Pisarz tropikalny

Wczytując się w ostatnią ocenę pisania kilku pokoleń pisarzy polskich przez sławne nazwiska na łamach „Tygodnika Powszechnego” „Literaturka. Polska bez pisarzy”, można podglądnąć, jak piszą inne kraje, trochę do Polski podobne.

Wieśniak, jak nazywa siebie Renaldo Arenas pochodził z miejsca spustoszonego polityką Batisty, gdzie wszystkie dzieci z głodu jedzą ziemię. Wieś jest erotyczna, tak, jak dla później przebywającego w Hawanie pisarza będzie morze. Onanizm w wieku 6 lat, potem stosunki ze zwierzętami (kury, owce, świnie, psy w szkole zbiorowo – kobyła), kuzyn Orlando, od 7 lat do 10 drzewa (papaja) i owoce (arbuzy, dynie, guayaba). Film pokaże dzieciństwo Arenasa lirycznie i poetycko, ale w swojej autobiografii pisarz w krótkich esencjonalnych rozdziałach pisze brutalnie i stara się dociec źródeł swojego homoseksualizmu. Światem zwierząt rządzi erotyzm i popęd seksualny. Kury spędzają całe dnie pod kogutem, kobyły pod ogierem, maciory pod knurem; ptaki spółkują w powietrzu, gołębie, po długich i uroczystych zalotach, rzucają się na siebie dość gwałtownie; jaszczurki parzą się całymi godzinami. muchy kopulują na stole, przy którym jemy; świnki morskie rodzą co miesiąc; pokrywające suki wydają odgłosy zdolne podniecić najpobożniejsze zakonnice; kocice w rui krzyczą nocami tak namiętnie, że budzą najskrytsze pragnienia erotyczne…Fałszywa jest teoria, podtrzymywana przez niektórych, o niewinności seksualnej wieśniaków; na wsi istnieje siła erotyczna zdolna przezwyciężyć wszelkie przesądy ograniczenia i kary. Ta siła natury, bierze górę. Myślę, że na wsi jest niewielu mężczyzn, którzy nie mieliby stosunków seksualnych z innymi mężczyznami; cielesne pożądanie jest u nich silniejsze, od wszystkich patriarchalnych uprzedzeń, które wpoili nam rodzice.

Rewolucja daje mu szansę zdobycia wymyślonego, na wzór sowiecki przez nią, zawodu wiejskiego księgowego, umożliwia wyjście z rodzinnej wsi. Opis studiów w skoszarowanym, pederastycznym środowisku (do profesora Juana ustawiała się kolejka uczniów, miał ich setkę) wprowadza w skalę inności obyczajowej wyspy. Wywożenie ich autobusami dla uświetniania przemówień Castro, to dostarczanie mężczyznom Hawany świeżego towaru. Liczby są astronomiczne, opisy gargantuiczne. Gdyby Tahitanki Goghena miały szansę studiowania, zmysłowość jego obrazów przez literacki opis byłaby bardziej zrozumiała. I, jak się dzisiaj czyta „Lubiewo” Witkowskiego, w równoległym czasie w Polsce, razi nasza sensacyjność i plugawość. Opisy Arenasa są czyste i naturalne, dziewicze i greckie. W „Orgii Praskiej” Roth opisuje seks jako sposób na pozyskanie zapomnianego smaku wolności czeskich dysydentów, jako jedyną, niekontrolowaną przez reżim ludzką aktywność. U Arenasa jest odwrotnie. Kuba jest rajem pierwotnym, seks jest naturalną potrzebą wyspy, homoseksualizm obyczajowym przyzwoleniem. Uprawiają go wszyscy, nawet ojcowie wielodzietnych rodzin, jest przestrzenią międzyludzką w której jest uwodzenie, gra, cudowna radość spotkania z hetero lub biseksualistą, to znaczy z mężczyzną, który pożąda innego mężczyzny, ale nie musi być przez niego posiadany. Represje reżimu („ moja niemoc rodzi przemoc” – śpiewa „Big cyc”) zdaniem Arenasa wzmogły praktyki homoseksualne, które stawały się coraz śmielsze: Naprawdę uważam, że obozy koncentracyjne dla homoseksualistów, policjantów udających sympatycznych młodzieńców, żeby sprowokować i aresztować homoseksualistów, spowodowały jedynie rozkwit praktyk seksualnych.

