MIAZMAT STYCZNIOWEJ NOCY

Styczeń się wlecze. Kęsy czasu sennej ucieczce bezskutecznej
pokonywanie. Stoi w miejscu zegar i trwa więzienny chłód.
Zima. Znów ktoś kogoś nie powstrzymał. I banialuki swoje plótł,
tak niebezpiecznie, że niegrzecznie.

Gdzieś się otarły o najwyższe potrzeby serca i ludzkości
słowa i gesty. Ośmieszone, zamilkły. Już tylko popiół. Tylko chłód.
I wielki głód. Nienasycenie. Nie ma człowieka, tylko Bóg,
w swojej kosmicznej odległości.

Pokarm zanika.
Pozostaje w talerzu świata podtrzymanie
przy życiu. Barwna breja. Wątpliwości.
Rodzi się życie. Rośnie płód. Byt bez odwagi i miłości.
Odwieczny strach. Zwierzęcy ból nieustannego polowania.

31 stycznia 2000 Katowice

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2000, Nie daję ci czytać moich wierszy i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *