SPIRÓ

Niedawno spolszczeni „Mesjasze” i „Iksowie”, to obszerne tomy ponad pół tysiąca stronicowe, ale może tak rozwlekla, mantryczna maniera historycznej perswazji jest jedynym sposobem na wejście nowego głosu w czytelniczą świadomość wychowanka szkół polskich.

Kończy się Klasycyzm, rozpoczyna Romantyzm, a bohaterowie Györga Spiró są cały czas tacy sami, tacy jak my dzisiaj, bezradni wobec narodowego losu, ale pełni zapału, by go przezwyciężać.
Są tak samo szarzy jak my dzisiaj, mimo barwności epok w których żyjemy i żyli nasi przodkowie. Jest purpura, krew, dym armat i ten fantastyczny wynalazek Kościuszki: kosa – najtańsze narzędzie do zbijania – jest w każdej szopie, wystarczy tylko ludzi zachęcić i mamy kolor, mamy nasycone barwy. Przecież o tych czasach nie mówią nam monochromatyczne dagerotypy, ale malarstwo olejne robione przez genialnych kolorystów. I tak całą podstawówkę i liceum naszą wiedzę historyczną wypełniali Matejko, Kossak, Gierymscy czy Malczewski. To tak, jakby nasi prawnukowie przyswajali nasze życie wyłącznie z narracji bilbordów.

Kiedy czytałam „Iksów” miałam cały czas na uwadze fora i blogi Internetowe, mimo, że György Spiró pisząc książkę trzydzieści lat temu, borykał się z zakazami wstępu do polskich bibliotek jako wróg narodu polskiego, a przecież większość dokumentów, o które bezskutecznie dobijał się węgierski historyk dzisiaj umieszczonych jest w rozrastających się i licznych bibliotekach sieciowych, kiedyś, w czasach kontroli i reglamentacji „papieru” niemal utopijnych, niewyobrażalnych.
Miałam na uwadze Internet, ponieważ tytułowi „Iksowie” to tacy w sumie dzisiejszy hejterzy, którzy psują zabawę. Spiró właściwie nie wyjaśnia, dlaczego psują i dlaczego niszczą Bogusławskiego, polskiego geniusza na miarę Moliera. A gdy czytałam „Mesjaszy” miałam na uwadze inne media, jak np. Radio, albo Telewizję, chociaż Towiański nie jest tam Ojcem, ale jednak Mistrzem.

Zanurzyć się w prozie Györga Spiró to mimo wszystko rozpusta na miarę Prousta, chociaż takiej estetycznej francuskiej przyjemności czytania Spiró nie daje (jednak sceny miłości francuskiej Mickiewicza z Ksawerą są). Ale, jeśli się nie da tego szkła boleści z oka wyjąć – jak pisał Krzysztof Kamil Baczyński – to przynajmniej warto zmienić szkła okularów Historii i nie oglądać jej przez ciemne okulary słoneczne Jaruzelskiego.

György Spiró, nasz bratanek, wykonał za nas wielką pracę u podstaw, grzech z niej nie korzystać.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *