Styczeń się wlecze. Kęsy czasu sennej ucieczce bezskutecznej
pokonywanie. Stoi w miejscu zegar i trwa więzienny chłód.
Zima. Znów ktoś kogoś nie powstrzymał. I banialuki swoje plótł,
tak niebezpiecznie, że niegrzecznie.
Gdzieś się otarły o najwyższe potrzeby serca i ludzkości
słowa i gesty. Ośmieszone, zamilkły. Już tylko popiół. Tylko chłód.
I wielki głód. Nienasycenie. Nie ma człowieka, tylko Bóg,
w swojej kosmicznej odległości.
Pokarm zanika.
Pozostaje w talerzu świata podtrzymanie
przy życiu. Barwna breja. Wątpliwości.
Rodzi się życie. Rośnie płód. Byt bez odwagi i miłości.
Odwieczny strach. Zwierzęcy ból nieustannego polowania.
31 stycznia 2000 Katowice