Laureaci Nike 2005 – Andrzej Stasiuk

Nigdy nie pisz reportaży z podróży

Danilo Kiś

Warto mieć w domu na półce laureata ubiegłorocznej Nike. Chociażby na wypadek, gdy staniemy się ofiarą zastawionej przez bogatych znajomych pułapki i pod pretekstem bankietu pokażą nam nieustannie opowiadając, kilka tysięcy zdjęć z egzotycznych wakacji. Stan zatrucia można po powrocie zniwelować, zanurzając się w pięknej prozie Andrzeja Stasiuka.

Kto jednak, pamiętając sławnego „dupala” z debiutanckich „Murów Hebronu” i wywiady pisarza, używającego, jak większość w Polsce, posiłkowego słowa „kurwa”, bez którego nie istniałaby między rodakami żadna międzyludzka komunikacja, nie odczuje powiązań z dawnym autorem. Dzisiejszy Stasiuk, oprócz kilkakrotnego użycia metafory świata rozpadającego się „w drobne chujki” i „pierdolnika”, jest nadzwyczaj poprawny.

Stasiuk, jak i całe pokolenie „brulionu” nigdy ‘patafizykiem nie był. Zdaje się, że ta młodzieńcza choroba była w starym ustroju trwale trzebiona już w kołysce przez twardy, proletariacki wychów w kierunku zasiarczonego J23 i śmierdzących papierosów. Te dwie używki, rekompensujące opary absurdu odnajduje pisarz w czasie swojej wędrówki pod różnymi egzotycznymi nazwami, ale, jak profesjonalny, tresowany pies, zawsze je w końcu odnajdzie. Toteż bohater „Jadąc do Babadag” ma zawsze w jednej ręce papierosa nie luksusowej marki, a w drugiej alkohol nie luksusowej marki i rozpadającą się, wytartą na zgięciach, niewygodną, ale ulubioną mapę Europy. I nie tej Europy, do której Polacy aspirują.

Zaręczam, że jechałam z autorem z przyjemnością, wątpiąc cały czas, czy do Babadag wreszcie dotrzemy, co było najmniej w tym przedsięwzięciu istotne. Najprawdopodobniej nieistotne też były wehikuły, wielokrotnie zmieniane: łódki, rowery, samochody, promy, pociągi, autobusy, aż po wehikuł czasu. Ten ostatni, którym autor pamięcią sięga po lata, gdzie na granicy stali młodzieńcy pełniący różnorakie funkcje opresyjne, zniechęcające do podróżowania, wręcz je uniemożliwiające, by podróżni przeżyli bohaterski smak ich przekraczania, poczytując to sobie jako zasługę nadzwyczajnych zalet własnych, jak cierpliwość, odporność na zapachy, znajomość nieznanych nikomu języków, tajnych przeliczników subiektywnej arytmetyki, wreszcie empatycznego przeżycia wspólnej rodziny, co dzięki pierwotnej, jak u ludów prymitywnych wymianie, zwanej brzydko korupcją, dawało w sumie niezapomnianą do końca życia przygodę. Trudno to nazwać sentymentem czy nostalgią. Ja pamiętam watahy półnagich dzieci oblepiające pociągi na dworcu w Bukareszcie, błagające o chleb i papierosy. Stasiuk politykę Ceausescu śniącym o stumilionowym narodzie, zakazującym aborcję i sprzedaż środków antykoncepcyjnych, co w efekcie przyniosło rodzenie dzieci niechcianych i pozamałżeńskich, kwituje upokarzającym obrazkiem dziewczynki, która w knajpie rumuńskiej wsi schyla się po celowo rozsypaną garść papierosów, by zanieść je, jako swoje trofeum starej kobiecie siedzącej na dworcu. Takich pięknych, pisanych mimochodem, egzystencjalnych obrazków jest w książce bardzo dużo.

Stasiuk przyjmuje metodę obserwatora powściągliwego, można umownie nazwać ją metodą Cezanne’a, który nawet wieloletnią kochankę Hortensję malował wstrzemięźliwie, bez czułości, jak jabłko. Wszystko właściwie pisane jest na tej jednej nucie szarości. Ledwie zaznaczone odpryski śladów twórców wielkiej kultury tej ziemi, Emila Ciorana, Danilo Kiśa, Andre Kertesza, po słowa spotykanych przypadkowo ludzi, daje efekt spójności i jednolitej kompozycji, otwartej już na podróżowanie samotne czytelnika, bez książki.

Wszystko, co mogło tam się znaleźć, a nie znalazło, te pytania o dzisiejsze pobojowisko po komunistycznym eksperymencie autor wyrzuca poza książkę. I tę oczywistość, że ludziom wolność psu na budę, że wszystko determinuje odwieczny strach o egzystencję. Prawda, że abstrakcyjny dostęp do człowieczych dóbr zwykli ludzie mają za nic, że będą zawsze tęsknić do niewoli, do porządku nawet, jak im to zagwarantuje polityczny bandyta, jeśli zniweluje ich przerażający lęk o jutro, jest w tej książce uzyskana trudem autorskiego opisu. Właśnie ten trud, dający w konsekwencji efekt przewyższający socjologiczne konkluzje i historyczne badania, jest największą siłą książki. Opisany świat, rozpadający się, jak poćwiartowana licznymi złożeniami ulubiona mapa, świat podzielony sztucznie przez człowieczy gwałt, jest w stanie hibernacji. Czy się obudzi? Pejzaż, którym w piórze Stasiuka tak zachwyca się Jan Błoński, którego, jak napisał, chciałoby się „cytować bez końca”, namalowany jest przez współtworzącego go wędrowca, a nie przez obserwatora. Może dlatego w tym przerażającym doświadczeniu upadłej cywilizacji XX wieku tkwi optymizm.

Andrzej Stasiuk
Jadąc do Babadag
Czarne 2005

 

babadag.jpg

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Laureaci Nike 2005 – Andrzej Stasiuk

  1. ef pisze:

    Hmm… Może się skupię i przeczytam, bo na półce jest od dawna, ale jakoś mnie początek zniechęcił i nie wróciłam. Wszystko ma swój czas, “Sto lat samotności” zaczynałam bezskutecznie kilka razy, a potem… miłość! Więc pozostaje nadzieja, że z tym będzie podobnie
    ~ef, 2006-08-27 20:27

  2. Uczennica pisze:

    Ja przeczytałam jeszcze w tamtym roku, ale rzeczywiście, trzeba wielkiego samozaparcia, by dobrnąć do końca. Tam jest taki klimat, jak pisał gdzieś Stasiuk o zimowej depresji, kiedy pisze się coś na karteczkach, by nie zapomnieć czegoś zrobić i te karteczki się zapomina, nie wiadomo, gdzie się je schowało.
    Ale to jest wszystko bardzo bliskie stanom czytelnika, dlatego warto wejść w książkę nie ufajac własnej intuicji, bo czas z nią spędzony, przynajmniej dla mnie, nie był czasem utraconym (ani też niestety, odnalezionym).
    A “Sto lat samotnosci” mnie uwiodło od razu, nie mogłam się oderwać. A już Aliende nie. Metoda twórcza jest bardzo indywidualna i broń Boże ją powielać.
    ~Uczennica, 2006-08-28 12:12

  3. Przechodzień pisze:

    Ef jest zniechęcona początkiem i nie może się skupić, a uczennica uważa, że nie straciła czasu, ale go też nie odnalazła, o ile to w ogóle możliwe, bo to jak być trochę w ciąży. Bardzo to zastanawiające dlaczego jeden z najlepszych współczesnych pisarzy polskich, laureat Nike za tę właśnie książkę nie zachwyca żadnej z trzech osób tu zaglądających, bo i mnie również nie porwał. Tekst Stasiuka wpisuje się w nurt dość obecnie modny, poszukiwany przez wydawców i czytelników, szukania kulturowych korzeni Europy, portretowania małych ojczyzn. I rzeczywiście tam ten pejzaż jest odmalowany pięknie i zgrabnie z dużym dystansem na jednej niemal “szarej nucie”, ale tak jak trafnie pisze Ewa, Stasiuk wyrzuca z książki wszystko to czym ten świat jest w istocie. A jest w istocie miejscem, z którego, jeśli miałoby się podobne środki jak Stasiuk, chciałoby się po prostu uciec jak najdalej. Wypchany portfel i ogólne zasoby (choć stara się to pomniejszyć) Stasiuka, który niczym Fantomas przemieszcza się po tej zdegradowanej krainie wszystkimi możliwymi wehikułami pozwala przeżyć mocną przygodę, by ją potem w zacisznym i dostatnim Wołowcu opisać. Zamiast wstrząsu mamy sentyment, miast krzyku nostalgiczną depresję. Podobnie jest u rusofila Wilka w jego “Domu nad Oniego” gdzie autor opuszczając, (a w istocie uciekając) na zawsze wielki drewniany dom wyremontowany sporymi środkami z doprowadzonym przez niego prądem, bo Wilk bez laptopa nie napisałby ni linijki zupełnie się nie dziwi sugestiom swoim tamtejszym przyjaciołom iż zostanie przez miejscową ludność, której kulturę i bogactwo obyczajów opiewa na kilkuset stronach, w try miga spalony, bądź rozkradziony na deski. Ale też nie zamierza go tym swoim przyjaciołom podarować.

    Osobiście mam wątpliwości czy “ten trud, dający w konsekwencji efekt przewyższający socjologiczne konkluzje i historyczne badania”, jest największą siłą książki. Uważam że jest to właśnie słabość książki i powód rozczarowania czytelniczego.
    ~Przechodzień, 2006-08-29 11:29

  4. Ewa pisze:

    Chodziło mi Przechodniu o narzędzia socjologiczne i naukowe (historia), które stawiam niżej, niż wartości artystyczne, badające te same zagadnienia, co nauka( temat wymaga rozwinięcia: w skrócie, maszyna jest już nie do użycia wobec postępu technicznego, obraz w dalszym ciągu, malowany kilka wieków temu, przemawia).
    Nie wiem czemu Stasiuk ” nie zachwyca”. Można oczywiście masochistycznie powiedzieć o nas, czytelnikach, że nasza wrażliwość jest zbyt płytka (Błońskiego zachwyca), ale to tłumaczenie dla snobów. Może czasy takie. Może musi się odleżeć i nabrać patyny artystycznej. Może już nie ma piękna?
    Odnośnie Mariusza Wilka, o którym napiszę w ramach zbliżającej się Wielkiej Wygranej, bardzo trafny wpis Katoka Mruczka z 1 września 2006 na blogu “kumple”:
    “Agorowy Chór Staruszków z Miasta Pruszków da nagrodę Mariuszowi za “Wołokę” — ZOBACZYCIE! W tej parainteligenckiej, postPRL-owskiej formacji tli się nadal i wciąż (!) rusofilia spod znaku Bułata Okudżawy i innej Odwilży. Więc chociaż Wilk goni w piętkę ostatnimi czasy, dadzą jemu, zamiast Pedałom, Raperom, Ciotkom Rewolucji, Wujom-Lujom i Bliżej Nieznanym Poetom. Tako rzecze Zamruczekstra”.
    ~EwaBien, 2006-09-02 15:43

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *