Tak jak zawsze, za oknem są inne pejzaże
i jak zawsze z pościeli mnie ciepłą wyjęto
zamieniono twarz świętą
w całkiem obce twarze,
by senną przynętą
tkwić w kącie przedziału…
(czy się teraz odważę
podnieść senne powieki
na te smutne pejzaże
nie ma ciebie w nich przecież…)
Tak jak zawsze zegary na stacjach wytrwale
z nieuchronną precyzją, w której jest niepokój,
oddalają mi ciebie i łóżko, i spokój
w pól widnokręgi i nieba owale,
w ten koszmarny spokój
smutnego przedziału…
(czy się teraz odważę
podnieść senne powieki
na te smutne pejzaże
nie ma ciebie w nich przecież…)
Tak jak zawsze, jest ciągłość i koniec początku,
i zwykle jakieś drogi na orbicie koła,
znów powrotne pociągi przyjadą do piątku,
wrócę, żeby z peronu cię szeptem wywołać
i oderwać od smutku
dusznego przedziału…
15 listopada 1971