KOLIBER
Świecił czerwonym podgardlem nad klombem
wisząc w powietrzu siłą mięśni skrzydeł,
nektar znikał mgnieniem w dziobku.
Jak, patrząc na to, może coś być złem?
Czy po to do kwiatów ten koliber przybył,
by wieńczyć zjawisko, zawisać na czubku?
Słodycz krótka, jak mrugnięcie powieki,
już go nie ma, już drży na innym klombie!
Ale nieboskłon w samotnej kruszynie
nerwowej, pozbawionej opieki,
nie przetrwa bez troski o siebie,
nawet w tak ulotnej, tak malutkiej formie.
Griffith Park, 20 kwietnia 2013