanawiam się, czy wszyscy jesteśmy uprawnieni do pisania o antysemityzmie dlatego tylko, że go potępiamy i rozumiemy jego katastrofalne konsekwencje? O dziwo, wszyscy potępilibyśmy jansenizm za posyłanie do piekieł nieochrzczonych dzieci, ale już nie czujemy się uprawnieni ( za mało wiedzy), aby powiedzieć coś o historycznym kontekście tej nieludzkiej doktryny. Tymczasem łapanie za rękaw antysemitów jest tak proste…
    Przechodzeń ma oczywiście rację: antysemityzm jest wstrętny, ale uważajmy też na adwokatów i rzeczników tolerancji. To są często adwokacji w rodzaju tych z “Procesu” Kafki, jak Huld, wcielenie perwersyjnej łaski i udawanego zastępczego cierpienia. Huld, jak świetnie wiecie, potrafił wziąć oskarżonego na plecy i dźwignąć go “aż do wyroku, a nawet poza wyrok”. Trzeba uważać, żeby nie dżwignąć Prusa do wyroku ( na książce o nim) i aż poza wyrok, gdzieś w czarną dziurę wykluczenia go z lektur.
    Piszę to, bo jednorodny obraz antysemitów jest często po prostu rewersem jednorodnego obrazu Żyda w paszkwilach antysemickich. Mam zwłaszcza duże opory wobec stron internetowych, śledzących antysemityzm. Przypominają mi się słowa pewnego protestanta z czasów Lutra, który tak skomentował lęki przyjaciela o czystość doktryny: ” Gdybyśmy stworzyli nową inkwizycję, zatęsknilibyście za tą rzymską”. Czy naprawdę Kaczyński czy Kierkegaard są antysemitami? Chyba jednak stara inkwizycja potrzebowała więcej materiałów, aby wydawać wyroki.

    I jeszcze jedno: Jeżeli mamy wykluczać z lektury pisarzy-antysemitów, dlaczego nie wykluczyć tych, którzy katowali żony?
    Mamy położyć na wadze sprawiedliwości antysemicką sieczkę i jeden gest uderzenia w twarz i patrzeć, na którą stronę przechyli się szala ?
    A co z pisarzami, którzy serdecznie nienawidzili Żydów, ale nie dali o tym znać w swoich pismach? Szukać “pod” ich testami innych tekstów, czytać teksty w lustrze?
    buk, 2005-11-22 08:47

  16. Ewa pisze:

    Bardzo proszę, kto jeszcze nie czytał, o spojrzenie na Michała Pawła Markowskiego w “Tygodniku Powszechnym “: http://tygodnik.onet.pl/1548,125 9447,dzial.html
    ~EwaBien, 2005-11-22 11:46

  17. Za Dużo pisze:

    Prócz artykułu Markowskiego warto jeszcze przeczytać pod spodem komentarze internatutów, przekonujące, iż o żadnej wymianie poglądów w internecie nie może być mowy, bo jak się już ktoś ustosunkowuje wobec wyważonej argumentacji Markowskiego to wieje środowiskową zawiścią i megalomanią. Sam artykuł słuszny w konstatacjach, spokojnie mógłby trafić do Liternackiej…
    ~Za Dużo, 2005-11-22 13:33

  18. Pamela pisze:

    Tak, Markowski jest bardzo dobry, szczególnie, jak pisze o Kieślowskim, producentem kiczu metafizycznego, też tak uważam. Ale chciałabym odnieść się o do polemiki o Żydach buka: nieważne jest, ile geniusz miał za uszami, ważne, by tego w imię jego wielkości, nie zatajać. Jako lekarka wiem coś o chorobach, które są ukryte, bądź wyparte psychicznie wskutek np. stosowania medycyny alternatywnej. Jeśli Prusa nie będzie się odbrązawiać w imię patriotyzmu, bo był naszym największym stylistą, to ani nie przysłuży się Prusowi, ani literaturze. Wielkości malarstwa Caravaggia nic przecież nie umniejsza, a piękny film o jego homoseksualizmie i morderstwie, jeszcze bardziej go rozsławił. I nie na zasadzie, że zło jest fascynujące, tylko dlatego, że, jak napisał ZaDużo, artysta jest tylko człowiekiem i też błądzi, a jako natura szersza i wolna, błądzi jeszcze inaczej. I przecież Przechodzień nie chce zdyskwalifikować pisarza, jedynie jego szkolny wizerunek zmienić. Jestem z takiej, jak Markowski pisze, inteligencji. I to jest ciężka praca, nad sobą, by domowe stereotypy zmienić.
    A tak na marginesie: którzy pisarze katowali żony? Warto się tym zająć.
    ~Pamela, 2005-11-22 15:26

  19. Balek pisze:

    kto byl nie wiem, ale za to pamietam, ze Polskie Pisarki to byly niezle ziolka i orzeszki 🙂
    ~Balek, 2005-11-22 16:01

  20. buk pisze:

    Znacie ten fragmencik z kafkowskich Oktavefte?
    “Wszyscy odnoszą się do A. bardzo przyjaźnie, w podobny sposób usiłuje się starannie ochraniać doskonały bilard nawet przed dobrymi graczami, póki nie pojawi się wielki gracz, nie zlustruje dokładnie stołu, nie zapobiegnie możliwym błędom, a potem, gdy sam już włączy się do gry, nie będzie sobie poczyniał z największą bezwględnością.”

    Bilard to jest literatura polska, a gracz Markowski. On po prostu bezwzględnie mówi prawdę. Zawsze mam satysfakcję, gdy zdarza mi się myśleć to samo, co on. Że esej Nasierowskiej to stara śpiewka. Że nasi literaci potrzebują po prostu edukacji ( lektur Barthesa, Foucaulda itd.). Że muszą zbudować pewne koncepty estetyczne.

    Pisarze bijący żony? Strindberg, Dostojewski, Tołstoj…
    Althusser ( filozof), jak pisze niezręcznie pewien eseista, “wsławił się nawet jej uduszeniem”. No cóż, jeszcze jeden, który nam, myślącym o sławie, wyjął jej narzędzia z ręki….
    ~buk, 2005-11-22 16:46

  21. Wanda Niechciała pisze:

    Pisarki też biją? Które? Z autopsji?
    Inżynier Mamoń i Jajacek rzeczywiście reprezentują swój nickowy obskurantyzm. Tylko, że podział na mieszczańską inteligencję rodem z postaci Zapolskiej, a martwych naukowców literaturoznawców nic nie daje. Markowski upomina się o kulturę literacką w sensie europejskim, ale zamykanie oczu na to, co się tutaj dzieje i czytanie Hegla, nie podoba mi się. To elity mają obowiązek czytać, nie tylko dla swojej przyjemności i dostarczania sobie pokarmów. Tak, to by chyba starczyła tylko Biblia.
    ~Wanda Niechciała, 2005-11-22 16:49

  22. Przechodzień pisze:

    Wrzucanie do jednego wora szaleństwo (zwłaszcza Holderlina i Nietzschego) z antysemityzmem to jakaś niezbyt szczęśliwa zbitka, mam nadzieję niezamierzona, sugerująca, że to do nich odnosi się uwaga o zapiekłym antysemityzmie.
    Jasne, można być zapiekłym antysemitą i pisać dobre kawałki. Zgoda na Celine’a i jego “Podróż do kresu nocy”, to arcydzieło i moja ulubiona podróż, jeśli o tym koszmarze tak można powiedzieć, powinna być lekturą. Ale nie ma tam żadnego antysemityzmu. A u Prusa jest. Podobnie z Caravaggiem, jego Chrustus, choć zamordowany właśnie, nie jest przecież ani apoteozą ani zachętą do zbrodni na tle rasowym. Ale gdyby Moherowe Berety wiedziały, że rzeźbił pedał i morderca, (a nie wiedzą, bo nie uczą o tym w szkołach, wiedzą tylko że sławny) zgłosiłyby pewnikiem zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa? A taka Nieznalska, zupełnie nieznana, ni morderczyni ni lesba, a zaraz się berety zwiedziały o jej rzeźbie sakralnej i przed sąd dalejże prowadzić. Czyż nie widać tu dobitnie, co postuluje ZaDużo, wyzwolicielskiego działania postmodernizmu z personalnego odbioru sztuki? Nie kto, ale co wystrugał ważne!
    Za katowanie żony, ale też już i psa – o ile mamy do czynienia z sadystą- jest w kodeksie paragraf, to za mało jednak aby wykluczyć z lektury, bo trudno dopatrzeć się związku z jakością. Jeśli katowanie jest dla kogoś warunkiem płodnej twórczości,zwłaszcza jeśli przy okazji zwyżkuje jakość, cena jaką przewiduje za to kodeks może być nęcąca. Wykluczamy dopiero gdy jakość spada. Jeśli jednak chodzi o jeden, jednorazowy gest uderzenia w twarz, można podejrzewać niemoc twórczą i zwykłą kłótnię o pieniądze. Twórca nie rokuje i też wykluczamy. Generalnie jednak wszelkie zboczenie służy twórcy medialnie i co za tym idzie, finansowo. Np. taki Głowacki chwali się w “Z głowy”, że przerżnął pół NYC i wszyscy mówią: zuch mołodiec, nagrody się sypią, sprzedaż rośnie. A przecież to zwykłe kurwiarstwo.
    Dla pisarzy serdecznie nienawidzących Żydów, ale się całe życie powstrzymujących (nazwiska!?) zalecam konfesjonał. Rozgrzeszenie murowane!
    Sam zaś antysemityzm w piśmie tu zasadniczo bezkarny. Jakiś uczony z Opola zdjęty z posady uniwersyteckiej za książkowe kwestionowanie holocaustu, to wszystko co słyszałem.
    Złe Słowo ma się tu dobrze, prawie tak samo jak Dobre Słowo, a odbiciem tego w jurysdykcji brak paragrafów.
    Bukowi dogadzałby antysemicki dyskurs na wyższym poziomie literackim, dobrze go rozumiem, przyznaję nie jestem literatem i czytanie samego siebie nie stanowi nawet dla mnie wielkiej przyjemności. Markowski, jak pisze ZaDużo mógłby spokojnie tu trafić ze swoim artykułem, wiadomo jednak, że on za pieniądze pisze, a tu darmocha, więc spokojna głowa, nie trafi.
    Czy ja jestem upoważniony do pisania o antysemityzmie? Czy kontekst historyczny jest mi znany dostatecznie? Pewnie nie, i tylko z grubsza znam dzieje antysemityzmu. A skąd miałby mi być znany? Ze szkoły może? Z radia? Z tv? Nie wiem czy się coś zmieniło w kwestii nieochrzczonych dzieci, zdaje się nadal idą do piekła, dlaczego mam zatem potępiać akurat jansenizm, skoro znacznie bliżej są piece krematoryjne, także obsługujące nieochrzczone niemowlęta?
    Kontekst historyczny jaki jest mi znany z autopsji genialnie wyłożył Szpotański w Szmaciaku i jeśli buk domaga się jakiegoś ausweisu na okoliczność antysemityzmu zamieszczam fragment. Myślę że się nie zawiedzie.

    Ze wszystkich rzeczy świata Szmaciak
    tych dwóch najbardziej nienawidzi:
    pierwszą z nich jest inteligencja,
    a drugą zaś stanowią Żydzi.
    Dlatego, jak to wszem wiadomo,
    Szmaciaki duszą są pogromów,
    a także lubią “białą rączkę”
    przyprawić o śmiertelną drżączkę.
    Lecz chociaż było to wiadomo,
    niezwykle w partii hołubiono
    Szmaciaków pierwsze pokolenie.
    W poezji byli w wielkiej cenie,
    wszystkie partyjne pięknoduchy
    wielbiły ich w spiżowych strofach
    i w wierszach stale się pojawiał
    to zuchowaty z UB chłopak,
    to major, który ciemną nocą
    zadyszki dostał, wroga grzmącąc,
    i innych bojowników roje-
    Szmaciaki zaś wiedziały swoje.
    Tak się historii koło kręci,
    że najpierw są inteligenci,
    co mają szczytne ideały
    i przeobrazić świat chcą cały.
    Miłością płonąc do abstraktów,
    najbardziej nienawidzą faktów,
    fakty teoriom bowiem przeczą,
    a to jest karygodną rzeczą.
    ~Przechodzień, 2005-11-22 23:02

  23. Piniol pisze:

    o, w dupę…
    ~Piniol, 2005-11-23 02:35

  24. czytnik pisze:

    proszę o rozwinięcie myśli 😉
    ~czytnik, 2005-11-23 22:32

  25. Piniol pisze:

    Jak najbardziej Hegel, to szczyt światowego ducha, fenomenologia ducha Hegla powstała z wielkiego, duchowego przeżycia. Ale czy Niemcy, które w czasie Hegla, wydały geniuszy takich jak Kant, Goethe, Novalis, Fichte, Schelling, Schopenhauer, były lepsze? Doły były głupie, mieszczańskie. Myśl była tylko na wąskim, intelektualnym szczycie. I to ta myśl wydała okropną, techniczną cywilizację, w której nie było miejsca już dla Szekspira i Byrona, na Dantego i Michała Anioła. Dzisiaj Szewców nie pisze Witkacy, ale tylko szewcy. A dzieje Żydów, gościnność wobec nich Europy, najlepiej prześledzić, czytając biografię Kafki.
    ~Piniol, 2005-11-24 15:30

  26. Za Dużo pisze:

    Nie znam ani słowa z nowej książki Kornagi, ale już lubię jej autora. Trudno nie lubić postaci, która tworzy tak przerysowaną i mizogonistyczną kreaturkę, jak ją tutaj Ewa zasugerowała. To przesadne mnożenie aktów masturbacyjnych na niwie tworzenia, snucie fantazji erotycznych przed czytelnikiem, udając przy tym, iż rzekomo opisuje się rzeczywistość, gdy tymczasem, przepraszam za wyrażenie, wali się pióro, jest przecież działaniem bardzo oswojonym w historii literatury. Pytanie tylko, czy z Kornagi grafoman czy stylista. Jeśli grafoman, nieporadność pornograficznej kaligrafii zahaczać musi o śmieszność, jeśli zaś stylista, powinno się to układać w spójny, duszny świat ciągłego spółkowania. Ewa drastycznie deprecjonuje starania Kornagi, ale można by się zastanowić, co lepsze, laurkowi prozaicy intelektualiści, którzy siorbą herbatkę w programach telewizyjnych czy wstrętny Kornaga, widzący w każdej kobiecie, cytując Iredyńskiego, naczynie do spermy. Najgorsze jednak, iż znając ogólną kondycję polskiej sceny literackiej, można spodziewać się po Kornadze pewnie pozerstwa, nie zaś prawdziwej orgii zniszczenia, a ta przydałaby się, oj, przydała. Polska czeka na swojego Houlbeqca (wiecie o kogo chodzi, nazwisko nie do zapamiętania). W kwestii pornografizmu natomiast, zbyt wielu czytelników żyje jeszcze w purytańsko skonstruowanym systemie wartościowań, gdzie pisarz jako przedstawiciel świata wyższej kultury (czyli opowiadający się za tymi wartościami) jeśli już przedstawia zwyrodnienie, to jedynie z myślą o jego potępieniu. To wielki błąd. Transgresja tworzenia nie jest moralna. Taki Kornaga dziwkujący świat przedstawiony, nie robi tego przecież chyba, by powiedzieć: “aaa, nieładnie się zachowujecie, nie można obciągać każdemu, bo to uwłacza godności!”. Henry Miller czy Charles Bukowski fizjlologizowali, bo to im się poetyzowano lub prozaizowało, naturalnie wchodziło w nurt spisywania. U Sade też była to jakaś psychotyczna operacja. Zarzut nie powinien brzmieć “zła książka, bo źle kobiety przedstawia”, lecz “zła książka, bo przedstawia, jak złe są kobiety nieprzekonująco”. Pozostaje kwestia realizmu. Jeśli ktoś szuka realizmu w książkach, nie szuka, na zdrowie. Aczkolwiek i tu trzeba dodać, iż niekiedy realizm jest bardziej przerażający niż ten książkowy. Świat w wydaniu Kornagi wcale nie musi być nieprawdopodobny. Wydaje się nawet możliwy, choć oczywiście przejaskrawiony. Wystarczy pobywać w niektórych miejscach i spotkać pewne osoby (wcale nie z rynsztoku), by przekonać się, iż nieumiarkowana seksualność cechuje sporą część populacji i kobiet. Poligamia oraz awans wszelkich “alternatywnych metod uprawiania seksu” sprawia, iż coś, co w obyczajnym prowadzeniu się było herezją, teraz jest poszerzeniem horyzontu, urozmaiceniem, dowodem na bycie oryginalnym. Godna polecenia w tym kontekście jest lektura pamiętników niejakiej Anny M. (czy jakoś podobnie), francuskiej krytyk sztuki, która, z własnej nieprzymuszonej woli, po godzinach, robiła wszystko za wyjątkiem zoofilii i pedofilii, reklamując to jako działalność kobiety wyzwolonej. Nie ma sensu więc denerwować się, kiedy jakiś Kornaga pozwala sobie spłaszczać kobiecą głębię do kilku otworów. Proszę traktować te uwagi jako oderwane od całości dyskusji, gdyż Kornagi nie czytałem jeszcze. Pewnie to równie nędzne pisanie jak u zarania Liternackiej sponiewierany “Joint”. Należy wszak zawsze pamiętać, iż czynniki kształtujące odbiór danego dzieła nie zawsze są sprowadzalne do frazy “źle się dzieje”.
    ~Za Dużo, 2005-11-27 14:17

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *