Dwadzieścia sześć wierszy Martyny Buliżańskiej dedykowane są dążącym do piękna, a mottem tomiku jest fragment wiersza Baudelaire „Zniszczenie”
„(…)Gdzie nudów kraj się ciągnie – pusty, niezbadany –
I rzuca w oczy moje, pełne przerażenia,
Splamione brudem szaty, ropiące się rany
I narzędzia skrwawione dzikiego zniszczenia.”
Przeczytałam w jakiejś recenzji sieciowej, że idealnie te strofy wprowadzają nas do wszystkich utworów poetki równocześnie je określając. Toteż potraktowałam tę wskazówkę jako pomocne narzędzie w tropieniu w nich co i rusz zniesmaczenia światem w którym Buliżańska żyje, bo jej bunt młodości z racji młodego wieku jak najbardziej jest na miejscu.
I w tym duchu rozpoczęłam czytanie tomiku pełna niepokoju, czy dam radę go przeczytać. Wiadomo już, że nie będę potrafiła uruchomić samo myjącej wanny, ani wykorzystać wszystkich możliwości aparatu fotograficznego który właśnie dostałam od syna na Dzień Matki. Dzisiejsze nastolatki uzbrojone w Wikipedię znokautują mnie przecież natychmiast, a moja mozolnie ścibolona z nieosiągalnych lektur erudycja może stać się bezużyteczna i bezwartościowa wobec narzędzi wschodzącej poetki, którą zrodził na dodatek nie niepoetyczny czarny Śląsk, ale przepiękne Kujawy białe.
Jednak, sądząc ze słów Baudelaire’a, poetka na Kujawach się nudzi. Mało tego, młodość poetki na Kujawach jest śmierdząca, brudna, pusta i przerażająca.
Znam tylko Kujawy z relacji Edwarda Stachury i mimo, że to przecież poeta przeklęty, degenerat, samobójca i wariat, to jego zachwyt Kujawami nawet w głębokim PRL-u był wiarygodny i każdy kto czytał Stachurę, chciał się natychmiast na Kujawy udać.
I mimo, że Wisła objęta została ostatnimi czasy ścisłym, finansowanym przez Unię Europejską programem ochrony przyrody, że osiągnięcia w ratowaniu ptaszków i zwierzątkach mieszkających, bądź zimujących tam w zakolach rzeki są imponujące, to jednak zniesmaczenie poetki jest widoczne w każdym wierszu. A przecież wiersz pozwala przecież, jak to wiersz, lewitować po całym kraju, świecie, a nawet kosmosie, z czego poetka Buliżańska chętnie korzysta. Niestety, wiele miejsc, które odwiedza poza Aleksandrowem Kujawskim, a który staje się nagle równie trudno namierzalny jak i pozostałe miejsca geograficzne, są tak wieloznaczne i tak nieprecyzyjne, że pędząc po tych skojarzeniach, strofach, świecie mi zupełnie obcym, zziajana i zagubiona, wypisałam sobie wreszcie jak uczeń trudne wyrazy i zaczęłam je rozgryzać.
To, że ta ziemia jest tylko Buliżańskiej i miłośników jej poezji, a przede wszystkim wrocławskich jurorów, przekonałam się już przy drugim wierszu „Spektakl I: Ukoronowanie” . Niestety, nigdy nie widziałam ani jednego odcinka radzieckiego serialu ze Stirlitzem i zasadność odzywki: “jeśli słonie idą na północ, to wołki zbożowe podążą ich śladem”, jest dla mnie niezrozumiała i myślę, że nie muszę się teraz wstydzić, że nie wiem, o co chodziło.
Przełamywanie przez młodzież wszelkiej odrazy do niedawnej przecież sowietyzacji Polski może być dla nich i przednią zabawą, jak czytam na blogu Radosława Wiśniewskiego, który trafnie skojarzył twórczość Martyny Buliżańskiej z Agnieszką Mirahiną. I to, jak poetka mówi w wywiadzie z Romanem Honetem, że fascynuje ją język rosyjski jest jak najbardziej wartościowe. Jednak poetka wypełnia swoje wiersze rosyjskimi imionami, nazwiskami, miastami i te zabiegi są dla mnie jedynie zabawą, a nie jak się w wywiadzie zaklina, przeżyciem. Bo w wierszach podskórnie poetka chce zawrzeć Historię, przeżycia wojenne dziadków, ale tak na zasadzie Sylvii Plath, której wojenna pretensja do ojca była przecież jakimś upiornym resentymentem, a nie zabiegiem estetycznym jaki jest tutaj. Ale czy wiersz „ślady pamięciowe; pobrzeża” Martyny Buliżańskiej rzeczywiście nawiązuje do wiersza „Tato” Sylwii Plath poprzez umieszczenie tam wyrazu Nauset? Kto to może wiedzieć… Jedynie w wierszu „hanoi. sześćdziesiąte I” Jane, to rozszyfrowana gwiazdką Jane Fonda.
Trzeba na amen zapomnieć o zdrowym rozsądku czytając dalsze wiersze, gdyż bezbronny czytelnik ciągle jest zaskakiwany nowymi obrazami, będąc zupełnie na nie nieprzygotowanym. Oj, nie ma litości dla czytelnika Buliżańska, nie ma. Jak wreszcie się czytelnik umości i skojarzy magdalenkę proustowską z Marią Magdaleną i wewnętrznie przyzwoli i się przełamie na tę profanację skojarzeń ni z gruszki ni z pietruszki, to zostanie natychmiast zastrzelony Andersenem, Edgarem Poe, i wie już, że ma do czynienia nie z dojrzałym twórcą, ale po prostu z dzieckiem, które dostało do zabawy mnóstwo atrakcyjnych zabawek, lecz jest tak zblazowane, że po kolei chwyta poszczególne zabawki i znudzone je odkłada. Hop-Frog z noweli Edgara Allana Poego miesza się z andersenowską baśnią o Waldemarze Daae i jego córkach z renesansowego zamku w Danii, a chrześcijańskie obrazy świętych mówiące o poszukiwaniu duszy ubarwione są kabalistycznym słowami, które nic mi nie mówią.
Mam nadzieję, że ta poezja nie jest typowa dla piszących wiersze nastolatków, bo wynikało by z niej, że cierpią one na straszny wewnętrzny bałagan dążący do jeszcze większego zaśmiecenia i zapętlenia i zaszpuntowania duchowego, a jakie to groźne, to już o tym pisał Witkacy.
Niemniej ładne są w strofach Buliżańskiej fragmenty dotyczące właśnie Kujaw, zakoli Wisły, przepięknych dzikich zarośniętych nabrzeży rzeki.
„idziemy: las, las, odnoga Wisły, zaledwie kilometr od gorącego centrum”
[bydgoskie: mówi burżuazja]
„już kwiecień, nadal badasz łokciem płynące czarnoziemy”
[Mówisz, żegnaj bossawalo]
„z pól wracają dziewczęta w zgniecionych sukienkach”
[neszama]
„rzeki występujące z brzegów ze śliskimi dziewczynami w sitowiu;”
[tretiakova: nic prawdą]
I jest nadzieja na poezję prostą, bez snobistycznych egzaltacji postmetafizycznych, postkomunistycznych i postnietzscheańskich, bo każdy wiek ma do powiedzenia tylko swoje, zarówno wiek poety, jak i kultury.
Tu są wiersze. Ale za to postarzona o dziesięć lat. Coś za coś.
http://archiwum4.kwartalnik.eu/35/35/htm/poezja/bulizanska.htm
Dzięki, że wyłowiłaś błąd, może to naprawią, bo podkopuje wiarygodność Sieci. Jak uaktywniam linki, to dodam dyskusje na Liternecie, zawsze coś tam z konkursowej kuchni się przedostaje:
http://liternet.pl/grupa/wiadomosci-literackie/forum/2413-silesius-2014?page=1
http://liternet.pl/grupa/wiadomosci-literackie/forum/2417-nagrodyzm
trwa dyskusja o Twojej notce na FB w profilu Doroty Stefaniuk:
https://www.facebook.com/dorota.stefaniuk?fref=pb&hc_location=profile_browser
Marek Kołodziejski Bieńczycka jako źródło krytyki? Bieńczycka może czytać książki, może też napisać, co o nich sądzi, bo mamy demokrację, ale to chyba wyczerpuje zasób jej możliwości.
3 godz. temu • Lubię to!
Dariusz Ciupiński Przeczytałem uważnie co napisała Bieńczycka. Podzielam opinię, którą zapisała w słowach o niedojrzałości dziecka, które nie wie jaką zabawką się bawić bo każda jaką bierze do ręki dość szybko ją nudzi. Swoją opinię o Laureatce i jej pisaniu zachowam dl…Zobacz więcej
30 minut(y) temu • Edytowany • Lubię to! • 1
Dorota Stefaniuk Marku, właśnie dlatego wydało mi się to zabawne. Gorzko zabawne. Niezależnie od mojego zdania na temat twórczości MB, kiedy poczytałam sobie dziś w nocy opinie innych, to zrobiło mi się żal dziewczyny. ” Na pochyłe drzewo każda koza…” Stąd się wzięła właśnie opinia Pani Bieńczyckiej ( z którą akurat w kilku punktach się zgadzam), stąd też pochodzi mój komentarz co do jury. Choć w jednym masz rację, pewnie powinnam i ja zmilczeć na ten temat. Niech mnie późna pora postu wytłumaczy
19 minut(y) temu • Lubię to! • 1
Dariusz Ciupiński Druh zakreślił zasób możliwości, ale on nie jest obowiązującym prawem, do czego Druh nie aplikuje, jestem – na ile to możliwe – przekonany. Na pochyłe łatwiej to i skakanie popularniejsze. Nie jest sprawą wartość pisania poetki, tej – po czasie – wystawi weksel kto inny niż Jury. Dorot, dlaczego miałabyś zmilczeć. Dlaczego miałabyś nie zmilczeć. Tik-tak
7 minut(y) temu • Lubię to! • 1
dzięki misiu. Nie mam w dalszym ciągu profilu na fb i nie mogę zabrać głosu. Ale cieszę się, że rzecz jest poddana dyskusji i bardzo dziękuję za to Pani Dorocie Stefaniuk że mnie wygrzebała w Sieci.
Myślę, że jurorzy wybierali z czegoś, z czego wybierać w danych okolicznościach mogli. Na pewnym tle taka poezja była pewnie najciekawsza.
Zgadzam się z panią. A tym porównaniem Buliżańskiej (poetką jej nie nazwę, bo na ten tytuł trzeba zasłużyć) do dziecka, które nie wie, czym się bawić, trafiła pani w sedno. Uważam, że ten tomik to totalny bełkot, przypadkowy zlepek wyrazów, który nie niesie ze sobą żadnego znaczenia. I dowód na to, że do bycia poetą trzeba dojrzeć.