CTRL+C, CTRL+V, czyli PLAGIAT W LITERNECIE

„(…) Człowiekowi próżnemu przydarza się to samo, co skąpcowi, który środki bierze za cele i zapominając o tych ostatnich, wiąże się na zawsze z tamtymi. Pozór rzeczy zmienia się w jej istotę i ostatecznie staje się naszym celem. Potrzebujemy, aby inni traktowali nas, jako wyższych od siebie, abyśmy i my nabrali tego przekonania i mogli oprzeć na nim wiarę we własne przetrwanie, a przynajmniej w przetrwanie naszej sławy. Wdzięczniejsi jesteśmy temu, który uznaje talent, z jakim bronimy jakiejś sprawy, niż temu, co uznaje jej słuszność lub prawdę. Wściekła mania oryginalności krąży po współczesnym świecie duchowym, nikt nie jest od niej wolny. Wolimy inteligentnie bredzić, niż mówić trafnie, lecz bez wdzięku. Już Rousseau powiadał w swym Emilu: „A któryż z myślicieli interesowałby się filozofią, gdyby była ona zdolna odkryć prawdę? Każdy wie, iż jego system jest nie lepiej uzasadniony niż inne, upiera się jednak przy nim, bo jest on jego dziełem. Nie ma nikogo, kto poznawszy prawdę i fałsz, nie przenosiłby znalezionego przez siebie kłamstwa ponad prawdę odkrytą przez kogo innego. Gdzież jest taki filozof, który za cenę sławy nie wprowadzałby chętnie w błąd rodzaju ludzkiego? Gdzież jest ten, który w skrytości serca stawiałby sobie inny cel niż ten, aby się wyróżnić? Czegóż więcej on pragnie, niż wyniesienia ponad pospolitość i zaćmienia osiągnięć swoich konkurentów? Najważniejsze to myśleć inaczej niż inni. Pośród wierzących jest on ateistą; pośród ateistów byłby wierzącym”. Ileż prawdy wyziera z głębi owych smutnych wyznań pełnych bolesnej szczerości!
Nasza wytężona walka o uwiecznienie imienia usiłuje zwyciężyć przyszłość, lecz także zwraca się ku przeszłości; zmagamy się z umarłymi, gdyż to oni rzucają cień na nas, żywych. Jesteśmy zazdrośni o minionych geniuszy, których nazwiska niczym słupy graniczne historii wytyczają stulecia. Niebo sławy jest niezbyt wielkie: im więcej osób weń wnijdzie, tym mniejszy obszar każdej przypada. Wielcy ludzie z przeszłości odbierają nam miejsce w nim; pozbawiają nas miejsca, do jakiego aspirujemy w ludzkiej pamięci, w tej mierze, w jakiej sami je zajmują. Dlatego buntujemy się przeciwko nim; stąd zjadliwość, z jaką szukając w literaturze rozgłosu sądzą tych, co osiągnąwszy go, już się nim cieszą. Jeśli literatura wzbogaci się znacznie, przyjdzie dzień selekcji, każdy zaś boi się przelecieć przez sito. Młodzieniec pozbawiony szacunku dla swych mistrzów atakując ich broni się sam; ikonoklasta jest stylistą, który siebie samego przekuwa w obraz, w ikonę. A wszelkie porównanie jest obraźliwe mówi stanowczo powiedzonko i rzeczywiście, pragniemy być jedynymi. Nie mówcie przypadkiem Fernandezowi, że jest jednym z najbardziej utalentowanych młodych Hiszpanów, drażni go bowiem ta pochwała, chociaż udaje wdzięczność; jeśli powiecie, że jest najbardziej utalentowanym Hiszpanem, ujdzie, lecz to mu jeszcze nie wystarczy, wdzięczniejszy będzie, jeśli go potraktujecie jako wielkość na światową miarę, lecz pełną satysfakcję da mu dopiero uznanie go pierwszym wszędzie i w każdym czasie. Im bardziej sam, tym bliżej znajduje się owej pozornej nieśmiertelności imienia, bowiem imiona umniejszają się wzajemnie.
Co oznacza ta irytacja, którą czujemy, kiedy sądzimy, że ktoś kradnie nam zdanie, myśl czy obraz, jakie uważaliśmy za naszą własność, kiedy dokonuje się na nas plagiatu? Ale, czy kradnie? Czyż są one nasze, z chwilą, gdy oddajemy je publiczności? Pragniemy zatrzymać jedynie dla siebie fałszywą monetę zachowującą nasz stempel, jesteśmy do niej bardziej przywiązani niż do sztuki czystego złota, na której zatarły się nasz wizerunek i nasza legenda. Zdarza się nierzadko, że pisarz wówczas najsilniej oddziaływa, kiedy nie wymienia się nazwiska, kiedy duch jego, szeroko rozproszony, przeniknął w głąb ducha czytelników; cytowano go natomiast wtedy, gdy myśli jego i powiedzenia, zderzając się z potocznymi, wymagały gwarancji nazwiska. Co było jego, należy teraz do wszystkich, żyje on we wszystkich. Sam jednak jest smutny, przywiędły i mniema, że poniósł klęskę. Nie słyszy bowiem oklasków ani cichego bicia serc swoich wiernych czytelników. Spytajcie jakiegokolwiek szczerego artysty, czy woli, iżby dzieło jego popadło w niepamięć, a przetrwało nazwisko, czy na odwrót, a zobaczycie, czy naprawdę szczerze z wami rozmawia. Jeśli człowiek nie pracuje po to, by jedynie utrzymać się przy życiu, to pracuje, by przetrwać po śmierci. Działanie ze względu na samo dzieło to zabawa, a nie praca. Zabawa?

[Miguel de Unamuno „O poczuciu tragiczności życia wśród ludzi i wśród narodów” przeł. Henryk Woźniakowski]

Ostatnimi dniami niewielu użytkowników portalu Liternet wsparło słuszny głos Małgorzaty Köhler występującej na portalu pod nickiem “Królowa udała się do Baden–Baden” upominającą się o informację o źródłach wklejanych fragmentów innych twórców w swoje dzieła literackie, gdyż nie wszyscy się orientują kto i w jakim miejscu jest autorem, a poza tym to ogólnie przyjęty wymóg. Przyznam się, że należę do najprawdopodobniej większości odbiorców tego portalu, która nie jest świadoma, że wklejki w utwory tam zamieszczane są autorstwa zupełnie innych artystów, a nie tego, kto utwór publikuje. Raz przeczytałam utwór podpisany “Ninétte Nerval” będący, jak się w komentarzach okazało, powstańczą piosenką, której nie znałam i byłam pewna, że napisała ją publikująca wiersz autorka.
Ta, zdawałoby się oczywistość polegająca nie tylko na oddaniu należnego hołdu artyście, który rzecz nie tylko zainspirował, ale i wykonał robotę literacką za samego autora, okazuje się dla Internautów roszczeniem nieuzasadnionym, wręcz pretensją kryminogenną. Ktoś o nicku “Marszand Sztuki” – chroń Boże nas od takich „marszandów”- grozi na portalu Liternet sankcjami prokuratorskimi za obrazę poetki Ninétte Nerval przodującej w opisanych praktykach. Sama poetka obrażona – której przy wtórze wspierających użytkowników portalu widocznie o podobnej mentalności – utwierdza się nie tylko w swej niewinności, ale, kreowana na męczennicę i, jako osoba nadwrażliwa, mogąca doznać uszczerbku na zdrowiu psychicznym i w konsekwencji zaniechać dalszej twórczości – dumnie nie pozdrawia Małgorzaty Köhler i wyklucza ją z grona znajomych na facebooku.
Rzecz, godna pióra Gombrowicza, a nie sieciowego pudelka zaistniała naprawdę:

http://liternet.pl/grupa/komorka-oporu/forum/2239-na-czym-i-w-co-gra-n-nerwal

http://liternet.pl/grupa/komorka-oporu/forum/2249-jeszcze-w-sprawie-plagiatu-i-nie-tylko

