Mali. Przez uchylone drzwi
sączy się szept. I milkną słowa.
Papieros nowy. Znów rozmowa,
jak szelest w żyłach własnej krwi.
Potem się rzucą w gęstym mroku
jednorazowym, solidarnym
akcie jedności. Ich poparcie.
Ciche odejście. Jest już po.
I znów daleka trwa rozmowa,
chcą szept jak krew przetoczyć w ciszę.
Trwają tam ciągle, kiedy piszę,
by rzucić się na moje słowa.
24 lutego 2000