25 marca 2014, środa. Kilka minut się spóźniłam, bo pobłądziłam i zapomniałam gdzie się wchodzi, wszystkie bloki takie same.
Kiedy zdyszana wpadłam do sali, Małgosia siedziała w pierwszym rzędzie i na mój widok ucieszyła się tak, jakbym była jej najbliższą krewną.
Jak spotykam przypadkowo Małgosię na ulicy, nigdy się nie witamy, nie całujemy, nie podajemy sobie ręki, ot jakoś tak to załatwiłyśmy, że po pierwszej wymianie zachwytów ze spotkania wymieniamy kilka zdań i udając obustronnie pośpiech, szybko kończymy rozmowę starając się iść w przeciwnych kierunkach. Dzisiaj Małgosia jednak siedziała i ja nie wiedząc, co zrobić po jej entuzjastycznym okrzyku, chwyciłam ją rozpostartymi ramionami za jej ramiona, jednak wobec nieruchomości jej ciała zastopowałam i zawstydzona cofnęłam ręce.
Usiadłam obok. Prócz przewodniczącej zebrania, jej sekretarki i Małgosi w sali nie było nikogo i dopiero teraz zorientowałam się, że ten aplauz zawdzięczam nie sobie, a tylko kworum. Zebranie beze mnie nie odbyłoby się i nie można by było głosować nad ustawami, które w dniu dzisiejszym, na Zebraniu Wspólnoty Mieszkaniowej miały zapaść, a jak głosiło listowne zaproszenie, ustawy były niezwykle ważne. Dwie osoby, jak stwierdziła przewodnicząca, są wystarczającą liczbę do otwarcia zebrania.
Przewodnicząca odczytała kilka ustaw i podniosłyśmy z Małgosią ręce. Po tych formalnościach zgłosiłam nieśmiało prośbę o wywieszenie w klatkach schodowych informacji, o numerach alarmowych na wypadek awarii. Ostatniej soboty woda nie wiadomo jakim sposobem pokonała skorupę ścian i przedostała się cuchnącym strumieniem do pokoju, zalewając mieszkanie niżej, które wynajmuje studentkom Małgosia.
– Szukałaś mnie pod nazwiskiem panieńskim – a tam gdzie mieszkam, nikt nie zna tego nazwiska – Małgosia zwróciła się do mnie, a potem do przewodniczącej opisując awarię ostatniej soboty przejmując całą uwagę na swoje mieszkanie, mimo, że jak zauważyła, jest po niej jedynie niewielki ślad na suficie.
– Ale – zakończyła – ponieważ właśnie remontowałam to mieszkanie, należy się odszkodowanie.
– Tak – powiedziała przestraszona przewodnicząca. Stare rury centralnego ogrzewania w ścianach będziemy usuwać sukcesywnie. Ten odcinek został już wymieniony i jesteśmy ubezpieczeni. Kiedy można się z panią umówić i zrobić zdjęcia?
Zaczęły się długie negocjacje Małgosi co do pory dnia jak i samej daty, bo Małgosia właśnie rozpoczęła następny kierunek studiów i jest osobą niezwykle zajętą. Nie miałam pewności czy ekipa szacująca straty zdecyduje się zaglądnąć do mojego mieszkania, w którym zniszczenia są o wiele większe.
Zatem nieśmiało zgłosiłam nową prośbę, jako lokatorka mieszkającej pod dachem na trzecim piętrze. Teraz gołębie bardziej świadome korzyści ulatniania się ciepła z kominów wentylacyjnych zatykają je gniazdami już od stycznia znaszając tam w dziobkach materiał budulcowy i szczelnie zatykając kanał wentylacyjny. Ostatnio kominiarz wezwany z powodu braku wentylacji był zbyt leniwy, by wejść na dach i oczyścić komin, napisał lustrując mieszkanie, że trzeba wymienić, niedawno przecież wymieniane okno kuchenne. Kominiarze nie chcą wchodzić na dachy, trudnią się teraz żebractwem, roznosząc po domach kalendarze z wizerunkiem kominiarza w cylindrze, oraz pocztówek na Wielkanoc, żądając za to jałmużny. Dlatego trzeba rozpocząć negocjacje z gołębiami – zakończyłam wyjmując z torebki jako dowód pocztówkę od domokrążnego kominiarza, przedstawiającą jurnego chłopaka w cylindrze ubranego w czarny uniform z dwurzędowymi miedzianymi guzikami, trzymającego w dłoniach złotą podkowę i jajo, na którym namalowany był zając.
