Dla Wandy ubiegłoroczna ustawa wymiany starego złotego na nowy złoty oznaczała jedynie straty. Nie dość, że nie mogła wyrzucić tego pijaka, który jeszcze ani razu nie zapłacił za mieszkanie, bo chroniła go ustawa o ochronie lokatorów z przydziału, to jeszcze pieniądze pozostałych lokatorów za zebrany czynsz z 10 miesięcy straciły dwie trzecie wartości, co nie starczyło nawet na pokrycie kosztów eksploatacji i opłacenie pensji dozorcy. Wanda zaczęła rozglądać się za pracą. Po śmierci Franciszka nie mogła ubiegać się o emeryturę, gdyż przed wojną był przedsiębiorcą prywatnym, a w Polsce Ludowej pracował za krótko, by móc ją wypracować. Przyjazd do Przemyśla Krystyny z rocznym Andrzejkiem wypełnił jej szczęśliwie pustkę po śmierci męża i ożenku jej pierworodnego syna Leszka. W lipcu 1945 roku brat Krystyny ukończył trzyletni kurs Pierwszej Oficerskiej Szkoły Piechoty Wojska Polskiego w Krakowie i zdając takie przedmioty jak wychowanie polityczne, wyszkolenie bojowe, wyszkolenie strzeleckie, musztrę, regulaminy, terenoznawstwo, wyszkolenie saperskie, gazownictwo, broń pancerną i przeciwpancerną, artylerię, łączność, lotnictwo, wyszkolenie sanitarne, wyszkolenie fizyczne, sprawozdanie, dowodzenie i pilność otrzymał stopień chorążego i dotarł z Armią aż do Wrocławia. Tam zakochał się i już pozostał.
Od momentu powrotu do Przemyśla starczało im na kupowanie niedostępnych wiktuałów na tzw. pasku.
W Przemyślu pełną parą pracował zaprzyjaźniony szewc, który dla Krystyny wystrugał kilka par drewnianych chodaków. Łączone z barwną skórą wyglądały na sandały letnie. Wandzie udało się też kupić kawałek spadochronu, z którego posiadająca maszynę do szycia lokatorka mieszkania na parterze uszyła jej i Krystynie żółte bluzki z modnymi zakładkami co centymetr na całym froncie. Handel odbywał się najczęściej w mieszkaniu, kobiety wiejskie przywoziły furmankami nabiał i jarzyny, a Wanda, by nie było to widoczne, otwierała bramę na podwórze, by tam mogły pod osłoną murów ogrodzenia się zatrzymywać. Ostatnim dekretem zakazano trzymania zbyt dużej ilości koni w gospodarstwie zjadających zbyt dużo owsa, ziarno mogłoby się przydać do skarmiania kur i świń, bo konie można przecież zastąpić samochodami i traktorami. Na rynku pojawiło się mnóstwo koniny. Wanda kupowała koninę w postaci kiełbasy, było to ich jedyne mięso.
Ale w tych dniach, w tych miesiącach walki o zaopatrzenie nic się nie liczyło, żaden trud i żadne niewygody. Liczył się jedynie Andrzej i jego obecność starczała za wszystko, co można było sobie wymarzyć. Dziecko rozwijało się fantastycznie. Pod czułym okiem dwóch kobiet i wizytujących je krewnych, sąsiadów i przyjaciół sprzed wojny, chłopczyk rozkwitał z każdym dniem nabywając zawsze z wyprzedzeniem umiejętności stosowne do wieku. Krystyna, której narzeczony zginął na wojnie, potraktowała związek z Rudkiem, jako jakieś wprawdzie rozwiązanie życiowe, bo nie miała pojęcia, co ma z sobą zrobić, jednak, kiedy na świat w dziewięć miesięcy po ślubie przyszedł Andrzej, nie przypuszczała, że może on obudzić w niej uczucie miłości, które uważała za raz na zawsze utracone. Nie spała po nocach wsłuchując się w rytm pracy serca dziecka, bojąc się, że przestanie ono bić, a wtedy maleństwo nie będzie miało znikąd pomocy. Jednak nic złego się nigdy nie przydarzyło. Chłopczyk był zdrowy i odporny, skutecznie przemierzał parkiet salonu inkrustowany mozaiką różnych gatunków drewna wykończonego mosiężnymi płytkami, które wyszukiwał paluszkami raczkując, a potem przeskakując na nie palcami stóp jak już zaczął chodzić. Lubił ukrywać się w ciemnej i niezamieszkałej już służbówce, kiedy jego mama i babcia udawały, że jest nie do znalezienia, wyskakiwać zza zasłony ze śmiechem. Krystyna była całkowicie wypełniona miłością do syna i niczego ani nikogo więcej nie pragnęła. Kiedy jednak jej druga ciąża stała się oczywistością, postanowiła w dalszym ciągu nie wracać do męża, pozostać w Przemyślu i urodzić Andrzejowi braciszka, by miał się z kim bawić. Byłaby różnica zaledwie dwóch i pół roku, a więc w sam raz.
Ale rzeczywistość dnia codziennego stawała się coraz dotkliwsza. Wanda znalazła pracę w biurze tartaku i ze względu na jej piękne pismo zastępujące z powodzeniem maszynę do pisania, stała się w krótkim czasie pracownikiem niezastąpionym i lubianym. Na Krystynę spadło teraz gotowanie obiadu w węglowym piecu, zajmowanie się coraz bardziej absorbującym synkiem i kontaktem z ponurymi nastrojami sklepów i ulicy. W powietrzu wisiała kolejna wojna, nikt nie miał wątpliwości, że zaraz wybuchnie. Ze sklepów znikało natychmiast wszystko, co dawało się przechować na wypadek wojny, a gromadzone zapasy podkreślały jeszcze ten stan nienormalności. Wrócił właśnie z Wielkiej Brytanii ojciec chrzestny Krystyny, oficer wojsk sanacyjnych i ta cała sytuacja strachu i oczekiwania na aresztowanie wzmagało stan zastraszenia i niepewności. Przestały ją cieszyć odnalezione w ogrodzie, a zakopane przed wybuchem wojny srebra i serwis porcelanowy, meble wykonane według projektu ojca i dane na przechowanie innym ludziom, które teraz wróciły i stanowiły namiastkę tożsamości. Na dodatek czerwiec był zimny, temperatury były w nocy minusowe, a Krystyna zaczęła poważnie niepokoić się o przyszłość synka. Na dodatek przy jego porodzie w gliwickim, brudnym szpitalu, kiedy rodziła go 12 godzin, doznała jakiejś nieprzezwyciężalnej traumy i panicznie zaczęła bać się porodu.
I kiedy w ostatnich dniach grudnia spakowana do szpitala walizka czekała w przedpokoju na odpowiedni moment, Krystyna powiedziała, że do szpitala za skarby świata nie pójdzie.
Akcja porodowa zaczęła się w nocy. Wanda z trudem znalazła akuszerkę i kiedy z nią wróciła, Krystynę położono w pokoju z łazienką, który był przedwojenną sypialnią Wandy i Franciszka. Andrzeja, by nic nie słyszał i się nie obudził, umieszczono wcześniej w dawnym gabinecie i zarazem biurze ojca Krystyny.
Dziecko przyszło na świat o czwartej rano i okazało się dziewczynką. Pierwsza przyszła obejrzeć dziecko Sonia z parteru. Wzięła na ręce i oceniła, że jest dorodnym i urodziwym niemowlęciem.
Potem przyszła Lena z drugiego piętra. Rudka powiadomiono telegramem dopiero nazajutrz, bo przecież to był Nowy Rok i wszystkie urzędy były pozamykane.
O Ewie
Ewa Bienczyckalistopad 2024 P W Ś C P S N 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 -
Ostatnie wpisy
Najnowsze komentarze
- czytelnik - Osip Mandelsztam “Aleksander Giercowicz” tłumaczyła z rosyjskiego Ewa Bieńczycka
- EWA BIEŃCZYCKA - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Filip Łobodziński - Lluís Llach – ” Pal ” spolszczyła Ewa Bieńczycka
- Robert Mrówczyński - Dziennik katowicki (1)
- Ewa - 2022
Kategorie
Archiwa
- lipiec 2024
- luty 2023
- styczeń 2023
- sierpień 2022
- maj 2022
- kwiecień 2022
- marzec 2022
- styczeń 2022
- listopad 2021
- czerwiec 2021
- maj 2021
- kwiecień 2021
- marzec 2021
- luty 2021
- styczeń 2021
- grudzień 2020
- listopad 2020
- marzec 2020
- luty 2020
- styczeń 2020
- grudzień 2019
- listopad 2019
- październik 2019
- czerwiec 2019
- marzec 2019
- styczeń 2019
- grudzień 2018
- listopad 2018
- październik 2018
- wrzesień 2018
- lipiec 2018
- maj 2018
- kwiecień 2018
- marzec 2018
- luty 2018
- styczeń 2018
- grudzień 2017
- listopad 2017
- październik 2017
- wrzesień 2017
- sierpień 2017
- maj 2017
- kwiecień 2017
- marzec 2017
- luty 2017
- styczeń 2017
- grudzień 2016
- listopad 2016
- październik 2016
- wrzesień 2016
- sierpień 2016
- lipiec 2016
- czerwiec 2016
- maj 2016
- kwiecień 2016
- marzec 2016
- luty 2016
- styczeń 2016
- grudzień 2015
- listopad 2015
- październik 2015
- wrzesień 2015
- sierpień 2015
- lipiec 2015
- maj 2015
- kwiecień 2015
- marzec 2015
- luty 2015
- styczeń 2015
- grudzień 2014
- listopad 2014
- październik 2014
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- listopad 2013
- październik 2013
- wrzesień 2013
- sierpień 2013
- lipiec 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- październik 2012
- wrzesień 2012
- sierpień 2012
- lipiec 2012
- czerwiec 2012
- maj 2012
- kwiecień 2012
- marzec 2012
- luty 2012
- styczeń 2012
- grudzień 2011
- listopad 2011
- październik 2011
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
- maj 2011
- kwiecień 2011
- marzec 2011
- luty 2011
- styczeń 2011
- grudzień 2010
- listopad 2010
- październik 2010
- wrzesień 2010
- sierpień 2010
- lipiec 2010
- czerwiec 2010
- maj 2010
- kwiecień 2010
- marzec 2010
- luty 2010
- styczeń 2010
- grudzień 2009
- listopad 2009
- październik 2009
- wrzesień 2009
- sierpień 2009
- lipiec 2009
- czerwiec 2009
- maj 2009
- kwiecień 2009
- marzec 2009
- luty 2009
- styczeń 2009
- grudzień 2008
- listopad 2008
- październik 2008
- wrzesień 2008
- sierpień 2008
- lipiec 2008
- czerwiec 2008
- maj 2008
- kwiecień 2008
- marzec 2008
- luty 2008
- styczeń 2008
- grudzień 2007
- listopad 2007
- październik 2007
- wrzesień 2007
- maj 2007
- kwiecień 2007
- marzec 2007
- luty 2007
- styczeń 2007
- grudzień 2006
- listopad 2006
- październik 2006
- wrzesień 2006
- sierpień 2006
- lipiec 2006
- czerwiec 2006
- maj 2006
- kwiecień 2006
- marzec 2006
- luty 2006
- styczeń 2006
- grudzień 2005
- listopad 2005
- październik 2005
- wrzesień 2005
linki