Talent pisarski Arenasa, studenta uniwersytetu, zostaje natychmiast rozpoznany przez pisarzy „arystokratów ducha” porewolucyjnej Hawany, którzy, nim sami napiszą tysiące ód na cześć Fidela i Stalina, zaklinają go, że gdy to zrobi, jako artysta będzie skończony. Piękne, czułe portrety bezkompromisowego Virgila Pinery i Lezamy Limy, zmarłych w tajemniczych okolicznościach w skrajnej nędzy, w ostracyzmie, w absolutnej wierności pisaniu do końca ze świadomością, że jedynie przeczyta ich policjant bezpieki, to fragmenty wiary w sztukę i człowieka. Czytając to dzisiaj, rozumie się całą, lisią polską politykę wydawniczą lat siedemdziesiątych, redakcji Literatury na Świecie latynoskiego boomu, udostępniającą nam jedynie Cortazara „maskotkę” Fidela, do dzisiaj genialny Lima jest niewiele spolszczony, a z książek Arenasa, oprócz tej autobiografii, nie znamy ani jednej. O literaturze pisze gorzko: Jednym z najbardziej znanych przykładów intelektualnej niesprawiedliwości naszego wieku jest Jorge Luis Borges, któremu systematycznie odmawiano Nagrody Nobla, tylko wyłącznie z powodu jego poglądów politycznych. Borges jest jednym z największych pisarzy latynoamerykańskich tego stulecia, być może największym, a jednak Nagrodę Nobla dostał Gabriel Garcia Marquez, epigon Faulknera, osobisty przyjaciel Castro i urodzony karierowicz. Jego dzieło, poza paroma osiągnięciami, przesiąknięte jest tanim populizmem i nie dorównuje w niczym wielkim pisarzom, pomijanym i zapomnianym. Udostępnia nam to, co dzisiejsza „Twórczość” sprzedaje jako sensację: (Virgilio Pinera) w epoce Republiki, z powodu kłopotów finansowych, a także niepokojów kulturalnych, jakie według Virgila panowały na Kubie, wyemigrował do Argentyny i spędził tam dziesięć lat, imając się różnych zajęć biurowych jak Kafka z Trzeciego Świata. Poznał tam też polskiego pisarza Witolda Gombrowicza. Dwaj emigranci zostali przyjaciółmi i kompanami w podrywie i przygodach erotycznych.

Dzięki sprowokowanemu przez świat exodusowi roku 1980, gdzie pozwolono wypłynąć 135 tysiącom Kubańczyków na podstawie specjalnie przeprowadzonej selekcji (kryminaliści i psychicznie chorzy oraz część inteligencji) cudem udaje się, po doświadczeniu dwuletniego kubańskiego więzienia, uciec. Trzydziestosiedmioletni pisarz dokumentuje zimno emigracji, diasporę Miami, sztuczną, pełną plotek i chorobę małej wspólnoty intelektualnej osiadłej na brzydkim nadmorskim półwyspie, naśladującym ich wspaniałą ojczyznę. Los ich nikogo nie obchodzi, piszą w pustkę, wydają książki własnym sumptem, które czytają tylko oni. Podobnie jest w Nowym Jorku i w europejskich uniwersytetach. Zimno świata, cynizm prawicowej lewicy, nieludzkość pisarzy emigrantów: Osobą, która wzbudziła we mnie prawdziwą odrazę okazał się Carlos Fuentes; człowiek ten wydawał się raczej komputerem niż pisarzem; na każde pytanie dawał precyzyjną i pozornie inteligentną odpowiedź; wystarczyło nacisnąć odpowiedni guzik (…) Carlos Fuentes posługiwał się nienaganną angielszczyzną i wyglądał na człowieka bez wątpliwości, nawet metafizycznych; w moich oczach był zaprzeczeniem pisarza. Ten elegancko ubrany pan przypominał encyklopedię, może trochę za grubą. Tego rodzaju autorzy otrzymują ważne nagrody literackie, w tym Nagrodę Cervantesa i Nobla, i wygłaszają przy tej okazji nienaganne wykłady. Wyszedłem z tego spotkania przerażony. Pisanie, napisze Arenas, nie jest umiejętnością, ale przekleństwem. Pisał cały czas, najlepiej w nielicznych chwilach skromnego szczęścia mieszkania w niewielkim pokoju z widokiem na hawański Malecon. Nigdy nie mogłem pisać zachowując abstynencję seksualną, ponieważ ciało potrzebuje zaspokojenia, żeby uwolnić ducha. A morze było erotyczne.