Nigdy bym nie uwierzyła, że coś podobnego zaistnieje teraz w Sieci, kiedy to w zamierzeniu cudowne dla literatury środowisko internetowe schodzi na psy poprzez nadużywanie łatwości posługiwania się tym narzędziem publikacji, traci wiarygodność i wagę komunikatu.
Przeraża demoralizacja, rozwydrzenie, wolna amerykanka w dobie nadrabiania zaległości przez sztukę polską, czerpiącą cały PRL z cudzych wzorców: po wojnie narzuconych siłą przez sowietyzację, później po zapóźnieniach rozwojowych na gwałt sięgające po gotowe rozwiązania ewolucyjnie rozwijającej się sztuki w krajach wolnych. Przy kulturowej izolacji i nieznajomości języków obcych można było na potęgę uprawić zarówno szpiegostwo przemysłowe, jak i w sztuce kopiować artefakty z zachodnich galerii sztuki.
Portale literackie startujące równocześnie z wejściem w życie publiczne Internetu mogły być szansą na własny głos, na własną wypowiedź artystyczną.
Ale, przy widocznej histerii, jaka ostatnimi dniami zaistniała na portalu Liternet, po udowodnionym przez Małgorzatę Köhler procederze wklejania w własne wiersze cudzych fraz, staje się to niemożliwe.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

14 odpowiedzi na CTRL+C, CTRL+V, czyli PLAGIAT W LITERNECIE

  1. misia pisze:

    mogę zrozumieć plądrowanie netu w celu napisania przez ucznia wypracowania na temat, który go nie interesuje, czy innych prac literackich żądanych w szkołach lub na uczelniach. Ale żeby się tak dobrowolnie wyrzekać radości tworzenia?
    Bo co innego „Lęk przed wpływem” Harolda Blooma.

  2. Ewa pisze:

    Tu chyba nie chodzi o wpływ, a przepływ.
    Maryla, z którą mieszkam na plenerze opowiadała mi że jako projektantka zakładów odzieżowych w Łodzi była wysyłana do Paryża na różne pokazy mody i stamtąd przywoziła dyskretnie notowane opisy wzorów tkanin obowiązujących w sezonie ubiorów. Tylko w oparciu o te notatki ruszała produkcja, wszelkie indywidualne inicjatywy projektowe były niedopuszczalne. Oczywiście cała produkcja szła na eksport i na prezenty do ZSRR dla żon. Przecież to niedawne czasy. Te nawyki muszą jeszcze tkwić w narodzie, ten lęk przed mówieniem własnym głosem. Ach, cytaty, remiksy, kolaże, awangarda. A w rezultacie lenistwo i chciejstwo. Twórczość w samej nazwie ma inne zobowiązania.

  3. misia pisze:

    O! widzę, że dzisiaj na portalu Liternet dodano odnośnie tej sprawy nowy wątek, tym razem antysemicki.
    Akcja rozwija się prawidłowo, czyli w kierunku najbardziej cuchnącej narodowej głupoty. Warto zacytować tutaj poetkę Ninétte Nerval:
    „Sam Pan to błotko, Wezuwiuszu (tfu) nanosi na swoich rozchodzonych amerykańskich trampkach.Tfu
    18 lutego 2014, 13:36:33”

  4. Ewa pisze:

    Dzięki, misiu. Co za obleśne towarzystwo, aż ciarki przechodzą. I nikt tam nie protestuje, nie przegoni tej hołoty? Nie wierzę, by coś podobnego mogło zaistnieć na np. czeskim portalu.
    Przykleję tutaj dwa ważne komentarze z LITERNETU, by nie zginęły przytłoczone takimi, jak cytujesz, komentarzami.
    W sumie, to warto wiedzieć, gdzie żyjemy, że nie tylko w krainie Ojca Rydzyka.

  5. PRZEKLEJONE Z LITERNETU: pisze:

    Wezuwiusz Etniczny 18 lutego 2014, 09:56:10

    Bylem chyba jedyna osoba w tym watku, ktora zdecydowanie poparla obserwacje i wnioski MK i dalej je popiera w calej rozciaglosci. Plagiator to jest zlodziej, i nie zadna sroczka, tylko zlodziej podstepny, bo bierze cudze i przedstawia jako swoje. Oczywiscie jest mozliwe, jak podaje pewna znana historia, ze malpa za komputerem po nieskonczonej ilosci prob, moze wystukac toczka w toczke dzielo Szekspira, nieswiadomie i przez kosmiczny przypadek. Ale to sa sprawy hipotetyczne, a NN jak najbardziej swiadomie uzywala innych autorow do swoich celow. Kwestia zwyklej uczciwosci wymaga by takie zapozyczenia odnotowac. Nie mozna tutaj bagatelizowac, ze to zabawa literacka, tym bardziej, ze Ninette jest osoba bardzo wyksztalcona, Sorbony, ambony, itd. Pojawia sie kwestia co uznawac za plagiat, kiedy cos staje sie plagiatem. Moze niektorzy z was pamietaja piosenke Georga Harrisona, “My Sweet Lord”, ktora uznano za plagiat bo miala siedem taktow identycznych z wczesniejszym utworem. To mogl byc przypadek, a i tak uznano to za plagiat, ciezar winy lezy zawsze po stronie tego, ktory “kopiuje”, swiadomie czy nie. A jak to jest w sferze slowa pisanego? W sensie absolutnym, wszyscy jestesmy plagiatorami, uzywamy caly czas slow, ktore nie sa nasze, a co do ktorych uwazamy, ze mamy takie prawo. I mamy, bo jestesmy gatunkiem spolecznym, ktorego sens zasadza sie w akcie komunikacji. Trudno byloby wiec posadzic kogos o plagiat na podstawie jednego slowa, ale juz uzycie dwoch slow, ktore ktos poprzednio zlozyl w okreslonym kontekscie w zgrabna albo celna fraze, jest plagiatem. Tak wiec slusznie oburzal sie P. Grzegorz Laczyk na zapozyczenie jego frazy. Sprawa staje sie jeszcze powazniejsza gdy chodzi o dluzsze fragment. Te, ktore zapozycza sie in toto MUSZA byc uhonorowane przez cudzyslowy, nikomu to nie przynosi ujmy, a od razu okresla uczciwosc osoby cytujacej. Wymagania uczciwosci intelektualnej precyzuja, ze nawet gdy sie slowa zmienia, ale sam pomysl jest pozyczony, nalezy to uwzglednic przez oddanie co nalezne autorowi. W sferze jezyka angielskiego sa program komputerowe, niektore powszechnie dostepne, ktore okreslaja “procent” plagiatu w danym tekscie. Problem w tym, ze wklejajac tam, na przyklad, esej Derridy, okaze sie, ze bezduszna i niemyslaca maszyna stwierdzi, ze to w 30% procentach plagiat. Innymi slowy, w kazdym tekscie jest pewien procent plagiatu, ale sa jeszcze sprawy oczywiste, gdy zawartosc “plagiatu” w tekscie “oryginalnym” dochodzi do 80-90%. U Ninette, wtych przypadkach, ktore zauwazyla MK, a takze w piosence powstanczej, o ktorej wspomina Ewa Bienczycka, plagiatowa esencja wahala sie miedzy 80 a 100%. Ja mysle, ze teraz ma ona wielu obroncow, i wszyscy wieszaja psy na osobie, ktora jej to wytyka, ale sprawy zmienia sie diametralnie jesli Ninette, ktora ma, tak!, spory talent, stanie sie kiedys sztandarowa twarza polskiej poezji, podlegajaca badaniom, sekcjom, roztrzasaniem kazdego niuansu jej tworczosci. Ja mysle, ze wtedy bedzie tego zalowac, a zalowanie zwyklego cudzyslowu, ktory oddziela uczciwosc od hucpy jest w sumie sprawa niewarta swieczki. Zasada jest prosta, trzeba oddawac Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie, a pisarzowi, niewazne czy zywemy czy martwemu czy z literatury obcej, co jego. nalezy to robic nie po upomnieniu, nie pozniej, ale w momencie upubliczniania “wlasnej” tworczosci.

    Jest tez kwestia “zapozyczania” z literatury obcej, w samym centrum tego co zrobila Ninette, bo tutaj oryginalne zrodlo istnieje troche odsuniete przez mozliwosc mnogosci tlumaczen. Ale to sprawy nie zmienia, a czyni ja bardziej ewidentna, bo robi sie cos z jeszcze bardziej wyraznym motywem przywlaszczenia tworczosci cudzej w przekonaniu, ze jest sie bardziej bezkarnym. Nic bardziej mylnego. Pan Brewinski wspomnial tu Ezre Pounda, ktory ponoc zrabowal skarbnice literatury chinskiej. Czasy byly inne, prawo autorskie bylo w powijakach, a sam Pound, ktory pisal ogromnie duzo, czesto nawet nie mial czasu edytowac swoich brudnopisow. Mysle jednak, ze nigdy nie prezentowal tych chinskich inspiracji jako swoje. Powiedzialbym nawet, ze byl bardzo uczulony na prawo wlasnosci intelektualnej. To byl jeden z motywow jego starannej redakcji “Ziemi Jalowej” Eliota, jego nacisk by opatrzyc tekst przypisami.

    To w zasadzie wszystko. MK ma racje, ze prowadzenie jakiejkolwiek dyskusji merytorycznej na tym portal jest bezcelowe. Zmieszaja cie z gownem, zgnoja, bo to takie polskie, takie slodkie, takie bagniste. A jak popatrzec na to kto to robi robi sie jeszcze smutniej. Nacpana, ktora jest mloda dziewczyna z werwa i talentem w swojej dziedzinie, ale ktora niewybrednie zniza sie do okropnych, fekalnych insynuacji, choc sama, na Trumlu, byla autorka ewidentnego plagiatu, zamieszczajac spolszczony wiersz Theodora Roethke jako wlasny. Wiem, bo sam to zauwazylem i wytknalem. Moza nie lubic MK, jest pewnie za co, ale nie mozna sobie pozwolic na to by oslepiala rozmowcow nienawisc. Ona w koncy i zawsze wystawia swiadectwo tym, ktorzy ja sieja.

  6. PRZEKLEJONE Z LITERNETU: pisze:

    Królowa udała się do Baden – Baden 18 lutego 2014, 16:06:49

    Sprawa z wierszem O’Hary jest jasna, zostały tam pozmieniane słowa, “damski makijaż”, parę procent dodane, zmieniony sens końcówki – moim zdaniem bezczelne kaleczenie, ale oczywiście komuś może się podobać.

    W wypadku pożyczenia sobie bez pytania przed publikacją fraz Grzegorza – sprawa ewidentna. Podobnie piosenka.

    Zajmijmy się teraz wierszem “Pantera”.
    http://fundacja-karpowicz.org/ninette-nerval-pantera/

    Trzeba zacząć od tego, że Sylvia Plath napisala już, i to o wiele lepiej, niż N. Nerval, wiersz o panterze, pt “Pursuit”, “Sciganie”, wiersz ten zaczyna się tak: “There is a panther stalks me down”.

    U N.Nerval jest: “dziewczyna ścigana
    przez panterę”.

    O co chodzi: wiersz Nerval ewidentnie zyskuje dzięki “panterze”. Obraz dziewczyny, na którą czatuje i ściga ją drapieżnik, tak rozpalający wyobraźnię czytelników, zrodził się jednak w całości w umyśle Sylvii Plath, jak przykro, że inni, lepsi już to przed nami wymyślili.

    Tak myśli sroczka – złodziejka: ach, jakie ładne, jak się świeci, chcę to mieć. Dlatego użyłam tego porównania.

    Ninette bierze sobie pomysły Plath (o innych za chwilę), montuje je, a nieraz całe frazy w niby własne teksty i serwuje nam jako swoją poezję.
    Nie chce mi się czytać jej prozy, okropnie rozwlekłej, z fatalną interpunkcją i imho niestrawnej, ale czasami miałam wrażenie, że podpięta jest jakimiś fachowymi opisami, skądś ściągniętymi. Piszę: miałam wrażenie, może to nieprawda, nie wiem. Mogę mówić tylko o poezji, bo tutaj akurat, po zagłębieniu się, widzę.

    Jedźmy dalej. Przy czym należy powiedzieć, że wersja w fundacji Karpowicz jest wersją drugą, i moim zdaniem, z tego co pamiętam, uładzoną, części zapożyczeń już nie znalazłam, a nawet, bo wkleiła i tę na liternet, napisałam, o ile pamiętam, że teraz jest w porządku, przede wszystkim z powodu tej dołożonej dedykacji. (Jakkolwiek ja spaliłabym się ze wstydu, gdyby nie stać mnie było na własne metafory.)

    Po tej wersji pierwszej zostały ślady w komentach i mój protest, podawałam już link. Szczególnie oburzyło mnie wzięcie sobie wstrząsającej frazy Plath z wiersza “Daddy”, prawie 1:1 , ale okaleczenie sensu w dalszym tekście – u Plath peelka zaczyna myśleć i czuć jak Żyd, u Nerval to trick, kokieteria.

    An engine, an engine
    Chuffing me off like a Jew.
    A Jew to Dachau, Auschwitz, Belsen.

    Mamy więc w nervalowskiej Panterze mężczyznę – panterę, zagrania holocaustem, które u Plat wynikają z bolesnych doświadczeń rodzinnych, wrzucone komory gazowe, tragiczną śmierć Plath (piecyk gazowy), jest ewidentny plagiat (cytat bez zaznaczenia, w pierwotnej wersji) trzech linijek, no i dołożone pewnie to i owo z innych autorów, współdedykantów, nie chce mi się szukać, zadaję sobie już i tak wystarczająco dużo trudu, zajmując się teraz tym zlepieńcem.

    Moim zdaniem ten wiersz to śmieć, popłuczyny.

    Królowa udała się do Baden – Baden 18 lutego 2014, 16:21:12
    Nerwal kreuje postać poetki tragicznej, wygrywa żydowskie korzenie (teraz trudno mi wierzyć nawet w te biografię, Żydostwo, Sorbony, światowość, bo gdy pisze np. o Berlinie, to wynika z tego, że wie tyle, co niezbyt dokładnie przeczyta, jakby nigdy tam nie była, etc., zawsze miałam wrażenie dużej nieautentyczności tej postaci, lecz nie o wrażenia tu chodzi), bierze sobie w ramach ‘postmodernizmu” frazy i pomysły, epatuje językiem niemieckim, który zna marnie, (robi błędy w najkrótszych nawet frazach) itd.
    Jasne, Ninette jest młoda, uczy się, może kiedyś będzie pisać lepiej, mądrzej i samodzielniej. Ale to nie jest dobry początek, lekceważyć prawo autorskie i, jak pisze Wezuwiusz, NN może kiedyś tego bardzo żałować.

    Co mnie najbardziej jednak zbulwersowało, to reakcja Nerwvl i grona jej wiernych czytelników, bo są oni przyszłymi polskimi poetami.
    Wątki pokonkursowe, całkowita zwykle żenada, pokazują w sposób drastyczny zawiść, rozczarowanie, drang tego środowiska. Jednoczesny dostęp do paru groszy zapewnia każdemu autorowi druk, wpisanie się na siłę do historii literatury, (niezależnie od talentu czy odwrotnie, bylejakości, kto nie umie pisać, remiksuje albo znajduje sobie inną niszę.)
    Czy naprawdę do historii? I cóż to za historia? Wiedzą o tym sami, dlatego zapewne są tak niespokojni, niespełnieni, wściekli.

    Formy wyrazu tego budzą moje obrzydzenie, ale to już inny temat.

  7. misia pisze:

    Cała awantura w Liternecie ujawniła jeszcze, pewnie całkiem niezamierzenie, patologię życia literackiego i to, że kurestwo i złodziejstwo w narodzie jest żywe, kwitnie i w glorii aprobaty jest nagradzane. Nic dziwnego, że przy takim marny wykształceniu jurorów konkursów, przy sprycie, tupecie i bezczelności można łatwo i bez wysiłku zaistnieć w świecie polskiej literatury i mieć tzw. „dorobek artystyczny”. Takimi metodami! Zamiast nakryta na plagiacie poetka zmykać z podkulonym gonem i cieszyć się, że nie została raz na zawsze wykluczona ze wspólnoty, to jeszcze się stawia przy aprobacie takich głosów:

    Ola Opalińska 19 lutego 2014, 19:11:51
    za wszelką cenę niszczą dorobek innych a sami w sumie nic nie tracą bo i tak dno

    Manszard Sztuki 19 lutego 2014, 19:11:51
    Banda niespełnionych frustratów.

  8. Ewa pisze:

    Tak, Franz Kafka też był niespełnionym frustratem bo nie zaistniał za życia nic nie wydał. Znam te śpiewkę, rodem z bolszewi, kiedy wpisywano do dowodu osobistego zawód “Literat”, wystarczyło wydać trzy koszmarne produkcyjniaki i stać się pisarzem.
    A Josif Brodski? Poszedł do wiezienia, bo nie miał wpisanego w dowodzie osobistym tego zawodu.
    Ach misiu, gdzie my żyjemy? wstyd, wstyd, wstyd!

  9. Robert Mrówczyński pisze:

    Ta obskurancka mentalność cwaniaka, złodzieja, ta aprobata dla kradzieży cudzych tekstów, która uwidoczniła się w całym bezwstydzie na liternecie.pl to spuścizna bolszewicka prl, ciężka deprawacja życia społecznego, która przekazywana jest pokoleniowo i chyba nieodwracalna. Praktyka odpisywania, zżynania była codziennością życia szkolnego od stopnia podstawowego do wyższego, a osiągane tą metodą rezultaty były poczytywane za sukces osobisty. Bynajmniej nie była to rzecz wstydliwa, z którą trzeba było się kryć, przeciwnie, raczej powód do dumy i dowód sprytu życiowego. Z tego co wiem na “zachodzie” przyłapany na ściąganiu jest skończony, nie tylko moralnie w oczach społeczności klasowej, ale po prostu wyrzucany ze szkoły (np. niedawne głośne sprawy plagiatów niemieckich ministrów zakończone wyrzuceniem i pozbawieniem tytułów). Dziś jest dla takich mend o wiele łatwiej dzięki internetowi, który znacząco poszerzył zasoby do ściągnięcia, ale nie jest to też, trzeba uczciwie powiedzieć, tylko domeną Polaków i nie tylko poetów. Ale gorsze od samych plagiatów, które w końcu były zawsze, jest przyzwolenie, obrona i wręcz sympatia wobec ludzi którzy się tego dopuszczają.

  10. misia pisze:

    Warto przekleić tutaj komentarz Leszka Onaka, Administratora portalu Liternet, który ukazał się dzisiaj i podobno cały wątek ma być wycięty:

    “Leszek Onak
    27 lutego 2014, 15:05:54:

    Pani Małgorzato, wiersz “Pantera” nie jest żadnym plagiatem.

    W tradycji literackiej istnieje cała rzesza gatunków, których dystynktowność polega właśnie na czerpaniu z wcześniejszych utworów. Podzieliłbym je na dwie grupy, te które dosłownie umieszczają w tkance tekstu słowa innych autorów oraz na te, które dokonują ich konwersji. Do pierwszych zaliczymy kolaż literacki, remiks i ich historyczne odpowiedniki: mozaika, staropolski „bigos literacki”, starożytny centon, cut-up method Williama Burroughsa. Do drugiej inwersja, elipsa, parafraza, trawestacja, hiperbola i amplifikacja. itd.

    W przypadku kolaży i remiksów tekst źródła nie jest cytowany, a wtopiony, dlatego nie potrzeba podawać jego pochodzenia. Jest to rodzaj zagadki, którą przecież tak często stosowali postmodernistyczni twórcy.

    Natomiast plagiat jest to skopiowanie cudzego utworu i przedstawienie go pod własnym nazwiskiem. “Skopiowanie” oznacza, że poeta bierze cały lub jego fragment i udostępnia pod swoim nazwiskiem bez twórczej ingerencji, bez odgórnej tezy. Jego celem jest ukrycie faktu skopiowania, by czytelnicy traktowali ukradzione słowa jako autorskie frazy.

    Każdy kto zna poetykę Ninette Nerval, wie, że stosuje ona właśnie zabiegi samplowania. Wprowadza do swoich wierszy zdania / wersy innych autorów, zmieniając ich kontekst, bawiąc się nimi, dokonując ich dekonstrukcji. Jej wiersze są zagadkami dla czytelników. Dlatego oskarżanie autorki o plagiat, jest dla mnie dużym zaskoczeniem.”

  11. Ewa pisze:

    No właśnie. W wypadku poetki Ninette Nerval nastąpiło to, co Pan Leszek Onak napisał:

    “(…) Natomiast plagiat jest to skopiowanie cudzego utworu i przedstawienie go pod własnym nazwiskiem.(…)”

    W każdym razie wtedy, jak czytałam wklejoną powstańczą piosenkę, której nie znałam i podpisana była: Ninette Nerval.
    Reszty przypadków popełnionych plagiatów nie znam, ale jeden jest przecież wystarczający.
    Nie jest moją winą, że nie znam wszystkich piosenek powstańczych, szczególnie tych mniej znanych. Byłam pewna, że napisała ją Ninette Nerval i bardzo mi się podobała. W przeciwnym wypadku bym nie zapamiętała, nie zwróciła uwagi na ten wiersz.

  12. Ewa pisze:

    tak się dzieje, jak sztuką zajmują się urzędnicy. Wtedy ewidentny plagiat można nazwać procesem twórczym używając perswazję urzędniczą polegającą na manipulacji i używając urzędniczego blekotu, udowodnić to, co się chce udowodnić.
    Wiadomo, że prawdziwa literatura to jedna wielka księga powiązana ze sobą wieloma nićmi, odniesieniami i powtórzeniami, bo kultura to wielki gmach, coraz większy, rosnący nad nami. Ale to nie zwalnia artystów z pierwotnego wysiłku jego budowania. Wszelki epigonizm, droga na skróty, przyswajanie sobie cudzej osobowości będąc samemu czymś przeciwnym, to nie tyle administracyjna kradzież, co po prostu zła sztuka.

  13. Kamil pisze:

    Wiersz o naglącej kartce Ninette to ewidentnie (i prawie w całości) plagiat z O’Hary. Pracowałem nad wierszem O’Hary, analizując go w swoim artykule naukowym, więc po przeczytaniu wiersze (rzekomo autorstwa Nerval) na liternecie od razu zauważyłem uderzające podobieństwo. Wstydź się, dziewczyno!

  14. Ewa > Kamil pisze:

    Cały ten wielodniowy incydent na portalu Liternet dowodzi, że jego społeczność jak i administrator portalu usiłują wmówić odbiorcom, że mają się wstydzić nie ci, którzy popełniają plagiat, ale ci którzy go demaskują i wykrywają.
    A więc zgodnie z ostatnim tam wpisem w wątku „znowu plagiat ?”:
    Wstydź się, Panie Kamilu!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *