CHORZY
Słabymi są, co chcąc być silni
dekonstruują w awangardzie
bo czas im sprzyja, czas intymny
nie taki mocny, by chciał być inny
niż był od zawsze. Więc jeszcze bardziej
słabnie intencja, by coś słuchać,
pławią się w barbarzyństwie stada,
bezkształtna forma pięknoducha
musi ogłuchnąć, by być głucha,
by zdeptać to, co się nie nada.
Chorzy – bo taniec pląsawiczny
wciąż nieprzyjemnym jest widokiem –
jadą na scenę, jak na Skrzyczne,
zawsze transportem krzesełkowym,
w niewielkich górach pląsać potem.
I tam poniszczą zgromadzone
skarby przez wielkich z gór wydarte
coś tam wykrzykną w szczytów stronę,
te echem także jak zgwałcone:
…eviva l’arte… eviva l’arte…