Literatura moralnego niepokoju

“wszystko co żywe jest święte
Willam Blake
Podejmowana w literaturze młodych pisarzy tematyka pracy w konsekwencji zmian ustrojowych w Polsce analizowana dokładnie przez Kingę Dunin niewiele ma wspólnego z takim zjawiskiem, jak np. kino moralnego niepokoju. Środki artystyczne, mające poruszyć sumieniem odbiorcy, a nawet wpłynąć na bieg wydarzeń historycznych polskiej kinematografii lat siedemdziesiątych zastosowane w dzisiejszej literaturze są nieme. Czytam bez współczucia o heroicznym urzędniku bankowym, któremu nie podobają się koleżanki urzędniczki, o roznosicielu ulotek, czy bohaterce po studiach szukającej pracy.

Czytając dzisiaj „Grona gniewu”, które, jak poetycznie dowodzi autor, mnożą się w pozbawionych pracy Amerykanach czasów Wielkiego Kryzysu, czytelnik żenuje się własną możliwością jedzenia i picia. Exodus głodnych, ciągnących na zachód wysiedleńców przypomina bardziej „Archipelag Gułag” Sołżenicyna, niż Dickensowską krzywdę. Realizm Steinbecka jest straszny, powalający, a zarazem wolny od rdzy i martwoty dziennikarskich newsów. Jest w Steinbecku coś zniewalającego, czego brak najnowszej polskiej prozie. Geniusz Steinbecka realizuje się zawsze w opisie jednostki, jej „duszy wyższego rzędu” (Emerson), która łączy się niewidzialnymi nićmi z humanitarnie pojętą ludzkością, co czytelnikowi daje poczucie bezpieczeństwa i nadzieję.

Lewicowość „Gron Gniewu” mimo niespotykanego nawet na dzisiejsze warunki sukcesu wydawniczego spowodowało w niektórych Stanach jej zakaz, pogróżki polityków i obrażenie się na pisarza jego rodzinnej Kalifornii (musiał ją opuścić i zamieszkał w Nowym Jorku). Podróż do Europy w przededniu wybuchu II wojny światowej okazuje mu faszyzującą burżuazję i komunizujących intelektualistów. Obie opcje odrzuca. Kraje skandynawskie przyjmują go po królewsku za teksty wojenne wspierające ich opozycje przeciw Hitlerowi. Sowiecka Moskwa wita go przychylnie, ale spotykając Szołochowa dowiaduje się, że jego utwory są tam na indeksie. Należąc po wojnie do komitetu „ludzie ludziom”, złożonych ze sławnych pisarzy, którzy zainicjowali petycję o uwolnienie Ezry Ponda, nieoczekiwanie się temu sprzeciwia (Pounda uwolniono za sprawą Williama Faulknera).

Gdy Krajowa Komisja do spraw Działalności Antyamerykańskiej postawiła Artura Millera w stan oskarżenia, napisał: Nie wiem, co bym zrobił, gdybym był w skórze Arthura Millera, ale dla samego siebie i dla moich dzieci chciałbym mieć na tyle odwagi, by umacniać i bronić mojej osobistej moralności, tak, jak robi to on. Jestem w najwyższym stopniu przekonany, że naszemu krajowi lepiej służy odwaga i moralność jednostki, niż bezpieczny i publiczny patriotyzm, który doktor Johnson nazywa „Ostatnim schronieniem drani”.

Biograf przytacza też aforyzm polskiego studenta z lat pięćdziesiątych, przekazanego Steinbekowi przez innego amerykańskiego pisarza z warszawskich wykładów: w kapitalizmie jest wyzysk człowieka przez człowieka, a w komunizmie na odwrót.

Lata sześćdziesiąte Steinbeck rozpoczął wędrówką samochodową po Stanach Zjednoczonych, oglądając je innymi oczyma niż w „Gronach gniewu”. We wszystkich moich obecnych podróżach widziałem bardzo mało rzeczywistej biedy; mam na myśli te przerażającą, skrajną biedę lat trzydziestych. To przynajmniej było rzeczywiste i namacalne. Natomiast widziałem coś obrzydliwego, rodzaj wyniszczającej choroby. Były to życzenia, ale brak chęci(…) Ciągle myślę, że brakuje nam nacisków, które czynią ludzi silnymi, i cierpień, które czynią ich wielkimi. Naciski to długi, pragnienia to chęć posiadania większej liczby materialnych zabawek, a cierpienie to nuda. Przez ten czas nasz kraj stał się krainą niezadowolenia.

Wszystko, co pisał Steibeck przesiąknięte było opisem świata dalekim od obiektywizmu i wyprzedzają strukturalne odkrycia Derridy czy Foucaulta. Słusznie zauważa Gore Vidal: powstałe z codziennych zdarzeń, z bieżących okoliczności. On nie >>wymyślał<< rzeczy; on je >>znajdował<<, >>stwierdzał<<.

Moralne przesłanie wysłowione w mowie noblowskiej stanowi jakiś przynajmniej mglisty dowód na sens literatury: Literatura nie jest tym, co głoszą bladzi i zniewieściali kapłani krytyki, śpiewający swoje litanie w pustych kościołach. Nie jest zabawą wybrańców odgradzających się od otoczenia ani hochsztaplerów nie znających prawdziwej rozpaczy. Literatura jest równie stara jak mowa. Wyrosła z ludzkiej potrzeby i zmieniła się o tyle, że stała się bardziej potrzebna (…) człowiek stał się naszym największym zagrożeniem i naszą jedyną nadzieją. Tak więc dzisiaj można by sparafrazować świętego Jana Apostoła: Na końcu jest słowo, a słowo jest u człowieka i człowiekiem jest słowo.

Jay Parini
John Steinbeck lekceważony noblista
przełożył z angielskiego Jan Maciej Głogoczowski
Twój Styl 2005

 

wyeth.jpg

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na Literatura moralnego niepokoju

  1. tajnapolska pisze:

    z zapowiadanego capote wyszedł steinbeck, pamiętam że jeździł furgonetką po stanach i urządził sobie w niej pralkę, wkładał do kosza ubranie, sypał proszek, i po całym dniu jeżdżenia miał wyprane rzeczy; nie zapamiętałem za to wielu innych ważniejszych rzeczy, może poza tym, jak z kinga, że wszedł raz do jakiegoś dużego baru, w którym nikogo nie było, czekał trochę, rozglądał się i w końcu znalazł w salaterce chyba kawałek palca, wyszedł stamtąd szybko i oglądając się odjechał, napisał, że do dzisiaj nie wie, co tam się przydarzyło, szkoda że wiecęj nie pamiętam i nie czytałem jeszcze gron gniewu
    ~tajna, 2006-07-07 20:08

  2. Mila pisze:

    Tak, palec w salaterce, to bardzo niemoralne. Całe szczęście nie dotyczy to Polski. Ani tych patriotycznych drani.
    ~Mila, 2006-07-10 12:19

  3. najlepsza uczennica klasy po maturze, pisze:

    “Grona gniewu” są trochę staroświeckie, nikt chyba już tego nie czyta, chociaż podobno jest to amerykańska lektura szkolna. Ja przeczytałam, jest to piękny literacki jezyk, bardzo potrzebny rzeczywiście współczesnej polskiej literaturze, jeśli chcą iść w tym kierunku i sie nie ośmieszyć. Mysle, że próbował Ryszard Kapuściński, ale jest zbyt mało artystą i zbyt dużo dziennikarzem, by takiemu trudnemu zadaniu podołać.
    ~najlepsza uczennica klasy po maturze, 2006-07-18 12:50

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *