Smutek Liternetu

Portal literacki Liternet umożliwił możliwość komunikacji i wyrażenie swojej ekspresji artystycznej wszystkim pokoleniom i reprezentantom różnorakich kierunków literackich. Ta właśnie różnorodność w możliwości eksponowania swojej osobowości słowem lub grafiką była największą wartością portalu.
Mimo zwalczającej się frakcji obecnej awangardy z reprezentantami ubiegłowiecznej konwencji będącej wtedy awangardą, konstrukcja portalu umożliwiała bezkolizyjną wypowiedź wszystkim, kto chciał artystycznie zaistnieć. To, że przy tak wspaniałym zapleczu technicznym i wielkiej popularności i zaufaniu wartościowych użytkowników portal nie tylko zszedł na psy, ale na demony, zastanawia tym bardziej, że zdroworozsądkowo należałoby wykluczyć teorię spiskową.

Dzisiejszy smutek upalnego lata powodowany jest przede wszystkim zmarnowaniem szansy na dojście do głosu ludzi utalentowanych, którym portal umożliwiał wypowiedź bez względu na miejsce przebywania i stan posiadania, gdyż uczestnictwo nie tylko nic nie kosztowało, ale nie wymagano wykazania się dotychczasowym dorobkiem artystycznym. W tej idyllicznej sytuacji demokratycznej, gdzie ludzie rozmawiający ze sobą niemal codziennie zżywali się, nawiązywali ciepłe relacje, wspierali w trudnej drodze twórczej i pomagali sobie nawzajem, Liternet jak Pepperland z “Żółtej łodzi podwodnej” Beatlesów, został zaatakowany przez nienawidzących sztuki Sinych Smutasów. Lecz czy faktycznie tak było?
Dla mnie, obserwatora, tzw. podczytującego i nie uczestniczącego w życiu portalu, wygląda to bardziej dramatycznie i diabolicznie, niż w baśni Beatlesów. Jakbym widziała bojówki faszystowskie na ulicach Berlina ze słynnych scen filmu “Kabaret”. To tak, jakbym uczestniczyła w “kadrylu literackim” w “Biesach” Dostojewskiego. Waga obrzydliwych zdarzeń na Liternecie, być może dla użytkowników tego portalu znieczulonych już powtarzającymi się cyklicznie ekscesami nie jest taka, jak dla bezstronnego obserwatora. We mnie nieustannie budzi przerażenie. Cały czas mam świadomość, że w sąsiednim wątku kogoś niewinnego i bezbronnego biją, a równolegle ludzie wklejają wiersze, jak gdyby nigdy nic, komentują i dzielą włos na czworo, podczas gdy wszyscy powinni się natychmiast rzucić na pomoc tam, gdzie jest przemoc i bezprawie, bo przecież wszystko dzieje się pod jednym dachem, dachem portalu Liternet.
Nie tylko terroryzowanemu użytkownikowi portalu nie pomagają, zachowując martwe milczenie i udając, że nic się nie dzieje, ale wielu chętnie przyłącza się do faszystowskich bojówek. Szczególnie upodobano sobie prześladowanie rudowłosych i niebieskookich.

Strach przed nawrotem barbarzyństwa trawił świat od postępów cywilizacji i jak widać, nie był bezpodstawny. Wszystko się powtarza i wszystko wraca, jak się na to przyzwoli. A przyzwolenie na Liternecie jest wszechobecne. Jest nim śmiech. Formy literackie dopuszczają drwinę i pastwienie się na dowolnie wybranym ze społeczności portalowej człowieku. Te nieudolne utwory literackie mające za zadanie rozbawić towarzystwo kiszące się we własnym sosie trafiają na podatny grunt prymitywnych osobowości podobnej formacji umysłowej, co twórcy. Śmiech jako forma okrucieństwa wyżywa się dopiero w kolektywie.

Być może są to skutki wychowania pokolenia wzrastającego w stanie wojennym Polski Ludowej pod koniec ubiegłego wieku.
Nim to pokolenie wymrze, będzie trzeba długo czekać i doświadczać swawolenia i spustoszeń pod pozorem tworzenia artefaktów.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2014, dziennik ciała i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

54 odpowiedzi na Smutek Liternetu

  1. misia pisze:

    Ciekawe, że głosy ozdrowieńcze są tam w obronie portalu, jego funkcjonowania, natomiast nie ma oceny hańby i wstydu. I jak zauważyłaś, jak gdyby nigdy nic poeta używający obrzydliwych słów skierowanych do koleżanki po piórze jest natychmiast chwalony za swoją twórczość, hołubiony i nagrodzony przez, jak piszesz, przez kolektyw. A przecież kolektyw dysponuje o wiele większymi możliwościami ostracyzmu, bojkotu, niż administrator portalu, który pełni przecież jedynie rolę urzędu, a więc strony winnej jak najmniej ingerować w życie społeczności.

  2. Ewa pisze:

    Właśnie. Myślę, że to nie słabość demokracji, jak to było w Niemczech sto lat temu, czy nihilistyczne bojówki rewolucyjne za cara. To słabość społeczności obarczonej konformizmem swoim i swoich rodziców plus niedojrzałość osobowości wściekle produkującej wiersze i podstawiającej je publiczności jak ekshibicjonista kutasa w parku. Zauważ, że tylko Pani Małgosia ma tam odwagę na konsekwentny sprzeciw. Reszta przechodzi do znojnej pracy czytania wierszy, co nie powiem, jest w te upały nie lada heroizmem. Ale po co komu ten heroizm, te wiersze, skoro źle się dzieje w państwie duńskim?

  3. Ewa pisze:

    no i ci żałośni naśladowcy Marka Trojanowskiego. Bez dowcipu, bez polotu. Pozostaje jedynie nigdy, w żadnym pokoleniu nieprzezwyciężone pierwotne chamstwo któremu spotkanie z kulturą jeszcze bardziej zaszkodziło, niż bez.

  4. Marat Dakunin pisze:

    Niestety masz rację. Z tych innych przyczyn bywam coraz rzadziej. pozdrawiam

  5. Ewa > Marat Dakunin pisze:

    a gdzie bywasz w zamian? Mnie bywanie jest bardzo potrzebne, nawet jak nie uczestniczę. Niestety, te linki, które ostatnio dał tajna polska to jakaś martwa produkcja uczelniana. Chodzi mi o żywy język i taki jest na Liternecie. Bezpośredni, bez napuszenia i wymądrzania. Ale jak ma to być wsparciem nieuleczalnej głupoty, to lepiej zaniechać, nie bywać i nie czytać. Również pozdrawiam.

  6. Małgorzata Köhler pisze:

    Ma Pani rację, jest smutno, bo zjawisko ma szerszy wymiar, świadczy o braku odpowiedzialności i zrozumienia mechanizmu marnowania takiej szansy, jaką są portale literackie, przez wielu uczestników zdarzenia z adminami włącznie. Piszę w liczbie mnogiej, bo na to samo – na brak wyobraźni adminów zeszła na psy Nieszuflada, a i Rynsztok ledwie dycha.

    Ale ja chciałam nie o tym właściwie. Nie bardzo bowiem zgadzam się z określeniem podłoża konfliktu jako m.in. wynik cyt.: “zwalczającej się frakcji obecnej awangardy z reprezentantami ubiegłowiecznej konwencji będącej wtedy awangardą”.
    Pani Ewo, moim zdaniem awangarda na liternecie to grupa zadziwiająco nieliczna i nikt jej raczej drogi nie blokował. Młoda poezja i proza były przeze mnie i przez wielu ‘ubiegłowiecznych’ autorów czytywane i często przyjaźnie komentowane. Proszę zrwócić uwagę na fakt, że np. ja byłam jedną z pierwszych (a i nielicznych), która na liternecie doceniła talent Zofii Racheli Łódzkiej, o której dziś wiemy, że to Szymon Domagała Jakuć. Młoda literatura była przez starszych kolegów traktowana na liternecie z sympatią i o różnice w wyborach estetyki raczej nie było konfliktów. Obserwowaliśmy raczej z pewną sympatią trudy np. Arkadiusza Wierzby, aktywnego w promowaniu nowej poezji metodami nieco zbyt przebojowymi (“nasi pany!”) ale do strawienia.

    Konflikty powstawały raczej gdzie indziej – ze zranionej ambicji słabszych i bardzo słabych autorów, lub z ambicji rozrośniętej nadmiernie. Bo przecież nie nazwie Pani awangardą takich autorów jak Przemysław Mańka (‘Garść Rispoleptu”), Arkadiusz Burda (‘arte’, ‘abc’) czy Aleksandra Opalińska.
    A trolle mutowały z największych grafomanów, których nazwisk czy nicków nie chcę nawet tutaj wymieniać.

    Taka Naćpana Światem zamieszczała straszliwie grafomańskie utworki już kilka lat temu na Nieszufladzie i pierwsze nasze konflikty wzięły się właśnie z krytyki jej dziełek. To osoba niezbyt sprawnie władająca językiem, robi rażące błędy, pisać w ogółe nie potrafi (swoje bardziej soczyste komenty kopiuje z portali kibiców, plagiatuje nawet komentarze z Nieszuflady a monotonia jej wystąpień jest nie do zniesienia) chociaż najpewniej mieszkająca jednak w Polsce – ostatnio wpadły mi w oczy jej świeże awantury na polskim portalu z zadaniami domowymi. Ktoś, może jekis starszy kolega – troll, poinstruował i przewrócił w głowie tej małoletniej osobie z przerostem ambicji, liternetowa młódź zrobiła swoje, dzieląc ‘bekę’, Marek Trojanowski potraktował z nadmiernym zainteresowaniem – oto gotowa recepta na stworzenie groźnego zjawiska z zupełnie nikogo.
    Prozatorskie produkcje tzw. trolla Borowskiego na mój temat również pokazują niezbyt wielką sprawność literacką, pomijam obrzydliwą zawartość, ale to nie jest nawet dobrze napisane.

    Problemem platform internetowych jest demokracja i wolność, której istoty duża część doroslych użytkowników nigdy nie zrozumie, a część po prostu do niej nie dorosła.

  7. Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

    Pani Małgosiu, dzięki za wizytę. Poruszyła Pani dużo problemów, każdy widzi to inaczej. Ja, będąc poza, mogę to odbierać jeszcze inaczej, niż użytkownicy portalu, ale naprawdę, szczerze mi żal, że Sieć literacka się degraduje. Jesteśmy z czasów, kiedy komunikacja międzyludzka była bardzo kosztowna, uciążliwa, często niebezpieczna. Przemalowywałam pieczątki na znaczkach, by móc wziąć udział w Międzynarodowej Sztuce Poczty (Mail Art), bojąc się prokuratora za każdym razem jak wrzucałam list do skrzynki. Telefon dostaliśmy po 10 latach oczekiwania i był drogi (rozmowy pozamiejscowe to majątek)). Bibuła, pisma spoza oficjalnego obiegu też droga i trudno dostępna. Książki zakazane, na wagę złota, czytane w kolejce, pospiesznie nocami, a które przecież były obowiązkową lekturą każdego, kto chciał się rozwijać i uczestniczyć w rozwoju cywilizacji. To nie był żaden heroizm, to było zwyczajne życie. I to dzisiejsze, zwyczajne życie jest łatwiejsze dla wstępujących artystów przynajmniej pod kątem komunikacji. Leszek Onak naprawdę stworzył przejrzysty portal i wszystko zależy od uczestników, bo podobnie jak Państwo nie powinno nazbyt kontrolować ludzi, administrator nie powinien ingerować nadmiernie w życie portalu. Stwarzanie na portalu Policji nie ma według mnie zasadności, byłoby aktem niebezpiecznym i jestem mimo wszystko za wolnością i swobodą.
    Według moich domniemań, Trolle to Robert Kobryń i Wojciech Kaźmierski. Naćpana według mnie nie istnieje, jak była animowana przez gdańskiego malarza, członka grupy Totart występującego pod nickiem Feliks Lokator, według mnie bardzo utalentowanego artysty, była dowcipna i grając zdeprawowaną nastolatkę wyjętą z de Sade’a, stanowiła wartość. Natomiast teraz, kiedy animowana jest przez kogoś innego, reprezentuje jedynie chamstwo swojego animatora.
    Tak jak napisałam w poście, Trolle wzorują się na Trojanowskim, który by przełamać skostniałość nieszufladowego wzoru życia literackiego będącego kontynuacja Związku Literatów PRL-u zdemoralizował wielu ludzi. Tak jak w filozofii nie wolno powielać, powtarzać innych filozofów, o czym pisał dużo Nietzsche, tak i w sztuce, nie wolno mieszać wpływu z naśladownictwem. Trolle po prostu są zbyt małymi i zbyt mało utalentowanymi ludźmi (produkcja króla lukru, czy Wojciecha Gracy). Marek Trojanowski napisał bardzo dobrą książkę o Hitlerze i był osobowością o wiele szerszą i większą, niż jego epigoni, którzy rekrutują się z zawodów nieartystycznych, parają się tzw. sztuką z doskoku dla zabawy, a i dla sadystycznych, chorych potrzeb.
    Teraz dalej. Nie uważam że poeta Jakuć jest awangardą, co zresztą to wszystko trafnie zauważył Arkadiusz Wierzba i zgadzam się z nim. Poszukiwania nowych dróg w poezji jest oczywiście zasadne i palące, jednak nie za wszelką cenę, bo lepiej nie być oryginalnym, a dobrym rzemieślnikiem, niż być nim na siłę, co stało się z Kamilem Brewińskim, który jest niezrozumiały i nie ma nic do powiedzenia.
    Oczywiście pragnęłabym, by Sieć, literaci Sieci, doszli do głosu i wymienili starą kadrę, której wyjątkowo nie trawię z racji może osobistych urazów w młodości, nie wiem, ale poezja PRL-u do mnie zupełnie nie trafiała nigdy.
    Jest dzisiaj szansa, skoro mamy w Sieci wszystko, a będziemy mieć z roku na rok coraz więcej darmowych arcydzieł, wykonać tę wielką pracę i prześledzić rozwój poezji, zapoznać się z głównymi nurtami i przełomami współczesnej liryki. Jednak Internauci portalowi tego nie robią i tak jak Pani pisze, mają pretensję za głos krytyczny. Chwała Pani, że Pani stymulowała tymi zachwytami, oczywiście każdy się myli nie zawsze wszystko się doczyta. Ale ważny jest ferment i ważny jest wielogłos i to, że podejmuje się WIELKI, powtarzam wielki wysiłek czytania cudzej twórczości będąc samemu twórcą, jest naprawdę aktem dużej wagi, lekceważonym przez narcystycznych poetów, którym się wydaje, że to oni robią łachę, że dają swoje wiersze za darmo i że inni mają co czytać. Nie, niestety najczęściej jest odwrotnie.
    Teraz o tym, co robić jak obrażają. Oczywiście powinni być karani sądownie jak nakazuje prawo w naszym ustawodawstwie. Jednak nikt nie ma czasu, ochoty i energii bawić się w kotka i myszkę, bo każdy prawdziwy twórca ma świadomość, że musi zdążyć przed śmiercią się wypowiedzieć i nie ma czasu na sądy. Jednak jeśli na portalu nie ma jednego głosu potępienia, jeśli łamanie prawa, ekscesy bandytyzmu wspierane są przez Szel, Taki Tytoń Kasię Ballou, Garść Rispoletu, Arkadiusza Wierzbę, Olę Opalińską, Kamila Brewińskiego, i masę innych, to następuje rozbicie i podziały, podobnie, jak w polityce. Jednak nie trzeba zapominać, że to artyści i że prawdziwy artysta zawsze jest ponad i widzi więcej, jest to do opanowania. W tej chwili małość zawładnęła wielkością i jeśli Trolle mają za zadanie być papierkiem lakmusowym ( wątpię w taką ich przenikliwość, uważam, że to jednak tylko frustraci) to obnażyli przewagę miernoty nad wartościami. Wie Pani, był taki moment w życiu portalu, że nawet Arkadiusz Wierzba, którego głos komentatorski bardzo sobie cenię, bo jest nowy i świeży, napadał niewybrednie na Panią, tłumacząc, że to jest Internet i nie ma taryfy ulgowej. To, że poprzeczkę dopuszczalnych zachowań obyczajowych tak się obniża, to nie znaczy że wstyd z wcześniejszych zachowań nie zostanie i że wszystko przecież powróci do przyzwoitości. Słowem, trzeba, tak jak Pani to robiła, absolutnie nie ulegać i nie przystawać, na barbarzyństwo, które jak alkohol, potrzebuje coraz większych dawek.
    Na razie tyle, dopiszę jeszcze po obiedzie.

  8. Małgorzata Köhler pisze:

    Pani Ewo, muszę się w międzyczasie wmieszać z prośbą, abyśmy zaniechały teorii spiskowych z użyciem nazwisk, gdyż łatwo o pomyłki.
    I tak np. należy tutaj z tego, co widzę, zwrócić honor Wojciechowi Gracy, który nie jest Borowskim zdecydowanie – to młody czlowiek, mieszkający, o ile wiem, w Niemczech, mający swoje inne zainteresowania (czego raczej trolle nie mają), a sama działalnośc na portalu erekcjato nie robi jeszcze z nikogo trolla.
    W mojej ocenie król lukru nie jest też trollem, był przez Borowskiego atakowany, to czlowiek dojrzały, zwykle wypowiadający się w sposób wyważony.Występuje pod wieloma nickami na kilku portalach, ale to jeszcze żaden dowód, raczej dość popularny styl bycia w sieci. O ile zauważyłam, nigdy żaden z jego nicków nie był, nie musiał, być banowany.

    Na Marku Trojanowskim wzoruje się troll zwany Borowskim, robi to momentami skutecznie, jakby chciał za niego uchodzić. Podobieństwo stylu ich obu byłoby zagadką dla eksperta 🙂

    Jeszcze w sprawie awangardy. Porzuciłam Jakucia bo jego poezja jest drapieżna i wyraźna, a doprawdy – poza może Mirontee i Leszkiem Onakiem, nikt mi do głowy z częściej bywających na liternecie artystów nie wpadł do glowy.
    Brewiński? Sama Pani w niego zwątpiła.
    Osiągnięcia autora Mirontee trudno mi oceniać, gdyż są jedynie natury wizualnej, na czym znam się mniej. Jeżeli chodzi o tak popularne i jako klasyfikowane jako nowatorskie ‘instalacje szumu’ Onaka i Podgórnego, to wydaje mi się, że po spektaklach Leszka Mądzika pod koniec lat 70tych, inspirowanych twórczością i odchodzeniem Aliny Szapocznikow, wstrząsających, wmanipulowyjących w grę dźwięku i obrazu publiczność, to również nihil novi, że zmieniły się tylko środki techniczne. Ale może się mylę, “Wilgoć” widziałam i byłam bardzo poruszona, i przy fragmentarycznych prezentacjach w necie “szumów” Onaka i Podgórnego pomyślałam “ależ to już wszystko bylo, tylko że lepiej”.

    Z awangardą jest tak moim zdaniem, że każde nowe pokolenie chciałoby nią być. Tymczasem postęp w sztuce zawdzięczamy pojedynczym geniuszom i tyle.

    Przez liternet przewinęło się w okresie tych ponad trzech lat, w ciągu których czytałam ten portal, oprócz kilkunastu całkiem niezłych, uznanych już poetów po wielu publikacjach, zaledwie kilka osób (zwykle pod nickami) u których widziałam ogromny talent, ci ludzie byli krótko, jakby testując czytelników (a prawie nikt ich nie czytał, w każdym razie nie komentował) i znikali bez wdawania się w wewnętrzne życie portalu. Moim zdaniem do przewrotu w sztuce dojdzie zupełnie gdzie indziej, nie na liternecie 🙂 a w książkach tych najbardziej utalentowanych.

  9. Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

    Dałabym głowę, że brat pana Romana to Borowski, ale jak Pani pisze, się mylę.
    Tak, to zajęcie jałowe w rozszyfrowywaniu kto jest kto, ale bardzo ludzkie. I widać ile szkód może zrobić taki kamuflaż i związane z tym posądzenia.

    Mnie nie chodzi o to, by czytać geniuszy w Sieci, ale interesuje mnie życie literackie i przynależność do pewnej grupy ludzi interesującej się literaturą. Sieć mnie z nimi wirtualnie łączy czy chcą tego, czy nie. I pod tym względem to wszystko ma według mnie niezaprzeczalną wartość. Dlatego niszczenie po prostu boli, bo jest nieodwracalne, odcina szansę tym, którzy nigdy nie zaistnieją inaczej.

    Pani błędem na portalu było komentowanie poetów niewykształconych i głupich (głupota nigdy nie pozna swojej głupoty), czego rozsądnie Pani zaniechała, ale było już za późno, bo jednak narobiła Pani sobie niepotrzebnie wrogów. Ja też na blogu już nie piszę o przeczytanych tomikach, bo po prostu się ludzi boję.
    Kolektyw ma tendencję do upodabniania do siebie uczestników, a artysta to byt samotny, niemniej też nie może tworzyć w studni, bo musi mieć wpływy. I konstrukcja portalu pozwalała na taką osobność we wspólnocie, niestety, została wykorzystana do tworzenia zwalczających się frakcji.

    Awangarda w sztuce jak nie przerodzi się w klasykę, jest bez znaczenia. Awangarda to nowy głos odpowiadający czasom, w którym żyje artysta i który potrafi skumulować w swojej wypowiedzi artystycznej fluidy epoki. W tym sensie pisałam o awangardzie, która często jest mylona z modą. Myślę, że na portalu jest dużo użytkowników aspirujących. Wie Pani, ja przeszłam przez konceptualizm na studiach i tam też było mnóstwo tworzących, cała uczelnia tworzyła w tej samej konwencji, a zostało zaledwie parę nazwisk. W PRL- u było przede wszystkim permanentne zrzynanie z wolnej sztuki Zachodu, materiały były niedostępne i trudno było się zorientować. Teraz mamy dostęp i przewagi wtajemniczonych nad niewtajemniczonymi zmalały, niemniej jeszcze pozostało lenistwo.
    Z tego co widzę i czytam, awangarda dzisiejsza walczy słusznie z ubiegłowieczną metafizyką a przede wszystkim z przymiotnikiem “drapieżny” tak chętnie używanym w PRL-u. Wyłożył to dobrze Arkadiusz Wierzba przy Franaszku, dla mnie zrobił dobrze. Tak, nowy głos poezji musi być uwolniony z pseudo duchowości, bo Duch tam wywietrzał. Forma też musi być inna z powodu nowych technologii. Niestety na razie próby są raczej niezadawalające i nieczytelne, raczej niestrawne, ale na pewno coś się wykluje.

    Nie namawiam Pani do powrotu na portal, bo ja bym tego wszystkiego nie wytrzymała po kilku dniach, a co dopiero latach. Ale bardzo szkoda Pani włożonej tam wielkiej pracy i Pani wielkiej inteligencji, której na portalu jak na lekarstwo. No i ma Pani zniszczoną przez system komunistyczny i nowomowę reżimową zachowaną i uratowaną zdolność komunikacji. Niestety ja nie mogę się z moimi rówieśnikami porozumieć, próbowałam na forum Naszej Klasy i to jest straszne.

    No, niech będzie, że król lukru jest w porządku chociaż i tak w to nie wierzę. A to, że Kobryń to zwyczajny bandyta, to już Pani mi chyba nie wyperswaduje.

  10. Małgorzata Köhler pisze:

    * korekta: “podrzuciłam” ( Jakucia)

    Nie będę bronić Kobrynia, bo sobie na to nie zasłużył 🙂 – zbyt wiele fatalnych wystąpień ma na sumieniu, do dzisiaj wiszą na Rynsztoku jego (jako Rajski) fatalne antysemickie wpisy. To był jeden z powodów, dla których przestałam tam publikować, chociaż nie jedyny. Ale między Borowskim a Kobryniem jest olbrzymia różnica – ten ostatni używa bandyckich metod, bo o coś mu jednak chodzi, chociaż to, o co mu chodzi, jest dla nas wstrętne. Trollowi nie chodzi o nic, poza zwróceniem na siebie uwagi, sianiem strachu i niszczeniem niewygodnych. Proszę nie wierzyć w bajki, tak chętnie wciskane przez trolle, o wolności i ożywczym fermencie. Jak przyjdzie co do czego, to trolle są bardzo zaniepokojone fermentem, o ile ich nie dotyczy.

    Dziękuję bardzo za uznanie dla mojej, jak Pani nazwała, uratowanej zdolności komunikacyjnej. Jest ona m.in. wynikiem pracy i kontroli, samokrytycznego spojrzenia, gdyż i ja nie byłam całkiem wolna od bredzenia, jakim nasiąkalismy wszyscy w PRL-u. Myślę, że uratowało mnie głównie mówienie wprost i to, że wiem, o czym mówię, a gdy nie wiem, to nie wstydzę się, tylko pytam 🙂

  11. Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

    Tak, ma Pani rację o nic im nie chodzi, podpinanie się pod szlachetny ruch Anonymous jest nadużyciem i takim polskim napluciem na społeczne oddolne inicjatywy. Te armaty z plugastwem wytaczane użytkownikom portalu za to, że się tylko odezwali to najprostszy i najbanalniejszy terror grupowy, wojskowa fala, czy chore klasy szkolne. Tak jak Pani pisze, o nic nie chodzi, tylko o niszczenie cudzej pracy metodami starymi jakie znamy, bo przecież w Polce Ludowej o nic nie chodziło, tylko o to, by skłócić ze sobą społeczeństwo i je zatomizować. Podsłuchy, donosicielstwo, kto mógł mówić otwarcie i się nie bać sąsiada, nawet rodziny?
    Dla mnie to wszystko spadek poi PRL-u i to wcale nie jest moja teoria spiskowa. Będę pisać na blogu o latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, a jak dożyję to i dziewięćdziesiątych i analizować to wszystko, co wtedy z obywatelem wyrabiano.
    Taki portal literacki mógłby pełnić rolę ozdrowieńczą, mógłby przełamywać stereotypy, wnieść nowy oddech i po prostu leczyć. Ale nie, przyjdą takie gnidy i pod pozorem robienia rewolucji w sztuce będą się panoszyć, podlizywać administratorowi i wytracać cenne szanse nas wszystkich. Że im na to nie szkoda życia tym debilom, pewnie jeszcze na dodatek to nobliwi, dostojni starcy, którzy piszą delikatne bukoliki o ptaszkach równocześnie pod innym nickiem.

  12. Małgorzata Köhler pisze:

    Wspomniała Pani tam wyżej, że, cyt. “Oczywiście powinni być karani sądownie jak nakazuje prawo w naszym ustawodawstwie. Jednak nikt nie ma czasu, ochoty i energii bawić się w kotka i myszkę.” oraz, że admin nie powinien pełnić funcji policyjnej. Otóz to nie takie proste. Ja nawet się za to nie zabieralam, za poszukiwanie i zaskarżanie, bo istotnie szkoda mi czasu na zajmowanie się czymś, co budzi moje obrzydzenie, poza tym nie mieszkam w Polsce. Procedura przepracowywania sprawy przez niemiecką policję wspólpracującą z polską wydała mi się absurdalna, jest też dostateczna ilośc ważnych spraw międzynarodowych, aby jeszcze poświęcać czas takim indywiduom jak Naćpana :). Ale jeden z obrażanych regularnie autorów zrobił to, oddał sprawę w ręce policji – i nic, efekt jest mniej więcej tak do przewidzenia, jak znalezienie skradzionego roweru w wielkim mieście, do tej pory szukają. Myślę, że ci hejterzy, którzy wpadają w ręce policji, zaplątują się tam przypadkiem z innej okazji, albo odznaczają się wyjątkową glupotą. W takiej sytuacji portal powinen być moderowany. Moderacja Leszka Onaka w ostatnich miesięcach byłaby idealna, gdyby była regularna. Nie wycinał ostrych dyskusji a jedynie bluzgające konta Naćpanej i drugiego stalego trolla. Użytkownicy zdaje się też nie latają na skargę z tego powodu, że komuś się coś wypsnie i dojdzie do małej awantury. Jak pokazuje historia od grafomanów wyzywali się nawzajem od zawsze nieraz nawet nieżli artyści. To jakby przypisane do tego środowiska.

    Kwestia strachu – nie ma sensu się bać, oni nie mogą zrobić niczego więcej, niż zaśmiecić sieci bzdurami, które średnio inteligentny user jednak odróżnia od prawdy, przynajmniej po namyśle. A na ludziach niezdolnych do namysłu jakoś mi nie zależy 🙂

    Ludzie jednak często się boją, chociaż to trochę tak, jak ze strachami pod łóżkiem – tak naprawdę liczy się sam strach, a nie realne konsekwencje. Człowiek o właściwych proporcjach poczucia wlasnej wartości i umiejętności niebrania zbyt powaźnie całej pokręconej rzeczywistości wokół, wiedzący, o co mu chodzi, będzie robił swoje, mimo irytujących i przeszkadzających jej elementów.

    A odeszłam, jak napisalam na liternecie, z innych powodów. Jednym z nich jest to, że tak prowadzony portal, gdzie często dochodzi do kolapsu a wielu wartościowych autorów boi się tam po prostu wchodzić, przestał dla mnie pełnić rolę inspirującą, natomiast często zniesmacza, nie tylko tym, co wypisują te biedne kreatury, ale i tym, jak reagują osoby nie będące trollami, a podłączające się ochoczo, o czym Pani wspomniała.

    To chyba tyle o zjawisku trollingu, i tak poświęcałam mu za wiele czasu 🙂 Chciałam jeszcze wspomnieć, że b. trafnie wskazała Pani wartość i cudowność komunikacji dla nas, którzy znamy jej cenę, cyt.: “Jesteśmy z czasów, kiedy komunikacja międzyludzka była bardzo kosztowna, uciążliwa, często niebezpieczna.”. Czekało się na wieści, na szczęśliwców, którzy wyjeżdżali na Zachód, na przemycone z narażeniem życia książki z Kultury Paryskiej, pisało ‘prawdziwe’ listy, walczyło o przydział telefonu, ceniło przyjaźnie, za pomocą trocków próbowało ominąć cenzurę. Ta wartość jakby zniknęła z naszego życia, każdy może napisać byle co i puścić to w eter; manipulacje świadomością, mimo rosnącej wolności, odbywają się na skalę nigdy wcześniej nie spotykaną, a ludzie ludzi, ani nawet samych siebie i swoich słów nie traktują powaźnie. Najprawdopodobniej jest to forma przejściowa, ale musimy się w niej odnaleźć. Jedyną drogą wydaje mi się robić po prostu swoje.

    Proszę więc robić swoje nadal, Pani Ewo, pisać co Pani naprawdę myśli o książkach, bez kurtuazji i względów; młodzi poeci to nie dzieci specjalnej troski, a bardzo często osobowości napędzane przerośniętą ambicją w kombinacji z cwaniactwem, dążący do tego aby wślizgnąć się do literatury jak najszybciej i najtańszym kosztem. Poza tym grafomania jest groźna i zaraża jak ebola 🙂 Proszę kierować się swoją intuicją i ‘nosem’, oraz doświadczeniem z polską litereaturą, wreszcie własnymi uczuciami – bez względu na to, czy się komuś to spodoba, czy nie. No a przecież jeśli podobała by się Pani wszystkim, byłaby Pani po prostu niewiarygodna 🙂
    Dziekuję za ciekawą rozmowę.

  13. Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

    Wiadomo, że w czasie terroru i agresji milkną Muzy. Jeśli na liternecie w takiej atmosferze trwa tzw. twórczość artystyczna, robią to bez Muz.
    Mam tu w ręce tomik “Nadieżda” Macieja Słomczyńskiego, ale równocześnie czytam “Człowieka śmiechu” Wiktora Hugo. I chyba tylko o tym ostatnim napiszę na blogu, bezpieczniej.
    Jeszcze raz dzięki za wizytę, podskoczyła mi na blogu frekwencja o 200%!

  14. misia pisze:

    po ostatnim wpisie Leszka Onaka na portalu Liternet chyba trzeba zacząć go po prostu omijać i tam nawet nie wchodzić. Szkoda wielka.

  15. Ewa > misia pisze:

    zajrzałam, faktycznie, a ja tu broniłam Leszka Onaka! Myślałam, że jednak ma klasę… Zdaje się, że teoria Oli Opalińskiej że sam hoduje na portalu trolli jest prawdziwa! Ha, ha, no, nie przypuszczałam!
    Z jednej strony Żyrinowski, z drugiej krystaliczne Zło dochodzące do głosu i dominujące polską Sieć. Ale dożyliśmy czasów!

  16. Ewa > Zdzisław Antolski pisze:

    Dziękuję, że Pan odwiedza mój blog, wręcz monitoruje.
    Niestety, dowcipu Pan nie posiada, to nie Pana wina, bo dowcip to dar od Boga.
    Pozdrawiam!

  17. misia pisze:

    O, administrator powycinał wątki pozakładane przez Trolle i już użytkownikom się na portalu nudzi. Żeby mieć pożywkę, sięgają po Twój blog. Słusznie Kasia Ballou zauważyła, że nudziarze liternetowi sami sobie winni nie potrafiąc utrzymać bloga w należytym napięciu artystycznym, muszą się posiłkować tzw. “folklorem”.
    I tak niech się cieszą że chociaż Ty w necie z troską pochylasz się nad ich nudziarstwem:

    http://liternet.pl/grupa/pogwarki-przy-browarku/forum/2546-prezydent-obama

  18. Ewa > misia pisze:

    Właśnie, “folklor portali”. To taki sam folklor jak w klasie jakiś kretyn cały czas przerywa lekcje i klasa ryje ze śmiechu, bo nie chce im się uczyć. Wtedy nauczyciel, który poważnie traktuje swoje posłannictwo jest bezradny. Wierzę, że Pan Leszek Onak też poważnie traktuje swoje posłannictwo.
    Tak jak napisałaś, przyczyną jest nuda. Może dzisiaj dam radę coś napisać o nudzie w osobnym poście.

  19. Małgorzata Köhler pisze:

    Z dużym zdziwieniem obserwuję to, co się tam teraz dzieje. Podesłano mi dzisiaj linka do ‘wiersza’ Jana Usza – pod nim fantazje Małgorzaty Sochoń, wydającej mi się do tej pory poważną, niezależną osobą, która poczuła się dotknięta określeniem przeze mnie portalu jako miejsca zaplutego i sugeruje, że powinnam przeprosi użytkowników, gdyż to ja naplułam na Liternet.

    Pozwolę sobie skorzystać z Pani gościnności, aby sprostować zarzuty, gdyż żegnając się – uprzejmie i bez ‘plucia’ – napisałam wyraźnie, że opuszczam liternet co najmniej do czasu znaczących tam zmian i wchodzić na portal nie mam zamiaru, a jestem stale tam wywolywana do odpowiedzi.

    Otóż przepraszać nie mam za co, bo nie plułam nigdy na ten portal, pisałam jedynie o rzeczach, które inni, m.in. Małgorzata Sochoń, chętnie bagatelizowali, napomykając tu i ówdzie, że z trollami fajnie się żyje. Ponieważ jednak wielu ludzi gnębionych przez trlli odeszło w historii liternetu, nie godziłam się na takie zamiatanie sprawy pod dywan.

    Jedyne, co było nieścisłe w moich poprzednich tutaj postach to owo ‘zaplucie’ – metafora, aby nie napisać ‘zafajdane’. Pisząc to miałam na myśli liczne obrzydliwe wpisy Naćpanej o treści fekalnej, wiszące w lipcu i sierpniu po wiele dni, przy milczącej tolerancji takich osób jak m.in. p. Sochoń.

    Wypowiadałam się tutaj o problemie, którego przemilczanie prowadzi do zwyrodnień, a który istnieje nie tylko na portalu Liternet i dla którego alternatywą jak na razie jest tylko moderacja, a ta zazwyczaj doprowadza do marazmu i braku życia w komentarzach. Szczerze ubolewam nad ta sytuacją, gdyż lubiłam nieokiełznane, pełne niespodzianek i nagle pojawiających się samorodków dowcipu dyskusje portalowe, które jednak z konieczności przenoszą się z portali na fejsbuk, ze wszystkimi jego ograniczeniami. Ludzie nie chcą kontaktować się z trollami i niestety ubocznym skutkiem tego jest zawężenie zasięgu dyskusji do grona znajomych znajomych, po krótkim czasie brak jest ożywczych wpływów i wiadomo z góry, co kto napisze. Tej zmarnowanej szansy jest mi żal, a sugestie p. Sochoń, że walcząc o to, chciałam traktować liternet jako mój prywatny folwark, są krzywdzącym pomówieniem, bo dostatecznie wielu autorów poparło mój list otwarty do Onaka, co odpiera zarzut, że to były jedynie moje prywatne fanaberie.

    Zarówno Małgorzata Sochoń, jak wielu innych użytkowników rozpisuje się teraz na mój temat, chociaż mnie już tam nie ma. Niektórzy chichoczą sobie w co drugim wątku (od mojego odejścia 10 wątków na ten temat na forum! – a z ostatnich 26 wątków 25 to bzdurki, publikowane nie tylko przez trolle. Użytkownicy wycierają sobie mną buzię już bez przeszkód, gdyż nie mogę prostować nawet kłamstw i oszczerstw. To byłoby śmieszne i dziecinne, gdyby nie było groźne, bo tak np. jedna znana mi dobrze już z naciągania faktów uzytkowniczka sugeruje, że to ja doprowadziłam do odejścia p.Kwiecieć – podczas, gdy wiszą w wątkach dowody na to, że to pani Kwiecień zadarła z prawie wszystkimi komentatorami (ja zaledwie skomentowalam jej 2 czy 3 wiersze) aby na koniec zagrozić sądem Romanowi Knapowi, z tytułu zatrudnienia w sądzie, co było już niezłym nadużyciem funkcji , co zdecydowanie potępiłam. Gdy została za swój niefortunny występ wyśmiana, odeszła obrażona. Pisała Pani kiedyś o niej, wszystko jest do wglądu.

    Teraz tworzy się mity, jak to ja przeganiałam Bogu ducha winnych autorów. Ta sama użytkowniczka pisze o ‘wywlekaniu danych osobowych pod moim paszkwilem’, w domyśle: przeze mnie. Nigdy nie napisalam żadnego paszkwilu na liternecie! Tekst, “Podaruj trollom słońce” był w całości złożony z wypowiedzi trolli i osób okresowo trollujących na mój temat; dane osobowe wywlókł troll Borowski, a sama użytkowniczka załatwia sobie ze mną w ten sposób stare porachunki, gdyż koszmarnie wygłupiła się pod tym tekstem.

    W ostatnich dniach odeszło z liternetu siedmiu autorów, z tego, co wiem. Pozostali muszą się teraz utwierdzić, że dobrze uczynili zostając. To dziecinne, bo nikt im niczego nie zarzuca. Sama uspokajałam i zachęcałam do zostania jedną z grożących odejściem osób. Jeżeli pozostali autorzy mają na tyle odporności psychicznej i czasu do stracenia (mnie zrobilo się tego czasu po prostu żal), aby zostać i czekać na obiecywane przez Onaka zmiany, to tylko pogratulować – powinni pokazać teraz, że da się nadal tam funkcjonować, wznowić literackie dyskusje na forum, przestać zajmować się bzdurkami i małostkowymi rozliczeniami. Z dużą przykrością czytam niezabawne i nieuczciwe wpisy skądinąd inteligentnych ludzi, czy też lawirowanie i próby przypodobania się ‘frakcji troglodytów’.

    Kiedyś furrorę robiła tam złota myśl Alxa z Poewiki, że wielcy ludzie rozmawiają o ideach, mali o osobach (czy jakoś podobnie). Czytając liternet pod tym kątem widzi się nagle gromadę karzełków. Aforyzmy są niebezpieczne 🙂

  20. Ewa > Elm inCrudo pisze:

    Ależ Pani Emilio, Pani nic nie rozumie. Nawiązałam przewrotnie do niedawnej, a słynnej wypowiedzi księdza Lemańskiego wygłoszonej przecież dla młodzieży, dla pokolenia stanu wojennego.
    Wie Pani, że jestem pokolenia Pani Małgosi, która głównie jest mobbingowana za wiek. Na Liternecie wielokrotnie mnie nazwano staruchą i nigdy się Pani za mną nie ujęła. Skąd ta nagła troska i czystość przekazu, skoro od lat Pani grzęźnie w tym liternetowym błocie i Pani tam nic nie przeszkadza, byle tylko mogła Pani wypowiedzieć swoje mądrości?

  21. Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

    Pani Małgosiu, obecne przyzwolenie na współudział z Trollami zachęcane przez Kasie BallouTaki tytoń jest według mnie katastrofalne, nawet postronni nic z tego nie rozumieją, a te kajania się użytkowników i podlizywanie się Trollom, żenujące. Oczywiście tylko stanowcze NIE.
    Chcę napisać o nudzie Liternetu, ale nie wiem czy zdążę, bo Internet mi się kończy o 24.

  22. fobiak pisze:

    wpis usunięty przez administratora

  23. Ewa > fobiak pisze:

    Twoje IP fobiaku zostało zablokowane i przekazałam moderację bloga innej osobie.
    Z bloga Marka Trojanowskiego odeszłam sama i odchodziłam po każdym jego ekscesie, a on mnie błagał, bym została. Mam na to dokumenty w postaci listów, które tu upublicznię, jak będę pisała o latach nowego wieku, czyli za sześć lat.

  24. Ewa > fobiak pisze:

    To już przekonałeś się, że jesteś zbanowany i że Ci to zwisa.
    Dodam, że Marek Trojanowski zakazał mi wchodzić na portal erekcjato, ” bo tam sami idioci” i odpisywać na zaczepki Brewińskiego na portalu Rynsztok (cytuje z pamięci, najprawdopodobniej użył dosadniejszego określenia, w listach to jest).
    Więc Twoja poufałość względem tego co Trojanowski zrobił, powiedział lub nie jest nadużyciem nie względem mnie, ale Trojanowskiego o którego wizerunek zadbać ktoś powinien, skoro sam nie może mówić.

  25. Ewa > fobiak pisze:

    no właśnie, co miał mi zakazywać, toteż weszłam na erekcjato i się sama przekonałam, że ma rację.
    To ja wylansowałam Trojanowskiego, a nie odwrotnie. Po prostu mnie nie czytałeś, a on mnie czytał i zaproponował współpracę. Dowiedziałeś się o moim istnieniu z jego bloga. Niestety większość użytkowników literackiej Sieci odwiedza zazwyczaj jedno lub dwa miejsca. A ja mam bloga bardzo długo i pisałam z różnymi ludźmi, nie tylko z Trojanowskim.
    I z tych spółek nic nie wyszło. I dobrze.

  26. Roksana K. pisze:

    Mnie Marek Trojanowski nie musiał niczego zakazywać. Każdy szanujący się człowiek wie, że na publikowanie na erekcjato.eu szkoda czasu. Jaki Administrator taki portal.
    Pozdrawiam Pani Ewo,
    Roksana K.

  27. Roksana K. pisze:

    Marek Trojanowski w przeciwieństwie do fobiaka, który nieudolnie od wielu lat stara się go naśladować, to człowiek wykształcony, prawy i z zasadami. Czy ktoś “wylansował” Marka? Marek to wybitna, silna i barwna osobowość, nie potrzebuje ani wsparcia ze strony Pani, Pani Ewo, ani poklasku ze strony karykatury pod postacią fobiaka. Awangarda w najczystszej postaci broni się sama. Pozdrawiam Liternet życząc owocnej twórczości, Roksana K.

  28. Ewa > Roksana K. pisze:

    Pani Roksano, tak napisałam, bo włożyłam w jego blog bardzo dużo pracy, zdobywałam lektury i w zasadzie wymyśliłam formułę tego bloga. Żeby się toczył, żeby miał frekwencję i żeby przedstawiał jakąś wartość, a nie tylko pogaduchy o dupie Maryni, trzeba było przede wszystkim czytać omawiane lektury, co Markowi Trojanowskiemu nie zawsze się chciało i wolał uciekać na nieszufladę i tam trollować. Na dodatek, podobnie jak fobiak w swojej megalomańskiej wyższości uważał, że on mnie stworzył i nie traktował mnie partnersko. Nie kwestionuję zalet, które Pani wymieniła, ale tacy ludzie są nieznośni i wolę jednak dojrzałość i zrównoważenie niż taką barwność.
    Nie wiem, czy pozdrowienia dla Liternetu dotrą przez mój blog, bo tam też mnie nie trawią, nie tylko nie trawił mnie Trojanowski.

  29. Roksana K. pisze:

    Zgadzam się z Panią, Pani Ewo, “tacy ludzie są nieznośni”. Rozumiem, iż optuje Pani za dojrzałością i zrównoważeniem. Proszę jednak zważyć, iż dojrzałość umysłowa i zrównoważenie wewnętrzne to niestety nader często zapowiedzi przewidywalności, obietnice poczucia bezpieczeństwa i nuda, a w końcu rozpacz. Co do omawianych lektur na blogu Marka, rzeczywiście, pamiętam nawet rozmowę na ten temat… Dla tego urwipołcia mam jednak tyle nieskrywanej sympatii, że na wszystkie jego “niedole” patrzę z przymróżeniem oka. W swojej dziecięcej naiwności ufam, iż słowa mają moc sprawczą i pozdrowienia dla Liternetu dotrą przez Pani malowniczy blog.

  30. Ewa > Roksana K. pisze:

    dziękuję za wizytę, ale wolałabym, by się jednak nie odbyła i byśmy nie rozmawiały o tym „urwipołciu” co sprowokował podstępnie fobiak.
    Widzi Pani, na nieszufladzie teraz dano na forum plugawy post o mnie, a mnie w odróżnieniu, jak zapewniała Małgorzata Köhler – mnie to boli, nie jestem odporna i nic na to nie poradzę.
    Wielokrotnie prosiłam fobiaka, by mnie usunął z fikcyjnego jury na erekcjato, teraz ta nie moderowana nieszuflada. I Pani pisze o „urwipołciu”. To są poważne, kryminalne sprawy Pani Roksano. I te pozdrowienia…gdzie ja jestem…

  31. Roksana K. pisze:

    Pani Ewo, proszę nie przejmować się plugawymi postami. Wiem, że Panią to boli, skąd ja to znam… A co do nieszuflady i erekcjato… Należałoby zapytać, czym jest wolność słowa i gdzie są granice owej wolności. Na erekcjato nie zaglądam od pewnego czasu i nie tęsknię. Na nieszufladę i owszem. Komentarze czytam sporadycznie, od wielkiego święta, przeraża mnie obecne tam chamstwo i obsceniczność. To, że nieszuflada jest niemoderowana daje do myślenia i stawia pod znakiem zapytania kondycję portalu.

  32. Ewa > Zofia Serafińska pisze:

    Izo (byłyśmy na Ty) dziękuję za wklejenie na rynsztoku Twojej prywatnej korespondencji z Markiem. Słowa Twoje„(…)Od początku nie ufałam jej instynktownie, wyczuwałam fałsz, a i Ty wiedziałeś, że ona kiedyś odejdzie, gdy poczuje, że juz jej się to opłaca. (…)”potwierdzają moje odczucia. Od początku mnie nie lubiłaś i nieprawdopodobne jest z perspektywy czasu, że tak długo (dwa lata) wytrzymałam na tym blogu.
    Marek wprowadził Ciebie na blog bez mojej wiedzy, po prostu nagle się tam pojawiłaś. Moja korespondencja wewnętrzna wyjaśniłaby o wiele więcej, niż sama wiesz o sobie i tych relacjach, ale zrobię to, jak napisałam, dopiero za sześć lat, niemniej wszelkie dodatkowe materiały w tej sprawie są dla mnie bardzo cenne. Prosiłabym o jeszcze, gdybyś mogła coś jeszcze opublikować.

    Powracając do Twojego zdania z listu, nie opłacało mi się Izo nigdy. I uwierz, piszę jak do człowieka, piszę do Ciebie szczerze: bardzo żałuję tej decyzji, tego, że zgodziłam się na współpracę z blogiem Trojanowskiego. Ale byłam w nieszczególnym stanie psychicznym (bo zrywałam z malarstwem które bardzo kochałam na rzecz literatury w bardzo późnym wieku) i to wsparcie i akceptacja (Trojanowski pisał do mnie w zachwycie) niestety mnie uwiodło. Nie czytałam nigdy rynsztoka i nie wiedziałam, kim jest Trojanowski. Kiedy przeczytałam „ściek”, było już za późno.

    Widzę, że wdepnęłam w jakieś astronomiczne bzdury portalowe, nie mam czasu się w to teraz wikłać, niemniej Trojanowski stanął na drodze mojego życia i jest to moja biografia początku XXI wieku, i jest to dla mnie ważne.
    Co do pozostałych uwag użytkowników w komentarzu i na portalu nieszuflada, blog, jak w polityce, był teatrem dla widza, a wszystko odbywało się wewnętrzną pocztą. Stąd to posądzanie mnie o kłamstwa. Nie mogę pisać kłamstw, chociaż bardzo bym chciała, organicznie nie potrafię. Rzeczywiście, Marek, by zachować twarz i męską dumę post factum napisał, że mnie wyrzucił. Kłamał notorycznie, był mistrzem kłamstwa i pomówienia i łamał wszystkie wypracowane przez cywilizację przez wieki zasady międzyludzkiego współżycia. Wyznawał filozofię Machiavellego, to, że wszyscy ludzie są nikczemni, łącznie z nim samym (i z Tobą, to też mi napisał ).

    Pisząc o świętej pamięci Marka Trojanowskiego i dbając o ochronę jego świętości zakrawa nie tyle na ironię, co na zupełny idiotyzm. Nie można napisać o nim nawet tak jak o Genecie, że był Święty, bo Genet uprawiając swoje rzemiosło stosował złodziejską etykę, Trojanowski nie stosował żadnej. Jaki koń był, każdy zdroworozsądkowy użytkownik Sieci literackiej przecież to wiedział, jednak nikt nie mógł mu odmówić ogromnego talentu literackiego, bardzo dobrego dowcipu i wysokiej inteligencji. Z artyzmem było bardzo różnie, był niedoczytany, nie wyrobiony i być może teraz gdzieś w katakumbach nadrabia swoje zaniedbania rozwojowe.

    Zdumiewające jest, że legenda Trojanowskiego (każda miernota artystyczna potrzebuje mieć jakieś guru) jest w dalszym ciągu tak żywa i wzbudza tyle emocji. Mam na blogu od kilku dni pół tysięczną ilość odwiedzających, czego nie lubię, bo chcę być blogiem marginalnym. Może Izo ożywiłaś swoim postem umierający rynsztok, którego wskrzeszenie byłoby celowe. Zachęcam do publikacji całej Twojej korespondencji Marka Trojanowskiego, nie daj się prosić!

    No to piszcie, pastwcie się na de mną, jest mi bardzo przykro i bardzo to przeżywam, ale jak widać, za wszystkie błędy sieciowe trzeba zawsze zapłacić, wcześniej, czy później.
    Oczywiście, przejęłam się bardzo że Trojanowski nie żyje, jak przejęłam się śmiercią Nahacza, Pułki, Knapa.
    Nic więcej.

    http://www.rynsztok.pl/index.php/forum/fresh/1/

  33. Małgorzata Köhler pisze:

    W takim razie tutaj napiszę o tym ‘trojanizmie’, zresztą póki temat aktualny, a samą mnie to do niedawna dość zajmowało.

    Od razu zaznaczę, że Marek Trojanowski nie interesuje mnie jako człowiek, nie znam go i nie miałabym go nawet o co zapytać, gdybyśmy się przypadkowo poznali, dopuszczam też mozliwość, że to w gruncie rzeczy porządny człowiek i tylko nie wiedzial, co czyni 🙂 Jego bloga poznałam bliżej już po skonie, badając tam zresztą głównie rolę Knapa z okazji pracy nad jego biografią i redakcją “Compositae”. Pani z nim konflikt byl mi nieznany, sam autor bloga też, chociaż dostawałam z wielu stron wskazówki, że to on jest być może tym moim już teraz osobistym hejterem ‘borowskim’, a nawet dopiero niedawno znalazlam pewien dowód w mojej korespondencji, wcześniej przegapiony, wspierający tę teorię.
    Jednak w międzyczasie ‘borowski’ jako zjawisko przestal mnie interesować. O wiele gorszym znalazłam mechanizm, jaki uruchamiał we wcześniej zdawałoby się normalnych użytkownikach netu, (czyli to, o czym właściwie napisała Pani w tym wątku). Dokonana przez ten mechanizm polaryzacja postaw odsłania nieraz cechy groźniejsze, niż zwykłe trollowanie.

    Dlatego też nie będę tu pisać o MT jako człowieku – bo go nie znam (mimo, że on, jak doniósl mi jednen z jego zauszników, wyrażał się na mój temat słowami kubek w kubek ‘borowskiego’) czy o MT – bloggerze, który wiele osób rozczarowal – jednych swoim odejściem, innych niewykorzystaniem dużych możliwości, jakie w owym czasie dawał, mógł dać ten blog, a innnych wreszcie zniesmaczył czy wręcz zgnoił.

    Bo Marek Trojanowski jest dla mnie przede wszystkim autorem czy też raczej nosicielem nienowej ale skutecznie rozpowszechnionej przez niego idei, że ludzie, w tym szczególnie ludzie ze środowisk twórczych są w swojej masie, wszyscy bez wyjątku źli i przyświecają im parszywe intencje. I o ile mogłam zauważyć, Trojanowski znajdowal zawsze na to dowody, szukając ich nieraz długo i z uporem.

    Wiadomo, że najgorszą bronią jest propaganda. Dla mnie propaganda Trojana to wrzucony do netu koń trojański z mnożącymi się w środku robotami, czego dowody mamy dzisiaj nie tylko na liternecie.
    Dopuszczam możliwość, że ten inteligentny niewątpliwie człowiek nie wiedzial, co robi, a po prostu wierzyl w to, co sobie wymyślił – jakkolwiek trudno mi wierzyć w taką ślepotę. Bo w zasadzie już nawet średnio rozwinięte dziecko poznaje zasadę, że dobro pomnaża dobro, a zlo się podobnie klonuje, oraz, że dostaje się, czego się oczekuje. Człowiek nosi w sobie i dobro i zło, możesz to wszystko z niego wydobyć, to kwestia narzędzi. O tym Trojanowski musiał przecież wiedzieć. Jednak kreowany przez niego świat jest konsekwentnie czarny i jako taki skazany na wieczną czarność, i wszystko się doskonale zgadzało, a gdyby pociągnął dłużej, zgadzałoby mu się bardziej i bardziej,

    Być może ukierunkowane, destrukcyjne działanie takich ludzi spowodowane jest ich nadwrażliwością, nadmiernym idealizmem, jednym slowem czymś na ksztalt wiecznej chłopięcości – nie mam pojęcia, twierdzi się, że uczynione im kiedyś zło muszą przenosić dalej, ale ja w to nie bardzo wierzę; mnie się zdaje, że to wszystko wynika z rozczarowania, jakiegoś defektu (faktycznie, może nabytego w głebokim dzieciństwie), który nie pozwolił im na pogodzenie się z najczęstszym realnym obrazem człowieka – jako potencjału dobra i zła, przy dziecinnym rozumowaniu, że skoro ktoś jest trochę zły, to jest zły i kropka. Jak nie udaje mi się wyklepać z piasku idealnej budowli, to ją kopnę i rozwalę.

    Łapię się teraz na tym, że te rozważania są nieco niesmaczne, w nieobecności ‘naszego bohatera’, dlatego podkreslę raz jeszcze – nie interesuje mnie przyczyna, dla jakiej Trojanowski narzucil środowisku literackiemu ten kierunek myślenia, ani dlaczego zrodziła się w nim ta idea, ale za bardzo ważny uważam sam fakt jej wprowadzenia na taką skalę.

    Wieloma celnymi chwytami dyfamował co bardziej znanych autorów, którzy wspaniale nadawali się na kozly ofiarne, tym bardziej, że wielu z nich bało się wejść do czarnej jaskini, aby się bronić, czatował na ich śmiesznostki, tym właściwie żywił swojego bloga, a przede wszystkim własną idee fixe. Dlaczego tylu czytało go z wypiekami, jak przyznawali po czasie? Ano właśnie. Dlaczego na placach, gdzie płonęły stosy, było zawsze tylu gapiów? Obawiam się, że to jest to samo pytanie, chociaż zapewne nie jedyna odpowiedź.

    Porzuciwszy już dawno przede wszystkim z nudów dociekania, kim jest ‘borowski’, zło wcielone 🙂 ani czy Marek Trojanowski był “nimi wszystkimi” (czemu Iza stanowczo zaprzeczała kiedyś na Ryszntoku), stwierdzilam jednak, że ‘oni wszyscy’ – ‘borowski’, Naćpana, Rajski ze swoją kubek w kubek mentalnością, również Kasia Ballou oraz wszystkie te trolle i trolliki okazjonalne są klonami Marka Trojanowskiego, jego przynajmniej duchowymi dziećmi, które wyprowadził – Borgman! – z mieszczańskiego, nudnego domu na wielką przygodę z nowym, bardziej zabawnym chociaż niezbyt grzecznym tatusiem.

    Więc szczerze mówiąc, nie zdziwiłabym się, jakby własnie z tego powodu MT, np. jako człowiek honoru – o ile nim jest – poderżnął sobie bloga. Chociaz oczywiście może tylko bawi się świetnie na baChamach.

    PS. Ale – wracając do trolli – Wolf, który się właśnie wścieka, że siedzę tak długo i piszę o tym, twierdzi, nie bez racji, że całe to trollerstwo powołujemy do życia sami, wynosimy do rangi problemu małych i bez znaczenia hejterków, i że w środowisku muzycznym tacy też istnieją, przez chwilę – coś tam nabazgrzą na portalach, ale po chwili nikt o nich nie pamięta, jedynie przyczyniają się do utrwalenia nazwy zespołu i podniesienia frekwencji na koncertach.

    Znikają tak szybko, jak kiedyś znikali, gdy wyprosił ich pan Kaziu, portier z klubu związków twórczych a pani sprzątaczka powycierala ślady pawia, i za 5 minut nikt już o nich nie pamiętał.
    Jest w tym jakaś ożywcza myśl, prawda? 🙂

  34. Wojciech Graca pisze:

    Dobry wieczor,
    jako ze pojawiam sie powyzej, pozwolilem sobie na ten wpis.
    Po przeczytaniu zrobilo sie mnie przykro, ale na szczescie tylko na chwile. Jeszcze pare lat temu, kiedy zradykalizowano mnie w internecie, pewnie odszczekalbym cos Pani. Ale dzis ani mnie to ziebi ani grzeje, poniewaz zdaje sobie z sprawe z tego, ze kiedys moja corka, badz syn, o ile internet jeszcze bedzie, przeczyta byc moze insynuacje Pani autorstwa o swoim ojcu i pewnie pomysla sobie, coz to za smutna Pani dokonala trollomorfizacji Wojciecha Gracy. Zycze Pani jak najmniej negatywnych wpisow pod Pani adrsem i pod Panstwa adres rowniez, co by to mlody Gabriel nie musial czytac przykrych rzeczy pod adresem mamy.
    Pozdrawiam

  35. Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

    Absolutnie nie zgadzam się z Pani oceną działalności bloga Marka Trojanowskiego. Ale skoro Pani go nie czytała, nie zna, nie chce znać, to nie może Pani wysnuwać żadnych wniosków pod jego adresem.
    Przepraszam, że nie odpiszę na wszystkie komentarze, ale już się pogubiłam w ich treści.
    O środowisku plastyków w czasach PRL-u mogę pisać jedynie z własnego doświadczenia.

  36. Ewa > Wojciech Graca pisze:

    Przepraszam Pana, jeśli wyrządziłam Panu krzywdę pochopnym posądzeniem, ale ktoś napisał, że na portalu erekcjato jest jedna, góra dwie osoby i to są te wszystkie nicki wypisane w jury konkursu erekcjato, gdzie wpisano też bez mojej zgody moje nazwisko.
    A tak nawiasem, to skoro Pan jest taki delikatny i tak dba o swoje dobre imię, to dlaczego Pan nie protestuje na portalu erekcjato, gdzie łamie się prawo obywatela dzisiejszej Polski i bezprawnie wpisuje moje imię i nazwisko wbrew mojej woli? Mam nadzieję, że ten wpis przeczyta Pana córka o tchórzostwie ojca.

  37. Małgorzata Köhler pisze:

    Pani Ewo, ale w czym się Pani ze mną absolutnie nie zgadza w mojej ocenie bloga Trojanowskiego, skoro ja przecież w ogóle nie oceniałam samego bloga?

    O nim napisałam tylko to, co było głośne w sieci, a znam i prywatnie zdanie ludzi uwiedzionych przez MT i rozczarowanych niewykorzystaniem szansy tego bloga, bo był on początkowo autorytetem. Nie jest też tak, że go w ogóle nie czytałam. Jak napisałam, poznałam HMN bliżej dopiero po zawieszeniu.
    Choćby tylko przez sentyment do Knapa, który czuł się tam jak ryba w wodzie, wreszcie nieskrępowany i mogący bez przeszkód wyżywać swój ekscentryzm i pociąg do kontrowersji, uważam, że czarne strony bloga miały tez swoją dobrą stronę. No i już zupełnie nie zamierzam się spierać z Panią, która wie to wszystko lepiej, bo współpracowała z nim przez 2 lata.

    O wpływie głoszonych przez Marka Trojanowskiego makiawelizmów na obyczajowość portalową i naśladownictwie jego epigonów w postaci trolli – a tu akurat wiem bardzo dobrze o czym piszę, no i sama Pani przecież o tym pisała, a miałam niestety okazję stykać się z tym wciąż na Ns i Liternecie, przedzierać przez to i wiem, jak karlało pod tym obciążeniem życie portalowe. Znam też dokładnie te samą filozofię trolla ‘borowskiego’, bo ujawniał mi ją również w majlach, słanych w celu pchwalenia się kolejną ‘psotą’ czy szokowania, a mnie dość szokowało, gdy jeszcze nie wiedzialam, co jest grane, o co chodzi w tych portalowych rozróbach i kto kogo za co zwalcza, w czasie gdy gorączkowo szukał wyznawców (a podejrzewam, że w ten sposób sobie werbuje swój “Legion”) – to wszystko skojarzylo mi się z Pani ostatnim tematem, Borgmanem, i stąd moje refleksje.
    Dziękuję za gościnność, Pani Ewo, przepraszam, jeżeli nadużyłam czy moje wpisy stały się jakoś tam niewygodne. Pozdrawiam.

  38. Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

    Nie nadużyła Pani, bardzo się cieszę i przynajmniej to, że wyjaśniła Pani rolę Wojciecha Gracy, który jest niewinny.
    Za moje pomyłki odpowiadam ja sama i trudno mi jeszcze odpowiada za to, co kto powiedział w Sieci. Czytałam blog Trojanowskiego od początku do końca, tak jak uczestniczyłam w życiu artystycznym członków ZPAP od roku po dyplomie (trzeba było kandydować w Kole Młodych), przez bojkot stanu wojennego i późniejszą reaktywację. Dzisiaj nie należę, bo nie stać mnie na składki członkowskie. Nie zajmowałam żadnego miejsca w Zarządzie Katowickiego ZPAP, nikt by mnie nie dopuścił, tak, jak i nikt by mnie nie dopuścił do opozycji, która była zakonspirowana i mogłam tylko kupować od nich bibułę. Nawet rozdawnictwo darów w Kościele było silnie obstawione, a ja byłam matką karmiącą. Sieć uwolniła te zależności, ale jak widzimy, popadliśmy w inną skrajność. O tym wszystkim powolutku będę na blogu pisać, aż umrę.

  39. Ewa > Małgorzata Köhler pisze:

    acha, nie odpowiedziałam na pytanie, z czym się nie zgadzam. Właśnie, z tymi powierzchownymi, posłyszanymi sądami. Nie da się o żadnym zjawisku pisać go nie znając, dotyczy to książki, filmu, spektaklu. A blog miał być błazeńskim komentarzem do literackiej sieci i w pewnym sensie teatrem. Kto nie chodził na spektakle, nie może nic o tym wiedzieć.

  40. Robert Mrówczyński pisze:

    Może warto przytoczyć na koniec co ma do powiedzenia na temat trolli, ale i Sieci w ogóle, jeden z najwybitniejszych i najpoczytniejszych współczesnych pisarzy polskich felietonista Jerzy Pilch. W swoim „Dzienniku” z 2012 rozprawia się z charakterystyczną dla siebie rutynową zjadliwością ze zjawiskiem Internetu, głównie za niemożność sprawowania nad nim kontroli i za który – jak za zbrodnie wojenne niemal – jak konkluduje, jego wynalazcy będą musieli kiedyś zapłacić. Internetu nie zna, nie korzysta, nie uznaje twórczości w Sieci, a nawet powątpiewa w nieliczne korzyści jakie zjawisko Sieci przyniosło. Nie zna, albo udaje, że nie zna z nazwy trollingu, ale definiuje trolli jako wszy.
    Jednak najwyraźniej stronienie, nie korzystanie nie wystarcza, aby cieszyć się niezmąconym uznaniem i uwielbieniem wielbicieli. W końcu ten konformistyczny konserwatysta w jakiś sposób dowiedział się, że ma nie tylko wielbicieli, a przeciwnie i wściekle i jakże trafnie zareagował miażdżąc trolli jak niżej:

    (…) „Oprócz zamykania stadionów, Internet też ma być zamykany. Podobno tu i ówdzie sam się już zamknął. Oba przedsięwzięcia daremne, pozorne a nawet w ich przeciwskuteczności przygnębiające. Co do rozmaitych zakluczonych, najpewniej na krótko, a może na jeszcze krócej portali, nie triumfuję, choć z czystym sumieniem i nie bez drobnej satysfakcji mogę powiedzieć: mówiłem, mówiłem, że ten cały Internet to jest jedna wielka rzeka gówna, baza anonimowych agresorów, schronienie i co może istotniejsze spełnienie wszelkiej maści popaprańców i frustratów. W życiu nie bardzo, kariera marna, marzenie – najczęściej jakieś literackie marzenie – prysło, zdawało się, że już jest po meczu, nawet po dogrywce, a tu masz! – jaka znienacka ocalająca niespodzianka, nagle w ciemnym jak dusza nieudacznika tunelu, błysnęło światło. Potem jęło się przybliżać, potem robiło się coraz jaśniej, potem światło było jak euforia i na koniec złocista niczym klucz do wszystkich sezamów świata – klawiatura się pokazała, równie piękna jak dalekosiężna i wszechmocna. I nagle ci którzy z racji wszelakiej nikczemności głosu nie mieli i mieć nie powinni, głos zyskali. I to jaki?! Tubalny! I z miejsca iluż odbiorców się pojawiło, ilu wiernych i podziwu pełnych czytelników, jaka publiczność?! I stworzona wyłącznie przez techniczną wynalazczość, funkcjonująca wyłącznie dzięki demokracji złowroga machina ruszyła i jest nie do poskromienia, nie do zatrzymania. I bywa silnie opiniotwórcza i nie jeden się z nią liczy, niejeden się jej lęka. Na forach internetowych zawrzało. Nowa ta fraza w polszczyźnie przez licznych, jako znak ważnego jakiegoś wydarzenia społecznego bywa z powagą odbierana. W istocie jest wrzeniem szkoda gadać czego, szkoda gadać czym. A mówię na razie o pożal się boże intelektualnej wierchuszce Internetu, o jadowitych komentatorach, o snujących plugawe, ale jednak jakieś wywody, o autorach pełnych pogardy i nienawiści, ale przynajmniej próbujących swą pogardę i swą nienawiść jakoś wyrazić, uzasadnić i wyartykułować. Są władającymi klawiaturą troglodytami. Nie są wszami Internetu. Ton nadają wszy. Wszy, syci anonimowi krzykacze, co niepodobna nie pomyśleć nawet na forum, wbiegają ze strachem, miotają obelgę i chodu w krzaki. Oni są solą Sieci! Oni, sami zdumieni nagłą siłą, nagłym zasięgiem, nagłą wielokrotnością i poważnymi nie raz konsekwencjami głoszonych przez siebie plugastw, są jak myśl upojeni swym internetowym istnieniem. I nie im się co dziwić, dawniej mieli, znaczy ich wcześniejsze pokolenia miały do dyspozycji ściany publicznych kibli, na których swe frustracje ryli. Dziś mają do dyspozycji Sieć oplatającą miasto i świat. (…)”

  41. Małgorzata Köhler pisze:

    Wiele racji ma Pilch, ale nie ma jej w kwestii zasadniczej, intenet jest bowiem naturalną konsekwencją doskonalenia ludzkiej komunikacji, jak był nią rozwój pisma czy wynalazek telefonu, a wyzwolić świat z tej sieci mogłaby już chyba tylko totalna zagłada.
    I tu się bardzo dziwię tym wszystkim, którzy omijają to medium jak wymysł szatana.
    No ale oczywiście można żyć bez internetu, tak jak kiedyś świetnie się żyło bez telefonu czy jeszcze wcześniej bez książek.

    Osobny problem to sprawa zanieczyszczeń na łączach, tego spływu gówna, bez konsekwencji prawnych. Nowa przestrzeń publiczna wymaga starannego zagospodarowania i pielęgnacji, niestety na razie toniemy w szlamie.
    Dopóki nie wykształcą się godziwe zasady życia społecznego w necie, musimy go brać z całym dobrodziejstwem inwentarza, cóż począć.

  42. Ewa pisze:

    nowe medium potrzebuje zagospodarowania. Jak go sobie zagospodarujemy, takie będziemy mieli. Wszystko zależy od nas.
    Pani Małgosiu, jeśli tak sprawnie przebiegła ubiegłoroczna akcja zbierania pieniędzy dla Romana Knapa, dlaczego nie jesteśmy w stanie uruchomić wszelkich możliwości działania zbiorowego?

  43. Marcin pisze:

    No właśnie, czy z Internetem dziś nie jest tak, jak w ubiegłym stuleciu z, powiedzmy, komunikacją samochodową? Na początku też odbywała się raczej na dziko. Dopiero później wymyślono przepisy drogowe, usystematyzowano arterie dróg itp. Pilcha prawo psioczyć na Sieć, której znać ani lubić nie musi, a nasze się z tym nie godzić i podejmować próby jej cywilizowania. Zresztą o ile sobie przypominam – a słuchałem pilchowego “Dziennika” w audiobooku i mogę coś pokręcić – on tam później przyznaje się, że sam w tym wstrętnym szambie jakichś informacji jednak szukał. O jakimś piecu czy czymś podobnym. Nie wspomnę już, że jego “Dziennik” trafił do moich rąk nie na papierze, lecz właśnie via net. Ten straszny, plugawy net. W którym – nawiasem mówiąc – my toczymy naszą tu rozmowę.

  44. Ewa pisze:

    Nie czytałam Pilcha, ale coś podejrzewam, że boi się, że jak będzie się czytać literatów sieciowych, to przestanie się czytać takich jak on.
    Cały świat zachwyca się Internetem, tylko Pilch wie lepiej.
    Zawsze na świecie istnieli nienawistnicy, którzy wyładowywali się na innych, często przypadkowych ludziach. Akurat jest tak, że Internet idealnie się do tego nadaje. Normalny zapracowany człowiek nie miałby takich możliwości. Hugo pisze, że mogli to robić bogaci lordowie w Anglii na początku XVIII wieku:
    „(…)Był także Klub Uderzeń Głową, zwany tak od tego, że zadawano tam ludziom ciosy głową. Upatrywano sobie tragarza o co szerszych barach i co tępszej twarzy. Częstowano go dzbanem porteru, w raźcie potrzeby przymuszano do wypicia, byleby tylko pozwolił zadać sobie cios głową w piersi czterokrotnie. Czyniono w związku z tym zakłady. Raz Walijczyk pewien, nazwiskiem Gogangerdd, chłop jak tur, wyzionął ducha po trzecim takim uderzeniu (…)Był też i Fun Club. Fun, podobnie jak cant czy humor — to słowa nie do przetłumaczenia. Fun tak się ma do żartu, Jak pieprz do soli. Wtargnąć do cudzego domu, stłuc tam cenne
    lustro, pociąć szpadą rodzinne portrety, otruć psa, zamknąć kota w ptaszarni — oto co się nazywa zrobić komuś fun. Rozpuścić fałszywą wieść o czyjejś śmierci i przyodziać tym sposobem w żałobę całą rodzinę — to również fun. Nie inaczej też jak przez fun wykrojono w obrazie Holbeina w Hampton-Court kwadratową dziurę. Jakże dumny byłby miłośnik funu, gdyby on to obtłukł ramiona Wenus z Milo! Za panowania Jakuba II pewien młody lord, pan milionowy, rozweselił cały Londyn i uznany został „królem funu” dlatego, iż podpalił w nocy chatę. Nieszczęśni jej mieszkańcy uratowali się w samych tylko koszulach. Członkowie Fun klubu, pochodzący z najznakomitszej arystokracji, wypuszczali się na ulice Londynu późną nocą, kiedy zwykli mieszkańcy miasta już spali, i wyrywali z zawiasów okiennice, przecinali rury u pomp, przedziurawiali zbiorniki wody, zrywali szyldy, niszczyli ogrody warzywne, gasili latarnie, przepiłowywali belki podstemplowujące domy i wybijali szyby w oknach. Grasowali najczęściej w najuboższych dzielnicach. Wszystkie te bolesne psikusy robili nędzarzom bogacze. Mowy więc nawet być nie mogło o jakiejkolwiek skardze, o jakiejkolwiek odpowiedzialności. A zresztą była to przecież tylko wesoła zabawa.(…)”

    A jednak dzisiaj po Londynie można chodzić bezpiecznie. Więc można oczekiwać postępu w obyczajowości i ten postęp nigdy nie postępuje sam. Między innymi dzięki Wiktorowi Hugo, który rzecz ujawnił.

  45. Małgorzata Köhler pisze:

    To skomplikowane, jak popsuty związek 🙂

    Bo nie ma natychmiastowej nagrody?
    Dobro, aby przyciągalo, musi być spektakularne lub obiecywać natychmiastową korzyść, poza tymi wypadkami dobro jest nudne i wiąże się z wyrzeczeniami, których opłacalność leży w mglistej przyszlości. Wtedy samo dobro staje się podejrzaną abstrakcją. Jak z dziurą ozonową 🙂

    To, co teraz napiszę, nie przysporzy mi sympatii, ale to wynik rzetelnych obserwacji i przemyśleń.

    Nagrodą w akcji “ratujmy poetę” było m.in.:

    – natychmiastowe ulżenie poczuciu swojej bezradności. Z niektórymi dziewczynami po prostu ryczalyśmy bezsilnie po obu stronach ekranu, człowiek musiał zrobić “coś”.

    – nieraz: szybka możliwość pozbycia się wyrzutów sumienia lub poczucia niższości (wobec Romka, byly takie przypadki)

    – świadomość ważności swojej roli, że pomaga się w bardzo waźnej sprawie. że nawet drobna pomoc się liczy

    – dodatkowo wszystko podbarwione tragizmem, strachem, panika wobec śmierci i solidarnośc stada wobec drapieżnika;

    To oczywiście nie jedyne powody, jest jeszcze wyobrażnia, pozwalająca na naprawdę dużą empatię, była też w kilku przypadkach szczera sympatia dla samego Romana.
    Utożsamianie się więc lub pomoc ‘swojemu’, zachowania jak najbardziej naturalne dla życia stadnego.
    Dobro, jak i miłość, to handel wymienny, czasami z samym sobą, cokolwiek byśmy o tym pięknego nie napisali.
    Dyskomfort człowieka przyzwoitego, gdy innym jest źle, nie pozwala mu spać spokojnie, odczuwa się wtedy palącą potrzebę zrobienia czegoś. Niezmiernie rzadko pomaga się naprawdę większym kosztem niż korzyść, zaspokojenie którejś z tych rzeczy, o jakich pisałam.
    To wszystko jest najzupelniej naturalne i nic w tym złego. Człowiek uczciwy wobec samego siebie potrafi znaleźć swoje motywy.

    Pozostaje pytanie nr. 2 – dlaczego w sprawie bezpieczeństwa przestrzeni publicznej nie ma takiej ochoty do współdzialania, i to pomimo, że większośc jest niby zgodna, że trolle są elementem przeszkadzającym.

    No to sięgnę na górę, zobaczmy czego brakuje:
    – nie ma natychmiastowej nagrody, wręcz przeciwnie, raczej natychmiastowa a łatwa do przewidzenia przykrość, oblanie pomyjami (i strach w związku z tym).

    – w społeczeństwie, bezmyślnie paplającym o wolności bez jej rozumienia i szanowania wolności innych, i nazywającym donosicielami tych, którzy zwracają się do sił porządkowych w razie czynionej komuś krzywdy, osoby aktywnie wypowiadające się przeciwko przekraczjącej granice samowoli trolli są piętnowane jako wrogowie wolności, donosiciele i ‘spielverderber’, psujący zabawę. Rzadko kto to udźwignie.

    – Bardzo często motywem powstrzymującym od reaakcji jest chęć podobania się wszystkim. . Lepiej będę więc udawać, że jestem neutralny, wtedy wszyscy będą mnie kochać. Ale to piekielnie złudne, bo a) łaska trollerska na pstrym koniu jeździ b) będąc neutralnym wobec czynionego na naszych oczach zła przyjmujemy pozycję w najlepszym razie neutralnej Szwajcarii, bogacącej się na utracie majątków żydowskich, a w najgorszym zostajemy oskarżeni o współwinę i nieudzielenie pomocy.
    A jeżeli mamy to szczęście i nikt nas nie oskarża, to powinniśmy się oskarżyć sami przed sobą.

    O tym, że wielu z użytkowników portali ma wielką radochę, gdy trolle komuś dowalają, już nawet nie wspomnę, bo to oczywiste. Wielu jest wielu ludzi, których poczucie humoru ogranicza się do mometów gdy ktoś komuś innemu podstawi noge, a najlepiej nielubianemu sąsiadowi.

    Oprócz tych ostatnich, niskich pobudek: strach więc, brak natychmiastowej nagrody, niewiara w powodzenie, niechęć do naraża się w imię dość niepewnej idei.

    Trolle całkiem inteligentnie dbają o to, aby głównych swoich przeciwników postawić w niekorzystnym świetle, rozpowszechniają kłamstwa, przekręcają fakty, ośmieszają. Zachwycona publika rechocze i jest rozbrojona, czytaj: bezwolna. Jeżeli byl jakiś autorytet, jest podważony i posądzony o prywatę, a więc i sensownie nawet sformułowany apel spotyka się z nieufnością.
    No i jeszcze może to, że niemała część użytkowników sieci to osoby uzależnione od alkoholu lub innych środków oraz/albo mocno niezrównoważone psychicznie; te wchodzą na portal najczęściej w stanie, w którym nie bardzo wiedzą, co robią. Wypisują wtedy brednie lub trollują w najlepsze, nieraz nawet zapominają się przelogować na awaryjny nick. W interesie tych ludzi nie leży zmiana obyczajów czy admińska ingerencja.

    Ło matko, przeczytałam to, co tam wyżej głośno myślałam i widzę, że wyszedł mi czystej wody trojanizm: jesteśmy bardziej źli, niż dobrzy. A to przecież wszystko nie tak miało być.
    Może po prostu normalnie idzie się na wygodę i łatwiznę, i trzeba dopiero wstrząsu, aby wydobyć z siebie dobro? Które tam głęboko – jestem pewna – jest?

  46. Ewa pisze:

    W moim wypadku pomoc Romanowi Knapowi nie polegała na sympatii, gdyż wielokrotnie mnie bardzo skrzywdził zupełnie bezinteresownie, nie mam pojęcia dlaczego, bo akurat o nim nigdy nie pisałam ani nie rozwialiśmy ze sobą. Wszedł tu na blog i mi nawymyślał (prosił by usunąć, ale nawet obraził profesora z Seattle, który tu gościnnie pisał i nie wiedzieć czemu to zrobił).
    Ale w obliczu tragedii poczułam, że jesteśmy jednością, że Sieć nas łączy, i że łączy nas Śląsk. Naprawdę wierzyłam, że nie umrze i że każda życzliwość, nawet ta moja mu pomoże.

    W dalszym ciągu jestem przeciwna lataniu do administratora na skargę, przypomina mi to szkołę i donoszenie nauczycielom. Społeczność może sobie sama z powodzeniem poradzić, ale, jak Pani pisze Pani Małgosiu, ludzie mają radochę, a ta radocha nigdy nie została dosadnie nazwana. Uważam, że branie w obronę skrzywdzonego daje zawsze rezultaty. Milczenie i przechodzenie obojętnie nad kopanym jest karygodne i przerażające, a tak jest na portalach. Mnie kopano cały dzień, kiedy bezsilnie się broniłam na nieszufladzie i nikt nie wystąpił w mojej obronie, a byłam zupełnie nowa, nikt mnie nie znał. I to nie były żadne trolle. A tutaj są napastnicy rozpoznawalni i nic. Cisza, bo nie karmić trolli. Ale ciszę można dawkować bardzo różnie, ona mi zawsze brzmi jak aprobata.

  47. Małgorzata Köhler pisze:

    Roman pod wieloma względami cenil Panią, Pani Ewo i zamierzal nawet o Pani napisać w swoim cyklu o dworcu web, ale nie wystarczyło mu życia. Czy jednak by się Pani tam odnalazła pozytywnie, nie wiem, bo Romek byl ironistą z okiem do wszystkich słabostek i sama zgrzytalam zębami nad notatkami, jakie poczynił do odcinka o mnie (niestety, tylko szkoce), miało się to nazywać “Małgo, ty moje dziecko z dworca web” i było naprawdę cieple, ale pełne wyostrzonych moich śmiesznostek, co w pierwszym momencie odczulam jako straszliwą niesprawiedliwość (takie groteskowe sceny, jakbym zmuszala go bez ładu i składu a to do picia herbatki z melona, a na drugi dzień już do czegoś innego, wedlug kaprysu i bez sensu) – a przeciez było kompletnie inaczej, więc krzycząca niesprawiedliwość; jawilam się sama sobie w tych jego notatkach jako bezmyślna, histeryczna i pomylona, ale złość mi przeszła, bo przecież to był wymóg gatunku, poza tym bywam bezmyślna i pomylona, jak stwierdzilam po chwili namysłu :).

    Poza tym o ile wiem, poza kilkoma wyskokami, Romek raczej nie obrażał ludzi, lubił ich, prawie o nikim nie wyrażał się źle (może na blogu u Trojanowskiego, źle o zjawiskach, o czynach, ale nie potępiał nikogo, nawet ludzi ewidentnie podłych wobec niego) i często sam mnie temperował, gdy się zapędziłam, miał wielkie poczucie humoru i tego oczekiwał od rozmówcy. Mial natomiast jedną cechę, za którą go nie znoszono – nie wahal się przed mówieniem nieprzyjemnej prawdy. Lecz jeśli się pomylił albo zauważył, że wyrządzona przykrość jest większa, niż korzyśc z powiedzenia prawdy, potrafił przeprosić, na co stać niewielu ludzi.

  48. Ewa pisze:

    Tak, ale to można powiedzieć o większości ludzi, którzy jak chcą, potrafią być bardzo mili i uroczy. Mam mnóstwo listów prywatnych od Naćpanej Światem, nie uwierzyłaby Pani nigdy, że jest to ta sama osoba.
    Chcę tu napisać o okrucieństwie śmiechu, śmiechu jako o narzędziu opresji. Wspólnie zauważyliśmy, że ludzie wchodzą na portale przede wszystkim po to, by się pośmiać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *