Te drzwi mieszkania jak powieki,
schody na zewnątrz pełne kroków,
echo znajomych kaszlnięć, głosów,
lecz wszystko poza.
A we mnie ślad uciętych włosów
niesprawiedliwych wciąż wyroków
boskiej opieki
pogubień groza.
A niech otworzą drzwi do końca,
ze snu się zbudzę bez mrugania,
te bezpieczeństwa oczywiste
odrzucę samobójczo.
Bo czy tak trudno o artystę
w świecie wiecznego udawania,
w świecie nietrwałości słońca
gdy nie pozwolą żyć wybiórczo.
16 października 1983