Zapadło milczenie, więc dodałam pojednawczo, że widocznie brać kominiarska zbiera pieniądze na zakup kapeluszy na targach staroci. Kominiarze borykają się z ciężka sytuacją braku cylindrów na rynku, kapelusze tego kroju podobno nie są, nie wiadomo dlaczego, produkowane. Faktycznie, na ich głowach są teraz czapki-pilotki.
Przewodnicząca zapewniła, że już wkrótce na kominy zostaną nałożone siatki, a sekretarka to zaprotokołowała.
Przewodnicząca już tylko zwracała się do Małgosi pytając ją, jakie ma zakupić pojemniki na segregację śmieci. Małgosia zdawała się być w swoim żywiole znając dokładnie wymiary śmietnika, do którego na poprzednim zebraniu dokupywano kolejne klucze i zamki, które natychmiast przez zbieraczy śmieci zostały po prostu wydłubane i zaniesione do punku złomu. Małgosia podała przewodniczącej wymiary pojemników, które ma zakupić i to z tych większych, by w domu nie śmierdziało.
– Jak to? – zwróciłam nieśmiało uwagę. Przecież do pojemników musi się wkładać opakowania umyte!
Sekretarka westchnęła, że to dodatkowa woda do mycia, która jest bardzo droga.
– Przecież oni to wszystko mielą – zaczęła delikatnie Małgosia z czego wynikało, że i ona jej wnuczka z którą mieszka mają zamiar wrzucać do pojemników plastiki nie umyte.
– Ależ na całym świecie myją! – jak chcemy należeć do dzisiejszej cywilizacji, musimy myć – zakończyłam żarliwie i nagle poczułam, że bardzo zależy mi na tym, by były umyte.
Małgosia tymczasem szybko skierowała rozmowę na bezpieczniejszy papier.
– Ja i moja wnuczka zużywamy mnóstwo papieru! Pełno notatek, zeszytów z naszych studiów, jestem też miłośniczką gazet, no, u mnie tego jest mnóstwo!
– To Małgosiu nie przyznawaj się, bo obciążą cię podwójnymi kosztami za śmieci – zwróciłam się w trosce o małgosine pieniądze, które tak bezsensownie wylatują, jak uprzednio zauważyła, kupując całą popsutą spłuczkę, a nie, jak dawniej, tylko uszczelkę.
Małgosia dumnie przemilczała moją uwagę.
– Starzy ludzie już niewiele wyrzucają – Małgosia próbowała skierować tor rozmowy na inny temat.
– Ależ w tej dzielnicy nie ma już starych ludzi- zaśmiałam się.
– Jak to, a Chrobokowie?- zaoponowała Małgosia. Ona już ledwo się rusza, a on z tym pieskiem też ledwo łazi.
– Gruba Jolka? – Ależ oni są w naszym wieku!
– W naszym? Zdziwiła się Małgosia. Popatrzyłam na jej obrzmiałą twarz pełną zmarszczek. Przypominała twarz jej matki tuż przed śmiercią.
– No a Marysia? Nie dawała za wygraną.
– A ona starsza od Edka? Bo Edek w podobnym naszemu wieku!
– Tak, była zdaje się starsza – dodała niepewnie Małgosia. Też ledwo łazi. Ale ci młodzi to jak się zachowują! Zuzia wynajęła tym dwóm chłopakom i tam rano majtki na bzach, co noc jakieś imprezy.
– To całe szczęście! – ucieszyłam się. – Poznałam ich, fajne chłopaki. Przynajmniej wprowadzają w ten dom życie!
Nagle weszła urodziwa, wysoka dziewczyna w okularach i siadła za nami. Małgosia zwróciła uwagę, by przewodnicząca wciągnęła ją na listę uczestników zgromadzenia, ale nie mogła już, gdyż zebranie zostało przed chwilą zakończone, co zostało wpisane do protokółu. Ale nowoprzybyła mogła zadawać jeszcze pytania.
– Dlaczego – a mieszkanie kupiłam w lipcu – od tego czasu były już dwie podwyżki czynszu? – spytała nowoprzybyła.
– Gdzie ona mieszka – spytałam cicho Małgosię.
– Na miejscu Hechlińskich – odpowiedziała.
Po wyjaśnieniach przewodniczącej powiedziałam, że mieszka na mieszkaniu śpiewaka operowego i pewnie ściany są przesiąknięte jego śpiewem.
– Na Stanisława w maju, na swoje imieniny, śpiewał tak głośno, że z pierwszego piętra dochodziło na trzecie i ten śpiew niósł się do później nocy!
– Tak!- zawtórowała Małgosia, to był wielki talent. A wiecie, że chcieli go przyjąć do Opery w Bytomiu, ale żona się nie zgodziła ze względu na to, że będzie pracował z innymi kobietami i całe życie przesiedział w biurze!
– To był wspaniały sopran! – dodałam.
– Sopran? – dlaczego zmieniasz mu płeć? – zaczęła szydzić Małgosia.
Zaczerwieniłam się i poprawiłam – tfu, tak, tenor! Śpiewał też w kościele i faktycznie, zmarnowany wielki talent.
Nowoprzybyła nic na to nie odpowiedziała. Drzwi się otworzyły i zaczęli wchodzić mieszkańcy sąsiedniej klatki schodowej, której pora zebrania właśnie wybiła.
Kiedy w trójkę wyszłyśmy i chciałam jeszcze z Małgosią pogadać o starych czasach, ona już mnie nie widziała i wyraźnie chcąc wracać z nowoprzybyłą, intensywnie ją zagadywała, a ja skierowałam kroki w przeciwnym kierunku.
O Ewie
Ewa Bienczyckaluty 2025 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki
Bardzo ładnie opisałaś ten moment kiedy jesteśmy wzgardzeni, zlekceważeni, instrumentalnie potraktowani, kiedy się podstępnie posłużą naszą uczuciowością, dobrą wolą, witalnością tylko po to aby ją opluć i zmarnotrawić. To takie niby drobne dotknięcia egzystencji, ale jakże dotkliwe. Z drugiej strony odczuwa się niechęć do takiej czarnej, wręcz spiskowej wizji zdarzeń i ludzi. Każdy przecież chce doświadczać dobra i miłości i woli bodaj zakłamać się w tej kwestii i żyć ułudą niż zliczać te toporne i wręcz chamskie ciosy od życia. Fajnie, że terapeutycznie przekułaś to w udany portret tej potwornej Małgosi. Myślę, że pomogło i nie tylko Tobie.
Przyznam Ci się Robercie, że te wyznania piszę z bólem i może nawet wbrew sobie, w każdym razie wbrew terapeutycznej funkcji literatury, co jak piszesz da się zawsze wykorzystać, by sobie zrobić dobrze. Jakoś coraz bardziej jestem jednak obok i bardzo bym chciała, by ten stan się utrzymał, toteż twój komentarz raczej mnie zmartwił, bo widocznie nie jestem, a czytelnik zawsze ma rację.
W tych skanach, które mi przysłałeś, w tych listach „Wrogowie publiczni” Houellebecq wbrew wcześniej napisanemu esejowi o Howardzie Phillipie Lovecrafcie (który miałam cały czas w pamięci) opowiada się jednak za realizmem:
„(…) Moją rolą w Pańskim przeznaczeniu będzie być może to, że zaciągnę Pana ku literaturze wyznania – a to niekoniecznie będzie czymś złym. Schopenhauer zauważa ze zdziwieniem, że kłamać w piśmie jest stosunkowo trudno (refleksja nad tą kwestią nie posunęła się do przodu, a i ja też mogę tylko zauważyć ze zdziwieniem: w wymianie epistolarnej jest coś, co zmusza nas do prawdy, do obecności, no nie?)(…)”
Słowem, chciałabym to wszystko bardziej przetwarzać, i pisać, wbrew poglądom Lovecrafta, z pozycji stróża, a nie arystokraty. Ale siebie nie przeskoczę.
Jakoś nie nie chce mi się wierzyć w ten “ból”, nie odbieram Ciebie jako masochistki.
Symbioza bycia “obok” z jednoczesnym “terapeutycznym odwetem” na rzeczywistości jest całkiem możliwa, jedno drugiego nie wyklucza. I myślę, że Ci się to całkiem udaje. Po prostu ja jestem zbyt spoufalony z Tobą i bezczelnie zaglądam Ci do kuchni.
Nie wiem Robercie. Tam na Liternecie trwa teraz polemika z Frnaszkiem, a ja uważam, że każda walka o nową poezję czy literaturę jest bezsensowna, bo i tak pisarz jest zwierciadłem czasów w których żyje i będzie zawsze pisał zgodnie z czasem i duchem epoki, a nie jego modą. Nie można literatury traktować instrumentalnie, a więc i terapeutycznie, jednak zawsze osobowość przenika i jej potrzeby. Tak się pisze, a nie, że tak chcemy pisać.
Dam jeszcze cytat tego z antysemity Lovecrafta, bo zdaje się że poprzedni komentarz nie jest jasny:
(…) Słowem, moje dziecko, widzę w tego rodzaju tekstach pozbawione dyskrecji poszukiwanie tego, co w życiu najniższe, oraz niewolniczą transkrypcję pospolitych zdarzeń widzianych prostackim okiem dozorcy czy szypra. Bóg wie, dość mamy bydląt na każdym podwórku, a wszystkie tajniki seksu da się zaobserwować przy okazji kopulacji krowy albo klaczy. Gdy patrzę na człowieka, chciałbym widzieć te cechy, które podnoszą go do rangi istoty ludzkiej, oraz zalety, dzięki którym jego działania charakteryzuje symetria i twórcze piękno. Nie pragnę bynajmniej, aby na wiktoriańską modłę użyczano mu fałszywych i pompatycznych myśli i motywów, lecz chciałbym, by jego zachowanie przedstawiano właściwie, kładąc akcent na wewnętrzne walory, nie zaś w głupawy sposób podkreślając te bydlęce własności, które dzieli z pierwszym lepszym knurem albo capem.
Tę długą diatrybę podsumowuje bezapelacyjnym stwierdzeniem: „Nie wierzę, by realizm mógł być kiedykolwiek piękny”.(…)”
[Michel Houellebecq „H.P.Lovecraft Przeciw światu, przeciw życiu” przełożył Jacek Giszczak]
No ale właśnie to jest najtrudniejsze w literaturze: odbić ducha czasów, odkryć go nazwać. Wcale się nie jest zwierciadłem swoich czasów tylko dlatego że się pisze, czy uważa za pisarza. Nie działa tu żaden automat, a piszący, w większości zadowalają się modą i jak najbardziej instrumentalizują literaturę i nic ich nie obchodzi odkrywanie nieznanego, bunt.
Ostatnio zachwyciłem się Węgrem Kosztolanyim i jego “Ptaszyną” wydaną bodaj w 54 w tłumaczeniu Andrzeja Sieroszewskiego. Zachęcony, sięgnąłem – zadając sobie niemały trud – po jego “Krwawego poetę” książkę wydaną w Polsce w 28 roku i tłumaczoną przez Gabriela Mondscheina. Jakie rozczarowanie! Mondschein – pomijając, że pisze językiem już wówczas archaicznym, staromodnym, nieznośnym – kompletnie nie odkrył, nie widzi tego co odkrywa kilkanaście lat wcześniej Kosztolanyi, a co potrafił świetnie zrobić Sieroszewski. A przecież prawie w tym samym czasie Gombrowicz wydaje olśniewającą “Ferdydurke”, choć jego odkrycia mało kogo wówczas olśniły, a i teraz mało kto rozumie co ona znaczy i dość słabo jego literatura odcisnęła piętno na literaturze polskiej.
Gdybym zaczął lekturę w odwrotnej kolejności, po Ptaszynę bym nie sięgnął z pewnością.
Ten przykład ilustruje, że w określonym czasie mogą funkcjonować “osobowości” literackie odbijające kompletnie fałszywą rzeczywistość, a nawet grzebiący (trudno powiedzieć czy celowo) odkrycia swoich poprzedników.
Ale gdyby kierować się radami Lovecrafta i kłaść akcenty na wewnętrzne walory człowieka, które różnią go od bydlęcia, trudno byłoby w ogóle pisać. Każda literatura pisana pod tezę jest nie do strawienia.
Twoi bohaterowie są trochę świniowaci, ale dochodzisz do tego bardzo uczciwie, w drodze drobiazgowej analizy. I chyba o to chodzi.