Reinaldo Arenas
Zanim zapadnie noc
przełożyła z hiszpańskiego Urszula Kropiwiec
Świat Literacki 2004

Literatura na Świecie 7- 8/2000

Zanim zapadnie noc
reżyseria Julian Schnabel
USA 2000

 cucaracha.jpg

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

11 odpowiedzi na Pisarz tropikalny

  1. Pamela pisze:

    Coś podobnego! Pracowałam trochę na wsi opolskiej jako lekarka i niczego podobnego nie zaobserwowałam. Te analogie Polski i Kuby. Zwierzęta z obsesją seksualną? I co na to św. Franciszek? A artykuł w “Tygodniku Powszechnym” bardzo dobry. Dostało się Tokarczuk. Nareszcie ktoś oficjalnie napisał, że chodzi jedynie literatury. By jedząc, się odchudzać.
    ~Pamela, 2005-11-14 09:30

  2. Ewa pisze:

    Nie wiem, czy są jakieś analogie. Próbuję się dowiedzieć. Od dwóch lat piszę powieść “Guantanamera” i jak czytam jakiegoś kubańskiego dysydenta, to muszę wszystko zmieniać. Wiem, że pisarzy jest ZaDużo, ale jak mus, to mus. W końcu ludzie wiedzą, że to niezdrowe, a jednak poddają się ciągle na nowo alkoholizmowi, narkomanii i pederastii. Według “Tygodnika Powszechnego” prognozy polskiej literatury są korzystne. I to widać na blogach literackich. Shuty jest tam, gdzie jego miejsce, czyli w pismach kolorowych. Witkowski w kobiecych, czyli w Wysokich Obcasach. W Nieszufladzie rebelianci zostali rozstrzelani, czyli zdeletowani i i teraz może ona nareszcie oddać się swej pierwotnej naturze, czyli urzędniczej szufladzie. Polska literatura musi być porządna i porządek musi być. Te pretensje do artystów, że piszą nieporządnie w kraju, gdzie wszystko jest dopilnowane, szczelne, mysz się nie przeciśnie, a co dopiero prawdziwy artysta. Wszystko wyczyszczone, pozamiatane i teraz zdziwienie, gdy pozbyto się najlepszych, twórczych ludzi, że jest pusto, głucho i dziecinnie.
    Guillermo Cabreara Infante bardzo pięknie pisze o twórczości Reinaldo Arensa. I o spotkaniu z rajskim ptakiem Hawany, który przypomina mi Marka Hłaskę: “W Nowym Jorku panował wtedy siarczysty mróz (nie była to najwłaściwsza pogoda dla Kreola z kubańskiej wsi), ale mróz nie przeszkodził Arenasowi zdjąć buty i wykonać radosny taniec boso nocą w zaułku wielkiego miasta.”
    A cóż, może zwierzęta wsi opolskiej są zdegenerowane. Moje gołębie na betonowym balkonie zachowują się właściwie.
    ~EwaBien, 2005-11-14 18:04

  3. Przechodzień pisze:

    A Ty Pamelo coś piszesz, wiedząc, że pisarzy jest ZaDużo?
    ~Przechodzień, 2005-11-14 18:36

  4. Pamela pisze:

    Tak, wydałam zbiór wierszy własnym sumptem i umieściłam w bibliotece w Gdańsku, gdzie studiowałam. W moim mieście w Opolu nie, bo wydałam tylko dwa egzemplarze. Muszę mieć jeden na półce, jak goście przyjdą. Myślę, że zachowuję się powściągliwe.
    ~Pamela, 2005-11-14 20:13

  5. Pamela pisze:

    Niestety, nie znam się na literaturze iberoamerykańskiej. Czytam o Hemingwayu i to jest chyba całkiem inna literatura, nie tylko ze względu na orientację seksualną. Mam tutaj jego listy do polskiego tłumacza, Bronisława Zielińskiego, wysłane z wilii na Kubie: Finca Vigia, San Francisco de Paula, Kuba, 12 kwietnia 1959: “To jest na razie bardzo czysta i piękna rewolucja. Oczywiście nie wiem, jak się skończy. Ale mam nadzieję, że dobrze – do tej pory nas nie zawiodła. Przynajmniej w intencjach, które im przyświecały, gdy robili w Hiszpanii Republikę (a ta nigdy się nie zmaterializowała). Wierzę, że wszystko będzie dobrze. Ludzie, których rozstrzelano, zasłużyli na to.”
    I jak to się ma do autobiografii Arensa? I jak wierzyć pisarzom, że piszą większą prawdę, niż można dostrzec?
    ~Pamela, 2005-11-14 20:16

  6. Ewa pisze:

    Zawsze myślałam, że tylko malarze są wredni, ale widzę, że pisarze też. Może pederaści nie?
    Byłam w Casa Hemingway, bardzo piękny domek w kremowym kolorze wśród zieleni, z takimi kolonialnymi łukami. Muzeum. On podobno zaraz wysłał służalczy, gratulacyjny list Fidelowi, jak wygrał, pytał, czy jego willi nic się nie stało. Hemingway miał bardzo złą opinię. Chłopiec z Cohimaru, gdzie Hemingway zbierał materiał do “Stary człowiek i morze” opowiadał nam, że tubylcom nic nie płacił za opowieści. A była skrajna nędza za Batisty, a on był jankesem.
    Napisałam jednak ten tekst z innych powodów. Gombrowicz w “Dziennikach” pisał, jak w Berlinie powtórzył potrzebę stworzenia “stolika” w kawiarni, spotkań z ludźmi, to, co robił w “Ziemiańskiej” przed wojna i to, co robił w Argentynie. I tam to nie wyszło. W Berlinie, gdy miał już stypendium Forda i luz, nie wyszło, mimo, że przychodziły z początku sławy typu Gunter Grass. Został sam, wszystko sczezło. I Gombrowicz napisał, że pisarze chcą być autorami takiej kawiarni, nie chcą cieszyć się rozmową, wymianą myśli, przeżyciem intelektualnym, duchowym u kogoś. Powątpiewał w ich potrzeby spotkania z drugim człowiekiem, które u niego były autentyczne. I, jak czytam to ubolewanie i wylewanie łez nad stanem polskiej literatury, to Kubańczyk Arenas jest mi bardzo bliski. Ameryka Łacińska Gombrowiczowi była bardziej bliska jako duchowa ojczyzna, niż Europa ze swoim pragmatyzmem, traktowaniem sztuki jak biznesu. A sztuka ma przecież postać rtęci.
    ~EwaBien, 2005-11-14 20:44

  7. buk pisze:

    Balek, jak głęboko wierzę, ma rację. Zdarzyło się, że czytałem ostatni Tygodnik Powszechny. Nadto – symetrycznie – artykuł z sobotniej GW. o naszej prozie. I tu i tam ten sam nieśmiertelnie wracający wątek dyskursywny. Nieznużona cyrkulacja tych samych idei. Dlaczego nie wyjdziemy poza tego ducha syntez, uogólnień, aksjomatów, aksjologii. Cele sztuki? Trzeba uciekać od syntez i ujednolicających celów sztuki. Gombrowicz szuka okazji do wymiany z artystami, tymczasem z braku tej okazji, z serca fundamentalnej samotności, Kafka pisze najgenialniejsze dzieła. Byłby stracony, gdyby dosiadał się do jakiegoś stolika ( wierzę, że klasztorna samotność nikogo jeszcze nie zgubiła, gdy kawiarnie zgubiły).
    I dlaczego, droga Ewo, te wysokie rejestry: duchowość, wymiana myśli, przeżycie intelektualne?
    Czy nie wybrać raczej – idąc cieniami Kafki i Prousta – rzemiosła i t e r m i n o w a n i a (pojęcie zupełnie przeoczone w tutejszej debacie o Prouście?).

    1. Rzemiosło ( polszczyzna, edukacja, studiowanie stylu innych) jest ważniejsze niż wszelkie duchowe cele sztuki. Kafka jest tu, jak zwykle, cudowny: “Sztuka potrzebuje rzemiosła bardziej niż rzemiosło sztuki. Nie wierzę naturalnie, że można zmusić się do płodzenia dzieci, niemniej jednak sądzę, że można zmusić się do ich wychowania”.
    To dlatego lepiej czyta się książki Dostojewskiego pisane przezeń, by spłacić długi, niż czyta się “sztukę” prozy “Lampy”.

    2. Terminowanie. U kogo uczą się nasi prozaicy? Ilu z nich, jak Proust czy Beckett, o którym warto tu napisać słowo, przechodzi z krytyki ku swoim powieściowym “indywidualizacjom formy”? Edukację wypiera jakiś czarodziejski “słuch absolutny”. Zachęcam do odnalezienia (w “Ogrodzie”, ale w niedobrym tłumaczeniu lub w zbiorze esejów Becketta wydanym w Czytelniku) eseju 26 letniego (!) Becketta o Prousta. Przyszłość literatury wykuwa się w takich właśnie studiach, które są wyjściem-ku-innemu. To w tym wyjściu -ku- innemu prozaik wychodzi na przeciw swojej literackiej przyszłości, a nie w tym, że oto wyrusza ku -swojej -kolejnej- powieści. Wszystkiego nie otrzymuje się wybierając wszystko, jak mówi ten wspaniały Kierkegaard, ale wybierając lepszą cząstkę. Czyli ( żeby już wszystkich zmęczyć) nie wybiera się swojej przyszłości literackiej wybierając wszystko literatury ( piękno, przeżycia itd.), ale wybierając lepszą cząstkę, jak wybrała ją ewangeliczna Maria.
    Maria, jak wiadomo, “zmarnotrawiła” olejek, wylewając go na Mesjasza. Wierzę, że kto zmarnotrawi talent pisząc o Beckecie czy Prouście, zamiast puszczać pawie, zajdzie dalej.
    ~buk, 2005-11-15 09:05

  8. balek pisze:

    nie rozumiem czemu ktos uwaza ze literatura jet “do czegos postrzebna”, ze ma jakas “wazna role”, ze sie “czegos od niej oczekuje” – literatura jest i bedzie i krytyka takze i wszystko inne a reszta to demagogia i tyle /to a propos tygodnika powszechnego/ – co dobitnie ukazuje jak troszke zacofane rozumowanie ejst chyba calej wspolczesnej sztuki jesli sie jej jakies walory probuje wcisnac…
    ~balek, 2005-11-15 02:11

  9. Ewa pisze:

    Absolutnie się nie zgadzam ani z balkiem, ani z bukiem. Pierwszy łamie zasadę, że wolno publikować dopiero po trzydziestce, a publikuje jak szalony, nie zważając na upomnienia i zakazy pierwszego sekretarza Partii Literackiej, który zakazuje nawet po pięćdziesiątce (ja). Literatura służy do czegoś, jak i wszystko, i nie można jej wyalienować. Najwłaściwszy jest stosunek do literatury Pameli. Powściągliwość i praca. Za tym ostatnim optuje buk, zwolennik całkowitej czystości seksualnej, jedynie zakonne ćwiczenia literackiej siłowni na znanych przyrządach. To już przerabiało malarstwo, zakochując się w Rafaelu, (który był podobno strasznym lubieżnikiem, a madonny to portrety kurtyzan). Przecież pisałam o Prouscie, że wszystko jest w stylu. Ale piszę chaotycznie i bardzo szybko, bo obiecana blogowa polifonia zmieniła się jedynie w mój monolog. I pewnie, że wszystko się degeneruje, a kawiarnia Gombrowicza nie miała być ekspozycją tylko sprawdzaniem, czy się nie błądzi.
    ~EwaBien, 2005-11-15 10:34

  10. Przechodzień pisze:

    Kiedy się czyta taki post, jak ten p. balka odpowiedź na pytanie: do czego potrzebna jest literatura? – sama ciśnie się na usta.
    Otóż literatura potrzebna jest w pierwszym rzędzie do likwidacji analfabetyzmu, również wtórnego. Dzięki niej wychodzimy z mroków nieświadomego dzieciństwa, poprzez trudną sztukę składania literek (i te polskie znaki – zgroza!) ku światłu poznania. Jeszcze tylko wystarczy załapać jako taki styl (bo styl to człowiek) i możemy, już samodzielnie, zaświadczać ileśmy z tej mitręgi zrozumieli. Ale, rzecz jasna nie zawsze się to tak szczęśliwie kończy.
    “Literatura jest i będzie”, to jestem w stanie pojąć, choć można mieć uzasadnione wątpliwości, ale ta “demagogiczna reszta” to już za trudna łamigłówka.
    ~zacofany Przechodzień, 2005-11-15 22:10

  11. Piniol pisze:

    Sartre powiedział, że Fidel nie ma Żydów, ale ma homoseksualistów.
    ~Piniol, 2005-11-16 18:28

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *